Na prośbę KRASP przygotowałem opinię dotyczącą nowych zmian zarządzenia ewaluacyjnego. Piszę w trakcie wakacji, więc przepraszam za formę. Ale nie potrafię milczeć, choć wiem, że te słowa niewiele już mogą.
Z zaskoczeniem przyjąłem zakres sugerowanych zmian. Jest on szerszy niż zapowiadany przez p. ministra Bernackiego w trakcie ostatniego spotkania KRASP. Absolutnie fałszywie zostały przedstawione w ogłoszonym dokumencie skutki tych regulacji dla przeprowadzenia ewaluacji. Nie jest prawdą, że podniesienie punktacji monografii z I poziomu względem monografii z II poziomu nie pozostanie bez istotnych skutków dla ewaluacji. Taka decyzja oznacza dalszą deprecjację ukierunkowania działań w zakresie nauk humanistycznych i społecznych na jakość i umiędzynarodowienie. Dotychczasowe zapisy jednoznacznie wskazywały, że powinno nam zależeć na publikowaniu w absolutnie topowych wydawnictwach, rozpoznawalnych globalnie jako najlepsze w zakresie w/w nauk. Owszem, pewien niepokój budził ich dobór, zwłaszcza po rozszerzeniu ich listy, ale kierunek był wyraźny. Obecnie różnica punktowa ulegnie zmniejszeniu, a biorąc pod uwagę jak wiele zupełnie przypadkowych podmiotów wydaje dziś książki 'naukowe’ w Polsce i jak wiele z nich jest na liście I monografii MEiN, kolejny raz okaże się, że podejmowanie wysiłku wprowadzenia naszej nauki na nieco wyższy niż polski poziom jest zbędną fanaberią. Napisałem w życiu wiele monografii, wydawałem je w różnych wydawnictwach. Nakład pracy na wydanie publikacji w Brepols czy Cambridge University Press w porównaniu z tym, który trzeba wydatkować na wydanie w dowolnym polskim wydawnictwie, nawet najlepszym, jest nieporównywalny. Sugerowana zmiana raz jeszcze pokaże, że miejscem polskiej humanistyki i nauk społecznych jest obieg polski. Że światowa nauka nie powinna nas interesować. Jestem temu absolutnie przeciwny.
Patrząc na drugą istotną zmianę, redukującą rolę KEJN i rozszerzającą władcze uprawnienia Ministra, który będzie ustalał poziomy punktowe dla kategorii A+, A, B+ i B jedynie zapoznając się z propozycjami KEJN, mogę tylko powiedzieć, że jest to gwóźdź do trumny niezależnej i możliwie obiektywnej procedury oceny dyscyplin naukowych. Znamienne, że nawet nie próbowano uzasadnić i określić skutków tej regulacji. Jako zwolennik obiektywnych kryteriów oceny nie byłem i nie jestem szczególnym zwolennikiem dotychczas proponowanych rozwiązań. Jednak to rozwiązanie, które ma zostać wprowadzone idzie w kierunku, którego ludzie nauki nie powinni akceptować, nawet, jeśli jest to dla nich chwilowo korzystne – upolitycznienia całego systemu nauki. Jedynowładztwo ministerialne w przypadku tak delikatnego systemu jakim jest szkolnictwo wyższe, w którym inwestycje trwają dekady, a skutki są często widoczne jeszcze później (na przykład w tak banalnym i lekceważonym dziś zakresie jak otwartość na świat, umiejętność radzenia sobie z zagrożeniami nieoczywistymi, samodzielność i jednocześnie zdolność współdziałania z osobami spoza własnego kręgu kulturowego), jest groźne dla przyszłości Rzeczpospolitej liczonej nie w miesiącach, lecz dekadach. Ze smutkiem przyjmuję ten kierunek sugerowanych zmian. Nie potrafię się z nim pogodzić.
Z wyrazami szacunku,
Prof. dr hab. Przemysław Wiszewski
Oczywiście, Pan Rektor nie ma racji. Są takie zagadnienia np. w naukach społecznych, które mają wymiar wyłącznie lokalny. Ogromna sfera zagadnień prawnych ma wymiar wyłącznie polski, bo prawo polskie generalnie obowiązuje w Polsce. Nie każdy musi się zajmować porównywaniem systemów prawnych czy opisywaniem polskiego prawa na potrzeby zagranicy… W związku z tym akurat te zmiany idą w dobrym kierunku, by znieść fetyszyzację pisarstwa zagranicznego i wiążącego się z tym pomijania kwestii istotnych w dyskursie krajowym.
Tak, trudno pewnie byłoby nam się zgodzić, bo 1) każda wiedza lokalna może być bardzo cenna, ale jej sens naukowy, a więc inny niż proste odnotowanie faktów, można odnaleźć tylko w kontekstach szerszych, niż lokalne. Stwierdzenie, że czyn x w warunkach y skutkuje karą z nie jest nauką, lecz prostą wiedzą. Ale już określenie, że karzemy za czyn x w sposób z, w dodatku z odniesieniem do warunków y wynika z naszej wiedzy o modelach życia społecznego uwzględniających szereg zmiennych obserwowanych w innych niż lokalne konteksty. Tylko to pozwala nam wyjść poza fakty tu i teraz i dostrzec konsekwencje działań w lokalnym kontekście, tym samym przewidując skutki i dodając nasz kamyczek do wiedzy szerszej niż lokalna; 2) nauka nie powstaje na potrzeby ani kraju, ani zagranicy, tylko całej ludzkości. Korzystamy z dorobku całej ludzkości i w nim partycypujemy. Dlatego nie ma nauki polskiej i polskiego dyskursu naukowego, natomiast są tematy ważne dla polskiego społeczeństwa które można i trzeba z nim dyskutować odwołując się do dorobku ludzkości dlatego patrz punkt 1. Bo zamknięcie się na świat dookoła nas czyni nas ślepymi i głuchymi, niegotowymi na zmiany, które nas dosięgają. Fetyszyzacji nie komentuję – jest dobra i zła działalność naukowa, natomiast tak, językiem nauki jest dziś – dla większości dyscyplin angielski. Tak jak dla europejskiego Zachodu w średniowieczu była łacina. Z pozdrowieniami!
NIestet, niestety….
Radku, wybacz, ale zupełnie się nie zgadzam. Publikowanie w anglojęzycznych na przykład z mojej perspektywy ma znikome znaczenie. Nie na tym powinna zasadzać się dyskusja. Sprytnie wpędzono nas w pułapkę punktoza. Nie ma się co oszukiwać, zrobili to „doświadczalni”, publikujący stadnie i bez kontroli dopisując swe nazwiska do publikacji.