Z zaciekawieniem zapoznałem się z wystąpieniem kilku profesorów UAM w Poznaniu dotyczącym przyjętego przez Senat tegoż uniwersytetu dokumentu „Polityka równościowa i antydyskryminacyjna UAM„. Występujący w filmie pracownicy uczelni potępiają przyjęcie dokumentu, sugerują jego konotacje polityczne (lewicowe), wreszcie nawołują do powrotu do stanu, w którym uczelnie i ich pracownicy zajmują się badaniami, nie zaś polityką. Apel ten nie odzwierciedla, jak można sądzić po niemal jednogłośnym przyjęciu dokumentu przez Senat, poglądów większości pracowników poznańskiego uniwersytetu. Na szczęście, bo jego treść jest wezwaniem do wyrzeczenia się idei uniwersytetu jako miejsca formującego intelektualne elity społeczeństwa i wyznaczającego praktyczne sposoby realizacji wartości społeczeństwa demokratycznego. Nie wierzę, by wypowiadający się uczeni tego chcieli. Obawiam się, że zostali przekonani do wypowiedzi, które nie odzwierciedlają ani ich poglądów, ani treści atakowanego dokumentu.
Uniwersytet jest przecież miejscem bezinteresownego poszukiwania prawdy i nauczania jej. A jeśli tak, to i formowania ku otwartości na prawdę, jaka by ona nie była, na różnorodność świata, na gotowość do dyskusji, której celem ma być znalezienie wspólnej drogi, zawsze jednak w duchu prawdy. Słuchałem dziś wywiadu z prof. Roszkowskim, w którym uznał on, że nie ma innego zestawu wartości, na których można oprzeć funkcjonowanie społeczeństwa, poza dekalogiem. Uważam, że tak nie jest. Nie tylko dlatego, że tego rodzaju zestawy wartości oferują wszystkie wyznania i religie, bo ich istnienie jest immanentnie związane z normowaniem życia społecznego. Przede wszystkim jednak żyjemy – wciąż – w państwie świeckim. Opieranie więzi społecznych o elementy czerpane z jednej z religii obecnych w państwie uważam za mało uczciwe zachowanie wobec ogółu obywateli. Z których spora część wręcz zrezygnowała drogą apostazji z bycia członkiem Kościoła. Jeśli więc dla takiego, świeckiego, zróżnicowanego i coraz bardziej wielokulturowego społeczeństwa szukamy wspólnego mianownika, nie może być nią jedna religia. Nawet dominująca pod względem liczby wiernych. Tym, co nas łączy, pozostaje prawda, świat wspólny, choć stale kontestowany i dyskutowany. Instytucjonalnie z tym działaniem związane powinny być uniwersytetu, to one są powołane istotą swej działalności do wyznaczania granic i wskazywania drogi urzeczywistniania wartości i cnót obywatelskich społeczeństwa świeckiego. To nie jest polityka, to konsekwencja funkcjonowania w paradygmacie prawdy jako wartości najwyższej. Chyba, że z tego paradygmatu rezygnujemy.
Żeby było jasne – nie twierdzę, że nasze uczelnie są wszystkie i zawsze gotowe, by sprostać temu wyzwaniu. Jestem świadom ich ułomności, słabości i deficytów. Ale mimo to, a może właśnie ze względu na to, że odbijają słabości naszego społeczeństwa, są powołane do upominania się o klarowne, realistyczne sposoby dochodzenia do wartości podstawowych społeczeństwa demokratycznego. Takie zasady przedstawia też dokument poznański, odnoszący się nie tylko do kwestii płci, ale wszelkich form nierównego traktowania i dyskryminacji, jaka może mieć miejsce na uczelni. Argument, że wystarczy dobre wychowanie, by nie dochodziło do działań o charakterze dyskryminacyjnym, ciężko potraktować z powagą. Nie ze względu na jego potoczny charakter, ale fakt, że nasz świat bardzo szybko zmienia się w odniesieniu do norm kulturowych dotyczących relacji między osobami. Zachowania uznawane przez jednych za stosowne i właściwe, dla innych mogą już być obraźliwe i krzywdzące. Obie strony muszą w takich sytuacjach wykazać się empatią, ale też znać normy i reguły wspólne dla wszystkich członków wspólnoty. By nie krzywdzić siebie poprzez ignorancję. Łatwiej zbudować w dyskusji minimalne, brzegowe warunki wspólnego życia, niż walczyć o nie i wytyczać je pod presją jednej z zainteresowanych grup.
Rektor Kaniewska reagując na krzywdzące wobec jej uniwersytetu uwagi jednej z organizacji młodzieżowych wyraźnie wskazała, że dokument ma fundamentalne znaczenie dla dobrostanu wspólnoty. Bardzo cenię to, że nie zdecydowała się przywołać najprostszego uniku – zasłonić się unijnym wymogiem posiadania Gender Equality Plan przez wszystkich potencjalnych grantobiorców w programie Horyzont. Doceniam, że UAM postanowił rozwiązać problem kompleksowo i z troską o wszystkich członków swej wspólnoty. Można bowiem proponować w tym zakresie rozwiązania pozornie uniwersalne, które faktycznie pozostają w sprzeczności z wymogiem dostosowania zapisów odnoszących się do pięciu głównych kryteriów GEP w konkretnej sytuacji konkretnych podmiotów. UAM nie poszedł na skróty. Zaproponował swojej wspólnocie konkretną realizację wartości akademickich – szukanie równości w świetle współczesnej wiedzy, dla bezpieczeństwa każdego członka wspólnoty. Nie ma to nic wspólnego z polityką, a bardzo dużo z odpowiedzialnością.
Panie Profesorze, to bardzo ważny wpis i dobrze, że się tutaj znalazł, a już zwłaszcza następujący ustęp: „Uniwersytet jest przecież miejscem bezinteresownego poszukiwania prawdy i nauczania jej. A jeśli tak, to i formowania ku otwartości na prawdę, jaka by ona nie była, na różnorodność świata, na gotowość do dyskusji, której celem ma być znalezienie wspólnej drogi, zawsze jednak w duchu prawdy.”
Jeżeli chodzi o poruszane wątki natury moralnej i religijnej – co do zasady zgadzam się z Pańskimi słowami w tej kwestii, ale osobiście zrobiłbym przy okazji jeszcze jeden krok do tyłu i zauważył, że mamy tutaj do czynienia nawet nie z jakimś obiektywnym kształtem reguł jednego lub drugiego systemu wierzeń oraz problematyką zestawiania oraz konfrontacji takich systemów, ale raczej z prywatnymi interpretacjami zapisów pochodzących z takich systemów; interpretacjami czynionymi przez konkretne grupy interesu, które to z jakiegoś powodu roszczą sobie prawa do wyłącznej wykładni danych norm 🙂 Czy wskazywane tutaj działania równościowe i antydyskryminacyjne stoją w sprzeczności z – na przykład – konserwatywną myślą chrześcijańską? Z mojego punktu widzenia wcale tak nie jest, ale to już być może wymaga indywidualnego namysłu, a nie tylko biernej, mentalnej klasyfikacji obiektów według już z góry ustalonego i narzuconego przez dane środowisko, sztywnego wzorca.
Niezależnie od oporów różnych grup interesu, nie mam jednak wątpliwości co do tego, że kierunek zmian jest już w pełni oczywisty i nie jest w niczyjej mocy skutecznie i trwale mu się przeciwstawić. Równość niezależnie od płci, wyznania, statusu majątkowego i społecznego, czy wreszcie specyfiki budowy czyjegoś układu nerwowego, to z pewnością wartość / idea, co do której w pełni zastosowanie mają słowa Victora Hugo, że „Nie ma nic potężniejszego od idei, której czas nadszedł” 🙂