Mój stosunek do ewaluacji jakości badań naukowych w formule obecnej deklarowałem wielokrotnie. Po manipulacjach kolejnych ministrów i kompromitacji procedury ostatniej oceny nadaje się tylko do skasowania. Ale Ministerstwo wie swoje. Powołało zespół, szybciutko przygotowano rekomendacje, pan Minister powiedział, że były szeroko konsultowano (zapewne chodziło o video spotkania z panią Wiceministrą) i… mamy rekomendacje. I nie chodzi o to, że są złe. One po prostu nie są. To jest groch z kapustą, tragiczna mieszanina ciekawych pomysłów, konserwatywnego zaparcia i kuriozalnych ukłonów w stronę kolejnych grup i grupek. A wszystko to firmuje jako przewodniczący zespołu były szef KEJN wspierany przez Ministra Czarnka, który przyklepywał ministra sugestie i dyscyplinował członków Komitetu w trakcie pożal się Boże ewaluacji. Naprawdę, to ma być kolejny sukces demokratycznego rządu?
Od jednego nie uciekniemy. Mierniki są po to, by 1) określić 'stan jest’ ze względu na jakąś cechę. Wtedy nie ma sensu uprzedzać kogokolwiek o charakterze mierników, bo zależy nam na określeniu stanu faktycznego, a nie dostosowania się do naszego narzędzia pomiarowego; 2) skierować osobę lub organizację za pożądany dla nas cel. Wtedy faktycznie wskazujemy na początku okresu pomiarowego sposób mierzenia tak skonstruowany, by jednoznacznie wprowadzał osobę lub instytucję na określone tory działania. Tak działać mają oceny w szkołach, tak powinna działać ocena pracownicza. Skoro kryteria oceny mają być znane przed lub na początku okresu oceny, to 'ewaluacja badań naukowych’ jak ma się teraz nazywać cała procedura (jakość przepadła) ma cały sektor na coś skierować.
Sprawdźmy więc, czy ewaluacja mówi nam, w jakim kierunku mamy pójść?
 
						