72-letni rektorzy i związki zawodowe w radzie uczelni, mądre naukowczynie

Zmian w ustawie Prawo o Szkolnictwie Wyższym i Nauce było już tyle, że w zasadzie niewiele uwagi poświęca się nowelizacji która zbliża się dużymi krokami. Wiele w niej jest korekt wynikających z dostosowania prawa do realiów funkcjonowania systemu – szczegóły dotyczące postepowań doktorskich i habilitacyjnych, cenna możliwość uznawania efektów praktyk studentom wykonującym pracę zawodową lub wolontariat w zakresie przedmiotu kształcenia i dziesiątki innych drobnych, ciekawych zmian. Choć mam nieodparte wrażenie, że ustawa staje się biurokratycznym pomnikiem, który wchłania coraz więcej szczegółów w swój obręb. A to nie jest zdrowa sytuacja, sprzeczna z samą ideą tej ustawy, która miała przecież deregulować. Tymczasem reguluje coraz bardziej i coraz więcej. A czasami sprytnie przemykają w nowelizacjach zmiany które, no cóż, są kolejnymi pomysłami lobbystów na powrót do 'starych, dobrych czasów’, lub na uprzywilejowanie tych, których uprzywilejować należy.

W nowelizacji uderza śmiały zapis zmieniający granicę wieku, który do tej pory blokował wprowadzenie do rad wydziału, senatu, rady uczelni – i na funkcję rektora osób, które w chwili rozpoczęcia kadencji ukończyły 67 lat (art. 20, ust. 1, pkt. 7). Zapis był dość logiczny – po 4 latach osoby te miałyby powyżej 70 roku życia, tradycyjnie (bo już związek z prawem tej tradycji jest dziś dyskusyjny) traktowanego jako wiek emerytalny w systemie szkolnictwa wyższego. Wprowadzony zapis gwarantuje wielu obecnym rektorom możliwość ponownego startowania w wyborach. Przypadek? Nie sądzę, bo pamiętam, że w początku prac nad tą zmianą mówiło się wyłącznie o ciałach kolegialnych. Co byłoby racjonalne, przechodząc na emeryturę i tak się traciło w nich członkostwo, a jednocześnie można było stale uczestniczyć w pracach na rzecz uczelni. Obecny zapis ma jednak inny charakter – rektorem będą mogli z powodzeniem być profesorowie 72-73 letni. Czy to dobrze, czy źle? Jeśli przekreślamy barierę 70 lat, to w zasadzie czemu w ogóle wstawiamy jakiekolwiek ograniczenie wiekowe? Ustawa emerytalna nie stwarza obowiązku przejścia na emeryturę w tym wieku i jest nadrzędna wobec zapisów PoSzWiN. Przewiduję, że za 3 lata granica zostanie podwyższona o kolejne lata, albo zniesiona w ogóle. Chyba, że jednak coś drgnie w naszym systemie błyskawicznie wracającym do 'starych dobrych praktyk, które nikomu nie przeszkadzały’.

Równie ciekawy, a kompletnie nonsensowny jest nowy ustęp 3 artykułu 19, który wprowadza obowiązkowy udział w posiedzeniach rady uczelni przedstawicieli wszystkich uczelnianych organizacji związkowych z głosem doradczym. Powiedzmy sobie szczerze – to sparaliżuje prace rady uczelni. Ba, jest to sprzeczne z ideą, jaka przyświecała powoływaniu rad uczelni. Ich zadaniem miało być wprowadzenie zewnętrznego, menadżerskiego spojrzenia na zarządzanie uczelnią. Doradzanie i bardzo łagodne kontrolowanie aktywności rektora. Co z tym mają wspólnego związki zawodowe, które mają bardzo konkretne zadania określone w ustawie o związkach zawodowych? Cóż za paradoks – w radzie uczelni nie ma miejsca dla samorządu doktorantów, jedynym 'reprezentantem’ jakiegoś środowiska jest przedstawiciel samorządu studentów, ale nagle obowiązkowo do udziału w posiedzeniach trzeba dopuścić przedstawicieli grupy zrzeszającej często ułamek pracowników. Gdzie w tym sens? Wyłącznie lobbystyczny. Minister wspiera związki tam, gdzie nie wymaga to pieniędzy, by w ten sposób zdobyć ich sympatię – bezkosztowo. To, czy to ma sens, jak to wpłynie na funkcjonowanie uczelni? Who cares? Argument, że rada uczelni zajmuje się sprawami pracowniczymi, które mogą znajdować się w gestii uprawnień związkowych, i przedstawiciele związków mają dbać, by rada nie podjęła decyzji naruszających ich uprawnienia – jest chyba skierowany do osób nie znających uprawnień rady i realiów jej pracy. Rada nie podejmuje decyzji, które mogłyby naruszyć uprawnienia związków zawodowych. Natomiast tak, może dyskutować o istotnych elementach działania rektora. Co niewątpliwie stanowi przedmiot zainteresowania organizacji związkowych liczących wg poprawki co najmniej 10 osób (tak, tak).

Za karygodny powrót najgłupszego przepisu pierwotnej wersji ustawy, z którego wycofał się w odniesieniu do rektora nawet minister Gowin, uważam dodanie ustępu 5a do artykułu 20, który umożliwi odwołanie członka rady uczelni już w chwili wszczęcia postępowania karnego wniesionego z oskarżenia publicznego o przestępstwo umyślne lub umyślne przestępstwo skarbowe. To kolejny zapis w naszej ustawie, który daje możliwość skazania człowieka, zanim sąd orzeknie, że jest on winny. Ba, doświadczenie mówi, że usunięty na tej podstawie członek rady nie wróci do niej – bo przecież postępowanie będzie trwało. A do niego przylgnie łatka 'usuniętego’. Nieważne, jak absurdalne i polityczne może być oskarżenie i postępowanie. To dawanie do ręki władzy i/lub grup nacisku kolejnego narzędzia brutalnej ingerencji w życie uczelni. O tym, że przeczy to klasycznej zasadzie, że niewinnym jest się do dowiedzenia winy –  nie mówię, bo przecież logika klasycznego, obywatelskiego porządku prawnego nic dziś w naszym sektorze nie znaczy.

To tylko przykłady. Wskazuję je, by nie lekceważyć zmian prawa. Niewiele możemy, ale przynajmniej alarmujmy i pamiętajmy. Być może kiedyś nadejdzie czas, by odwracać to, co lobbing wprowadził. Na przykład taką – dla mnie zabawną – zmianę, że postępowanie nostryfikacyjne mogą prowadzić uczelnie mające w danej dyscyplinie kategorię A i A+, ale z dyscypliny teologia zawsze Uniwersytet Papieski im. JP II w Krakowie. No cóż, najwidoczniej teologia ma się tam nie najlepiej i trzeba zabezpieczyć jej prawa…

Nie będę pisał o maskulinizacji ciał doradczych przy Prezydencie. Powiem więcej – nie interesuje mnie to ciało. Prezydent, który wspiera Ministra, tworzy Akademię Kopernikańską, w pełni na takie ciało zasługuje. Ale rozbawiło mnie wzmożenie niektórych członków, którzy nagle zaapelowali o powołanie kobiet. Członkostwo takich ciał jest ustalane dużo wcześniej. Ucierane i dyskutowane. Wypadało wcześniej protestować. Ale może – drodzy Państwo – kobiety, z natury rozsądniejsze po prostu nie chciały w tym czymś uczestniczyć? Kto wie?