Instytut Pileckiego w Warszawie uroczyście świętuje przeprowadzkę do nowej siedziby. Bardzo się cieszę, bo pracownicy całego Instytutu byli zaangażowani w przygotowanie tego święta. Bardzo kreatywnie układali jego przebieg i razem dostosowaliśmy plany do możliwości zespołu. Cieszę się również, że ukazały się broszura z popularną biografią rotmistrza Pileckiego i pierwszy odcinek serialu jemu poświęconego. Moją satysfakcję z realizacji prac, w których brałem udział, mąci jeden fakt – totalitarne w swojej naturze wymazywanie przeszłości przez niektórych pracowników pracujących pod kierownictwem p.o. dyrektora.
To przykre, ale być może symptomatyczne dla kontynuacji praktyk 'polityki historycznej’ poprzedniego rządu, którą tak ochoczo wspiera rząd obecny. Jeśli o tym dziś piszę, to ku przestrodze wszystkich, którzy chcą się zaangażować w życie publiczne – albo wejdziecie w nie w ramach sieci zależności partyjnych, najlepiej bez kompetencji i umiejętności, albo od razu załóżcie, że Wasza praca zostanie wymazana, gdy o tym zadecyduje ta lub inna Partia i jej ludzie. Ostatecznie Wasze nazwisko zostanie skłamane i obrzucone oszczerstwami, których skalą mocno się zdziwicie. I jeśli o tym zdecydowałem się pisać, to dlatego, że milczałem w trakcie takiego samego procederu, gdy minister Czarnek odwołał mnie z funkcji rektora Uniwersytetu Wrocławskiego. Moje uniwersyteckie środowisko zrobiło dokładnie to wobec mnie, co robią wybrani pracownicy p.o. dyrektora IP wobec prof. Ruchniewicza i wobec mnie. Wyrok sądu wskazujący na bezprawne działanie ministra Czarnka nie przywrócił mi dobrego imienia. Więc teraz, by błędu nie popełnić raz jeszcze, a przestrzec przyszłych chętnych do pracy w sferze publicznej, kilka słów sprostowania.
- nową biografię rotmistrza Pileckiego pióra dra Bartłomieja Kapicy dostępną w Instytucie ma otwierać wstęp p.o. dyrektora. Pomijam, że jego pierwsza część jest dziwnie podobna do wcześniej przygotowanego wstępu Dyrektora Ruchniewicza. Brakuje w nim jednak wzmianki, że a) to dyrektor Ruchniewicz powołał do życia serię wydawniczą, w której miała się ona ukazać; 2) to dyrektor Ruchniewicz polecił napisać tę pracę i nadzorował jej przygotowanie; 3) a przy okazji to ja poprawiałem cały tekst, by był on przystosowany dla popularnego czytelnika. Nic mi nie wiadomo, by p.o. dyrektora miał jakikolwiek wkład w powstanie tego dzieła. Jest w pełni zrozumiałe, że zdecydował się on dodać swój wstęp jako kierownik Instytutu. Ale jest małostkowe, że usunął przygotowany i przekazany redakcji wstęp Dyrektora, który zainicjował prace i doprowadził je do stanu końcowego;
- pierwszy odcinek serialu poświęcony rotmistrzowi Pileckiego wyprodukowany przez Instytut kończą podziękowania autorów 'dyrektorowi Instytutu Pileckiego panu Karolowi Madajowi za pomoc w realizacji serialu’ (31:41). Ten wpis zawiera jedno kłamstwo i jedno przykre niedomówienie. Kłamstwem jest, że p. Karol Madej jest dyrektorem IP. Jako osoba z tytułem magistra zgodnie z ustawą o Instytucie dyrektorem być nie może, dlatego jest 'pełniącym obowiązki’. Ale to detal. Smutne jest, że autorom zabrakło pamięci, że to Dyrektor Ruchniewicz zlecił przygotowanie serialu, że to Dyrektor Ruchniewicz czytał i poprawiał scenariusz. Niestety, zapomniano nie tylko o podziękowaniach dla niego, ale nawet nie wymieniono go w napisach poświęconych konsultantom historycznym. Biorąc pod uwagę, że produkcję nadzorował powołany przez niego zastępca dyrektora ds historii w przestrzeni publicznej – trochę jednak wstyd i cringe;
- według krążącej po Instytucie opinii wyrażanej przez związane z p.o. dyrektora osoby, jakoby nie wziąłem w nich udziału, bo napisałem, że 'nie chcę mieć z Instytutem nic wspólnego’, rzeczywistość jest mocno odmienna. Moja prawdziwa odpowiedź na zaproszenie brzmiała następująco:
Przemysław Wiszewski <przemyslaw.wiszewski@gmail.com>
sob., 6 wrz, 12:00
do Instytut (gala@instytutpileckiego.pl),Szanowni państwo,
Doceniam przekazanie zaproszenia. Bardzo miło wspominam pracę w instytucie. Jednak obecna sytuacja związana z odwołaniem dyrektora Ruchniewicza, a także zachowania nowego p.o. dyrektora i pani Ministry wykluczają mój udział w tej miłej uroczystości.
Z wyrazami szacunku,
Przemysław Wiszewski
(…)
www.przemyslawwiszewski.plI niech każdy sam oceni, czy opłaca się mówić niemądre słowa i rozsiewać oczerniające opinie.
- Zdaniem pewnego profesora moja niechęć do polityki historycznej wynika z rozgoryczenia związanego z odejściem z Instytutu lub z poczucia lojalności wobec prof. Ruchniewicza. Otóż a) nie mam poczucia rozgoryczenia z powodu odejścia, bo sam o nim zdecydowałem i sam złożyłem rezygnację ze względu na złamanie ważnych dla mnie wartości przez panią ministrę; b) bardzo lubiłem pracę z pracownikami Instytutu, dlatego odejściu towarzyszył smutek, nie rozgoryczenie; c) tak, lojalność jest ważną dla mnie wartością. Bezwzględnie – zarówno wobec przełożonych, jak i wobec podwładnych i współpracowników. Ale w tym przypadku myli się autor tych nieprawdziwych przypuszczeń – z prof. Ruchniewiczem łączy mnie przyjaźń. To dużo więcej niż lojalność. I nie stoją za tym żadne 'wrocławskie układy’. Życie jest piękniejsze, niż jakiekolwiek 'układy’ drogi panie. I jeśli złożyłem rezygnację, to dlatego, że budzi moją odrazę sposób działania pani ministry wobec prof. Ruchniewicza i nie widzę żadnej możliwości, bym chciał brać udział w prowadzeniu propagandy, którą ma teraz prowadzić Instytut pod kierunkiem p.o. dyrektora. A jeśli ktoś chce poznać moje uczucia i opinie – niech się ze mną skontaktuje, to nie jest trudne 🙂
Podsumowując: być może tak ma wyglądać współczesna polityka pamięci i polityka historyczna wspierana przez panią ministrę Cienkowską. Może tak ma wyglądać troska o demokratyczną społeczność rządu premiera Tuska. Ale ja wiem swoje – takie działania niszczą wspólnotę obywatelską i wystawiają na pośmiewisko autorytet służby społeczeństwu. Kłamanie dla pozyskania sobie sympatii władzy to odruch właściwy dla osób złamanych, pozbawionych kręgosłupa i wyrzekających się wartości. Okłamywanie współpracowników to wyraz braku szacunku dla nich. Postawy w obu przypadkach żałosne.
Bardzo miło wspominam pracę w Instytucie. Poznałem tam wielu zaangażowanych i chętnych do podjęcia badań i ich popularyzacji osób. Przykro mi, że czyni im się krzywdę łącząc z imieniem Rotmistrza praktyki godne najgorszych czasów wymazywania ze zdjęć niewygodnych dla władzy uczestników przeszłości.
Tak jakby wstyd, panowie i panie.
Prawda jest najgorszym wrogiem totalitarnej władzy. Ludzie małej wiary zastępują ją „polityką historyczną”, którą staje się sposobem kreowania fałszywych proroków. Zasługi, wiedza i postawa panów Profesorów są dla nas wszystkich przykładem służenia prawdzie, o którą walczyło nasze pokolenie, pokolenie dla którego słowa prawdy były i są cenniejsze niż chleb. Podziwiam, pozdrawiam serdecznie i życzę wytrwałości.
Dziękujemy bardzo. Staramy się, ale to też sprawa imperatywu – jeśli my nie pokażemy znaczenia wartości w życiu, to co jest warty tytuł profesorski dla społeczeństwa? Miłych dni!