Na kryzys – szczerość

Narzekanie nie pomaga. W ostatnim wpisie komentowałem systemowe absurdy polityki finansowej polskich uczelni wyższych, a w szczególności reakcji MEiN na dramatycznie zmieniające się koszty działalności uczelni. I można by o tym długo, ale jedna z dziennikarek – bardzo słusznie – zadała mi pytanie, czy rektor/ka może zrobić coś, by samemu tę sytuację poprawić? Oczywiście, nie ma na to pytanie jednej, uniwersalnej odpowiedzi. Bo – i tu wrócę do tematu, który wielokrotnie już poruszałem – nie ma wzorcowej uczelni i jej derywatów. Uczelnie mają zagwarantowaną szeroką autonomię w zakresie kształtowania swojej misji, a w konsekwencji polityk finansowych. Czy z niej korzystają w sposób racjonalny, to inne zagadnienie i pytanie, które powinny sobie zadać senaty i zespoły rektorskie. Ale w tym kryje się też pierwszy krok, jaki warto zrobić szukając racjonalnego – a tu tylko o takim chciałbym pisać – wyjścia z trudnej dziś sytuacji. Uczelnie powinny jasno i szczerze sobie powiedzieć, jaka jest lub ma być ich misja w zmieniającym się świecie?

Czytaj dalejNa kryzys – szczerość

Finanse uczelni – czas apokalipsy?

Finanse publicznych uczelni wyższych w Polsce powinny być przedmiotem wykładanym w Unseen University of Ankh Morpork. Dla osoby patrzącej z boku to istna zagadka. No bo tak – uczelnie publiczne nie mogą prowadzić działalności komercyjnej. Ale mogą sprzedawać usługi, w tym związane ze sprzedażą patentów. Co do zasady nie mogą czerpać żadnych zysków z prowadzonej działalności dydaktycznej, także odpłatnej. Pozyskiwane środki powinny pokrywać koszt prowadzenia zajęć i obsługi studiów – nic więcej. Także koszty pośrednie grantów nie mogą służyć na zabezpieczenie innych kosztów, niż koszty związanych z obsługą projektów. Ma to wszystko sens – uczelnie publiczne są od prowadzenia działalności dydaktycznej i naukowej, nie zaś od generowania zysków, bo to może spowodować odwrócenie uwagi świata uczonych – delikatnego jak dojrzały kwiat mniszka lekarskiego – od jego zasadniczego powołania i zwrócenie uwagi moich koleżanek i kolegów na przyziemne uwarunkowania ekonomiczne. Tak jednak nie jest – powtórzę. Przynajmniej w sferze prawa.

W życiu jednak dzieją się czary. Bo uczelnie powinny się utrzymywać z tzw. subwencji, czyli środków przekazywanych przez rząd. W końcu są jednostkami sektora finansów publicznych, zabezpieczają jedną z istotnych sfer usług publicznych jaką jest bezpłatny (taaaak) dostęp do edukacji dla wszystkich. Jak zatem jest możliwe, że ta subwencja pokrywała w 2021 r. 2/3 kosztów operacyjnych tych przedsiębiorstw państwowych, ale nie spowodowało to ich bankructwa? Ba, niemal wszystkie uczelnie wykazywały się pewnym, z reguły niewielkim, nie przekraczającym 1% wartości subwencji zyskiem? Czary?

Czytaj dalejFinanse uczelni – czas apokalipsy?

Polska – świat bez nauki

Czy zastanawiali się Państwo kiedyś, jak wyglądałby świat bez nauki? A może inaczej – bez szacunku dla nauki i bez rozróżnienia między 'narracjami’ a nauką, za to z rozbudowaną sferą 'pracowników nauki’? Otóż jeśli ktoś jest ciekawy takiego eksperymentu, moim zdaniem powinien przyjrzeć się ostatnim tygodniom w naszym kraju.

Dla mnie bez wątpienia najważniejsze wydarzenie to katastrofa ekologiczna na Odrze. Nie tylko dlatego, że to arteria życia mojego ukochanego Śląska. Przede wszystkim dlatego, że to jedna z kluczowych osi bioróżnorodności naszego kraju. Jeszcze nieuregulowana, pełna życia, meandrów, rozlewisk, wciąż żywa rzeka. Była. Nie przestają mnie zadziwiać koleżanki i koledzy poważnie piszący, że to tylko 'trochę śniętych ryb’, a w ogóle są ważniejsze tematy niż 'śnięte ryby’. Dla mnie jako historyka to niewyobrażalne krótkoumysłowie. Człowiek jest częścią wielkiego systemu połączonych ze sobą bytów żyjących i niezależnie od poglądów politycznych i religii powinien zdawać sobie sprawę, że interwencja w ten system zawsze dotknie i jego samego i jego potomstwo. Dramat na Odrze jest jednak kwintesencją obecnego podejścia do nauki, jest skutkiem tego podejścia. Co gorsza, jest też zapowiedzią tego, co może nas czekać za chwilę.

Czytaj dalejPolska – świat bez nauki

Ewaluacja to tylko symptom. Albo obudzimy się tu i teraz, albo w ogóle

Choć z lodówki wygląda ewaluacja, zwłaszcza po ogłoszeniu list kategorii sugerowanych przez KEN i przyznanych przez Ministra, nie chciałbym poświęcać jej wiele miejsca. Dane, które otrzymaliśmy, nie dają transparentnego obrazu procesu. Jest sporo zaskoczeń, paradoksów wynikających z manipulacji liczbą N i punktacją artykułów w czasopismach. Ale byliśmy przecież na to przygotowani. Oczywiście, można się pocieszać, że kategorie A i A+ są sygnałem wysokiej jakości badań. Być może, ale ja wolałbym zobaczyć twarde dane, listy uwzględnionych publikacji i grantów oraz recenzje tak kryterium III, jak ekspertów decydujących o przyznaniu kategorii A+. Bo i w nich z mojej dziedziny, nauk humanistycznych, są zaskoczenia i znaczące pustki. Które pewnie wypełnią się w wyniku odwołań, dopełniając mizerii jakości tej procedury.

Nie, ewaluacja nie jest ani złym bytem samoistnym, ani grzechem jednego ministra. Czy nawet dwóch. Jest przejawem naszego kryzysu tożsamości sektora nauki i szkolnictwa wyższego oraz ogólnego kryzysu miejsca nauki w tkance państw demokratycznych. I można by się zanurzyć w tym kryzysie, gdyby nie fakt, że nie jest on emocjonalno-werbalny, ale bardzo dotkliwie realny. Zwłaszcza przedstawiciele nauk humanistycznych od lat, w rytm kolejnych ograniczeń nakładów na badania i kierunki humanistyczne, wraz z okresowym zamykaniem kolejnych instytucji prowadzących te badania, podnoszą głosy krytyczne wobec systemowego podejścia polityków do nauki. Problem w tym, że niewiele to zmienia. Sytuacja nauki w naszym kraju będzie się nieubłaganie pogarszać wraz z kryzysem ekonomicznym, którego skala już jest duża, a będzie rosła wraz z utrwalaniem skutków inflacji, przedłużającą się wojną i związanym z nią kryzysem energetycznym w realiach skrajnego zapóźnienia technologicznego wywołanego polityką rządzących. Powinno być odwrotnie, nauka powinna wydobywać nas z kryzysu poprzez ścisłą współpracę sektora wytwórczego ze środowiskiem naukowym. Ale tej współpracy nic na duża skalę nie wspiera i wspierać nie będzie. W populistycznym ekosystemie władzy pierwszeństwo będą miały – kto powie, że nieuzasadnione? – potrzeby bezpośrednie, o krótkookresowych skutkach przekładających się na sondaże wyborcze. Środowisko naukowe może sobie wylobbować jakieś zwiększenie nakładów – może wartości połowy wskaźnika inflacji. Ale i to byłoby dużo.

Czytaj dalejEwaluacja to tylko symptom. Albo obudzimy się tu i teraz, albo w ogóle