Z ogromną przyjemnością przeczytałem wymianę listów między Ursulą Le Guin a Stanisławem Lemem. Większość z nich pochodzi z lat 1973-1977, kilka z lat 80. Skupiają się na funkcjonowaniu Lema i Le Guin w środowisku amerykańskich literatów, ale zawierają także żywy obraz funkcjonowania Lema w polskim środowisku. Ponadto zaś przekazują wiele intrygujących uwag dotyczących pojmowania przez oboje tego, co jest naturą dobrej literatury, zwłaszcza literatury SF. Wokół tych wątków toczy się dyskusja dotyczącego problemu: czym jest etyka życie intelektualisty w świecie kapitalistycznym i w społeczeństwie totalitarnym? Nie zamierzam streszczać książki, bo nie jest to tematem tego bloga. Ale kilka wątków jest ważnych dla nas. Oboje podkreślają, że większość utworów publikowanych pod szyldem SF w krajach demokratycznych nie ma wartości literackiej. To 'szmira’. Wydawcy nie interesują się jej faktyczną wartością, a jedynie tym, czy uda się sprzedać produkt. Widzą, że ci, którzy proponują opowieści trudniejsze, ambitniejsze, są odrzucani przez swoje środowisko literackie. To skupione jest bowiem przede wszystkim na zrealizowaniu sukcesu finansowego. I alergicznie reaguje na wszelkie słowa krytyki wobec siebie.
Ale w kraju nad Wisłą ówcześnie też nie jest lepiej. Wydawnictwami rządzą ludzie zależni od Partii, ich decyzje nie opierają się na wartościach literackich, lecz koneksjach i dążeniu do przypodobaniu władzy. Środowisko jest uległe i stara się nie drażnić ani Partii, ani wydawnictw dających im drukować – i zarabiać w ten sposób. Lem może sobie pozwolić na publiczną krytykę – ale tylko raz, potem już dystansuje się, lecz głosu publicznie nie zabiera. A na odwagę pozwala sobie, bo ma zapewnione przychody z publikacji zagranicznych. Z kolei koledzy wyraźnie wskazują, że oni nie protestują, bo nie mają tak, jak on, zapewnionego dodatkowego przychodu. Sam Lem celnie i złośliwie pisze, że życiem literackim w Polsce i kreowaniem literackiego świata zajmują się pisarze, których poza granicami Polski nikt nie zna. Nie mają nic do powiedzenia w zakresie literatury, ale za to są dobrze ulokowani w realiach polityczno-społecznych. Gdy przychodzi koszmar lat 80. także Lemowi ciężko jednak jest zaangażować się w opór przeciw władzy. Wspierał opozycję finansowo, ale sam nie był w stanie opowiedzieć się publicznie przeciw Partii i bardzo prosił Le Guin, by jego opinii nigdzie publicznie nie cytowała. Le Guin do końca starała się walczyć o mniej krytyczne niż Lem spojrzenie na literaturę SF i życie literackie w ogóle. Polski pisarz był bardziej – w listach – ostry w swoich sądach.
Uderzające jest zmęczenie obojga przeciętnością, która dominuje, tłamsi i sprawia, że trzeba walczyć o własny kąt, by móc tworzyć. Dziś żyjemy w świecie bliższym Le Guin, ale przecież w dziedzictwie świata Lema. I nasza akademicka rzeczywistość przypomina boleśnie miks obu tych światów. Minister Czarnek wprowadził bezwzględny kult pieniądza w życie akademickie. Wraz z nim do rangi cnoty wyniesiono uległość wobec władzy, a za sukces i miarę doskonałości najważniejszych ludzi naszej akademii (sic!) uznano umiejętność osiągnięcia korzyści w zamian za publiczne wspieranie fanaberii partyjnych. Ci, którzy sądzili i sądzą inaczej, domagają się doskonałości dydaktyki, badań i przestrzegania wartości akademickich jako fundamentów naszego funkcjonowania są uznawani za aberrację, wstydliwą i co najwyżej wyśmiewaną.
Ostrzegałem od samego początku, że wybór na Ministra pana Wieczorka źle nam wróży. Dobór przez niego wiceministrów wskazywał, że nie tylko nie ma pojęcia o naszym sektorze, ale nie zamierza też się go uczyć. Kolejne wypowiedzi wskazywały, że ani on, ani jego otoczenie nie mają nawet grama pomysłu na wspieranie modernizacji Polski i przygotowanie jej na niebezpieczeństwa czające się w bliskiej przyszłości. Pieniądz, obietnice, pieniądz, władza. Kolejne łamanie zapisów ustawy – mianowanie drugich pierwszych rektorów, przyzwolenie na niezgodne z ustawą funkcjonowanie rad uczelni w czasie wyborów, bezczynność wobec niezgodnych z ustawą wyborów rektorów… -, mocno wątpliwe etycznie zachowania wobec osób zależnych służbowo od ministra (rektorzy, dyrektor Sieci Łukasiewicz), brak kontroli nad decyzjami własnych urzędników i zrozumienia dla sposobu finansowania badań (sprawa prof. Sankowskiego, finansowanie polskiego programu polarnego), świadome zaciemnianie sposobu finansowania sektora w 2025 r. (operowanie ogólnym pojęciem wzrostu finansowania podczas rozbicie środków na sektory, w których na realne badania przypadnie wzrost mniejszy, niż przewidywana inflacja), mocno dyskusyjne, powiązane z życiem partyjnym (rada NPRH) i regionalnym (RDN i nie tylko) decyzje kadrowe, niemal kompletne zlekceważenie pomysłów na poprawę funkcjonowania sektora wynikających z dyskusji środowiskowej po odwołaniu ministra Czarnka, kuriozalny sposób konstruowania i komunikowania reformy PAN… Można tak długo. I nawet nie trzeba ostatnich 'afer’ przywoływać.
I co na to nasze środowisko? Nic. Cisza. Bo przecież miliony są do podziału. Bo można zostać 'pieszczochem’ poprzedniej Partii, albo stać się wrogiem obecnej. A minister miło się uśmiecha i jest świetnym słuchaczem!
Konformizm i lęk. Tak sportretowali swoje środowiska wielcy pisarze, bohaterowie mojej młodości. Dlaczego musimy te błędy powtarzać?
Bo kult przeciętności jest naturalnym elementem życia społecznego. Ale w nauce oznacza on degradację tego, co w niej najistotniejsze. To kościół bez boga, wypełniony płatnymi funkcjonariuszami.