Inwestujmy w naukę. Teraz!

To nie jest dobry czas dla uczelni mających w Polsce aspiracje badawcze. Ale jednocześnie naszym obowiązkiem jest myślą sięgać dalej, niż stanowi o tym horyzont polityczny i głębiej, niż sugerują bieżące komunikaty mediów. Jest misją Uniwersytetu zabezpieczać racjonalny charakter funkcjonowania społeczeństwa, gwarantować jego łączność ze światem ponad fobiami, emocjami i granicami stwarzanymi doraźnymi politykami. Dlatego mimo wszystkich ograniczeń i dominującej niepewności – myślimy o przyszłości Uniwersytetu Wrocławskiego jako o żywym i promieniującym centrum zmian, miejscu spotkań z przyszłością.

W miniony piątek senacka Komisja Inwestycji i Majątku wydała pozytywną opinię o przedstawionym przez Dyrektorkę Generalną wieloletnim planie inwestycyjnym Uniwersytetu Wrocławskiego. To nie jest dokument zamknięty, będzie na pewno podlegał zmianom. Ale wytycza kierunki myślenia o materialnej przyszłości Uczelni zgodnie z naszą, ogólnouniwersytecką strategią. Konstruując go musieliśmy określić nie tylko nasz punkt wyjścia, ale też przewidywać trendy przyszłości. Czy trafnie? Zobaczymy. Tworząc plan inwestycyjno-remontowy musieliśmy najpierw uwzględnić zakończenie prac rozpoczętych w minionych latach, następnie realizację nakazów różnych służb kontrolujących stan naszych budynków. W zasadzie – na tym moglibyśmy poprzestać, bo potrzeby są tak wielkie, że nawet na te cele nie wystarczą środki naszej Uczelni.

Tylko że rezygnacja z pójścia do przodu byłaby akceptacją cofania się. Tak, przegapiliśmy najlepszy czas na inwestycje. Tak, ministrowie nie rozpieszczali naszej uczelni i większość prac podtrzymujących stan infrastruktury – w tym bezcennych zabytków – realizowaliśmy za pieniądze własne. Nie, nie będziemy w stanie nowych inwestycji sfinansować z budżetu Uniwersytetu. To trzeba powiedzieć jasno – żadna nowa inwestycja przekraczająca 500.000 zł nie będzie mogła zostać uruchomiona bez zewnętrznego wkładu w wysokości około 75%. Będziemy zabezpieczać dokumentację niezbędną do występowania o środki zewnętrzne. Bo bez jasnego ukierunkowania naszej aktywności inwestycyjnej rozproszymy potencjał, którym dysponujemy. Skupiamy się na dyscyplinach najżywiej rozwijających się, a jednocześnie mających ciężką sytuację materialną. Dzięki pozyskiwanym przez nie grantom i rozwijanym badaniom wzrośnie nie tylko nasz budżet, ale i nasza rozpoznawalność – a tym samym możliwości pozyskiwania środków inwestycyjnych.

Najpilniejszym i największym wyzwaniem jest stworzenie warunków funkcjonowania dla Wydziału Chemii, który funkcjonuje od dekad w bardzo złych warunkach. Do tego stopnia, że brakuje przestrzeni, w której można instalować nowoczesną infrastrukturę badawczą kupowaną z grantów. Równie pilne są potrzeby geografów, którzy rozwijając badania nad katastrofami naturalnymi i skutkami zmian klimatycznych rezydują dziś w czterech lokalizacjach rozrzuconych po całym Wrocławiu, a jednocześnie potrzebują przestrzeni dla nowoczesnych laboratoriów pozwalających prowadzić interdyscyplinarne badania. Żywo rozwijająca się biotechnologia potrzebuje miejsca dla infrastruktury badawczej i laboratoriów wyższej klasy niezbędnych do badań nad terapiami antynowotworowymi. Centrum Badań Biomedycznych stałoby się także szansą na ściślejszą współpracę z naszym partnerem strategicznym – Uniwersytetem Medycznym. Wreszcie musimy krok za krokiem skończyć adaptację budynku na Piasku na potrzeby Wydziału Filologii. Nie zostały ujęte w planie, ale ciągle mam je w głowie, dwie inwestycje. Centrum Badań nad Bioróżnorodnością animujące interdyscyplinarne badania w tym – kluczowym dla świata – zakresie oraz wspomagające naszą współpracę z ZOO i Uniwersytetem Przyrodniczym. Wreszcie – przemiana naszego 'Pancernika’, ostatniego nieodnowionego budynku WuWa, w nowoczesne Międzynarodowe Centrum Spotkań dla badaczy przyjeżdzających z różnych stron świata na nasz Uniwersytet, a działającego szerzej – dla całego akademickiego i ciekawego świata Wrocławia. A to wszystko nie koniec. Jest na horyzoncie przecież także fizyka, której nowy budynek powinien uzupełnić Kampus Grunwaldzki. Uporządkowanie i modernizacja kampusu na ul. Koszarowej. Kompleksowy remont budynku pedagogiki i psychologii przy ul. Dawida…

Czy są to plany realistyczne? Na pewno nie na jedną kadencję. Pewnie nawet nie na dwie. Ale musimy mieć je przed oczami! Musimy dążyć do ich realizacji. Bez śmiałości wizji – nawet jeśli hamowanej realiami – nie stworzymy nowoczesnego, związanego z problemami współczesności Uniwersytetu. A jeśli nie uda się ich zrealizować? Co to za pytanie? Będziemy robić wszystko, żeby się udało. I jednocześnie na wszystkich innych polach modernizować i ulepszać naszą aktywność naukową i dydaktyczną. Być może elity polityczne nie widzą korzyści z inwestowania w naukę. Trudno. Naszym zadaniem jest mówić głośno – bez nowoczesnej nauki nie będzie społeczeństwa gotowego na przyszłość, bezpiecznego, zdrowego, otwartego, współpracującego z otaczającym światem. Dopominajmy się – chcemy przyszłości dla nas i naszych dzieci i wnuków. Nie chcemy powtórek przeszłości, bo one nie uwzględniają losów naszych dzieci, naszych wychowanków, a jedynie żywią się fobiami współczesności. Dlatego myślmy szeroko – i szukajmy wsparcia!

Tydzień – ze względów zdrowotnych – zaczął się we wtorek 🙂

  • spotkanie z panią prorektor Patrycją Matusz i kierowniczką Biura Obsługi Projektów, Emilią Wilanowską, o zadaniach BOP i ścieżkach ich realizacji. Tworzymy nową jakość, trzymam kciuki!
  • spotkanie w sprawie Regulaminu wynagradzania, kontynuowane w piątek. Związki zawodowe z prorektorem Dariuszem Adamskim są bardzo bliskie wypracowania wersji, którą będziemy się posługiwać od 1 kwietnia. Nie ma w niej rewolucji w stosunku do tej przyjętej 15 grudnia, ale jest szereg ważnych dla pracowników uzupełnień. Trzymam kciuki za szybki koniec negocjacji;
  • w czwartek spotkanie z ambasadorem Australii w Polsce, ekscelencją Lloydem Brodrickiem dotyczące szczątków Aborygenów znajdujących się w naszych kolekcjach osteologicznych. Mam nadzieję, że szybko uda nam się rozwiązać kwestię ich zwrotu tak, by uszanować prawa rdzennych mieszkańców Australii i nasze potrzeby badawcze;
  • w piątek spotkanie w sprawie kontynuacji działalności Katedry Poradnictwa Całożyciowego UNESCO przy naszej Uczelni. Katedra działa od lat przy Instytucie Pedagogiki, jest centrum badawczym międzynarodowej sieci uniwersytetów, w odróżnieniu od innych katedr UNESCO w Polsce ma jasno określony, międzynarodowy i badawczy charakter;
  • obrady – gorące – wspomnianej wyżej senackiej Komisji Inwestycji i Majątku zakończone pozytywną – choć nie jednomyślnie popartą – opinią o wieloletnim planie inwestycyjno-remontowym.

Mamy dużo do nadrobienia. Ale jak zawsze powtarzam – nie możemy dać się przytłoczyć trudnościom. One są po to, by je rozwiązywać. Zawsze razem – zawsze poprzez dyskusję. No i na koniec – w rankingu RankPro, skupiającym się na jakości dydaktyki ukierunkowanej na badania, zajęliśmy drugie miejsce w Polsce po Uniwersytecie Warszawskim i 441 na świecie (awans z 479 w ubiegłym roku). To dobry punkt wyjścia. Idziemy dalej!

Warto być… dumnym, nawet wbrew

Trochę ten tydzień zlał mi się w jeden uciekający czas. Ale w przerwach oglądając świat z boku mam wrażenie, że znalazłem klucz. Nie uniwersalny, ale jednak pozwalający mi trochę zrozumieć. Pod jednym z artykułów przygotowanych przez nasz Dział Komunikacji dotyczącym pozytywnych opinii badaczy i studentów zagranicznych o #uniwroc komentator napisał, że odkąd zostaliśmy uniwersytetem badawczym, to na głowę upadliśmy. I że piszemy tylko o sukcesach. A przecież jest źle i autor znając sprzed lat Uniwersytet uważa, że powinniśmy podstawy naprawiać, a nie pisać o sukcesach.

No i dobrze, sobie pomyślałem, normalna reakcja, są ludzie, którzy muszą powiedzieć 'nie’, gdy inni cieszą się z 'tak’. Świat jest różnorodny. Ale potem dowiedziałem się, że nauczyciele, a zwłaszcza akademiccy powinni się wstydzić, że przyjmują szczepionki, bo są inni, bardziej potrzebujący. Że można podpisać akt przyjęcia spuścizny po wielkim człowieku, a potem wbrew zasadom sztuki arbitralnie podjąć decyzję o jej podziale i rozproszeniu w imię wyższych racji instytucji, a przy okazji dla zyskania miłego wejrzenia ministerstw, żeby wzmóc dumę z jedności ponad podziałami. Potem powiedziano, że dopiero jak wielki tunel połączy wyspę z lądem, to Polska będzie jednym krajem – i będziemy mogli czuć się jednym narodem. Bo wielki świder to symbol naszej wielkości. Wreszcie, że można odwołać festiwal filmowy i jego organizatora, bo nasza duma nie pozwala wyświetlać filmów o przemocy wobec kobiet. Aha, wibrator w innym tytule też nabroił.

Czytaj dalejWarto być… dumnym, nawet wbrew

Nie słowa, a czyny

Dziś tylko krótko, bo przecież czyny znaczą więcej niż słowa. Senat Uniwersytetu Wrocławskiego na posiedzeniu 24 lutego przyjął uchwałę wspierającą stanowisko KRASP w sprawie unieważnienia nowej listy ministerialnej czasopism, apelując do ministra Przemysława Czarnka o podjęcie tej decyzji. W tym samym dniu podobną uchwałę podjął Senat Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wiem, że do dyskusji przygotowują się także senaty innych, kluczowych uniwersytetów. Wiem także, że władze i senaty niektórych dużych uczelni wycofały się z wystąpienia w tej sprawie. To źle, bo ta gra nie toczy się o punkty. To nie jest – jak usłyszałem – 'zmartwienie humanistów’. To kwestia odpowiedzialności, uczciwości i zdefiniowania roli nauki dla społeczeństwa, dla Rzeczpospolitej. Stąd – nie słowa, a czyny. Nie chowanie się za kimś, a głośne zdanie własne. I tyle.

Najbardziej cieszy mnie rozpoczęcie szczepień. Mam nadzieję, że w ciągu przyszłego tygodnia uda się zaszczepić wszystkich chętnych nauczycieli i doktorantów naszego Uniwersytetu. Ale nadal czekam na decyzję o szczepieniu pracowników administracji. To oni są od początku epidemii na pierwszej linii. To oni zapewniają funkcjonowanie Uniwersytetu pracując stacjonarnie. To oni będą się stykać ze studentami od początku września. Będziemy cały czas o to prosić naszego Ministra i Ministerstwo Zdrowia – bez zaszczepienia administracji nie ma szans na przywrócenie stabilnej pracy stacjonarnej ze studentami.

Czytaj dalejNie słowa, a czyny

RzOPA plus czyli to nie jest gra o punkty

W piątek 19 lutego, w Dzień Nauki, MEiN ogłosiło zmianę do zmiany wykazu czasopism naukowych. Po raz kolejny podniesiono wartości czasopism wydawanych w polskich ośrodkach naukowych, kolejny raz wbrew obowiązującemu prawu (bez konsultacji KEN, bez odniesienia do siły oddziaływania naukowego). Niektóre z tych zmian są po prostu szokujące. Wartość artykułu zamieszczonego w Białostockich Studiach Prawniczych podniesiono z 20 punktów do 100 punktów. Wartość artykułu w Biblical Annals, piśmie KUL, podniesiono z 70 punktów do 100 punktów. Na liście znalazło się także nowe czasopismo, w którym za publikację autor otrzyma 40 punktów. To Glaukopis, pismo historyków odrzucających poprawność polityczną i metodologiczną, dla prześledzenia zawartości chętnych zapraszam do zajrzenia na stronę czasopisma. Ciekawych w skrócie profilu tego narodowego z treści czasopisma zachęcam do zajrzenia tutaj. Zmiany dotknęły także – choć w mniejszym zakresie – biologów, informatyków, geografów… Wszystko to po licznych głosach protestu, czasami zbyt słabych i zniuansowanych, ze strony naszego środowiska. Tak, jak pisałem w ubiegłym tygodniu – lista czasopism straciła wartość merytorycznego miernika jakości publikowanych artykułów. Dzieje się to ze szkodą dla tych redakcji, które faktycznie dbały o jakość swoich czasopism, rozwijały praktyki wydawnicze i dążyły do zbudowania solidnych marek swoich pism. Zapewne niedługo zostanie też ogłoszona nowa lista wydawnictw i mam przeczucie graniczące z pewnością, że zobaczymy na niej zmiany, które mogą nas zadziwić co najmniej w równym stopniu. Minister zapowiedział także zmiany w Narodowym Programie Rozwoju Humanistyki. Już od jakiegoś czasu program coraz mniej rozwijał innowacyjność w humanistyce, nastawiając się na wspieranie tłumaczeń i prac dokumentacyjnych. Teraz zmiana się pogłębi – ma finansować badania odkrywające prawdę o Polsce i Polakach. Pozwolę sobie zacytować pana Ministra

Nam brakuje poważnych projektów historycznych, które odkrywałyby prawdę o Polsce, o Polakach, o tym, ilu Polaków i za jaką cenę uratowało Żydów w czasie II wojny światowej, że najwięcej Polaków jest wśród Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, o tym jaki miał wpływ Kościół katolicki w okresie 123 lat zaborów na utrzymanie polskości, o tym, jak to się stało, że po ’89 r. Polska najwolniej wychodziła z komunizmu i stała się krajem postkomunistycznym na wiele lat, co było ze szkodą dla naszego państwa – powiedział.

Pisałem o tym w zeszłym tygodniu – nauki nie da się zadekretować. Dla tego, kto poznał smak prawdziwych badań, radości dyskutowania w skali globalnej z najważniejszymi i najbardziej błyskotliwymi umysłami świata nauki te decyzje, oświadczenia są niezrozumiałe. Wywodzą się z innej hierarchii wartości, w której prawda jest pojęciem czysto instrumentalnym. Obecne działania MEiN są ucieleśnieniem relatywizmu (prawdą jest to, co wspiera nasze cele polityczne) i pragmatyzmu (korzystając z prestiżu nauki budujemy system wspierający naszą opcję polityczną). Jeśli – czego się obawiam – zmiany będą dalej szły w tym samym kierunku, zamiast systemu nauki i szkolnictwa wyższego będziemy mieli system Rządowych Ośrodków Prestiżu Akademickiego plus (bo ten znak obecne władze bardzo cenią). Przedsmakiem może być powołanie rządowego instytutu zajmującego się wydawaniem publikacji naukowych – Instytutu De Republica. Taka działalność jest szkodliwa nie tylko dla nauki i edukacji, jest zabójcza dla przyszłości Rzeczpospolitej. Chyba najlepszą ilustracją jej skutków może być zmiana przekazu dotyczącego zaangażowania Polski w walce z epidemią. Po krótkim okresie wspierania realnych badań mikrobiologów i biotechnologów mieliśmy artykuły zapowiadające produkcję taniej szczepionki o polskich korzeniach, ale zaangażowanie państwa w ten proces – kosztowny i długotrwały – nie jest znane. Stworzenie nowego leku, jego przetestowanie i wprowadzenie na rynek przerasta – obawiam się – możliwości rządów państw innych, niż totalitarne. Dlatego zajmują się tym międzynarodowe konsorcja i korporacje. Dziś rząd chwali się już tylko rozmowami w sprawie budowania rozlewni szczepionek. Ale i tu nie mamy pewności, czy podołamy finansowo, by utrzymać odpowiednio zaawansowane linie produkcyjne. Nauka wymaga międzynarodowego ekosystemu, sieci powiązań, w których pozycja opiera się na znaczeniu intelektualnym i możliwościach finansowo-infrastrukturalnych ośrodków w skali świata. Lokalne działania, bez klarownej wizji cywilizacyjnych priorytetów nie przyniosą wiele więcej, niż kolejną linię rozlewni.

Co tracimy w toku zachodzących zmian? Krytycy poprzednich reform z pewną Schadenfreude wskazują, że przecież listy czasopism i wydawnictw były niedoskonałe, że proces ewaluacji nauk humanistycznych był oderwany od ich specyfiki, że zaniedbano kulturotwórczą rolę szkolnictwa wyższego. I jest to prawda i wina poprzedniej ekipy, że lekceważyła wiele problemów wierząc, że prezentowana przez nią wizja zmian zwycięży bez szansy na powrót do przeszłości. Który dziś obserwujemy. Ale to trzeba sobie uświadomić – co stracimy, do czego wrócimy? Kto jeszcze pamięta programy resortowe PRL-u, które 'załatwiało się’ przy pomocy 'wejść’ w ministerstwach i strukturach Partii? Kto pamięta brak środków na projekty badawcze i dzielenie niemal wszystkich środków 'po uważaniu’, ze względu na osobiste sympatie lub polityczne kalkulacje lokalnych graczy akademickich i ministerialnych? Ba, czy zapomnieliśmy rozstrzygnięcia KBNu w pierwszych staraniach o granty? Kompletnie nietransparentne, często osadzone na prywatnych relacjach i oderwane od merytorycznej wartości aplikacji? Czy naprawdę już zapomnieliśmy, że pieniądze na utrzymanie uczelni można dzielić wyłącznie przez pryzmat liczby studentów? A ocenę jednostek prowadzić w oparciu o liczbę publikacji? Przez ostatnie kilkanaście lat ogromnym wysiłkiem i z zaangażowaniem wielu osób – nie bez błędów i wypaczeń, bo rękami człowieka – próbowano zmienić kulturę pracy akademickiej. Wszyscy razem staraliśmy się modernizować nasze spojrzenie na obowiązki akademików, podnieść prestiż jakości pracy i zaangażowania na rzecz budowania i umacniania miejsca polskich naukowców i ich badań w świecie. Krok za krokiem, mimo niedofinansowania i stałej niepewności budowaliśmy prestiż Rzeczpospolitej w przestrzeni skrajnie wysokiej konkurencji. Agencje grantowe, szczególnie NCN, wypracowywały standardy oceny wniosków pozwalające mieć nadzieję, że środki wesprą projekty i badaczy dających szansę na rozwój nauki światowej i włączanie jej przekazu do kultury współczesnej Polski. Raz jeszcze – przy wszystkich błędach – celem była wartość merytoryczna, niezależność nauki, budowanie nowoczesnego, silnego i dumnego społeczeństwa zakorzenionego w światowym kontekście przemian cywilizacyjnych i kulturowych.

O to wszystko dziś toczy się gra. Nie o punkty i nawet nie o to, kto i jakie kategorie dostanie – choć jest to istotny element układanki finansowej. Dziś gra idzie o pryncypia i o przyszłość – nie nauki w Polsce, ale Polski i jej miejsca w świecie.

Działamy dalej, nie zmieniamy naszej drogi. Uniwersytet Wrocławski tworzy naukę, nie punkty, jej wartość będzie przekazywał studentom i doktorantom, jej znaczenie będziemy komunikować naszemu otoczeniu.

  • w poniedziałek rozmawialiśmy oczywiście o procesie rejestracji osób na szczepienia (także w ramach KRUWiO), ale w zespole rektorskim także o przyśpieszeniu prac – mocno już zaawansowanych – nad wytycznymi dotyczącymi warunków awansu zawodowego w trzech ścieżkach: badawczej, badawczo-dydaktycznej i dydaktycznej. Chcielibyśmy możliwie szybko uporządkować i odblokować zasady awansu w tych kategoriach przy założeniu, że podstawową formą zatrudnienia na Uniwersytecie będzie etat badawczo-dydaktyczny. Uniwersytet jest bowiem jednostką odpowiedzialną za prowadzenie badań i jednoczesne kształcenie w zakresie rezultatów tych badań elit zawodowych i intelektualnych
  • we wtorek z drem Helmutem Schoepsem, prezesem Polsko-Niemieckiego Towarzystwa Uniwersytetu Wrocławskiego rozmawiałem o możliwości spotkania członków Towarzystwa we Wrocławiu. Raczej nie szybko, ale mam nadzieję, że w tym roku uda nam się spotkać. Uniwersytet potrzebuje silnego zakorzenienia w środowisku absolwentów;
  • w środę miało miejsce posiedzenie Konwentu rozpatrującego wnioski o skierowanie do procedowania postępowań o tytuł doktora honoris causa naszego Uniwersytetu. Mam nadzieję, że wkrótce ich grono powiększy się o kolejne, ważne dla nauki i kultury osoby;
  • w trakcie posiedzenia kolegium rektorsko-dziekańskiego rozmawialiśmy między innymi o procedurze i finansowych uwarunkowaniach oceny śródokresowej w Szkole Doktorskiej. Niedługo powinniśmy mieć przygotowany przez stosowany zespół pracujący pod opieką p. prorektor prof. Gabrieli Bugli-Płoskońskiej projekt regulacji w tym zakresie;
  • w piątek rozmawiałem z p. dr hab. Lucyną Harc, zastępcą dyrektora Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych o konsekwencjach ewentualnego przejścia Uniwersytetu na obieg elektroniczny dokumentów jako podstawowy dla nas. W naszym przypadku wiąże się to z bardzo kosztownymi inwestycjami sprzętowymi i musimy ten krok dobrze przemyśleć i zabezpieczyć finansowo;
  • zakończenie procesu rejestracji na szczepienia – nie bez zaskoczenia. W trakcie posiedzenia ministerialnego zespołu podniesiono, że Uniwersytet Wrocławski chce zarejestrować laborantów wspierających prowadzenie zajęć. Zostaliśmy za to zganieni i poinformowani, że mamy zaprzestać takich prób, bo łamiemy w ten sposób prawo. W rezultacie zgodnie z prawem zarejestrowaliśmy pracowników kontraktowych, którzy zdalnie prowadzili zajęcia w semestrze zimowym, nie zarejestrowaliśmy natomiast naszych pracowników etatowych, którzy w semestrze zimowym przygotowywali i pomagali w kontakcie ze studentami prowadzić zajęcia eksperymentalne. I będą to robić w semestrze letnim. Jest mi z tego powodu bardzo przykro, bo logika tego zakazu, wywołanego interwencją przedstawicieli innych uczelni, jest mi kompletnie obca. Rzekome łamanie prawa miałoby dotyczyć… 60 pracowników. A zgodnie z tym prawem zarejestrowaliśmy 1940 osób.

 

Przed nami długa droga. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, byśmy z niej nie zboczyli, by Uniwersytet Wrocławski był synonimem merytoryczności i odpowiedzialności. Wiem, co możemy utracić. Tym mocniej będę zachęcał – współpracujmy, trzymajmy się razem, bo nikt, choćby nie wiem jak silnym się czuł, nie jest w stanie sam utrzymać wartość swojej złotej monety w starciu z zalewem podrabianych miedziaków. Jeśli zaczniemy akceptować fałszywe monety, damy się podzielić i skłócić, nasz przyszłość będzie niepewna. W duchu naszych czasów: 'I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać’ (Mk 3,25).

 

Troska o rozum, troska o wartości

Klasyk mojej młodości, dziś już kultowy zespół Dezerter, w jednej z piosenek na wydanej w tym roku płycie stwierdza – przegrywamy bitwę o rozum. Nie jestem takim pesymistą, ale to prawda, że miniony tydzień dał nam wiele powodów by wyrażać lęki i frustrację spowodowane bezsilnością wobec działań nie mieszczących się w świecie wartości akademickich. Od razu też powiem – jakakolwiek lista i jakiekolwiek punkty nie zostałyby przez kogokolwiek opublikowane i nadane, nie zmieniam zdania wyrażonego w tym miejscu w ubiegłym tygodniu: nasz Uniwersytet musi być miejscem doskonałości naukowej o wymiarze ponadnarodowym, gdzie tylko to możliwe – światowym. Z niej musimy czerpać inspirację do działań dydaktycznych i wspierających otoczenie. To jest nasza droga, droga rozumu, dla którego polityczne granice są tylko zjawiskiem historycznym, bo naszą wspólnotę definiuje wielka rodzina człowieczeństwa.

W trakcie ostatniego lajfu padło jednak bardzo ważne pytanie – wobec zmian w punktacji listy czasopism, jak mają się zachowywać badacze z nauk humanistycznych i społecznych? To pytanie ważkie, bo nowa lista ministerialna czasopism 'punktowanych’ w chwili obecnej dla tych dwóch dziedzin nauki straciła jasny związek między przyznawanymi punktami a jakością czasopism i ich oddziaływaniem na świat nauki. Dziś wyraża raczej bardzo niejasną mieszankę bliżej nieokreślonych kryteriów jakościowych i woli urzędników Ministerstwa. Jako w chwili obecnej pełniącemu urząd rektora powinno mi zależeć przede wszystkim na punktach uzyskiwanych przez pracowników za ich publikacje. Bo tak, to prawda, że one będą wyznaczać w nieodległej przyszłości kategorie naukowe naszych dyscyplin, a to – poziom dofinansowania Uniwersytetu i uprawnienia do nadawania stopni naukowych. Po pierwsze jednak, jeśli MEiN nie zmieni ustawy i rozporządzenia ewaluacyjnego, to ważność listy ogranicza się do roku, w którym została ona ogłoszona. To ogranicza nieco szkodliwość całego przedsięwzięcia. Po drugie jednak – a to jest najważniejsze – nauka to drive, to pragnienie i radość analizowania i kreowania, to nieustanne pragnienia przekraczania horyzontów, to poczucie pokory i energii płynących z obcowania z największymi umysłami ludzkości. Naprawdę, lista? Jeśli chcemy budować Uniwersytet naszych marzeń dla naszego otoczenia, dla naszych dzieci, wnuków, przyszłych pokoleń – a na co innego mielibyśmy tracić nasze życie, krótkie i wątle w chaosie tego świata? – to chwilowe wahnięcia polityk lokalnych nie mogą nas zniechęcać.

Co jest bowiem sednem wartości kierujących naszym działaniem? Przecież nie przekonanie, że ten czy inny rząd jest najlepszy na świecie i jego decyzje są nieomylne. Kierujemy się wiarą, czasami nieuświadomioną, że istnieje wąski zbiór stanów nas samych wobec świata i w relacjach społecznych, które nie wymagają uzasadnień, bowiem tworzą najwyższą jakość osiągalną tu i teraz przez człowieka. Uczciwość, prawość, otwartość, a w nawiązaniu do dzisiejszego dnia – miłość – nie wymagają pieczęci zgodności ze standardami tej czy innej władzy. Są lub ich nie ma w nas i w naszych relacjach z innymi. Dla świata nauki taką wartością jest bezwzględne dążenie do prawdy i otwartość, a jednocześnie świadomość odpowiedzialności za nasze otoczenie wynikające ze wsparcia, jakie nam ono udzieliło w naszej drodze do prawdy. To z nich wynikają wszystkie standardy zachowania naukowego. Lista? Jest i przeminie. Musimy sprostać wymogom naszych benefaktorów, ale to, co stabilne – to prowadzenie najwyższej jakości badań i publikowanie ich tam, gdzie wzbudzą one najwyższej jakości dyskusję. To buduje nasz autorytet – niezależność od zmiennych wiatrów i pewność, że właśnie tu, na Uniwersytecie można się znaleźć najbliżej wartości. Najbliżej prawdy.

Zatem – jak publikować? Czy pracując ciężko dla prawdy nie stajemy się 'frajerami’ – nawiązując do opinii głośnio już wyrażanych – w świecie tych, którzy ciężko pracują w otoczeniu polityków? No cóż, różnorodność świata oznacza, że dla wielu możemy nimi być. Ale ważne jest to, jak my się postrzegamy w relacji do naszych wartości? Ja sam udzieliłem sobie dawno temu na to odpowiedzi. Jestem pewien, że mój Uniwersytet także. I choćby nie wiem jak się Babilon nadął – jest tylko chwilą, jest tylko pyłem, który rozwieje wiatr.

A poza tym

  • w poniedziałek rozmawialiśmy o Biurze Obsługi Projektów, mapowaniu procesów i przyszłej ich optymalizacji. Krok za krokiem zmierzamy ku uproszczeniom;
  • w środę spotkanie z prof. dr hab. Marcinem Cieńskim w sprawie zadań i terminów zespołu rektorskiego ds podziału subwencji między wydziały. Temat gorący, ale w bieżącej sytuacji Uniwersytetu margines na zmiany zasad przedstawionych w prowizorium jest niezbyt duży. Warto dyskutować, ale zawsze w ścisłym związku z realiami ekonomicznymi i dążeniem do wsparcia rozwoju całego Uniwersytetu;
  • spotkanie z interdyscyplinarnym zespołem, którego celem jest zaproponowanie kluczowych, bardzo praktycznych działań w ramach 'zielonej polityki’ Uniwersytetu. Działamy razem i mam nadzieję, że niedługo będziemy mogli omawiać zarówno ogólne założenia, jak i szczegóły działań;
  • w czwartek spotkanie z p. Marcinem Makowskim, kierownikiem Biura Zamówień Publicznych w sprawie uproszczeń w procedurach zakupowych. Ciężki temat, bo nowa ustawa Prawo o Zamówieniach Publicznych nie dość, że centralizuje całość procesów zakupowych w stopniu, który uniemożliwia działanie Uniwersytetu, to dodatkowo wprowadza nowe procedury i obowiązek korzystania z nowych narzędzi przy przygotowywaniu zamówień. Pomimo to musimy zrobić w krótkim czasie jak najwięcej, by wymogi prawa jeśli już nam nie ułatwiają życia, to przynajmniej nie doprowadziły do zatrzymania badań i dydaktyki. Damy radę, choć nie mam wątpliwości, że wcześniej czeka nas dużo rozmów. Pamiętajmy, że spełnianie – lub nie – warunków poprawności zamówień publicznych to stały elementy kontroli naszych finansów i potencjalne źródło dotkliwych kar. Stąd musimy działać ostrożnie, ale zawsze z myślą o nadrzędnym interesie społecznym – rozwoju Uniwersytetu;
  • a w południe Minister ogłosił, że i owszem, wbrew powtarzanym wcześniej deklaracjom ministerialnym, rektorzy mają zebrać deklaracje pracownicze i zgłaszać nauczycieli akademickich i doktorantów prowadzących zajęcia, a liczących sobie do 65 lat do szczepień przeciw COVID-19. Szczegóły procesu mają wyjaśnić się jutro. Na razie udało nam się w piątek uruchomić rejestrację chętnych – serdecznie zachęcam – a w poniedziałek czeka nas weryfikacja listy i rozpoczęcie zgłaszania. Ufff;
  • piątek, poza organizowaniem procesu rejestracji i przygotowaniem do zgłaszania chętnych, rozmawialiśmy między innymi o trudnej sytuacji Fundacji dla Uniwersytetu Wrocławskiego. Jej sytuacja materialna jest ciężka, a Uniwersytet nie jest jej założycielem i nie ma narzędzi dla jej wsparcia. Szukamy rozwiązania tej sytuacji;
  • no i lista czasopism punktowanych ogłoszona przez MEiN. Gratuluję wszystkim redakcjom z Uniwersytetu, w pismach których autorzy publikując będą otrzymywać więcej punktów, niż miało to miejsce dotychczas. Szkoda, że tą radość mącą wątpliwości co do profesjonalnego i zgodnego z prawem podejścia do jej układania. Ale mam nadzieję, że te problemy rozwiążą się w kierunku transparencji i wartościowania czasopism wyłącznie w kontekście ich jakości i miejsca w nauce – światowej.

Życzę nam wszystkim, by kolejny tydzień był przede wszystkim pełen spokoju i radości z prowadzenia badań i przygotowania nowych prac naukowych. A dla studentów – spokojnego składania kolejnych egzaminów. Zawsze powtarzam, że podczas dobrego egzaminu można się wiele nauczyć – także o sobie. I tak traktuję ostatnie miesiące – to bardzo ciekawy egzamin!

I w kryzysie – nie damysię!

Coraz częściej słychać, że nasze Ministerstwo szykuje zmianę podejścia do działalności szkolnictwa wyższego w Polsce. Że ścierają się frakcje, zwolennicy działań poprzedniego Ministra starają się utrzymać projakościowy kształt zarządzania systemem, przeciwnicy dążą do głębokich korekt. Dotyczy to przede wszystkim podejścia do celów funkcjonowania szkolnictwa wyższego i nauki jako systemu. Nowa narracja ma podkreślać znaczenie uczelni w mniejszych ośrodkach kosztem uczelni  metropolitalnych, negować rolę konkursowego rozdzielania środków według kryteriów jakościowych na rzecz centralnego podziału zgodnie z celami określanymi przez Ministra, wreszcie wyraźnie rozdzielone mają być cele nauk humanistycznych i społecznych oraz ścisłych oraz o życiu i ziemi. Te pierwsze mają służyć budowaniu przede wszystkim polskiej kultury i przez ten pryzmat, według kryteriów określanych przez władze mają być wspierane i oceniane. Te drugie mogą w większym zakresie pozostać w łączności ze światem zewnętrznym, ale przede wszystkim po to, by wspierać polską gospodarkę – według kryteriów określanych przez władze państwowe. Patrzę na to ze spokojem, bo przecież nie pierwszy to zwrot, który w zarządzaniu systemem mielibyśmy przeżyć. Tak, te idee są mi obce i uważam je w tym kształcie za szkodliwe dla naszej nauki, kultury i rozwoju społeczeństwa. Z pewnością stoją w sprzeczności z budowaniem społeczeństwa nowoczesnego, nie lękającego się przyszłości, lecz śmiało włączającego się w jego budowanie. Bezpiecznego dzięki zakorzenieniu we wspólnocie wiedzy – bo kontrybuującego w rozwiązywanie kluczowych problemów współczesności na skalę globalną. Takim chciałbym widzieć nasz Uniwersytet, o taki się staram – otwarty, elastyczny, wspierający, skupiony na przyszłości i dla niej budujący teraźniejszość.

Cóż więc zrobimy, jeśli nasz Minister będzie chciał innego Uniwersytetu? Jeśli będzie odmawiał nam środków na inwestycje, zamrozi wysokość subwencji, zmniejszy środki na finansowanie badań? A co, jeśli ponownie większość środków będzie zależna od liczby studentów, a zmniejszone zostaną znaczenie jakości badań, umiędzynarodowienia, środków pozyskiwanych w konkursach? Czy widząc taką możliwość na horyzoncie warto inwestować w uniwersytet badawczy? Otóż zdecydowanie – tak! Warto, bo im silniejsi jesteśmy naukowo w skali międzynarodowej, im więcej mamy silnych relacji, w których odgrywamy rolę współtwórców trudnych do zastąpienia, im więcej mamy zagranicznych środków projektowych, współprac i wymian badawczych i dydaktycznych, tym szerszy jest nasz margines wolności, autonomii. Tym silniejsza nasza pozycja negocjacyjna i tym większa szansa na uszanowanie naszej wolności, naszego wyboru poszukiwania prawdy. Dlatego musimy udoskonalać nasze umiejętności współpracy międzynarodowej i pozyskiwania grantów. W tym celu konstruujemy Biuro Obsługi Projektów, które oprócz ułatwień dla grantobiorców projektów krajowych ma się skoncentrować na zwiększeniu liczby pozyskiwanych przez nas grantów międzynarodowych. Mimo pandemii staramy się rozwijać kontakty z akademickimi ośrodkami niemieckimi, zwłaszcza z sąsiedniej Saksonii. To nasi naturalni partnerzy. Nie zaniedbujemy partnerów naszych starań w konkursie na uniwersytet europejski i realizujemy z nimi już dwa nowe projekty dydaktyczne. Wykorzystujemy czas, by rozbudowywać dostęp pracowników i studentów do najnowszej literatury światowej. Szykujemy jakościowe zmiany w organizacji Szkoły Doktorskiej i w procesie kształcenia studentów. Co uda nam się zbudować teraz – będzie naszym kapitałem także w trudnych czasach.

Jednocześnie – co oczywiste – musimy zachować elastyczność organizacyjną i dbać o długofalową stabilność naszej sytuacji materialnej. Do znudzenia będę powtarzał – nie możemy powtarzać błędów, nie możemy uzależniać stabilności budżetu od sprzedaży nieruchomości uniwersyteckich. Musimy przywrócić równowagę w budżecie uczelni. Bez tego nie mamy szans nie tylko na rozwój, ale na utrzymanie tego marginesu wolności, jaki budujemy jakością naszej dydaktyki i naszych badań. Mając stabilny, zrównoważony budżet będziemy mogli myśleć o zmianach taktycznych – zwiększać lub zmniejszać liczbę studentów, ale zawsze z myślą o wartościach niezależnych od krótkookresowych celów. Musimy też starać się przesuwać środki na inwestycje jakościowo zmieniające warunki pracy naukowej i dydaktycznej. Bez tego nie sprostamy konkurencji w obu obszarach – i w nauce i w dydaktyce. Bo zmian pewnie przed nami jeszcze wiele, ale dopóki jasno widzimy i wspólnie deklarujemy, że chcemy Uniwersytetu opartego o międzynarodowe, wysokiej jakości badania i taką samą dydaktykę, ściśle związaną z badaniami – nic nam nie grozi. Dopóki działamy razem, dopóki nie damy się podzielić walcząc o krótkotrwałe, partykularne korzyści – dopóty mamy realną możliwość stale się rozwijać w wybranym przez nas, a nie przez chwilowych zarządców, kierunku. Wiem, że nasz potencjał znacząco przekracza sposób, w jaki był dotychczas wykorzystywany. Dlatego musimy głośno mówić – my, Uniwersytet, działamy razem dla całego otoczenia. Studenci i pracownicy, zawsze razem. Bez nas nie byłoby i nie będzie tego energetycznego, pełnego radości i energii Wrocławia. Nie będzie też miejsca dla spotkań z przyszłością i dla otwarcia na świat – cały, bez wyjątków. Jest o co walczyć.

Tydzień minął szybko. Jak zawsze – za szybko

  • poniedziałek wśród spraw różnych przede wszystkim zabezpieczenie ewaluacji i elastyczności w obliczu możliwych zmian jej zasad, ale też kwestia przygotowania dokumentów kończących proces zmian w systemie wynagradzania (nowe zarządzenia dotyczące nagród i premii projektowych, do konsultacji ze związkami zawodowymi);
  • wtorek, spotkanie z prof. Krzysztofem Stefaniakiem, dziekanem WNB, dr hab. Marcinem Kadejem, prof. UWr i Tomaszem Sikorą w sprawie możliwego zaangażowania w inicjatywy popularnonaukowe wzdłuż Odry… bo działamy nie tylko na Dolnym Śląsku!;
  • rozmowa z dziekanem WFil, prof. Arkadiuszem Lewickim o budżecie wydziału. Bardzo skomplikowana sytuacja, ale razem na pewno uda nam się poprawić sytuację i przede wszystkim zabezpieczyć przyszłość badań i dydaktyki prowadzonych na wydziale;
  • rozmowa z Dyrektor Finansową, Anetą Kędzierską i Główną Księgową, Anną Wieczorkowską w sprawie możliwości inwestycyjnych. Jest oczywiste, że dziś nie stać nas na samodzielne inwestycje w skali, która jest nam niezbędna. Ale walczymy o zabezpieczenie wkładu własnego. Nie wygląda to najlepiej – ale walczymy;
  • udział w wystawie plenerowej projektu studentów z kierunku Historia w przestrzeni publicznej / Public history. Corocznie, dzięki współpracy Instytutu Historycznego i Centrum Historii Zajezdnia studenci sami, pod kierunkiem dra hab. Wojciecha Kucharskiego przygotowują wystawy, które są prezentowane następnie na Rynku. Tym razem – o katastrofach we Wrocławiu…;
  • środa – spotkanie z prof. Marcinem Marszałem i dr Katarzyną Uczkiewicz w sprawie rozwijania naszej współpracy z Uniwersytetem Iwana Franki we Lwowie. To nie tylko nasze historyczne związki, ale też realne korzyści naukowe i dydaktyczne. Wreszcie, to nasze zobowiązanie do bycia pomostem między kulturami dla wszystkich zaangażowanych stron;
  • rozmowa z Dyrektor Generalną Barbarą Starnawską o planie remontów i inwestycji – cały czas przycinamy i dopasowujemy do potrzeb i możliwości. Nie jest lekko;
  • otwarcie wystawy dokumentującej życie patrona naszego Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im Willy Brandta. Wspaniała postać, człowiek wierzący w możliwość porozumienia ponad różnicami, wartość rozmowy i kompromisu. Polecam zapoznanie się z wystawą w Centrum;
  • czwartek spotkanie z dziekanem WPAiE Karolem Kiczką w sprawie budżetu Wydziału i możliwości jego równoważenia bez strat dla pracowników. Krok za krokiem, choć tu nie ma prostych i szybkich rozwiązań;
  • Komisja Nauki KRUP – przede wszystkim o ministerialnym projekcie oceny szkół doktorskich. Bardzo wyraźnie z niego wynika, jak głębokiej różnicy w stosunku do studiów doktoranckich oczekuje od nas Ministerstwo. To tylko zachęca nas do podążania w kierunku dalszego wspierania wzrostu jakości badań naszych doktorantów;
  • piątek – spotkanie robocze dotyczące kolejnego etapu przygotowań do wdrożenia Biura Obsługi Projektów – ma być prościej przede wszystkim dla kierowników projektów. To oznaczać może ich większą odpowiedzialność, ale w zamian należy ich wesprzeć w sprawach administracyjnych. Musi być szybciej, sprawniej, z mniejszą liczbą pieczątek, większym wsparciem Uniwersytetu.
  • publikacja ogłoszenia o konkursie na operatora naszych Pracowniczych Planów Kapitałowych. Już niedługo ruszy akcja informacyjna w tej sprawie;
  • otwarcie konkursu na Inkubatory Doskonałości Naukowej w ramach projektu IDUB. To bardzo ważny konkurs, bo jego zadaniem jest wyłonienie zespołów, które wesprą umiędzynarodowienie badań i zwiększą aktywność w pozyskiwaniu dofinansowania projektów z środków zewnętrznych w dyscyplinach, które mają z tym pewne kłopoty. Bo musimy rozwijać się razem, w sposób zrównoważony.

Wiele różnych działań cały czas się kłębi gdzieś tuż, tuż. To dobrze, bo mimo pandemii czuć energię i chęć do działania. Razem damy radę. Dlatego dziś odwiedziłem rodzinnie zaprzyjaźnione Centrum Historii Zajezdnia. Trzeba wspierać muzea, pokazywać nasz nierozerwalny związek z szerzeniem kultury, dla mnie tej szczególnie ważnej – historycznej. Ale zachęcam wszystkich: wspierajmy kulturę, chodźmy do muzeów, do teatrów – póki można i zawsze ostrożnie. Bez człowieka uczestniczącego kultura więdnie i kostnieje. A my mamy energię, by ją rozwijać!

 

 

Energia. Idziemy po przyszłość!

Energia. Kiedy startowałem w wyborach rektorskich moją największą troską było, czy uda nam się – razem – otrząsnąć z letargu i pobudzić do skoku w przyszłość. Zawsze to podkreślam – nasz Uniwersytet jest dla przyszłości. Badania, które prowadzimy, zakorzenione w najnowszych osiągnięciach nauki światowej i oryginalnych badaniach własnych – bo tylko takie warto prowadzić i poświęcać im swoje życie – nie przynoszą nowych wzorów śrubek i ekstrawaganckich gier komputerowych. Ale dzięki nim możliwe stają się technologie i przekształcenia społeczne, które dziś są nieuświadamiane. Taki jest nasz Uniwersytet, w takim kierunku musi się rozwijać. Cokolwiek by się nie działo dziś – my ścigamy się o jutro. Żeby zmieniać przyszłość, trzeba jednak mieć odwagę do krytycznego spojrzenia na teraźniejszość. Kto tkwi w przeszłości i zadowolony jest z teraźniejszości – nie będzie chciał zobaczyć przyszłości. To trochę paradoks, bo przecież z jednej strony nasze wartości są te same od wieków – prawda, otwartość, wolność szukania dróg rozumienia siebie jako gatunku i świata, z którym jesteśmy związani. Z drugiej zaś strony nie jeden już raz zarzucano Akademii, że nie rozumie czasów i ich bieżących reprezentantów. Z prawa, z lewa i z środka można usłyszeć, że mamy być bardziej tacy, mocniej owacy, zdecydowanie szybciej i dużo wolniej. Jednak my idziemy swoją drogą, naszym zadaniem jest odważnie i świadomie pokazywać drogę prawdy, otwartości i wolności.

Do tego potrzebna jest pewność siebie, a jednocześnie gotowość do współpracy i wsparcia. I świadomość, że nasze działania są obarczone ryzykiem. Ale że bez nich nie będzie przyszłości. Jestem przekonany, że nasz Uniwersytet się obudził, śmiało pokazuje swoją siłę. Z ogromną satysfakcją dowiedziałem się, że Rada Wydziału Nauk Biologicznych poparła propozycję dziekana, prof. Marcina Kadeja spłaszczenia struktury  zarządczej. Znikną instytuty i katedra, pozostaną zakłady/zespoły badawcze. Decyzja zrywająca z przyzwyczajeniami, ale dająca szansę na lepsze, bardziej elastyczne zarządzanie i redukcję biurokracji. Bardzo mocno trzymam kciuki! Ile jest w nas energii niech świadczy też fakt, że na zorganizowanym przez prorektor prof. Patrycję Matusz webinarium z członkami komisji NCN oceniającymi projekty grantowe, a dotyczącym konkursu Preludium, zgłosiło się ponad 200 osób, a uczestniczyło cały czas ponad 150. Zaś samo spotkanie trwało ponad trzy godziny. To pokazuje, jak wielki jest głód działania. Wreszcie, last, but not least, jestem dumny z organizacji naszej dydaktyki w semestrze zimowym. Będziemy doskonalić zajęcia zdalne, bo wciąż słychać o pewnych niedociągnięciach. Ale przede wszystkim – cały czas prowadziliśmy zajęcia stacjonarne na kierunkach eksperymentalnych i ścisłych. Wydziały biotechnologii, chemii, nauk biologicznych, nauk o ziemi i kształtowania środowiska – daliście radę! Cały czas w reżimie epidemicznym, kontrolując dynamicznie zakażenia i nie dopuszczając do powstania rozprzestrzeniania się wirusa, prowadzono zajęcia laboratoryjne. We Wrocławiu na taki krok zdecydował się tylko Uniwersytet Medyczny. I daliśmy radę – nasi studenci posiadają dziś nie tylko wiedzę, ale i umiejętności, które pozwolą im spokojnie podejmować wyzwania zawodowe bez obawy o poziom ich kształcenia. Nie udałoby się to bez zaangażowania wykładowców i wiary w nas ze strony studentów.

To tylko kilka przykładów. Bo energia niejedno ma imię. Jestem dumny ze wszystkich działań dla naszego otoczenia społecznego. Wspierania dzieci z Wrocławia poprzez korepetycje. Przekazywanie im komputerów do nauki. Organizowanie półkolonii. Ogarniania relacji z ośrodkami kultury na całym Dolnym Śląsku (Książ i Wałbrzych!). A dziś – serce rośnie, gdy widzi się zaangażowanie studentów i pracowników na rzecz wsparcia potrzebujących. Wielka Orkiestra nie jest dla mnie inicjatywą jednego człowieka, lecz wyrazem wartości definiujących nasza społeczność: gotowości do poświęcenia i wsparcia, ale z radością i energią, bez dostojnej celebry i zadęcia. No i dodajmy – to przyciąga! W dzisiejszej kweście na rzecz WOŚP brały udział w naszym Ogrodzie Botanicznym wolontariuszki spoza Uniwersytetu – Emilia, Julianna i Oliwia. Zmarznięte, ale szczęśliwe podkreślały, że ludzie chętnie wspierali zbiórkę i z wielką kulturą przekazywali datki. Dziękuję Wam! Ale też taki jest nasz Uniwersytet – myślimy o innych i ich przyszłości, tworzymy kulturę. Energia!

Czytaj dalejEnergia. Idziemy po przyszłość!

Nowy semestr, nowy rok

Czas szykować się na nowy semestr. Ale jak? Pytanie, które powinno się znaleźć w górnej stawce Milionerów. Obserwując świat wokół nas bardzo ciężko wskazać elementy stałe, a przynajmniej obiecujące stałość w kontekście najbliższych 5-6 miesięcy. No dobrze, to jest mniej więcej pewne, że w lipcu i sierpniu będzie cieplej niż dziś. Ale czy każdego dnia, to już bym się wahał. Tak czy siak, trzeba to sobie szczerze powiedzieć – obecny rozwój procesu szczepień nie daje nadziei na zaszczepienie pracowników Uniwersytetu do końca bieżącego roku akademickiego. Co więcej, nawet zwiększenie dostaw szczepionek nie daje nadziei na wyszczepienie znaczącej liczby studentów do końca bieżącego roku kalendarzowego. Będę się bardzo cieszył, jeśli się pomylę. Ale przesłanki za takim – bardziej optymistycznym – biegiem wypadków są słabe.

Jeśli zaś sytuacja będzie się rozwijać tak, jak to widzę obecnie, to musimy jeszcze wyraźniej powiedzieć sobie – na 'normalność’ poczekamy jeszcze długo. Ale nie możemy w związku z tym wycofać się i odłożyć 'na później’ ani naszego własnego życia, ani życia naszych studentów i doktorantów. Ten rok akademicki, ale bardzo możliwe, że także 2021/2022 musimy konstruować z założeniem dużo wolniejszego powrotu do form znanych nam sprzed epidemii. Za chwilę ukaże się kolejny komunikat dotyczący organizacji pracy do końca roku akademickiego 2020/2021 oraz szczegółów organizacji dydaktyki w tym czasie. Zmiany w stosunku do miesięcy listopad-styczeń polegać będą głównie na doprecyzowaniu procedur, określaniu dopuszczalności poszczególnych form zaliczeń i egzaminów oraz możliwości poszerzania katalogu zajęć realizowanych w formie stacjonarnej i hybrydowej – ale z zachowaniem rygorystycznego reżimu sanitarnego.

Nie przewidujemy w semestrze letnim powszechnego powrotu do budynków Uniwersytetu. Bardzo, bardzo bym tego chciał. Ale safety first, sytuacja nadal jest bardzo, bardzo niebezpieczna i będę szczęśliwy, jeśli dziekanom w ogóle uda się zabezpieczyć nawet odrobinę zwiększoną liczbę zajęć w trybie hybrydowym lub stacjonarnym. Pamiętajmy też, że bieżący stan prawny wymusza na nas studia w trybie zdalnym z określonymi wyjątkami. I powiem to wyraźnie – nie oczekujmy, że od 1 października wrócimy w 100% do dawnego trybu studiów. Zrobimy wszystko, by uruchomić wówczas jak najwięcej zajęć stacjonarnych i hybrydowych, żebyśmy mogli znów się spotkać i studiować bez ciągłego patrzenia w ekrany. Ale duże grupy razem, wykłady w audytoriach dla 100 i więcej studentów? Raczej nie. Jeszcze nie.

No, chyba, że świat nas zaskoczy i obdarzy powszechnym zdrowiem, ewentualnie proces szczepień przyśpieszy jak Struś Pędziwiatr i obejmie znaczny proces studentów. Nie sądzę. Ale trzymam kciuki! Tak czy siak – zróbmy wszystko już dziś, by zachować spokój i cierpliwie, krok po kroku, stopniowo i skutecznie przywracać dawne formy w stosownych ograniczeniach lub tworzyć nowe formy uczenia się, które gwarantując bezpieczeństwo – dadzą nam więcej możliwości kontaktu, dyskusji, relacji. Wiem, to nie brzmi jak zapowiedź fajerwerków. Ale może się pojawią? Kto wie… A jeśli nie, to pamiętajmy, że naszym zadaniem jest nieść świadectwo naszym, akademickim wartościom także – a może przede wszystkim – w trudnych czasach. Więc spokojnie, cierpliwie, wspólnie i racjonalnie – damy radę! Obiecuję.

Czytaj dalejNowy semestr, nowy rok

Mój ziszczony sen!

No dobrze, wahałem się, czy poświęcić temu wpisu – ale chyba warto.

Kiedy zaczynałem studia, potem pracę na naszym Uniwersytecie, szczytem marzeń był wyjazd do dobrej biblioteki zagranicznej. Jeśli już się to udało, to wzbudzaliśmy sensację stojąc całymi dniami przy kserokopiarkach i przywożąc potem w plecakach, torbach i walizkach stosy kopii. Największym wyzwaniem było znalezienie najtańszego punktu, gdzie udawało się kopiować całe książki i artykuły za najniższą cenę. Prawdziwą orgią był dla mnie zawsze pobyt w Max-Planck-Institut fuer Geschichte w Getyndze, gdzie całymi dniami można było buszować w przepastnej bibliotece, pisząc w gabinecie do 12, a następnie do 21-22 stojąc przy skanerach i kopiując literaturę. A na koniec prośba do informatyka o wypalenie płyt z kopiami – i czasami jednak brak zrozumienia dla nas, złaknionych literatury.

Odkryciem było – dzięki mojemu przyjacielowi, Leszkowi Spychale – rozwiązanie zdecydowanie antyzdrowotne, ale skuteczne: jednodniowe wycieczki do Berlina. Wyjeżdżaliśmy w nocy, potem czekaliśmy niecierpliwie pod Staatsbibliothek i – do ataku! Zająć miejsce, odebrać zamówione wcześnie 20 sztuk książek i juuuż w kolejkę do ksero. Pod koniec dnia odebrać książki wypożyczane – i w drogę do domu. Jeden samochód, 4-5 naukowców ze Wschodu i wspaniała biblioteka. Po powrocie do domu – składanie kser, bindowanie albo obkładanie w okładki, wkładanie do segregatorów… A w pracy kopiowanie na kserokopiarkach pożyczonych książek, przy czym toner i papier należało kupić samemu, bo pani Hania, kierowniczka sekretariatu nie miała go dla nas, przecież zużylibyśmy w jeden weekend cały zapas na kilka miesięcy w Instytucie. I po miesiącu ponownie, żeby nie upłynął termin zwrotu książek!

Nie wspominam tego wszystkiego z rozrzewnieniem. Raczej ze smutkiem, bo przecież ten czas poświęcony na 'zdobywanie’ literatury powinniśmy poświęcać na jej czytanie, na kreowanie, dyskutowanie. W nauce najcenniejszy jest czas, kontakt z ideami i ich rozwijanie. Dlatego tak wielkie dla mnie osobiście znaczenie ma fakt, że dziś mogę zadecydować o wsparciu zakupów baz e-publikacji i udostępnić wszystkim naszym pracownikom i studentom zasoby czołowych wydawnictw – CUP, OUP, De Gruyter, Taylor and Francis, agregatory JSTPR i Project Muse… Dla mnie, człowieka jednak wychowanego w schyłkowym PRLu i zaczynającego badania w epoce niedoboru i dobijania się do wiedzy i akademii światowej – to jak sen. Przepraszam za ten nazbyt może emocjonalny wpis. Wiem, że teraz raczej walczymy o publikowanie według licencji OA i wolny dostęp do treści. Szczerze to popieram i sam staram się jak najwięcej tak publikować.

Ale fakt, że będąc we Wrocławiu, na moim Uniwersytecie, mam dostęp do publikacji najważniejszych naukowych wydawnictw, książek i artykułów, bez konieczności organizowania i zabiegania, po prostu poprzez 'jeden klik’ – dla mnie to rewolucja. To krok, który może pomóc zbudować zwłaszcza u młodszych badaczy właściwą ekonomię pracy. Swobodnie czytać, swobodnie dyskutować. Być w świecie, zamiast się do niego dobijać. Moja osobista wielka radość!

Zatem – zaglądajcie do naszych nowych e-zasobów, w sieci UWr lub przez proxy i – czytajcie! Bo może to sen? Sam nie wiem…

Zarządzanie musi mieć cel

Po co zarządzać Uniwersytetem? Na początek roku i w trakcie kryzysu pytanie kluczowe. Nie mam wątpliwości, że obostrzenia epidemiczne przeciągną się w głąb 2022 r. (szczepienia studentów, być może kolejna fala szczepień na nowe wersje wirusa). Nasze kłopoty finansowe – o których pisałem w minionym tygodniu – nie znikną szybko i bezboleśnie. Jeśli nie zdarzy nam się manna z rządowego nieba – za czym wyglądam, ale nie robię sobie nadziei – to dodatkowe obciążenia będą dla nas nie lada wyzwaniem. Wiele działań projakościowych, impulsów rozwojowych realnych jeszcze rok temu, dziś będzie odkładane na bliżej nieokreśloną przyszłość lub realizowane w bardzo ograniczonym stopniu. A przecież zmieniać się musimy, bo nauka na świecie nie stoi w miejscu. Przeciwnie, jestem przekonany, że będzie przedmiotem intensywnego stymulowania przez najbogatsze i aspirujące do znaczenia międzynarodowego organizmy państwowe. Epidemia pokazała bowiem wyraźnie, że tylko państwa opierające politykę na świadomym i powszechnym wykorzystywaniu wiedzy – i to nie tylko medycznej i technicznej, ale też tej przynależnej do dziedzin społecznych i humanistycznych, budujących spójność / dyscyplinę społeczną, empatię i skłonność do altruizmu – są w stanie dobrze radzić sobie z kryzysami i umacniać swoją pozycję międzynarodową. Postawienie na zarządzanie przez kryzys, na akcentowanie różnic, na zakulisowe wspieranie wybranych i dyskryminowanie pozostałych może prowadzić do doraźnych zysków politycznych – i prowincjonalizmu całej organizacji.

To, co dotyczy wielkich zbiorowości, nie omija tez małych. Nasz Uniwersytet będzie się rozwijał wtedy i tylko wtedy, jeśli wszyscy razem będziemy go budować. W czasie kampanii wyborczej dużo mówiłem o budowaniu wspólnoty, o nowej, ambitnej marce Uniwersytetu Wrocławskiego, o celach, które powinniśmy stawiać sobie wspólnie – wspólnie do nich zmierzając. Nie zmieniłem zdania. Moim zadaniem jest rozwijanie doskonałości, ale poprzez działania inkluzywne, włączające, wspierające – i transparentne. Będę dążył do budowania kultury pracy wspierającej jakość – ale na równych prawach dla wszystkich. Będziemy szerzej pokazywać nasze priorytetowe obszary badawcze, żeby wskazywać kierunki rozwoju dla innych obszarów. I przede wszystkim – będę dążył do przekierowania Uniwersytetu na działania w kierunku otoczenia: szukanie międzynarodowych partnerów badań, źródeł grantów i wsparcia.

Globalna nauka – a dziś nie ma innej – jest okrutna w swojej selektywności, wybiera i czci najlepszych, reszta z nas pozostaje poza światłami estrady. Ale uniwersytet to coś więcej, niż miejsce narodzin gwiazd. Tak, musimy je przyciągać, stwarzać im warunki rozwoju, zostawiać jak najwięcej wolności i udzielać wsparcia tam, gdzie tego potrzebują. Ale jednocześnie musimy pracować wspólnie, najczęściej poza podium z nagrodami i rankingami, włączając się aktywnie w szeroki ekosystem wiedzy, by wspólnie z naszymi zagranicznymi i krajowymi partnerami, z otoczeniem społecznym budując poprzez wspólne badania i najwyższej jakości edukację masę krytyczną społeczeństwa racjonalnego, otwartego, świadomego wartości swoich kultur i gotowego do przekraczania ich granic. Taki też Uniwersytet chciałbym budować – świadomy, wspólny, otwarty. Ambitny. Żaden inny. I tylko po to warto nim zarządzać.

Czytaj dalejZarządzanie musi mieć cel