Nowa ewaluacja, czyli cała para w gwizdek!

Surykatka

Mój stosunek do ewaluacji jakości badań naukowych w formule obecnej deklarowałem wielokrotnie. Po manipulacjach kolejnych ministrów i kompromitacji procedury ostatniej oceny nadaje się tylko do skasowania. Ale Ministerstwo wie swoje. Powołało zespół, szybciutko przygotowano rekomendacje, pan Minister powiedział, że były szeroko konsultowano (zapewne chodziło o video spotkania z panią Wiceministrą) i… mamy rekomendacje. I nie chodzi o to, że są złe. One po prostu nie są. To jest groch z kapustą, tragiczna mieszanina ciekawych pomysłów, konserwatywnego zaparcia i kuriozalnych ukłonów w stronę kolejnych grup i grupek. A wszystko to firmuje jako przewodniczący zespołu były szef KEJN wspierany przez Ministra Czarnka, który przyklepywał ministra sugestie i dyscyplinował członków Komitetu w trakcie pożal się Boże ewaluacji. Naprawdę, to ma być kolejny sukces demokratycznego rządu?

Od jednego nie uciekniemy. Mierniki są po to, by 1) określić 'stan jest’ ze względu na jakąś cechę. Wtedy nie ma sensu uprzedzać kogokolwiek o charakterze mierników, bo zależy nam na określeniu stanu faktycznego, a nie dostosowania się do naszego narzędzia pomiarowego; 2) skierować osobę lub organizację za pożądany dla nas cel. Wtedy faktycznie wskazujemy na początku okresu pomiarowego sposób mierzenia tak skonstruowany, by jednoznacznie wprowadzał osobę lub instytucję na określone tory działania. Tak działać mają oceny w szkołach, tak powinna działać ocena pracownicza. Skoro kryteria oceny mają być znane przed lub na początku okresu oceny, to 'ewaluacja badań naukowych’ jak ma się teraz nazywać cała procedura (jakość przepadła) ma cały sektor na coś skierować.

Sprawdźmy więc, czy ewaluacja mówi nam, w jakim kierunku mamy pójść?

Czytaj dalejNowa ewaluacja, czyli cała para w gwizdek!

Czas na zmiany. Lepiej nie będzie

Kolejne artykuły prasowe donoszą o malejącym realnie finansowaniu nauki. Omawiając wywiad z Ministrem Kulaskiem pisałem już, że Ministerstwo nie ma żadnego planu, jak zmienić sytuację finansową sektora. I nie widzę żadnych przesłanek, by miało się to zmienić. Po dwóch latach rządów Ministerstwo nie zaproponowało żadnego, dosłownie: ŻADNEGO działania, które mogłoby jakkolwiek pomóc w racjonalnym gospodarowaniu środkami na naukę i szkolnictwo wyższe. Jedynym rozwiązaniem jest wywieranie presji na premiera, by zechciał wesprzeć – lub nacisnąć na Ministra, względnie jego koleżanki i kolegów – konkretny projekt zagrożony niedofinansowaniem. Nie ma jednak żadnych przesłanek, by sytuacja finansowa państwa miała w najbliższych latach ulec radykalnej zmianie. Bajką są opowieści o tym, że po zakończeniu wojny Rosji z Ukrainą (choć końca nie widać za bardzo) nagle wielkie pieniądze spłyną do nauki. Wszystko wskazuje, że zagrożenie militarne ze strony Rosji będzie się utrzymywać wiele lat. Rozbudowana armia będzie potrzebować dużych nakładów, by utrzymywać (a raczej: stale podnosić) zdolność bojową. No i nie zapominajmy, że jeśli cokolwiek się zwolni z budżetu państwa, to chętnych jest wielu.

A żaden rząd nie wykazywał dotąd zrozumienia dla rozwoju naszego społeczeństwa w oparciu o wiedzę. Nie widze też chętnych, by taką politykę prowadzić. Na pewno nie są nimi prawoskrętni populiści.

Czytaj dalejCzas na zmiany. Lepiej nie będzie

Rzewna ballada Ministra o tym, że będzie lepiej.

Zrobiłem to specjalnie dla Was, moi Czytelnicy. Z obawami, a następnie z rosnącym zniecierpliwieniem, wreszcie znużeniem przeczytałem wywiad z Ministrem Nauki i Szkolnictwa Wyższego, p. Marcinem Kulaskiem. Streszczając całość: jest kiepsko, ale nie najgorzej. Być może będzie lepiej. Albo i nie. Nie mamy pomysłów, więc będziemy kontynuować to, co robiliśmy do tej pory i co wychodzi nam najlepiej. Wspieramy naszą partię, no i byle do wyborów. A teraz w szczegółach:

  1. Finanse: nie jest dobrze, ale minister finansów zabrał nauce nauce procentowo najmniej (nie wiadomo za bardzo najmniej w odniesieniu do czego, bo na pewno nie w odniesieniu do wszystkich resortów). W przyszłym roku nakłady państwa na naukę to 102% bieżących. Przy obecnej 3% inflacji po bezprecedensowej inflacji lat ubiegłych, gdzie budżet na badania nie rósł w ogóle… Czyli to już nie jest stagnacja, to zwijanie dywanika. Jako remedium pan Minister wskazuje… zakończenie wojny w Ukrainie.

Wtedy będzie można przekierować na naukę część środków, które dziś przeznaczamy na modernizację armii. Polska nadal będzie inwestować w obronność, ale może w nieco mniejszym tempie, co pozwoli złapać oddech także nauce.

Czytaj dalejRzewna ballada Ministra o tym, że będzie lepiej.

Czy dobrze się kłamie w polityce historycznej? Instytut Pileckiego

Instytut Pileckiego w Warszawie uroczyście świętuje przeprowadzkę do nowej siedziby. Bardzo się cieszę, bo pracownicy całego Instytutu byli zaangażowani w przygotowanie tego święta. Bardzo kreatywnie układali jego przebieg i razem dostosowaliśmy plany do możliwości zespołu. Cieszę się również, że ukazały się broszura z popularną biografią rotmistrza Pileckiego i pierwszy odcinek serialu jemu poświęconego. Moją satysfakcję z realizacji prac, w których brałem udział, mąci jeden fakt – totalitarne w swojej naturze wymazywanie przeszłości przez niektórych pracowników pracujących pod kierownictwem p.o. dyrektora.

To przykre, ale być może symptomatyczne dla kontynuacji praktyk 'polityki historycznej’ poprzedniego rządu, którą tak ochoczo wspiera rząd obecny. Jeśli o tym dziś piszę, to ku przestrodze wszystkich, którzy chcą się zaangażować w życie publiczne – albo wejdziecie w nie w ramach sieci zależności partyjnych, najlepiej bez kompetencji i umiejętności, albo od razu załóżcie, że Wasza praca zostanie wymazana, gdy o tym zadecyduje ta lub inna Partia i jej ludzie. Ostatecznie Wasze nazwisko zostanie skłamane i obrzucone oszczerstwami, których skalą mocno się zdziwicie. I jeśli o tym zdecydowałem się pisać, to dlatego, że milczałem w trakcie takiego samego procederu, gdy minister Czarnek odwołał mnie z funkcji rektora Uniwersytetu Wrocławskiego. Moje uniwersyteckie środowisko zrobiło dokładnie to wobec mnie, co robią wybrani pracownicy p.o. dyrektora IP wobec prof. Ruchniewicza i wobec mnie. Wyrok sądu wskazujący na bezprawne działanie ministra Czarnka nie przywrócił mi dobrego imienia. Więc teraz, by błędu nie popełnić raz jeszcze, a przestrzec przyszłych chętnych do pracy w sferze publicznej, kilka słów sprostowania.

Czytaj dalejCzy dobrze się kłamie w polityce historycznej? Instytut Pileckiego

Polityka historyczna czyli bijące serce Partii

Autor w biblioetce CUL, North Front, piętro 5

„Więcej polityki historycznej!”, „Falą polityki historycznej zalejmy Polskę!”, „Bo hańbią imię Polski!”, „Folksdojcze niegodni bycia Polakami!”. Brzmi znajomo? Nie trzeba sięgać do hejterskich komentarzy w mediach społecznościowych, by tak streścić wypowiedzi krążące w przestrzeni publicznej. Politycy, dziennikarze i zwykli obywatele powszechnie pożądają „polityki historycznej” (w wersji soft „polityki pamięci”). Oczywiście słusznej i godnej. Jeśli jakiś historyk upomina się o zwykłą popularyzację historii, to mięczak i naiwniak lub wprost zdrajca. Rzeczownik dobiera się w zależności od temperamentu, opcji lub społecznej potrzeby odczuwanej przez polemistę.

Czytaj dalejPolityka historyczna czyli bijące serce Partii

Po Instytucie Pileckiego. Dużo dobrej roboty

Ciastka z oczkami

No i tak. Po pół roku pracy w Instytucie Pileckiego złożyłem rezygnację z funkcji wicedyrektora ds naukowych. Tchórzliwe i wbrew literze ustawy o Instytucie odwołanie dyrektora prof. Krzysztofa Ruchniewicza, który wspierał przekształcenie Pileckiego w instytut badawczy, nie pozostawiało pola manewru. Bowiem zgodnie z deklaracjami pani Ministry Cieńkowskiej Instytut ma się stać ponownie jednostką polityki historycznej lub polityki pamięci. Wychodzi na jedno – nauka miałaby służyć propagandzie. A Instytut partyjnej prawicy. Na to zgodzić się nie potrafię i nie muszę.

Ale przez pół roku wspólnie z całym zespołem dyrekcyjnym udało się dużo zrobić. Przygotowaliśmy w oparciu o oficjalne sprawozdanie i dokumenty Instytutu streszczenie wyników prac. Po krótkim – jednonocnym – pobycie na stronie Instytutu tekst został zdjęty. Zatem pozostaje mi go zamieścić tutaj. I raz jeszcze podziękować wszystkim, świetnym pracownikom Instytutu z którymi miałem okazję pracować i którzy wierzyli, że profesjonalizacja pracy i naukowy charakter ich jednostki są możliwe. Dziękuję!

Czytaj dalejPo Instytucie Pileckiego. Dużo dobrej roboty

Granty są ważne, ale społeczeństwo najważniejsze

Autor i pies na Ślęży

Sformowany pod kierownictwem prof. Marka Figlerowicza z Instytut Chemii Bioorganicznej PAN zespół, powołany przez prezesie PAN w styczniu tego roku w sposób tajny na tyle, że nie wiedzieli o nim przedstawiciele i władze uczelni wyższych, przedłożył Prezesowi Rady Ministrów projekt 'długoterminowej strategii rozwoju badań naukowych’ pt. ’Nauka dla przyszłości. Fundament silnej Polski’. Wbrew tytułowi dotyczy on bardzo wielu rzeczy, nie tylko rozwoju badań naukowych, ale też w znacznej mierze funkcjonowania uczelni wyższych. Nieco zgryźliwie można zauważyć, że choć autorzy uznali instytuty PAN za predestynowane do prowadzenia najwyższej jakości badań podstawowych – a więc stojące w centrum starań o polepszenie rozwoju badań naukowych w Polsce? – nie poświęcili równie dużo uwagi zmianom ich funkcjonowania. Ale jednocześnie uważam, że jest to bodaj najciekawszy od dłuższego czasu projekt, nawet jeśli ma wiele wad charakterystycznych dla funkcjonowania naszego środowiska akademickiego (chyba najbardziej razi formułowanie sądów dotyczących uczelni przy braku podstawowego doświadczenia zarządczego; brak jasnego określenia celu/celów funkcjonowania całego sektora przy posługiwaniu się ogólnikowymi zwrotami o doskonałej nauce, wspieraniu edukacji, rozwoju gospodarczego etc).

Czytaj dalejGranty są ważne, ale społeczeństwo najważniejsze

Pięć kroków w różową otchłań – założenia do nowej oceny jakości badań

Ciastka z oczkami

Nie tylko obciążenie pracą, ale też przekonanie o bezowocności komentowania rozwoju sytuacji w naszym sektorze zniechęca mnie do zabieranie głosu nawet na blogu. Tym razem sytuacja jest jednak na tyle kuriozalna, że postanowiłem się przełamać. Jakiś czas temu w dwóch turach Ministerstwo sformowało 'Zespół ds. opracowania założeń do nowego modelu ewaluacji jakości działalności naukowej’. Liczące ponad 30 osób ciało spotkało się na pierwszym merytorycznym posiedzeniu 6 maja i 'po ponad trzygodzinnych obradach’ uchwaliło kierunkowe wytyczne dla przygotowywanych zmian. Zwróćmy uwagę – jeśli ciało liczące kilkadziesiąt osób spotyka się po raz pierwszy, by dyskutować nad skomplikowanym i mocno dyskusyjnym zagadnieniem, i w ciągu trzech godzin przyjmuje konkretne postulaty, to oznacza, że ich nie wypracowało, lecz je zatwierdziło. Warto byłoby się dowiedzieć zatem, kto je zaproponował?

Czytaj dalejPięć kroków w różową otchłań – założenia do nowej oceny jakości badań

Czy warto być uczciwym? Nieszczególnie

Pies Basia z rogami świątecznego renifera

Coś tam się dzieje w naszym Ministerstwie. To znaczy pan Minister tradycyjnie odwiedza i rozdaje uśmiechy. Ale pani Wiceministra zgodnie z zapowiedzią powołała Radę ds. Kobiet w Szkolnictwie Wyższym i Nauce. Jeśli faktycznie przełoży się to na coś więcej, niż PRowe 5 minut dla Ministerstwa, to ja w pełni tę inicjatywę popieram. Kobiety, szczególnie po doktoracie próbujące łączyć macierzyństwo, życie rodzinne i frajdę z badań naukowych mają dużo, dużo ciężej niż mężczyźni. Uwarunkowania kulturowe są bezwzględne – to one nie tylko idą na urlop macierzyński i wychowawczy, ale też w większości podejmują opiekę nad chorymi dziećmi. A gdy do tego dochodzi opieka nad rodzicami, także one są w większości za nią odpowiedzialne. Pomijam już, jak toksyczna dla kobiet potrafi być atmosfera pracy na uczelni w otoczeniu mężczyzn nie dostrzegających swoich przywilejów i chętnie dzielących się publicznie swoimi fantazjami seksualnymi. Wiele jest kulturowych barier, które trzeba zmienić, by następne pokolenie mogło w pełni cieszyć się nauką, zamiast bezustannie walczyć z przeciwnościami. Jedyne moje zastrzeżenie do tego pomysłu wynika ze ściśle płciowego charakteru tej inicjatywy. Czy każda grupa nieuprzywilejowana w naszym sektorze ma otrzymać własną radę? Rada LGBTQ+? Rada Naukowców Spoza Rodzin Profesorskich? Mam wątpliwości, czy zamiast rad partykularnych nie lepiej było powołać Radę ds Równości w Szkolnictwie Wyższym i Nauce, która akcentowała by podstawowy problem – brak równości, dbałość o kulturę równości. Ale cóż, jak napisałem wyżej – jeśli ta Rada będzie czymś innym niż kolejnym działaniem PRowym, zapisuję ją na plus.

Dalej, niestety, nie jest już tak pięknie. Pani wiceministra Karolina Zioło-Pużuk udzieliła wywiadu Gazecie Wyborczej pod tytułem 'Za nadużycia nie można obwiniać ludzi. To system jest zły i trzeba go zmienić’. Z tekstu wynika, że odnosiła te słowa do ewaluacji jakości badań naukowych. Dla wielu komentujących stojąca za tym myśl była bulwersująca. I ja w pełni się z tym podejściem solidaryzuję. Bo jeśli winny jest system, wszechpotężny i wszechogarniający, jeśli to wszystko wina Centrali, to każdy może oszukiwać ile wlezie drwiąc z naiwniaków próbujących uczciwie wykonywać swoją pracę. To podejście usprawiedliwiające kompletnie zdemoralizowaną społeczność i spychające na wstydliwy  margines każdego, kto miał odwagę po prostu być uczciwym. Jest to też ważki sygnał dla budujących kulturę organizacyjną – nie bądźcie naiwniakami, oszukujcie, bo w końcu to wina systemu, a jeśli się uda – przechytrzycie system. Tak patrzeliśmy na funkcjonowanie w czasach PRLu, ale czy naprawdę dzisiejszy realia są analogią tamtych czasów? Naprawdę musimy niszczyć resztki kapitału społecznego zaufania? Po co? Z tekstu wywiadu wyłania się jeden cel takiej deklaracji – chęć pozyskania dla obecnej ekipy ministerialnej środowiska naszego sektora.

Pani Wiceministra deklaruje, że nie można nie przeprowadzić ewaluacji jakości badań w naszym sektorze. Podane przez nią argumenty są jednak mało logiczne i realistyczne. 1) są jednostki, które chcą się poddać ewaluacji. Tylko, że w tym celu nie trzeba przeprowadzać tej konkretnej wersji ewaluacji. One chcą się poddać ewaluacji, bo ta konkretna rzeczywistość prawna je do tego skłania; 2) sektor chce ewaluacji, bo poprzednie kategorie częściowo zostały nadane ręcznie przez ministra Czarnka. Zgoda, ale ewaluacja zgodnie z listami punktów ustalonymi przez ministra Czarnka będzie dalej ewaluacją zgodną z ideami ministra Czarnka; 3) są jednostki, które ciężko pracowały, by poprawić wyniki. No i cóż z tego? Ciężko pracowały, by poprawić wyniki według miejscami absurdalnych, zafałszowanych wskaźników? Jaki przekaz będzie się krył za 'poprawieniem wyników’ – że będą jeszcze bliżej ideałom ministra Czarnka?

No i coś, czego kompletnie nie rozumiem. Pani Wiceministra zarzuca ministrowi Czarnkowi, że ręcznie ustalał progi w minionej ewaluacji, by niektóre jednostki nie straciły uprawnień do prowadzenia szkół doktorskich. Uważa to za zło – z czym trudno polemizować. Ale jednocześnie jako lek przeciwko wypaczeniom i nadużyciom zapowiada rozporządzenie, które zniesie negatywne konsekwencje ewaluacji dla jednostek i zostawi wszystkie już posiadane uprawnienia. Pomijam fakt, że do tego potrzebne jest nie rozporządzenie, ale zmiana ustawy, jeśli chce się uniknąć ręcznego ustalania wyników, co deklaruje pani Wiceministra. Ale sednem takiego podejścia jest kompletny brak sensu ewaluacji w ogóle. Jaki widzi pani Wiceministra sens w usunięciu skutków przy pozostawieniu samej procedury? Czyli miliony wydane na ewaluację i tysiące godzin pracy wydane na jej przygotowanie będą służyć jedynie bliżej nieokreślonemu przyznaniu wszystkim kategorii o znaczeniu orderu z ziemniaka? Że kategorie nie przekładają się na wysokość finansowania uczelni prowadzącej wysokiej jakości badania pisałem już wcześniej. Ministerstwo podniesie zatem do kwadratu praktyki ministra Czarnka, żeby wszyscy byli zadowoleni. W ten sposób wracamy do czasów jeszcze sprzed minister Kudryckiej, gdy ewaluacja była, ale jakby jej nie było. Więc po co?

Pani Wiceministra zapowiada nowe zasady ewaluacji od kolejnego okresu oceny. Ale mamy już marzec ostatniego roku bieżącego okresu, a pani Wiceministra mówi dopiero o powołaniu zespołu złożonego – jak zawsze – z przedstawicieli różnych ciał rzekomo reprezentujących nasz sektor, który będzie konstruował wspólnie z przedstawicielami Ministerstwa koncepcję. Pani Wiceministra nie jest w stanie wskazać żadnych ramowych celów i sposobów przeprowadzania ewaluacji, bo ma ona mieć charakter środowiskowy. Czyli sami sobie ustalimy, jak mamy się oceniać. I gdybyśmy jeszcze sami się finansowali, to powiedziałbym, że to dobre rozwiązanie. Ale w sytuacji, gdy przepalamy miliardy ciężko wypracowanych środków wszystkich obywateli, to może jednak warto byłoby ustawić tę ewaluację tak, by jej rezultaty pomagały tymże obywatelom? Może Ministerstwo, jako reprezentujące w naszym sektorze rząd, powinno wiedzieć, jak włączyć nasz sektor do politycznych działań obejmujących cały kraj? Wszystko jednak wskazuje, że tak się nie stanie, że otrzymamy kolejny samonapędzający się potworek, który kolejny minister będzie pracowicie przekształcał tak, by nic nie zmienić w imię pozyskania elektoratu dla jego partii.

I na deser myśl zupełnie dla mnie zdumiewająca – pani Wiceministra deklaruje, że NCN jest istotny, że granty ważne,

Ale nie powinny zastępować regularnej pensji, godnego wynagrodzenia. Powinny być ważnym elementem systemu, ale jednak dodatkiem – pieniędzmi na rozwijający projekt, na eksplorowanie nowych obszarów badawczych albo zrobienie czegoś wybitnego, ale o dużym ryzyku. Chodzi o to, by nie był to sposób na zastąpienie albo dorzucenie się do pensji naukowca.

Można się zadumać, bo takie słowa sugerują, że pani Wiceministra nie wie, jakie są realia finansowania projektów badawczych. Kierujący projektami w ramach programów NCN mogą liczyć na naprawdę symboliczne wynagrodzenia, ułamek swojej niewysokiej pensji zasadniczej. Środki, które uzyskują, są w zdecydowanej większości przeznaczane na badania. Obawiam się, że pani Wiceministra opowiada zasłyszane opinie, ale nie konfrontowała ich z rzeczywistością. Pomijając już fakt, że jeśli ktoś prowadzi dydaktykę i badania zgodnie z wymogami jednostki, a dodatkowo jeszcze prowadzi projekt badawczy – to chyba jakieś dodatkowe wynagrodzenie zgodnie z Kodeksem Pracy mu się należy?

Kluczowe słowa pani Wiceministry dotyczą podziału zapowiadanych środków zwiększających budżet nauki. Czy takie zwiększenie się zmaterializuje w czasie przyspieszonej militaryzacji Unii, to rzecz dyskusyjna. Ale kierunek podziału zarysowany przez panią Wiceministrę jest jasny. Owszem, coś tam na NCN mogłoby pójść, ale:

Mam jednak nadzieję, że gros pieniędzy ze zwiększonego budżetu na naukę pójdzie na podwyższenie pensji pracowników nauki.

I jest to zapewne zapowiedź miła dla każdego z nas. Ale kryje się za nim drugie dno, bolesne dla każdego, kto chce prowadzić nieco bardziej ambitne badania – na sfinansowanie badań pieniędzy nie będzie. Ministerstwo chce utrzymać stan osobowy swojego sektora w zadowoleniu, ale nie zamierza finansować badań naukowych. Co to, to nie.

Nie jest to pierwszy głos z Ministerstwa, który dobitnie potwierdza – odwołanie ministra Wieczorka było wyłącznie elementem gierek politycznych w piaskownicy partyjnej. Nie zmieniło niczego i niczego przełomowego dla rozwoju sektora nie warto się spodziewać. Kręcimy się w kółko w tym samym kieracie. Pozostaje samemu szukać szczelin w systemie. Bo przecież to on jest zły i oszukiwanie go jest szlachetnym przejawem zdrowego rozsądku.

Prawda?

 

Między panem, wójtem i plebanem… rozmawiane było?

Dzięki publikacjom prasowym prosty pracownik naszego sektora może się dowiedzieć co nieco, o czym mówione było w trakcie spotkania przedstawicieli władz 14 lutego w Kancelarii Premiera z wybranymi osobami związanymi z naszym sektorem. Relacje nieco różnią się od siebie, ale gdyby nie one, to transparentna polityka informacyjna rządu i ministerstwa pozwoliłaby nam co najwyżej podziwiać jakość garniturów i garsonek dyskutantów. Może i tyle nam się należy? Tym niemniej spójrzmy na to, co powiedzieć nam zechciano.

Z artykułu w Forum Akademickim poznajemy uczestników spotkania:

W spotkaniu, obok premiera, wzięli udział: marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska, minister nauki i szkolnictwa wyższego Marcin Kulasek oraz minister finansów Andrzej Domański. Obecni byli także: dyrektor Narodowego Centrum Nauki prof. Krzysztof Jóźwiak, a także: prof. Andrzej Jajszczyk (były dyrektor NCN i były wiceprzewodniczący European Research Council), prof. Michał Tomza (Uniwersytet Warszawski), prof. Natalia Letki (Uniwersytet Warszawski), prof. Krzysztof Fic (Politechnika Poznańska), prof. Krzysztof Pyrć (prezes-elekt Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, Uniwersytet Jagielloński).

Jednak kryterium wyboru odsłania przed nami prof. Michał Tomza w wywiadzie z Alicja Gardulską na łamach Wyborczej:

O zorganizowanie grupy naukowców, (…), został poproszony prof. Maciej Żylicz, prezes Fundacji na rzecz Nauki Polskiej (FNP). Starał się, by była możliwie jak najbardziej reprezentatywna, zakładając jednak, że każdy uczestnik reprezentuje siebie, a nie instytucję. Na pierwszym spotkaniu byli przedstawiciele agencji grantowych, czyli Narodowego Centrum Nauki, Agencji Badań Medycznych i FNP, oraz osoby, które uczestniczyły w zarządzaniu międzynarodowymi instytucjami naukowymi – Europejską Organizacją Biologii Molekularnej i Europejską Radą ds. Badań Naukowych. Ale przede wszystkim prof. Żylicz zaprosił naukowców różnych pokoleń, którzy z sukcesami prowadzą badania, realizują międzynarodowe granty. Stąd duża grupa laureatów grantów ERC, które są dziś pewną miarą sukcesu na europejskim poziomie.

Czytaj dalejMiędzy panem, wójtem i plebanem… rozmawiane było?