ELA i mało wesołe perspektywy absolwentów

Spojrzałem dziś z ciekawością na nową odsłonę ELA – Ekonomicznych Losów Absolwentów. O poprzednich edycjach nie miałem najlepszego zdania, obecna powiela część kłopotów związanych ze sposobem zasilania danymi. Podstawą są systemy państwowe, głównie ZUSowe, co oznacza, że statystyki nie obejmują emigrantów, co w przypadku absolwentów studiów jest pewnym wyzwaniem. Zestawienia i porównania nadal można budować ograniczonym zakresie, także w tak zwanej strefie eksperta. Zestawienia w tej ostatniej są dość szczegółowe, ale… Nie da się zbudować zestawień porównywalnych szkół lub ośrodków, można jedynie porównywać do 4 wyników poszczególnych zestawień. Szkoda, bo w ten sposób można byłoby ocenić wydajność poszczególnych elementów składających się na nasz system. Zwłaszcza, że niektóre dane – o czym za chwilę – mogą zaskakiwać. Niestety, nie potrafiłem znaleźć anonsowanych możliwości zestawień przekrojowych, diachronicznych dla zarobków lub wskaźnika bezrobocia poza poszczególnymi kierunkami dla danej uczelni w latach 2014-2015. OPI odpowiednimi danymi dysponuje, skoro na ich podstawie Minister twierdzi, że kończący studia mają szanse na wyższe wynagrodzenia w dłuższym okresie czasu, niż opuszczający studia. Szkoda, że możliwość wykorzystania tych danych w systemie przez odbiorcę jest mocno ograniczone. Tym niemniej nieco ciekawych imformacji  można wyciągnąć i chyba warto się nad nimi pochylić nie tylko z perspektywy rodzica troszczącego się o przyszłość dziecka – choć też – ale również zarządzających i decydujących o przyszłości swoich uczelni.

Na początek kilka słów o mojej dyscyplinie, historii, ale raczej jako przykładzie tego, co można wyciągnąć z portalu. Przede wszystkim dużo zdziwienia przy obserwacji zestawień, czyli zbiorczych danych dla studentów rok po skończonych studiach (nie jest to jasno opisane, ale dotyczy absolwentów 2020 r.). W przypadku historii okazuje się, że najwyższą średnią wynagrodzenia uzyskują absolwenci licencjatu z Państwowej Wyższej Szkole Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu – 4273 zł w stosunku do 3741 zł UWr (drugie miejsce) i 3692 UW (trzecie miejsce), w dwóch ostatnich przypadkach chodzi o studia magisterskie. Mamy tu wyraźną anomalię i jej wyjaśnienie uzyskamy wybierając jako czynnik różnicujący kategorie 'bez doświadczenia zawodowego’ i „z doświadczeniem zawodowym’ przed dyplomem. Okazuje się, że wysoka wartość zarobków studentów PWSW wynika z faktu, że wszyscy byli studentami pracującymi przed uzyskaniem dyplomu. Co jednak najciekawsze, w kategorii 'ogółem’, czyli wszystkich studentów z doświadczeniem i bez, PWSW wykazał 33 studentów ze średnią 4273, zaś w kategorii 'z doświadczeniem’ – średnią 4273 dla… 3 studentów. W kategorii 'bez doświadczenia’ nie znalazłem żadnego absolwenta tej szkoły. Ergo, wydaje się, że wprowadzający dane byli nieuważni i wprowadzili 33 absolwentów tam, gdzie powinno być 3. Liczba absolwentów oznaczałaby bowiem, że PWSW ma jeden z najwyższych wskaźników absolwentów I stopnia historii w Polsce (dla UW jest to 30 osób, UMK – 31, UWr – 40). Anomalia powinna zostać wychwycona przez krzyżowe sprawdzanie danych, najwyraźniej tej procedury zabrakło, co jednak budzi niepokój co do wiarygodności danych.

Po odrzuceniu tej anomalii dane pozostałe w zestawieniu nie budzą entuzjazmu. W najlepszym wypadku (5 pierwszych miejsc – uniwersytety w Siedlcach (!), Wrocławiu, Warszawie, Gdańsku, Łodzi) absolwenci studiów magisterskich w rok po otrzymaniu dyplomu zarabiają nieco ponad 60% tego, ile wynosi przeciętnie wynagrodzenie w stosunku do jego miejsca zamieszkania. Absolwenci 8 kolejnych uczelni zaledwie 50-59% średniej. Ba, absolwenci studiów licencjackich w Olsztynie zarabiają lepiej (51%) niż magisterskich (50%), choć różnica jest tu minimalna. I generalnie studenci ze stopniem magistra zarabiają lepiej, niż ci ze stopniem licencjusza. Czasami jednak wartość zarobków jest naprawdę mocno zastanawiająca – magistrzy historii Uniwersytetu Zielonogórskiego w rok po ukończeniu studiów zarabiają 33% średniej! To bardzo zły wynik, poniżej wielu wartości względnych zarobków licencjatów pozostałych uczelni.

Z infografik możemy wyciągnąć cenne dane przekrojowe, ułozone w bardziej przejrzystej formie niż raporty w 'strefie eksperta’. Tu, niestety, OPI poskąpiło nam możliwości wyboru i poruszamy się wśród dziedzin nauk. Co dla mnie było ważnym wskaźnikiem, to względny wskaźnik uzyskiwanych dziś zarobków (w stosunku do średniej w miejscu zamieszkania) absolwentów z lat 2014-2020. Dla nauk humanistycznych są to wartości niebywale smutne. Absolwenci II stopnia z 2014 r. zarabiają dziś przeciętnie 3850 zł (82% średniej), zaś ci z 2020 r. – 3581 zł (65% średniej). Po 6 latach pracy nasi absolwenci zarabiają około 10% więcej, niż ich koledzy, którzy dopiero ukończyli studia. Niewiele więcej, niż wynosi prosty wzrost z tytułu stażu pracy. W porównaniu do skumulowanego wskaźnika dla wszystkich dziedzin wygląda to… niejasno. Tu odpowiednie wartości dla 2014 r. wynoszą – 4572 zł (98%), a dla 2020 r. – 4432 (82%). Czyli zarobki w innych dziedzinach są dużo wyższe, ale przyrosty – niższe.

Ciekawie przedstawia się porównanie wynagrodzeń studentów ze stopniem magistra pracujących w trakcie studiów i wyłącznie studiujących. Pracujący, studiując w dziedzinach nauk humanistycznych, uzyskują w rok po ukończeniu dyplomu wynagrodzenie równe 72% średniej, a ich wyłącznie studiujący koleżanki i koledzy – zaledwie 55%. Ta dysproporcja zmniejsza się z upływem lat i nabywaniem doświadczenia – ale nie znika. Dla absolwentów z 2014 r. różnica wynosi w odpowiednich kategoriach 90% i 78% średniej.  Z mojego punktu widzenia to cenne dane, które wskazują, że skupienie się na studiach nie gwarantuje absolwentom sukcesu zawodowego. Przynajmniej mierzonego wysokością wynagrodzeń. Interesująco przedstawia się zestawienie powyższego poziomu wynagrodzeń z poziomami osób ze stopniem licencjata. Absolwenci z 2014 r. zarabiają dziś 76% średniej miejsca zamieszkania – 6% mniej, niż magistrzy, zaś ci z 2020 r. – 53%, czyli 12% mniej niż magistrzy. Różnica wynagrodzeń maleje i zapewne ostatecznie może się zatrzeć po kilku latach.

Jaką na podstawie tych danych można opowiedzieć historię? Trudno bez danych porównawczych z innych krajów, inaczej biegną też losy studentów różnych kierunków i dziedzin nauki. Część danych jest zaskakująca. W ścisłej czołówce najwyższych wynagrodzeń po 1 roku od dyplomu są osoby dyplomowane po kierunkach pielęgniarskich (170% średniej w miejscu zamieszkania), tuż obok informatyków (nawet 200% średniej), daleko przed absolwentami kierunków medycznych (najwyższy wskaźnik to zaledwie 105%, ale tylko dla jednej uczelni, pozostałe to zaledwie70-90% średniej, a zdarzają się nawet 52% po 12 semestrach studiów na WUMed). Czy takie porównanie może zachęcić absolwentów medycyny do pozostania w kraju?

Bez wątpienia warto zachęcać studentów do pracy w czasie studiów – ale jak to pogodzić z zapewnieniem im odpowiedniej jakości kształcenia? Mam wrażenie, że kształcenie staje się powoli dodatkiem do biegnącej równolegle kariery zawodowej i powinniśmy mocno zastanawiać się nad tym, kogo do jakiego typu kształcenia zachęcamy. Na pewno opłaca się jednak kształcić i zdobywać dyplom magistra – tylko, premia za ten dyplom zaciera się z upływem czasu. Badania z USA wskazują na malejącą wartość wykształcenia na rynku pracy. Podobne zjawisko obserwujemy chyba u nas i powinno to skłaniać do daleko idących przemyśleń nad sposobem i celem kształcenia oraz adresatami naszej oferty.

Dane są bezwzględne – skazywanie absolwentów na pensje w wysokości 30-50% średniej w miejscu zamieszkania wydaje mi się nie do zaakceptowania. Oczywiście, czynnik kulturotwórczy jest ważny, ale czy głodujący absolwent historii tworzyć będzie kulturę, której pragniemy?