Niech fus fusem zostanie. Kluczowe korzyści z porzucenia programu Lewicy

Nie jestem zwolennikiem wróżenia z fusów. Choć to zajęcie o pradawnym rodowodzie, to zbyt przypomina wypowiedzi polityków, bym traktował ją nadmiernie poważnie. Jeśli więc zabieram głos w sprawie nowego składu kierownictwa MNiSW to dlatego, że fusy są wyjątkowo trujące i bardzo bym chciał, by pozostały tylko fusami. By nie daj Boże lub – stosownie do sytuacji- nie dajcie Marksie/Engelsie, żeby zaczęto na nich warzyć nam chudą polewkę.

Zacząć wypada od samej nominacji na ministra i wiceministrę dwójki polityków, którzy byli typowani na stanowisko ministra. To kolejny krok Lewicy w Ministerstwie przywracający praktyki ministra Czarnka i zwiększający upartyjnienie kierownictwa. Zaklęcia komentatorów, że to świetnie, bo minister Kulasek zadba o pieniądze dla sektora, a wiceministra Zioło-Pużuk będzie odpowiedzialna za konsultacje ze środowiskiem, są tyleż intrygujące, co znamienne. Intrygujące, bo ich autorzy nie chcą widzieć, że zmiany w Ministerstwie są jak socjalistyczna w treści i formie odnowa zaordynowana w 1983 r. przez rząd PRL – od nowa odnowa. Jeszcze raz to samo, tylko mocniej. Zamiast jednego polityka i czwórki nie mających doświadczenia zarządczego, ale przynajmniej życiowe, pracowników sektora, ministerstwem będzie kierować dwójka działaczy partyjnych i ta sama co wcześniej trójka wiceministrów. Skoro ci ostatni byli tak świetni, to czemu ministerstwo nie kwitło pod ich współrządami? Czyżby zostali, żeby nie wszczynać kolejnych rozmów partyjnych lobbystów? Czyżby jednak skład ministerstwa był wyłącznie wypadkową interesów partyjnych? Czyżby?

A ten sugerowany podział ról partyjnych reprezentantów obozu władzy jest znamienny, bo z jednej strony do bólu seksistowski (wiadomo, dziewczynki w klasie to 'smar pedagogiczny’ łagodzący konflikty zacietrzewionych chłopców), ale też – co ważniejsze – odsłaniający egoizm naszego sektora. Bo okazuje się, że ministrowie mają być wyłącznie po to, by dbać o pieniądze i słuchać 'środowiska’. Jeśli to środowisko jest tak mądre, to jak to jest, że do tej pory nie kwitnie swą mądrością mając naprawdę szeroki margines do rozkwitu i dziś, o przeszłości nie mówiąc? Wciąż powtarzać będę – jeśli ktoś nam płaci, to może warto byłoby go posłuchać, po co nam płaci? I o tym z nim dyskutować, zamiast widzieć siebie w centrum świata?

Skład nowego zarządu ministerstwa nie budzi więc mojego optymizmu ani w krótkiej, ani w dłuższej perspektywie. Ale należy mu dać szansę, bo przecież może pozytywnie zaskoczyć. A żeby tak się stało, stojący na czele politycy powinni zrobić dokładnie to, co zrobił ich poprzednik – zapomnieć o wyborczym programie swojej macierzystej partii. Bo treści w nim obecne były w większości nie tylko niemądre, ale wręcz szkodliwe.

Dwa przykłady z broszury Raport o stanie państwa z 2021 r., w której dzisiejszy minister Kulasek był autorem sekcji dotyczącej szkolnictwa wyższego. Zacznijmy od jego obserwacji, że rząd PiS uprzywilejował uczelnie metropolitalne kosztem regionalnych. To uprzywilejowanie to powołanie programu IDUB 'bez dodatkowego finansowania z budżetu państwa’, co miało skutkować tym, że mniejsze uczelnie 'stają do nierównej walki o środki na badania z wpływowymi i bogatymi’. Jedno zdanie, kilka błędów, mam nadzieję, że będących wynikiem lenistwa pomocników, a nie braku wiedzy samego Autora. Po pierwsze program IDUB miał odrębne finansowanie. Po pierwszej transzy środków kolejne były przekazywane w formie obligacji rządowych. Nikomu więc uczelnie IDUB nie odbierały jakichkolwiek środków budżetowych. Nie wiem zatem, jak Autor wywiódł związek między konkursem iDUB a klasowo słusznym obrazem walki okropnych bogatych ze słabymi, ale szlachetnymi i ubogimi uczelniami? Pomijam fakt, że uczelnie poza IDUB miały swój własny program dodatkowego finansowania skierowany właśnie na rzecz doskonałości regionalnej uczelni. Który był akurat finansowany z budżetu. Ale co z tym konkurowaniem o środki na badania? Chyba, że Autor sądził, że IDUB to zastrzyk środków na badania? Ale chyba nie mógł być aż tak niedoinformowany, by nie wiedzieć, że konkurs IDUB miał służyć owszem, specjalizacji badawczej w ramach wybranych obszarów każdej z uczelni, ale przede wszystkim zmianie kultury pracy i nauczania na tych uczelniach. I nic nie miał wspólnego z konkurowaniem o środki na badania.

Kompromitujące jest w tym kontekście stwierdzenie, że NCN to ośrodek 'stanowiący przykład braku transparentności’. Odpowiem, jak moi koledzy na podwórku, po lewicowemu: chyba że ty! Nietransparentne i uznaniowe to jest finansowanie przez ministerstwo. NCN nie jest doskonałe, bo to twór ludzi dla ludzi, ale jest najbardziej przejrzystą instytucją naszego sektora. Sugerowanie w programie Lewicy z 2023 r., że należy zastąpić rozdział środków w trybie konkursowym przez NCN prostym zwiększeniem subwencji uczelni, brzmi jak ponury żart w tym kontekście. Uczelnie i transparentny podział środków na badania? Owszem, może tak się zdarzyć, że transparentnie każdy dostanie po 1000 zł rocznie. Bo reszta pójdzie na równie transparentne projekty lobbystów bliskich władzom rektorskim i ich zwolenników. I być może faktycznie, to spowoduje odetchnięcie szeroką piersią przez aktyw pracowniczy. Bo wtedy nikt nie będzie lepszy, nikt nie będzie prowadził badań innych, niż lokalne. Chyba, że będzie klientem tej czy innej grupy politycznej w swoim środowisku, by otrzymać dodatkowe środki. Zaiste, rezygnacja z wolności naukowej na rzecz schlebiania władzy przez szeregowych 'pracowników nauki’ jako droga do tworzenia wartościowej nauki – to byłby epokowy, nie znany nigdzie na świecie zwrot w dziejach historii nauki.

Kolejna uwaga przed-ministra, że NCN kultywował niesprawiedliwy stan, to jest nierówne rozdzielanie środków. Tak, to prawda. Nauka nie znosi równości, bo nie jest tak, że każdy ma rację, 'swoją prawdę’. Nie, są ludzie pracujący wydajniej, podejmujący ciekawsze, istotniejsze dla społeczeństwa i lepiej merytorycznie przygotowane tematy i są tacy, którzy mogą zająć się lepszą dydaktyką lub pracą zarządczą, jeśli takie są ich tematy. Lub łączyć te kompetencje w różnych proporcjach. Dawanie każdemu po trochę jest jak danie po litrze benzyny w czasie wojny kierowcy skutera, ciężarówki i czołgu. Jakoś nie sądzę, by taka polityka pomogła obronić nasz kraj we współczesnej sytuacji geopolitycznej.

Dobrze, wystarczy, szkoda mieszać w fusach. Naprawdę, zostawmy je tam, gdzie są. Niech utkwią zapomniane na kartach propagandowych broszur. Niech nie mam racji i niech nowy zarząd weźmie się do pracy, by wspierać elastyczność, specjalizację uczelni, ludzi oddanych nauce, dydaktyce i działalności na rzecz kultury w duchu wartości akademickich. Niech stanie się w końcu jasność.

Amen.

Dodaj komentarz