Rok 2023 i poza – czy Polska potrzebuje nauki?

Krasnal Profesorek przy Uniwersytecie Wrocławskim

Patrzenie wstecz ma sens, ale dla mnie głównie po to, żeby zrozumieć otaczający mnie świat i jakość przygotować się na przyszłość. Więc zamiast podsumowywać miniony rok, rzuciłbym okiem w niedaleką przyszłość korzystając z wiedzy o przeszłości. W jednym konkretnym celu, żeby zapytać się o dwie główne osie funkcjonowania systemu szkolnictwa wyższego i nauki, to jest prowadzenie badań naukowych i edukację. Budowę ośrodków, w których rozwijałaby się kultura badań naukowych na światowym poziomie, miał zapewnić program IDUB.

Od początku urzędowania bieżącego Ministra był on zaniedbywany, deprecjonowany, a czasami wręcz w sposób nieprawdziwy charakteryzowany (np. rzekome dążenie uczelni IDUB do przejęcia monopolu na habilitacje i doktoraty). Z wielkiej reformy, jaką projekt miał przynieść, pozostało nieco pieniędzy (po 10% podstawowego budżetu subwencji z 2019 r. dla 10 uczelni i po 2% dla kolejnych 10) i niewiele więcej. W tym roku będzie miało miejsce podsumowanie formalne pierwszej połowy programu, ale już dziś widać wyraźnie, że ten program nie doprowadził do przełomu w rozwoju badań naukowych. Szansa, jaką dawał, została zmarnowana nie tyle przez uczestników, którzy w znaczącej liczbie starali i starają się o projakościowe jego wykorzystanie, ile przez odcięcie jego funkcjonowania od przemyślanego, długofalowego wykorzystywania jego efektów. Najlepiej wykształceni doktoranci nie będą pracować na uczelniach za spłaszczone, minimalne stawki przy 10%, a być może niedługo niższym wskaźniku sukcesu. Wyjazdy zagranicę, zapraszanie najlepszych badaczy zagranicznych, udział w projektach badawczych, publikacje – wszystko to ma głęboki, długofalowy sens. Ale Polska nie skorzysta na tym opierając się na zasadach obecnej, lobbystyczno-transakcyjnej ewaluacji 'jakości badań’, wypłaszczaniu pensji badaczy, braku wysiłków na rzecz budowy wydajnego i szybkiego systemu transferu wiedzy do gospodarki i społeczeństwa, dewaluacji pozycji nauczyciela akademickiego. Te czynniki spowodują raczej nastawienie młodych badaczy na ucieczkę wobec braku perspektyw materialnych i prestiżowych (te zasoby kurczą się tragicznie) oraz na budowanie enklaw doskonałości tam, gdzie badacze z różnych powodów jednak nie będą chcieli poddać się klimatowi przeciętności. Nie jestem czarnowidzem. Uważam, że minione trzy lata pokazały znaczący potencjał rozwoju polskiej nauki, ale też jego strukturalne przeciwności, kulturowe (nie jesteśmy gotowi na akceptację specjalizacji i rozwarstwienia pod kątem doskonałości badań, wdrożeń, dydaktyki) i polityczne (zarówno Partia, jak i partie nie rozumieją i nie są zainteresowane tworzeniem nowoczesnego społeczeństwa i kraju).

Trudno wskazać na jednoznaczne mierniki zmian jakości aktywności naukowej poprzez analizy bibliometryczne, bo te opierają się na trudnych do zaakceptowania założeniach gromadzenia danych w oparciu o bazy med-scinece, pomijają kwestie regionalnego oddziaływania nauki i wdrożeń gospodarczych i społecznych. Dla mnie lepszym miernikiem jest statystyka otrzymywania grantów ERC, przy całej ich specyfice kierowanych do wybitnych badaczy z ciekawymi, nawet jeśli ryzykownymi pomysłami, dobrze osadzonymi w głównych, światowych nurtach badań. I naprawdę widać tu pozytywne zmiany. W latach 2020-2022 badaczy pracujący w polskich jednostkach otrzymali jako kierownicy projektów finansowanie 16 z nich na kwotę 36 milionów euro. W latach 2017-2019 – 9 projektów na kwotę12 milionów euro, zaś dla 2014-2016 było to 10 projektów z 14 milionami euro budżetu. Ten postęp widać też w zmniejszaniu się tragicznej wręcz dysproporcji w stosunku do naszego południowego sąsiada – Czech. Oba kraje startowały z tego samego poziomu naukowego w 1989 r. (może nawet Polska z nieco wyższego wobec mniejszej presji politycznej), ale w Czechach w latach 2014-2016 było lokowanych 14 projektów ERC z 25 milionami budżetu, w latach 2017-2019 – 17 projektów i 22 miliony budżetu, w latach 2020-2022 – 13 projektów i 19 milionów budżetu. To nadal dane zawstydzające nas, bo Polska liczy sobie 38 milionów obywateli, a Czechy – około 10,6 milionów…  ale pokazujące wzrost naszego kapitału naukowego w skali kontynentu. Szału nie ma, ale jest potencjał. Tylko trzeba to powiedzieć szczerze – ten potencjał jest w dwóch ośrodkach – w Warszawie i Krakowie. Spośród 55 projektów ogółem pozyskanych przez Polskę 42 lokowane są w Warszawie (zasługa min. lokalizacji centrali PAN), 7 w Krakowie (UJ), 3 w Poznaniu, 2 w Gdańsku. To nie jest polska specyfika. W Czechach 36 projekty przypadają na Pragę, 12 na Brno, po 3 na Czeskie Budziejowice i Ołomuniec. To lepszy niż u nas wynik, ale centralizacja nadal jest widoczna. Podobnie na Węgrzech, gdzie spośród 75 projektów ERC (na 9,7 mln mieszkańców…) aż 61 przypada na Budapeszt, 12 na Szeged i 2 na Sopron. W tym kontekście próba wykreowania w Polsce 10 lub 20 uczelni badawczych jest nieporozumieniem za środki, jakie na ten cel przeznaczono. Pytanie należałoby zadać inne – skoro widać, że jest spora grupa badaczy chcących niezależnie od otoczenia i presji środowiskowej i politycznej rozwijać badania naukowe, to czy Polska nie powinna ich wspierać w imię pozyskania korzyści dla podatnika łożącego te środki? Na przykład radykalnie zwiększając środki na granty badawcze, których założeniem byłoby tworzenie zespołów angażujących osoby z różnym doświadczniem badawczym, z różnych ośrodków, w tym międzynarodowych o odpowiednim poziomie badań. Tak, lepsi dostaną więcej i będą jeszcze lepsi kształcąc młodszych i wspierając badaczy z mniejszych ośrodków, ale może jest to lepsze rozwiązanie niż rozrzucanie czeków z kartonu i ręczne podwyższanie kategorii i prestiżu w skali całych uczelni? Zwłaszcza, że jak na razie nie widać żadnego ruchu po stronie politycznej, który wskazywałby na posiadanie cienia koncepcji jak wykorzystać efekty projektu IDUB czy osiągnięcia zespołów pracujących w jednostkach PAN, a raczej widać chęć ośmieszenia osób i instytucji, które uwierzyły w sens pracy na rzecz nauki.

Dydaktyka szkół wyższych, a zwłaszcza jej poziom i cel. to zagadnienie warte głębszej refleksji, której boleśnie nam brakuje. Sama liczba wykształconych po 1989 r., odsetek osób z wyższym wykształceniem – to słaby miernik jakości edukacji. Z pewnością jest to miernik ambicji edukacyjnych społeczeństwa, nacisków politycznych najpierw na 'przechowanie’ potencjalnych bezrobotnych, a później na pokazanie wysokiego poziomu cywilizacyjnego aspirującego społeczeństwa. Tyle, że znów zabrakło koncepcji, co dalej? Jak zagospodarować tych wykształconych? I jakie jest to wykształcenie? Interesujące dane dla 2018 r. podał NBP. Otóż wśród migrantów było 25% osób z wyższym wykształceniem, 52% średnie, 22% zasadnicze zawodowe. W tym samym czasie w Polsce pracowało 36% osób z wykształceniem wyższy, 36% – średnim, 29% – zasadniczym zawodowym. Trzeba jednak zastrzec, że są to dane oparte na próbie 4700 migrantów wywiadowanych w 2018 r. Jednak wynika z nich, że studia sprzyjają pozostaniu w Polsce. Najwyraźniej z upływem lat maleje chęć do opuszczenia kraju w związku z nabytym kapitałem i kłopotem z jego równoważną wymianą zagranicą. Skoro tak, skoro uczelnie od lat gwarantują, że większość z ich absolwentów pozostaje w kraju, to czy staliśmy się krajem wysokich technologii, przemysłu kreatywnego, świadomego wspierania przez rządu nowoczesnych branż wytwórczych i rozkwitu start-upów? Polski samochód elektryczny? Polska fabryka szczepionek przeciw COVID? Polskie drony? Ba, może rozwijamy w szczególnej chwili polski przemysł zbrojeniowy, zamiast kupować licencje? Najszybciej bodaj rozwijają się aktywności związane z informatyką i przemysłem kosmicznym, ale to nie one przesądzają o charakterze społeczeństwa i gospodarki, a i w tym przypadku rząd inwestuje w rozwiązania zagraniczne.

Dobitnym uwypukleniem relacji między wykształceniem a potrzebami społeczeństwa mierzonymi poziomem wynagrodzenia (bo jak inaczej zmierzyć bez wnikania w szczegóły zapotrzebowanie społeczne w warunkach wolnego rynku? nawet, jeśli coraz bardziej znacjonalizowanego i upartyjnionego) są średnie wynagrodzenia absolwentów. W 2020 r. jeszcze 6 lat po uzyskaniu dyplomu nie osiągali oni wynagrodzenia równego średnim zarobkom w kraju. Najlepiej pod tym względem wyglądali absolwenci kierunków medycznych (1,5 średniej) i inżynieryjnych (1,3 średniej), bardzo słabo kierunków humanistycznych (0,87). Rozwiewając mit – absolwentów kierunków inżynieryjnych było blisko 28.000, a humanistycznych 18.000 w 2014 r. Z tych ułamkowych danych można co najwyżej wywieść, że choć Polska nie stwarza warunków do rozwoju nowoczesnych technologii, to rozwija średnią kadrę techniczną na potrzeby istniejących i wdrażanych w kraju technologii. Pułapka średniego rozwoju? Tak czy siak – wyższe wykształcenie nie zapewnia w Polsce przyszłości, nie jest gwarantem szybkiego awansu materialnego lub prestiżowego.

Patrząc dziś na dane z najbliższej przeszłości ciężko byłoby odpowiedzieć, czy Polacy uważają, że potrzebują badań naukowych prowadzonych przez Polaków? Jakiejś formy wykształcenia zawodowego na poziomie wyższym – na pewno, choć malejąca liczba studentów, a zwłaszcza odsetek rezygnujących z kształcenia po I stopniu studiów wskazuje, że i tu następuje głęboka zmiana. Stałe dokształcanie się, zdobywanie wiedzy specjalistycznej, potrzebnej do wykonywania bieżących zadań – zapotrzebowanie na to wciąż jest duże. Ale dłuższe formy kształcenia, bardziej teoretycznego nie przynoszą wielu korzyści. Zupełnie zaś nie opłaca się skupiać wyłącznie na nauce. Studenci pracujący w czasie studiów zarabiają lepiej zarówno bezpośrednio po skończeniu studiów, jak i po 6 latach od ich ukończenia. Uważam, że o ile kolejne rządy nie zmienią swojej polityki, to skutkiem ostatnich lat, demagogicznych przemian i deprecjacji etosu naukowca, będzie odejście polskiego ekosystemu szkolnictwa wyższego od ambicji naukowych i skierowanie go niemal wyłącznie w kierunku zawodowo-dydaktycznym. Z mojej perspektywy to błąd, bo oznacza to istotne osłabienie potencjału cywilizacyjnego i kulturowego społeczeństwa w obliczu dynamicznego rozwoju sąsiadów. Na chwilę wracając do wątku grantów ERC – poza przykładem czeskim spójrzmy kraj związkowy Saksonia, dawniej część NRD, który startując z podobnego poziomu co Polska, pozyskał ogółem 76 grantów ERC (63 Drezno i okolice, Lipsk 13), na kwotę 114 milionów euro. I tak, stało się to dzięki inwestycjom rządowym i znacznej wymianie badaczy.

Wciąż uważam, że naukowcy i absolwenci szkół wyższych pracujący w Polsce mogą zmienić ten kraj. Wierzę, że będą chcieli, gdy nadarzy się okazja. Trzymam za nas kciuki.

 

Dlaczego należy zlikwidować ewaluację jakości badań?

Kolejna runda farsy (bo to już nie jest ani tragedia, ani nawet komedia) ewaluacyjnej właśnie się kończy. Minister podnosi kategorie, za chwilę zobaczymy – albo i nie – wyniki tych działań ze stosownie większą liczbą dyscyplin z kategorią A+, A i B+. KEN mimo oporów spełnił swoje zadanie jako listek figowy, a jego przewodniczący odpowiednio pokierował wynikami prac. By wprowadzić element współczesności – po pięciu latach dość nudnego meczu, który zakończył się błyskotliwym zamieszaniem, zmianami regulaminu, wymianą piłek ze standardowych na kamienne dla jednych, a puchowe dla drugich, po usunięciu bramkarzy, poszerzeniu bramek na szerokość boiska i wreszcie po dodaniu stosownej liczby bramek przez prezesa MEN bez względu na wynik meczu do jednej bramki, dowiemy się, że wszyscy są świetni. Niektórzy mniej, niektórzy bardziej, ale wszyscy są świetni. A skoro wszyscy są świetni, to po co się nad tym długo zastanawiać i wydawać góry pieniędzy oraz spędzać oceany czasu na przygotowanie i przeprowadzanie ewaluacji, nie wspominając o wewnętrznych napięciach, konfliktach, ambicjach…

Czytaj dalejDlaczego należy zlikwidować ewaluację jakości badań?

Co jest najważniejsze?

Wszelkie apele do Ministra i Partii są pozbawione sensu. Było ich wiele i o ile nie towarzyszył im lobbing wewnątrz Partii lub rodzin członków Partii, nie zdawały się na nic. Protesty, masowe i długotrwałe, mają więcej sensu – ale i one wymagają cierpliwości i naprawdę masowego poparcia. Stąd czytałem z pewną nostalgią i z zazdrością o poczucie sprawczości uchwałę Zgromadzenia Plenarnego KRASP z 25 listopada 2022 r., które apelowało o różne kwestie. Wiadomo już, że Minister nie przejął się tymi apelami – bez złudzeń, Panowie. I nie zamierzałem o tym pisać, ale czytając wywiad z Bogusławm Grabowskim uderzyła mnie jego – bliska mi – ocena sytuacji w edukacji, w tym w naszym sektorze:

Pisowska edukacja to wrzucanie kijanek do garnka z gotowaną wodą, one nie wyskoczą, są bezbronne. (…) Ludzie mają wiarę, przeświadczenie, a dopiero potem poglądy. (…) PiS w edukacji chce przesunąć swoje narzucane poglądy do poziomu przeświadczenia. To też model wschodni, większość Rosjan ma przeświadczenie, że ich państwo jest czymś szczególnym, a wokół wrogie siły. Zamiast uczenia historii poprzez ciągłą nawalankę z Niemcami, te bitwy pod Cedynią, Grunwaldem itd., można też uczyć o przekształcaniu się sił wytwórczych, sposobie uprawiania ziemi, nabywaniu coraz większych praw przez chłopów i kobiety. Te tysiąc lat mogę pani opowiedzieć inaczej. Edukację zabałaganiliśmy 30 lat temu. Najgorsze są uniwersytety, nasz najlepszy jest w czwartej setce. A fundamentem wszelkich rozwiązań instytucjonalnych i prawnych jest kształtowanie ludzi do wolności i demokracji poprzez edukację.

Jakkolwiek brzmi to boleśnie, tak wygląda ogląd naszego sektora w oczach osoby mającej szeroką wiedzę i ponadpolskie horyzonty, możliwość refleksji niezależnej od bieżącej polityki uczelniano-sektorowej i konkretną wizję potrzeb modernizacyjnych kraju. Potrzeb, których nasz sektor kompletnie nie jest w stanie zaspokoić – powtórzę, w oczach obserwatora z zewnątrz o dużej wiedzy i niezależności od bieżących interesów sektora. Nie uważam, żeby rankingi były naszym najważniejszym problemem, choć podejście do nich wiele o nas mówi – pisałem o tym zresztą w innym miejscu. Co zatem nim jest?

Czytaj dalejCo jest najważniejsze?

ELA i mało wesołe perspektywy absolwentów

Spojrzałem dziś z ciekawością na nową odsłonę ELA – Ekonomicznych Losów Absolwentów. O poprzednich edycjach nie miałem najlepszego zdania, obecna powiela część kłopotów związanych ze sposobem zasilania danymi. Podstawą są systemy państwowe, głównie ZUSowe, co oznacza, że statystyki nie obejmują emigrantów, co w przypadku absolwentów studiów jest pewnym wyzwaniem. Zestawienia i porównania nadal można budować ograniczonym zakresie, także w tak zwanej strefie eksperta. Zestawienia w tej ostatniej są dość szczegółowe, ale… Nie da się zbudować zestawień porównywalnych szkół lub ośrodków, można jedynie porównywać do 4 wyników poszczególnych zestawień. Szkoda, bo w ten sposób można byłoby ocenić wydajność poszczególnych elementów składających się na nasz system. Zwłaszcza, że niektóre dane – o czym za chwilę – mogą zaskakiwać. Niestety, nie potrafiłem znaleźć anonsowanych możliwości zestawień przekrojowych, diachronicznych dla zarobków lub wskaźnika bezrobocia poza poszczególnymi kierunkami dla danej uczelni w latach 2014-2015. OPI odpowiednimi danymi dysponuje, skoro na ich podstawie Minister twierdzi, że kończący studia mają szanse na wyższe wynagrodzenia w dłuższym okresie czasu, niż opuszczający studia. Szkoda, że możliwość wykorzystania tych danych w systemie przez odbiorcę jest mocno ograniczone. Tym niemniej nieco ciekawych imformacji  można wyciągnąć i chyba warto się nad nimi pochylić nie tylko z perspektywy rodzica troszczącego się o przyszłość dziecka – choć też – ale również zarządzających i decydujących o przyszłości swoich uczelni.

Czytaj dalejELA i mało wesołe perspektywy absolwentów

72-letni rektorzy i związki zawodowe w radzie uczelni, mądre naukowczynie

Zmian w ustawie Prawo o Szkolnictwie Wyższym i Nauce było już tyle, że w zasadzie niewiele uwagi poświęca się nowelizacji która zbliża się dużymi krokami. Wiele w niej jest korekt wynikających z dostosowania prawa do realiów funkcjonowania systemu – szczegóły dotyczące postepowań doktorskich i habilitacyjnych, cenna możliwość uznawania efektów praktyk studentom wykonującym pracę zawodową lub wolontariat w zakresie przedmiotu kształcenia i dziesiątki innych drobnych, ciekawych zmian. Choć mam nieodparte wrażenie, że ustawa staje się biurokratycznym pomnikiem, który wchłania coraz więcej szczegółów w swój obręb. A to nie jest zdrowa sytuacja, sprzeczna z samą ideą tej ustawy, która miała przecież deregulować. Tymczasem reguluje coraz bardziej i coraz więcej. A czasami sprytnie przemykają w nowelizacjach zmiany które, no cóż, są kolejnymi pomysłami lobbystów na powrót do 'starych, dobrych czasów’, lub na uprzywilejowanie tych, których uprzywilejować należy.

Czytaj dalej72-letni rektorzy i związki zawodowe w radzie uczelni, mądre naukowczynie

Czy humanistyka na uczelniach ma sens?

To nie jest post narzekający. Ale zachęcający moich koleżanki i kolegów humanistów do refleksji, a pozostałych – przynajmniej do chwili zastanowienia. Mary Beard przyjmując nagrodę THE powiedziała odnosząc się do sytuacji w Wielkiej Brytanii cięć kursów prowadzonych z zakresu szeroko rozumianej humanistyki na różnych uczelniach, że obawia się, iż możemy być świadkiem 'palenia humanistyki na stosie’. W przypadku Wielkiej Brytanii wynika to z łączenia rządowego finansowania uczelni i kierunków na nich prowadzonych z wynagrodzeniami i zatrudnieniem absolwentów (system jest skomplikowany, ale w zarysie o to w nim chodzi). Czy jest to nowa sytuacja?

Czytaj dalejCzy humanistyka na uczelniach ma sens?

Trzeba wzmocnić pozycję ministra?

Przede wszystkim przepraszam za opóźnienie w przygotowaniu wpisu – z powodu wyjazdu nie udało mi się go przygotować wczoraj. Dziś też krótko, bo niewiele mam powodów do optymizmu. Ale jeden powód do uśmiechu szerokiego jak dawna ojczyzna chłopów i robotników znalazłem. Otóż jest nią wypowiedź przewodniczącego ZNP, który po rozmowie z Ministrem Przemysławem Czarnkiem, podniesiony na duchu jego pełnym zrozumieniem dla spraw szkół, stwierdził:

Minister też nie jest zadowolony z poziomu finansowania oświaty?

– Trzeba przyznać, że nie jest zadowolony. Chodzi teraz o to, by na posiedzeniu Rady Ministrów był równie otwarty co z nami. By umiał uderzyć pięścią w stół. Pozycja ministra edukacji powinna być w rządzie silniejsza.

Trzeba też podkreślić, że celem państwa nie jest wywoływanie wojny ideologicznej. Tylko budowanie bezpłatnej edukacji na wysokim poziomie. Tego nie zrobi się siłą wolontariatu.

No więc widzę w tej wypowiedzi pewną sprzeczność. Jeśli oświata nie ma służyć wojnie ideologicznej, to akurat wzmocnienie Ministra nie jest nadmiernie logicznym postulatem. Rozumiem jednak, że pan Broniarz walczy w ten sposób o dodatkowe pieniądze dla szkół i podniesienie wynagrodzeń nauczycieli. W pełni rozumiem ten postulat, zupełnie nie rozumiem zaś drogi do jego realizacji. Ale o to mniejsza. Dla mnie ważniejsze są dwa pytania: 1) czym zajmuje się dziś minister edukacji?; 2) jak wysokie jest finansowanie edukacji w Polsce na tle innych krajów Unii Europejskiej?

Czytaj dalejTrzeba wzmocnić pozycję ministra?

Autonomia i indywidualizacja kształcenia to konieczność, zamach na nie to absurd

„Nasz projekt ma charakter państwowy. Ma wzmocnić państwo, bo państwo nie powinno abdykować w sferze wychowania dzieci i młodzieży. Autonomia szkół to absurd”. To słowa posła Zbigniewa Dolaty reprezentującego Partię, wygłoszone w trakcie obrad komisji sejmowej opiniującej zmiany w ustawie Prawo Oświatowe formalnie zgłoszone przez posłów, faktycznie przekazujące wolę MEiN. Sejm przegłosował te zmiany. Teraz czeka nas – mam nadzieję – odrzucenie przez Senat i decyzja Prezydenta. Sama w sobie jest to ciekawa sytuacja, bo Partia przyparła swojego własnego Prezydenta do muru, odrzucając jego wizję – oględnie mówiąc dziwną, ale jednak – dowartościowania rodziców w procesie wychowywania dzieci na rzecz scentralizowania i kontroli systemu edukacji przez urzędników państwowych. Pomijam inne wypowiedzi Partii na temat projektu, bo one jedynie dopełniają cytowane wyżej słowa. Interesuje mnie inny aspekt tej sytuacji – wyobrażenie Partii i jej zwolenników o tym, czym ma być edukacja?

Państwo już teraz dużo zrobiło, by centralizować treści nauczania i rozbić mechanizmy dostosowujące edukację do współczesności. Zniechęcenie nauczycieli do aktywności, wnikliwe kontrole kuratorium pod kątem zgodności nauczania z podstawa programową i wytycznymi dotyczącymi dokumentacji procesu kształcenia, łopatologiczne podręczniki zalecane jako niezbędne w procesie edukacji, likwidacja ścieżek międzyprzedmiotowych, wyszydzenie nauczycieli jako zawodu, o wynagrodzeniach, a właściwie ich przeraźliwie sztywnym i demotywującym do działania charakterze nie wspominając – nic nie zachęca dziś do kreatywności i otwartości pracowników oświaty w placówkach publicznych. Pod kontrolą państwa w coraz większym stopniu znajdują się szkoły niepubliczne. Które teraz mają być nie tylko wnikliwie kontrolowane przez kuratorów, ale w razie niewypełniania szczegółowych zaleceń wykreślane z katalogu jednostek edukacyjnych decyzją kuratorską. Ograniczenia edukacji domowej przewidywane w projekcie 'poselskim’ zelżały? Pozornie, kontrola kuratora nad poszczególnymi egzaminami pozostała w projekcie, możliwość likwidacji szkoły w przypadku stwierdzenia 'nieprawidłowości’ została, rejonizacja z dokładnością do województwa i jego sąsiadów została. A jak będą działać kuratorzy słysząc od swojego szefa, że edukacja domowa to 'mafia finansowa’? Z jakiegoś powodu urzędnicy MEiN i Pan Minister uważają, że rodzice tak sami z siebie, z radością rezygnują z własnego życia zawodowego i przestrzeni prywatności na wiele lat – co w praktyce oznacza wypadnięcie z rynku na duuużo dłużej – by samemu uczyć swe dzieci. Nie dlatego, że szkoły publiczne i niepubliczne nie są gotowe, a czasami po prostu nie potrafią zając się dziećmi odbiegającymi od przeciętnej i wymagających szczególnej troski. Pan Minister i jego urzędnicy wiedzą lepiej, że to wszystko zasłona dymna i chęć darmowych, niepłatnych wakacji dla rodziców, którzy i tak przyszłości nie mają przed sobą, skoro dzieci już posiadają i je wychowują. Państwo wie przecież lepiej, jak zinstytucjonalizować nasze dzieci.

Dobrze, za dużo sarkazmu. Ale jest w tym mój osobisty lęk – edukacja w dzisiejszym świecie musi być autonomiczna, zindywidualizowana, wspierająca kreatywność. To nie wyklucza kontroli państwa nad podstawowymi wartościami przekazywanymi w szkołach wszystkich rodzajów i typów: uniwersalizm edukacji i jej języka, równość prawa do kształcenia, wolność i otwartość, świecki charakter zgodny z konstytucją RP. Ale tam, gdzie w grę wchodzą ścieżki edukacji, sposoby dostarczania wiedzy, opieki nad jej wykorzystywaniem, poszukiwaniem, agregowaniem i kreowaniem na tej podstawie nowych pomysłów przez uczniów – tu rola państwa powinna być minimalna, bo żaden urzędnik nie jest w stanie ogarnąć milionów indywidualnych przypadków i potrzeb. Istotna, oczywiście, jest rola państwa w innym zakresie: wspierania edukacji nauczycieli, dowartościowywania kreatywnych i otwartych, nawiązujących kontakt z uczniami członków społeczności nauczycielskiej, unikania urawniłowki szkodliwej dla każdego zawodu, a już dla tak kreatywnego jak nauczyciel – zabójczej. Tego jednak nasze państwo ani nie rozumie, ani robić nie chce.

Niestety, nasze państwo najwyraźniej nie zna teraźniejszości i nie dba o przyszłość moich dzieci. Chce powrotu do kształcenia obywateli wykonujących zalecenia zgodne z planem centralnym rządu. I z tego powodu w tym miejscu ośmielam się o tym pisać – edukacja to nie tylko szkoły podstawowa i średnia. To także szkolnictwo wyższe. Jeśli państwo chce formatować obywateli w szkole podstawowej i średniej, to studia niczego nie będą w stanie odwrócić dla większości z nich. Wychowankowie szkoły uczącej według wzorów z lat 50-tych i 60-tych ubiegłego wieku nie będą posiadali kompetencji potrzebnych do myślenia wolnościowego, nieszablonowego, kreatywnego. Ja wiem, że MEiN nie zależy na naszym sektorze, jesteśmy tylko niewiele znaczącym kwiatkiem o przywiędłych płatkach. Ale to nam powinno zależeć, by nasi wychowankowie dziś i jutro byli gotowi na wyzwania, jakie stwarza nauka. Powinniśmy zabierać głos w imieniu naszych przyszłych studentów, jeśli boimy się mówić w imię dobra Polski.

I wreszcie, pamiętajmy – przyjdą także po nas. Jeśli uda się scentralizować i skontrolować kształcenie podstawowe i średnie, kto zabroni zrobić to samo wobec dużo słabszych i podzielonych uczelni wyższych? Nikt w naszej obronie nie kiwnie wtedy palcem, jeśli dziś my będziemy milczeć.

Autonomia szkół to nie jest absurd. W świecie współczesnym to konieczność, jeśli dzieci mają być gotowymi do podjęcia wyzwań nieobliczalnej, chaotycznej przyszłości. Kto tego nie rozumie, niewiele widzi, niewiele wie. Szkoda.

 

Nowe dziedziny i dyscypliny – mało sensu, dużo zdziwień

MEiN ogłosił nową klasyfikację dziedzin i dyscyplin naukowych. Nie wszystkie z proponowanych zmian oceniam negatywnie (doceniam biotechnologię i etnologię, ciekawie rozwiązano problem weterynarii). Ale całość dokumentu, uzasadnienia i procedowanie zmian są smutnym przykładem lekceważenia podstawowych elementów etosu świata nauki. Rodzi wręcz podejrzenie, że tego etosu po prostu nie ma, przynajmniej według MEiN. Na początek może urzędniczy cytat:

Należy wskazać, że nie ma możliwości podjęcia alternatywnych w stosunku do działań o charakterze legislacyjnym środków umożliwiających osiągnięcie zamierzonego celu.

Ów cel to:

Cele, których realizacji służy klasyfikacja na gruncie krajowym, to przede wszystkim stworzenie możliwości przeprowadzenia miarodajnej ewaluacji jakości działalności naukowej, zwanej dalej „ewaluacją”, która zgodnie z art. 265 ust. 4 ustawy jest przeprowadzana w poszczególnych dyscyplinach, umożliwienie rozwoju naukowego pracowników naukowych oraz stworzenie ram prawnych dla rozwoju działalności dydaktycznej uczelni.

Mniejsza o to, że urzędnik piszący ten dokument miesza liczbę mnogą i pojedynczą. Mniejsza, że w dalszym ciągu okazuje się, że w obecnym systemie prawnym klasyfikacje dziedzin i dyscyplin liczy się nie tylko do ewaluacji. Gorzej, że z tej nowomowy już na początku uzasadnienia wyłania się jedna, smutna prawda: w zasadzie nikt nie dba o to, żeby logicznie i przekonująco uzasadnić proponowane zmiany. Które to zmiany wszystkie, jak jeden mąż, okazują się niezbędne dla dobrostanu naszego kraju i wymagają najwyższej sankcji prawnej.

Czytaj dalejNowe dziedziny i dyscypliny – mało sensu, dużo zdziwień

Świecki uniwersytet – wolna szkoła. Nie ma innej drogi

Przez polskie uczelnie wyższe przeszła fala inauguracji, wraz z nią wybrzmiały lęki o finansową stabilność jednostek. Większość, być może wszystkie uczelnie przyjęły regulacje dotyczące tzw. podwyżek wynagrodzeń. Wiemy, że nasze wynagrodzenia, których wartość w 2021 r. spadła o 5%, w roku 2022 zmniejszą swoją wartość o około 10%, w kolejnym roku o kolejne 5-7%, o ile zostaną zrealizowane obietnice dalszych „podwyżek”. W szkolnictwie średnim i podstawowym planowane są kolejne zmiany centralizujące proces kształcenia i funkcjonowania jednostek, w tym utrudniające, a być może uniemożliwiające kształcenie dzieci w ramach edukacji domowej. Dzieci, dla których często to jedyna szansa na dostosowaną dla ich potrzeb edukację. To prawda – wolną od ideologicznego nacisku Partii. Minister uzasadnia istnieniem jakiejś mitycznej – kolejnej – mafii edukacyjnej, która rzekomo wysysa pieniądze z budżetu na… edukację domową. W zamian MEiN ochoczo pragnie rozwoju „nauk teologicznych”, w skład których niepostrzeżenie zaczyna wchodzić „nauka o rodzinie”, w zamierzchłych czasach część socjologii. Dodatkowe dziesiątki milionów złotych wspierają katolickie uniwersytety, kolejne – również dodatkowe – dziesiątki milionów płyną do katolickich szkół średnich, podstawowych i przedszkoli. A pan Prezes mówi, że jedynym zespołem wartości, jaki może połączyć Polaków, są wartości chrześcijańskie.

Czytaj dalejŚwiecki uniwersytet – wolna szkoła. Nie ma innej drogi