Jest pewna uczelnia – Akademia Piotrkowska. Jej powstanie w czasie minionych rządów, obsada stanowisk i wiele innych elementów budziły wątpliwości. Mianowanie na pierwszego rektora przez ministra Czarnka dyrektora oddziału IPN w Łodzi, osoby o raczej dyskusyjnych kwalifikacjach naukowych – na co zdają się wskazywać problemy z habilitacją – mocno związaną z politycznym, minionym układem, budziło niepokój, oburzenie – ale było zgodne z ustawą PoSzWiN. Art. 24, ust. 9, punkt 1 wyraźnie mówi, że w uczelni publicznej pierwszego rektora:
powołuje minister na okres roku i nawiązuje z nim stosunek pracy oraz wyznacza termin na zorganizowanie i przeprowadzenie wyborów do senatu.
Owszem, w świetle ustawy niezgodne z prawem było powołanie go do końca kadencji. Powołany przez ministra Czarnka z dniem 1 czerwca 2023 r. mógł pełnić te funkcję zgodnie z ustawą tylko do 31 maja 2024 r. Prawo nie krępowało jednak rewolucji. Ale powinno krępować rząd demokratyczny.
Z powodów osobistych – według oświadczenia byłego rektora – w piątek, 2 lutego złożył on rezygnację ze swojego stanowiska. Minister rezygnację przyjął. I tu wszystko zgodne jest z prawem. Zgodnie z zapisem ustawy (art. 24, ust. 5:
Do wygaśnięcia mandatu rektora stosuje się odpowiednio przepis art. 20 ust. 4
mówiący, że
Członkostwo w radzie uczelni wygasa w przypadku śmierci, rezygnacji z członkostwa…
Krótko mówiąc – złożenie rezygnacji automatycznie oznacza wygaśnięcie – pytanie tylko, czego? Na pewno prawa do sprawowania funkcji. Jednak formalnie wygaśnięcie rektora powinien przecież stwierdzić przewodniczący kolegium elektorów (art. 26, ust. 6, pkt 1). Załóżmy jednak, że skoro mandal wygasł z mocy prawa (patrz wyżej), zgoda nie była potrzebna. Co dalej? Dalej jest jednak niebezpiecznie i grząsko.
Otóż Minister Wieczorek na miejsce poprzedniego rektora powołał – sam – nowego rektora. Uzasadnił to zapisem art. 29, ust. 4, pkt 1
powołał kolejną osobę do pełnienia funkcji pierwszego rektora.
Nie mam wątpliwości, że takie rozwiązanie podpowiedzieli mu odpowiedni pracownicy Ministerstwa. Jest to jednak jawne łamanie prawa. Nie ma w prawie „funkcji pierwszego rektora” i „funkcji rektora”. Rektor jest jednoosobowym organem uczelni (art. 17, ust. 1, pkt 2), a liczba „pierwszy” jest określeniem kolejności pełnienia tej funkcji w historii uczelni. Nie ma możliwości, by było dwóch, trzech lub czterech „pierwszych rektorów”. Zgodnie z ustawą, funkcję rektora powinna przejąć osoba przewidziana w statucie lub najstarszy członek Senatu posiadający co najmniej stopień doktora (art. 24, ust. 8). Jest ona odpowiedzialna za przeprowadzenie nowych wyborów rektora. Tak sytuacja wyglądała na Uniwersytecie Wrocławskim po – w mojej opinii – bezprawnym odwołaniu mnie z funkcji rektora i tak powinna przebiegać w Akademii Piotrkowskiej.
Obawiam się, że działania Ministra dyktowane przez usłużnych prawników są nie do obrony. Podkreślam jeszcze raz – mandat rektora dra hab. Dariusza Roguta został wygaszony zgodnie z prawem po jego rezygnacji. Jednak Minister w świetle własnego uzasadnienia i treści ustawy nie miał prawa mianować w tej sytuacji rektora. To kolejny przykład beztroskiego łamania zasad wolności akademickich w odniesieniu do rektorów. Kolejny, z którym środowisko się pogodzi?
Obawiam się, że się pogodzi. A właściwie jestem pewien, że się środowisko pogodzi, bo polaryzacja tak działa.
W pełni podzielam ocenę sytuacji, dokonana przez Pana Profesora. Troche sie tylko boję, że skoro chwalę, Pan Profesor uzna, że jest niedobrze…
Podzielam obawy Pana Profesora co do zachowania środowiska. Ba, wręcz uważam, że skoro dotyczy to nie dość istotnej i poddanej w ubiegłej epoce „obróbce politycznej” uczelni, to rzecz przejdzie bez większego echa. Bo przecież są sprawy „istotniejsze”. Ale uważałem i uważam, że nie wolno milczeć w sprawach pryncypialnych. O, a co do pochwał – nie no, nie jestem w żadnym wypadku jakimkolwiek -istą, więc akceptację wywodu przyjmuję jako zwykłą, koleżeńską aktywność merytoryczną 🙂
Dzięki za rozproszenie obaw.
Środowisko będzie milczeć z wielu względów. W tym wypadku na pewno również dlatego, że sprawa dotyczy marginalnej uczelni. Ale ważniejsze będą chyba konsekwencje układu sił, jaki się wykrystalizował w ciągu ubiegłych lat ośmiu. Dzisiaj występujący w imię wolności nauki oraz swobód akademickich będą mieli przeciw sobie nie tylko machinę administracyjną podległą ministrowi, ale i – inaczej niż w ciągu ostatnich lat ośmiu – większość środowiska. Nastroje rzecz jasna będą się w nim z czasem zmieniać i obecne dominujące poczucie triumfu ustąpi miejsca innym. Co się wówczas silniej zaznaczy: rozczarowanie, czy obawa przez ryzykiem związanym z udziałem w proteście? Różnie może być, ale jeśli łamanie wolności akademickich okaże się trwałą polityką, prowadzoną konsekwentnie i z rozmachem, to druga postawa może okazać się silniejsza.
Pozdrawiam
Tu się już systemowo nie zgadzamy w dwóch punktach. W pierwszym: nasze środowisko nie popiera gromadnie żadnej opcji politycznej poza jedną – tą, która da pieniądze i obieca jakąś formę prestiżu. To wynika z obserwacji tematów dyskusji zarówno w trakcie ośmiu lat minionych, jak i dwóch miesięcy obecnych władz. Oczywiście, nie dotyczy to poglądów jednostek, tylko głosów wyrażanych przez i w imieniu środowiska. Po drugie – w ciągu ośmiu lat, a zwłaszcza ostatnich trzech, demoralizowano i deprawowano środowisko na skalę niesłychaną wcześniej. Ilu się temu oparło, czas pokaże. Ale nie jestem pesymistą. Przyszłość należy dla tych, którzy jasno przedstawiają i wcielają w życie wartości akademickie. Nawet, jeśli czasami przywali się ich hejtem.
Dobrze, że systemowo przynajmniej w jednym wypadku nie zgadza się Pan Profesor z tym, czego nie napisałem. Pisałem o układzie sił, nie o opcji politycznej. Co zaś do motywacji, to je z grubsza tez tak widzę, tak więc i tu sporu nie ma.
Co zaś do drugiego punktu: przypadek piotrkowski, potraktowanie (u nas) prof. Gościwita Malinowskiego, tryb usunięcia z pracy p. Marii Thun (poza środowiskiem akademickim, ale to ważny precedens) – pokazują z grubsza, z czym trzeba się będzie liczyć. Jakie będą reakcje społeczne okaże się, ale… wiele czasu upłynie, zanim osłabną instynkty stadne.
I nawet tam, gdzie są relatywnie słabe: proszę zauważyć, że moja deklaracja dotycząca poparcia stanowiska Pana Profesora wywarła jednak efekt umiarkowanie mrożący: sceptycyzm z konkluzji komentarza we wpisie ustąpił miejsca optymizmowi… Ważniejsze jednak, że – powtórzę tu pochlebstwo – ważny wpis Pana Profesora, zwracający uwagę na istotne problemy i zagrożenia, został przez gorliwych obrońców demokracji w życiu akademickim oraz społecznym zignorowany. Bo nie pasował do dwubiegunowego obrazu świata, w którym dobro oraz zło są od siebie hermetycznie oddzielone.
No tak, ignorowanie… Dzisiejszy dyskurs publiczny rządzi się surowymi prawami krzyku i zasięgu. Taki czas, ale to nie zwalnia z przyzwoitości. Nawet, rzekłbym, dla czystej przekory warto być przyzwoitym!