Polska nauka dla Polaków – bis. Duch Ministra Czarnka powraca

No dobrze, obiecywałem sobie, że przed wyjazdem na wakacje z dziećmi już nic przeczytam i nic nie napiszę. Basta. Ale niestety, koleżanka zachęciła mnie do spojrzenia na wywiad z Wiceministrem dr hab. Maciejem Gdulą. I to był błąd. Skala nieprawdopodobnych – biorąc pod uwagę stanowisko rozmówcy – poglądów prezentowanych w tym tekście poruszyła mną bardziej niż podwójne włoskie espresso. Dla porządku – tekst jest krytyką widzianych przez Wiceministra założeń (nie treści, bo tych w tekście nie ma) obecnej ustawy PoSzWiN. I dobrze, każdy tekst wymaga krytyki, bo człek jest omylnym zwierzęciem i uczy się przez dyskusję. Ale konsekwencje akurat tej krytyki mogą być zatrważające.

Z jednym się zgadzam i nie dziwota, bo piszę o tym od długiego czasu i nawet czułem, jakby ktoś przekleił moje słowa w wywiad Wiceministra – tak, nasz sektor, jeśli chce otrzymać większe pieniądze, musi przekonać do siebie i swoje użyteczności obywateli, którzy na niego płacą. Tu pełna zgoda. Ale wnioski, jakie z tego wysuwa Pan Wiceminister są… zdumiewające. Tego się trzymajmy. No więc pierwszy akapit i zdanie:

Polski system nauki musi w pierwszym rzędzie odpowiadać na potrzeby najbliższego otoczenia, czyli polskiego społeczeństwa i naszej gospodarki, a nie nauki na świecie.

Czy kogoś nam to przypomina? Mi poprzedniego Ministra bardzo żywo – i nie przypadkiem, o czym będzie dalej. Także dlatego, że przeciwieństwo ukute przez Wiceministra jest z gruntu fałszywe i szkodliwe tak dla nauki, jak i dla Polaków. Otóż jeśli 'polski system nauki’ nie będzie się rozwijał w dialogu z nauką – bo nauka jest jedna, nie ma nauki narodowej! – to po prostu przestanie czerpać z zasobów ogólnoświatowej nauki. To tak, jakby założyć, że można odciąć swoją rzeczkę od całego systemu krążenia wody i cieszyć się korzyściami z picia wody tylko dla nas. Czy mam dodawać, że taka rzeka wyschnie szybciej, niż zdążymy napoić 'swoich’? Tak, naukowcy w Polsce powinni pracować na rzecz swojego otoczenia, ale będą to robić tylko wówczas, jeżeli właściwie wykorzysta się ich potencjał. Najprościej – jedni będą w dialogu z nauką, inni będą ten dialog przenosić do społeczeństwa krajowego, regionalnego czy lokalnego. Ale nie można budować w nauce takich nacjonalistycznych, lewicowo – narodowych przeciwieństw zabijających sens nauki!

Za jedną z głównych bolączek minionej reformy Wiceminister uznaje

Nacisk na umiędzynarodowienie w sensie konieczności publikowania po angielsku.

Ale gdzie to wyczytał w ustawie? Umiędzynarodowienie to wprowadzenie uzyskanych efektów analiz naukowych do obiegu międzynarodowego. To, że język angielski jest dziś 'naukową łaciną’ to fakt podobny do wiatru. Jeśli Wiceminister zna sposoby, by wyznaczać kierunek wiatru… Ale nie sądzę. A skoro podkreśla, że angielski może w STEM jest istotny, ale już dla hum-społ niekoniecznie – to jak wyobraża sobie uwzględnienie w analizach społeczno-politycznych think-tanków decydujących o polityce i gospodarce światowej polskich realiów, jeśli my nie będziemy o nich informować?

I znów – absolutnie zgadzam się z Wiceministrem, że należy wspierać popularyzację nauki. Ale absurdalnym jest stwierdzenie

Mówiono nam: zachęcimy zagranicznych badaczy do zainteresowania Polską, a przynajmniej polską nauką. To nie wyszło. Natomiast odrywa to polskich badaczy od ich lokalnych kontekstów i relacji, każe standaryzować treści i metody, a wiedza lokalna może być co najwyżej ilustracją problemu. Myślę, że nie udało się nam wejść szeroko na międzynarodowy rynek, ale na szczęście nie udało się też zniszczyć tego zakorzenienia lokalnego, co dla nauk społecznych byłoby zabójcze. Być może zwyciężyły pewne odruchy, polegające na tym, że naukowcy chcą badać nasze sprawy i pisać o nich po polsku. Przykładem jest dyskusja o pańszczyźnie. Spowodowała ona powstanie ciekawych i ważnych książek, które nie tylko przybliżają naturę tego zjawiska od strony historycznej, ale też stawiają ważne pytania tożsamościowe.

Pewnie przemawia przeze mnie moje własne doświadczenie, ale nie czuję się w żaden sposób oderwany od lokalnego kontekstu. Piszę o nim, ale tak, staram się też wychodzić z nim do kontekstów szerszych – bo takie jest życie społeczne i taki, wielopłaszyznowy jest każdy aspekt życie na Ziemi. Podstawy ekologii mówią, że wszystko jest ze sobą powiązane. Z niedowierzaniem czytam, że jakieś magiczne odruchy chroniły polskich naukowców przed publikowaniem w przestrzeni nauki i sprawiały, że pisali o 'polskich sprawach po polsku’. Czy ktoś Panu Wiceministrowi to przeczytał? Na Boga, przecież to nawet brzmi przerażająco! A już stwierdzenie, że książki z nurtu 'historii ludowej’, a dalej dowiadujemy się precyzyjnie – panów Leszczyńskiego i Sowy – przybliżają zjawisko pańszczyzny od strony historycznej… Jak to skomentować? To publikacje ideologiczne, z jasnym przesłaniem – jak mówi pan Wiceminister: tożsamościowym – prezentujące poglądy autorów w bardzo ciekawy, publicystyczny sposób. Ale pracami historycznymi nie są. Prawdy nie przedstawiają, lecz jej ideową interpretację. I właśnie dyskusja naukową w języku polskim dowodziła tego wiele razy. A jeśli chce pan Wiceminister posłuchać rzetelnego odniesienia popularnego do tego nurtu, to zapraszam do odsłuchania podkastu Muzeum Historii Polski. Tu wszystko jest przystępnie powiedziane, bez wnerwu, a wypowiada się bardzo kompetentnie i z kulturą uczona z Warszawy, prof. Ewelina Szpak. Żeby nie było, że jakiś mężczyzna z prowincji ma zastrzeżenia.

Mówi Pan Wiceminister, że

System by chciał, żebym siedział i publikował po angielsku, jeździł na konferencje międzynarodowe, które przebiją się gdzieś za granicą, które w gruncie rzeczy będą oderwane od naszego lokalnego kontekstu

A ja się dziwię, jak ten system z Panem Wiceministrem rozmawia? Bo mi się wydaje, że przestrzeń do popularyzacji jest, że można pisać, robić podcasty, vlogi, udzielać się w przestrzeni publicznej – jeśli tylko na naszą wiedzę jest zapotrzebowanie. Ja bym raczej powiedział, że tego zapotrzebowania jest mało, bo czasy wymagają prawd prostych jak budowa cepa, czyli czegoś, co nam przychodzi z trudem, bo przecież świat jest – zwyczajnie – skomplikowany. I – jak pisałem wyżej – jego elementy są od siebie zależne na wiele sposobów.

Ze smutkiem czytam jednak dalej, gdy pan Wiceminister relacjonuje dyskusję nad dobrostanem studentów świadomie wskazując pewną tezę:

Niedawno mieliśmy ciekawą konferencję na temat dobrostanu psychicznego i pojawiła się dyskusja, czy rozwijać raczej pomoc psychologiczną, czy różne formy aktywności, które będą budowały relacje międzyludzkie, lepszą kondycję psychiczną, wspierały studentów, zmniejszały poczucie osamotnienia, a w rezultacie pozwolą uniknąć potrzeby takiej pomocy na większą skalę.

Tymczasem, tak jak wyżej, to są dwie nieprzeciwstawne prawdy. Nie można ograniczać pomocy psychologicznej, bo problemy tego rodzaju dopiero zaczęły być dostrzegane, a system opieki psychologicznej jest niedofinansowany i niedostosowany do potrzeb. Tak, trzeba działać na rzecz wzmacniania kondycji psychicznej studentów poprzez lepszą dydaktykę, zajęcia wzmacniające ich odporność na stres, jaki przyniesie życie. W pełni się zgadzam. Ale to nie stoi w żadnej sprzeczności z rozwojem opieki psychologicznej!!!

Ze zdumieniem czytam, że zdaniem pana Wiceministra winą ustawy jest, że

Sytuacja, gdy rady uczelni eliminują kontrkandydatów na rektora i na placu pozostaje tylko jeden kandydat, nie jest dobra. A mieliśmy w ostatnich wyborach kilka takich przypadków.

Mieliśmy takie przypadki, bo – jak pisałem na tym blogu – Minister nie chciał podjąć działań zgodnych z prawem i jego powszechnym stosowaniem. To nie ustawa jest zła w tym przypadku, tylko lęk polityków i brak wiedzy ich prawników.

Żeby nie przedłużać. Pan Wiceminister powtarza urban legend, że PoSzWiN rzekomo wspierało duże uczelnie, a uderzało w małe. Uprzejmie proszę o wskazanie takiego zapisu. Owszem, ustawa była związana z naiwną wiarą, że da się ująć w liczby doskonałość naukową i że naukowcy będą do niej dążyć, a ewaluacja jedynie zmierzy stopień tego dążenia. Tak, to było naiwne i należy to wyeliminować, zamiast petryfikować. Ale to nie wpływa źle na kondycję uczelni małych, a wspiera duże. Jeśli coś źle wpływa, to brak jasnego określenia funkcji tych uczelni – innych dla specjalistycznych uczelni zawodowych, innych dla badawczo – dydaktycznych, innych dla dydaktycznych i wreszcie innych dla badawczych.

Nie da się szerzej skomentować słów

Generalnie te reformy były nakierowane na rozbicie wspólnoty, która miała stać się bardziej firmą niż wspólnotą.

tak dalece są one zakorzenione w emocjach, a nie w faktach. Co jest bardziej wspólnotą – jeden uniwersytet, czy luźna federacja kilkunastu wydziałów? Można dywagować, do jakich celów jaka struktura jest lepsza, ale też ustawa dawała dużą samodzielność w kreowaniu tych struktur i większość uczelni z tego skorzystała. Te, które spetryfikowały swój system zrobiły to świadomie. Czy na tym wygrały? Mam spore wątpliwości, ale wymagałoby to analiz, a nie emocji. A już przeciwstawianie mitycznej 'firmy’ równie mitycznej 'wspólnocie’… Jeśli uniwersytety byłyby zarządzane chociaż w połowie tak świadomie, jak owe przerażające 'firmy’, nie padłyby łupem Ministra Czarnka i jego współpracowników. Także tych z otoczenia obecnego Ministra.

A teraz clou wymagające porównania oryginału i części zredagowanej. Pan Wiceminister w obecnej formie wywiadu – 15.07.2024, godz. 10.13 – raczy mówić

Generalnie te reformy były nakierowane na rozbicie wspólnoty, która miała stać się bardziej firmą niż wspólnotą. Były zorientowane na największe uczelnie i rektorów. Te wielkie, w których jest doskonałość naukowa, mają się rozwijać, a te słabsze, regionalne, zostawiono samym sobie. To uderza w spójność kraju i szanse edukacyjne sporej części społeczeństwa. Badania losów absolwentów pokazują, że dyplomy mniejszych uczelni wciąż przekładają się pozytywnie na wynagrodzenia, lepsze szanse na rynku pracy, ale też na lokalny rozwój.

Jednak jeszcze godzinę wcześniej mówił coś nieco odmiennego (zob. obrazek poniżej i obrazek tytułowy). Oprócz tych samych, emocjonalnych ocen dodawał, jako przeciwieństwo tej strasznej ustawy, że 'Pan Minister Czarnek był postrzegany jako ktoś spoza wielkiego ośrodka, kto wspiera mniejsze ośrodki’. Czyli to  nie merytoryczne przekazywanie pieniędzy, to wspieranie każdego, kto się pan ministrowi podobał, to zasilanie KULu na wszelkie sposoby – to było dobre. To była ta właściwa działalność przeciw złej Ustawie. I obecny wiceminister ją wspiera, jak rozumiem?

Chyba jednak ktoś dostrzegł, że pan Wiceminister za dużo swych prawdziwych (?) poglądów powiedział.

Cenzura.

I kurtyna.

Gdula i Czarnek
nieocenzurowany fragment wywiadu z wiceministrem Gdulą, https://forumakademickie.pl/sprawy-nauki/lot-w-kosmos-w-kapciach/, dostęp 15.07.2024, 9.30