Dwa wywiady, jedna taśma czyli stare nowe buty ministrów

Cambridge nocą. Autor - P.W.

Zrobiłem to dla Was i bardzo proszę o docenienie: przeczytałem wywiad z Ministrem, zakamuflowany, PR-owy wywiad z Wiceministrem oraz artykuł na portalu wPolityce. To są czynności niebezpieczne dla zdrowia, ale czego się nie robi dla Czytelników! Wciąż na obczyźnie, spoglądając okiem korespondenta przedstawię zatem z grubsza słowa wielkich mężów, ale nie uchylę się też od własnego komentarza.

W tygodniku Polityka obszerny wywiad z Ministrem Wieczorkiem. Spora część to te same tematy (NCBR, Łuksiewicz, PAN, IDEAS) z tymi samymi odpowiedziami. Pan Minister, co doceniam, tylko raz odwołał się do zgodności z procedurami. Tradycyjnie pominął wszystkie niewygodne fakty, redaktor tradycyjnie nie zadał niewygodnych pytań. Ministrowi, jak już się przyzwyczailiśmy, zadowolonemu z siebie, przyświeca myśl, iż

Myślę, że od 2024 r. [nauka w Polsce – P.W.] wręcz wydobywa się z głębokiego zanurzenia, w którym była za czasów PiS.

Tę myśl oparł o fakt, że nakłady w 2024 r. na naukę wzrosły o 29%. I jest to fakt, choć poza podwyżkami dla pracowników nie za bardzo ten fakt odczuliśmy. Z prostej przyczyny – ten wzrost po prostu pokrył koszty inflacji, która systematycznie zjadała pozbawione waloryzacji środki na naukę. Tradycyjnie Minister mówił o 8% wzrostu na naukę w 2025 r. choć chyba nikt poza nim tych 8% nie jest w stanie się doliczyć w projekcie budżetu. A w tym, co widać – około 5% – sporo miejsca zajmują planowane podwyżki wynagrodzeń oraz nieproporcjonalny wzrost na programy wewnętrzne Ministerstwa. Jednym słowem – jest jak było, ministrowie zawsze zadowoleni.

Odkładając na bok kwestie finansowe – w jaki sposób zdaniem Ministra nauka się wydobywa z zapaści? Nie mam pojęcia, bo Minister nie zechciał przekazać innego argumentu za tą tezą poza finansami. Natomiast tradycyjnie oskarżył pracowników sektora – ale nie Ministerstwa! – o niezaradność w czasach PiS, gdy należało walczyć o środki w KPO.

To trzeba uczciwie powiedzieć tym wszystkim krytykom, którzy mówią, że budżet jest za mały. Pytanie, gdzie oni byli wtedy, kiedy po covidzie były tworzone krajowe plany odbudowy? Mam żal o to, że właśnie wtedy środowisko milczało. W efekcie mamy katastrofę.

Pan Minister widocznie nie wie, ale ja wiem, to powiem. Panie Ministrze, nikt się nas nie pytał. Rektorzy zostali zwołani na spotkanie w sprawie 'środków z KPO’ na którym pan minister Wojciech Murdzek powiedział – w KPO będą środki na Łukasiewicza i uczelnie medyczne. Nie będzie żadnych środków dla uczelni, bo macie nową infrastrukturę i nie macie potrzeb. Owszem, dyskusję podejmowaliśmy w trakcie spotkania i w trakcie innych okazji, ale – pan Minister nie wie, więc powiem – nikt nas nie słuchał. Warto rozmawiać, panie Ministrze, z tymi, co pamiętają.

Ujęło mnie zapewnienie Ministra, że będzie się starał wspierać zabieganie przez uczelnie o środki w programach europejskich. Mianowicie powstanie w Brukseli silne przedstawicielstwo (pani pełnomocnik?), poza tym polscy uczeni powinni obejmować stanowiska w strukturach europejskich, wreszcie będzie się zabiegać o środki na naukę w ramach rozwoju regionów. Osobiście wolałbym, żeby piszący projekty aplikacji i przygotowujący się do konkursów mieli większe wsparcie konkretnych, wyspecjalizowanych jednostek in situ zachęcające do podjęcia trudu aplikowania o środki europejskie. Naprawdę, kolejne stanowiska w Brukseli dla ludzi ministerstwa to nie jest to, o czym marzymy. A wsparcie dla regionów – panie Ministrze, których regionów? Coraz mniej będzie je dostawać, bo coraz więcej przestaje być regionami poniżej średniej rozwoju regionów europejskich. To kolejne mamienie gruszkami nie z tej wierzby.

Na co kładzie nacisk pan Minister w rozwoju naszej nauki? Na lepsze wykorzystanie infrastruktury, która w 50% jest niewykorzystywana. No, to lubię – mocne słowa, twarde analizy za tym stojące, wyliczenia i dane. Na pewno. Bo przecież pan Minister nie palnąłby ot tak, bo mu urzędnicy argument podpowiedzieli? Poza tym – tu muszę przyznać, szacun za optymizm –

Druga rzecz to oczywiście te obszary, nad którymi pracuje cały świat: klimat, biotechnologia, sztuczna inteligencja. W nich jesteśmy mocni.

Rispekt na dzielni pan Minister za tę moc ma. Aha, no i łączenie uczelni. Też o tym pisałem, nic się nie zmieniło. Ręce dalej opadają. Ale tu co słowo, to złoto. Co Sz.P. Czytelnikom przypomina taki bon mot:

Mam jedną prostą zasadę i apel do nas wszystkich: niech każdy się zajmuje tym, na czym się zna. Naukowcy niech zajmują się nauką, natomiast zarządzanie i biznes zostawią dyrektorowi NCBR i ministrowi, który go nadzoruje.

Studenci na studia, pisarze do piór! Zostawcie Partii to, na czym się zna! Tylko właśnie, panie Ministrze, to na czym się zna… No bo pada pytanie o dalsze procedowanie odwołania od decyzji ewaluacyjnej IFiS PAN, pomimo wygrania przez Instytut w Sądzie Najwyższym (sic!) czego Ministerstwo uznać nie chce, a pan Minister mówi

Ewaluacja IFiS PAN została przeprowadzona prawidłowo przez KEN. Gdybyśmy nie złożyli skargi kasacyjnej, powstałby precedens, który zagrażałby prawomocności procesów ewaluacji.

Bo wie Pan, Panie Ministrze, KEN jedynie przekazywał propozycje ministrowi, na podstawie danych pozyskanych z systemu. Ale decyzję podejmował poprzednik Pana Ministra, niewiele znów się przejmując zaleceniami KEN, do czego miał prawo po wprowadzeniu odpowiednich zmian w przepisach. Ale co ja tam wiem, przecież jako profesur mam profesorzyć, a nie się mądrować.

No dobrze, a co tam pan Minister Gdula? Tekst w Wyborczej wnikliwy, śledzi jego działalność polityczną, zaplecze rodzinne, frakcyjne tajemnice polskiej lewicy, materialne fundamenty i sekciarskie spory polskiej lewicy, wskazując na poświęcenie służbie Rzeczpospolitej jako obowiązek dzieci z uprzywilejowanych domów. Choć pan Minister uważa, że jako syn PRL-owskiego wiceministra nie był uprzywilejowany, bo on jeździł tylko Polonezem z ojcem, a mógł drugim autem, Fiatem Mirafiori. W sumie to jednak niesmaczne czepianie się przeszłości. Spójrzmy na teraźniejszość. Znów, pomijam wszystkie znane tematy – te same pytania, te same argumenty, ten sam poziom (nie krytykuję!) zadającego pytania dziennikarza. Nie wdam się też w dyskusję z intrygującym stwierdzeniem, że minister Gdula będzie trwał na stanowisku, bo nie ma nikogo innego, kto mógłby go zastąpić. No chyba, że wybitna ekspertka Lewicy, która w zeszłym roku zrobiła doktorat. Niech tam, skoro Warszawa tak to widzi? Niech tam.

Ale ten tekst Ministra mnie zadziwił. Przecież pan Minister był gruntownym krytykiem, bezkompromisowym wrogiem reform ministra Gowina. I nagle bomba:

– Jeśli chodzi o reformę Gowina, to nie chcemy kolejny raz w krótkim czasie rewolucjonizować systemu organizowania nauki w Polsce. Dokończmy trwający obecnie okres ewaluacji na starych zasadach. Jednocześnie już pracujemy nad zmianami i je konsultujemy. Słyszymy od naukowców, że mimo wszystko nie chcieliby znowu uczyć się nowych zasad, nie ma społecznego oczekiwania na wywracanie wszystkiego do góry nogami. Na pewno trzeba się przyjrzeć zasadom punktacji i wprowadzić pewne korekty. Już zleciliśmy Ośrodkowi Przetwarzania Informacji, czyli instytutowi badawczemu ministerstwa, opracowanie symulacji, w której nieco inaczej rozkładamy akcenty w przydzielaniu punktów – deklaruje wiceminister.

Inaczej mówiąc – bez złudzeń, będzie, jak było, ale my wam tak pozmieniamy punktację i sposób liczenia punkcików, że będziecie jeszcze bardziej zadowoleni. Bo punkty, jak powszechnie wiadomo, to największy problem nauki polskiej. Amen.

No i na koniec, wisienka na torcie, czyli taśmy Ministra Wieczorka. Nie dlatego, że są wstrząsające, ale dlatego, że podsumowują dzisiejszy stan zarządzania naszym sektorem. Pan Minister 19 lutego 2024 r. przyjechał do Wyższej Szkoły Zawodowej w Grudziądzu by odwołać powołanego rzutem na taśmę przez ministra Czarnka w październiku 2023 r. pierwszego rektora. Podobno za odwołaniem stoją argumenty merytoryczne – rektor miał nie wykazać się kompetencjami w zarządzaniu uczelnią. Po trzech miesiącach od jej powstania niewiele zdziałał. Czy mógł więcej w toku trzech miesięcy? No cóż, nie oceniam. Bo ciekawsza jest treść, a w zasadzie ton i sposób prowadzenia rozmowy nagranej przez jednego z uczestników. Minister chce zmusić, żeby pierwszy rektor uczelni – prof. Kopka – złożył już, w tym momencie, na jego ręce oficjalną rezygnację. Nie zgadza się, by została ona złożona przez ePUAP w dniu następnym. No i cytaty za wPolityce:

W końcu Wieczorek postawił sprawę wprost.

To jest igranie z ogniem. Jeżeli coś się stanie jutro takiego, że generalnie pan tej rezygnacji nie składa, to my będziemy musieli inaczej podejść do tej szkoły. No tak, jeżeli panu zależy, żeby ta szkoła była…

— powiedział Wieczorek, w zasadzie zawierając w tym groźbę.

Tej uczelni nie będzie. To trzeba jasno powiedzieć. Tej uczelni po prostu nie będzie, bo jej nie będzie

— dodał jeden z dyrektorów ministerstwa.

No nie będzie

— potwierdził minister nauki.

A co miałoby się stać, jeśli jednak prof. Kopka złoży rezygnację natychmiast?

Jeżeli zgodnie z porozumieniem z Państwem nastąpi, nastąpi to, co miało nastąpić, to będziemy w tym momencie działać na rzecz tego, żeby uczelnia się utrzymała, rozwijała, być może poszerzała swoją ofertę w zakresie kształcenia. Wiem, że jakaś nieruchomość była przekazana chyba uczelni

— wyjaśnił jeden z dyrektorów resortu.

Zdaniem redaktorów portalu wPolityce, który przedstawił to nagranie, jest zawarty tu szantaż. Nie wiem, czy to nie za duże słowo. Ale przede wszystkim jest tu brak kompetencji i nadużywanie władzy. Jeśli w ten sposób traktuje się rektora, ale przecież mógłby to być każdy inny urzędnik – a niechby i z najgorszej partii, nawet z Młodzieży Wszechpolskiej – to jest to bezwzględna presja wykorzystująca przewagę stanowiska i zakładaną troskę rektora o przyszłość uczelni, studentów i pracowników. Nie pada tu żaden argument merytoryczny. I ani Minister, ani jego dyrektor nie widzą w tym niczego złego. Ba, na spotkaniu był obecny również prezydent miasta – i też niczego złego w tym nie widział.

Ale jest to też działanie dodatkowo przerażające – pan Minister nie odwołuje się do żadnych przewidzianych prawem działań, żadnych wyników kontroli i konsekwencji z nich wynikających. Można więc rozumieć, że jeśli rektor popełnił jakieś przestępstwo, to zostanie ono zapomniane, gdy złoży sam odwołanie? A gdy nie złoży, to będzie jakieś postępowanie? No bo jeśli w czymś zawinił, to chyba jednak powinno się poczekać do wyników postępowania i wyjaśnień rektora? A może w ogóle w tym momencie nie ma innych zarzutów, jak przynależność towarzysko-partyjna? Tak czy siak, pan rektor odwołanie złożył.

Każda opcja w tej układance jest dla mnie, wyborcy od zawsze wspierającego partie liberalne i odwołujące się do porządku prawa, przerażająca. A najbardziej chyba przeraża cisza wokół tej sprawy. Akademia potrafi krzyczeć o pieniądze, nie potrafi, gdy łamane są prawa jej członków. Ja to wiem.

Dlatego uważam, że po takich działaniach, jeśli potwierdzi się wiarygodność taśm, niezależnie od kontekstu, pan Minister powinien podać się do dymisji. Bo wszedł w buty poprzednika i całkiem wygodnie mu w nich chodzić.

Telewidz vs Teleminister

Pobyt zagranicą sprawia, że obserwując działanie nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce mam poczucie bycia widzem w czasie meczu polskiej reprezentacji w piłkę nożną. Niby wiem, że będzie jak zawsze, ale wskrzeszam w sobie optymizm i oglądam. W trakcie dostaję palpitacji serca, a na koniec macham ręką i w pracy staram się zapomnieć o smutkach. Odpycham myśl o kolejnym wpisie na blogu, bo to nic nie zmienia. Reprezentacja gra, jak grała, trener od poprzedniego różni się tym, że częściej się uśmiecha. Więc po co tracić swój czas, którego coraz mniej?

No i coś mnie podkusiło, żeby obejrzeć wywiad z naszym Ministrem w telewizji publicznej. Szczerze mówiąc nie żałuję o tyle, że faktycznie miło było oglądać dobrze przygotowanego dziennikarza, który starał się z rozmówcy wydobyć konkret. Oczywiście poległ i ostatecznie nie nalegał zbyt mocno, ale się starał! Natomiast słuchanie pana Ministra…

Czytaj dalejTelewidz vs Teleminister

Idee miałkie, czyli porządek panuje

Okaz z kolekcji Stacji przyrodniczej WNB UWr w Miliczu

Tak sobie myslę na koniec dnia, co jeszcze jest możliwe? Przyglądałem się aktywności Ministerstwa i zainteresowanych członków naszego środowiska w sprawie Ideas NCBiR. Bo też był to ciekawy obraz konfrontacji różnych racji, ale też różnych wpływów i środowisk lobbystycznych. Rzecz wydaje się dość banalna – szuka się nowych stanowisk dla nowych ludzi, potrzebne są odejścia tych, których uważa się za ludzi PiS, wreszcie – trzeba dowieść, że za czasów PiS popełniano wiele rzeczy złych. No i dobrze. Tyle, że kierownictwo naszego Ministerstwa nie chciało i nie chce odrobić podstawowej lekcji: zmieniając cokolwiek, trzeba znać chociażby powierzchownie, ale jednak fundamenty prawne funkcjonowania naszego środowiska. W rezultacie gdy wybuchł skandal związany z wynikiem konkursu na dyrektora Ideas, zamiast przyznać, że popełniono błąd – co przecież może się zdarzyć – Ministerstwo brnęło w sugerowanie poprzedniemu dyrektorowi błędów zarządczych. Samego siebie przeszedł, niestety, minister Gdula sugerując, że doszło do jakichś nadużyć finansowych. Których jednak nijak nie potrafił udowodnić. I w sumie powinien w normalnym państwie jednak za to odpowiedzieć – szczucie przez wysokiego urzędnika państwowego na zwykłego obywatela to nie jest standard godny szacunku. Ale raczej nic takiego się nie wydarzy, skoro sam Minister raczył pogrozić palcem krytykującym akademikom podpowiadając, by uważali w swoich głosach krytyki. No i jak to rozwiązać?

Minister nie wiedział, ale znalazł odpowiedź u szefa. Nie, nie u premiera. U wicepremiera Gawkowskiego, ministra cyfryzacji, ale co najważniejsze – szefa klubu parlamentarnego Lewicy, której posłem jest Minister Wieczorek. To on referował najważniejsze punkty rozwiązania na konferencji prasowej. Bo nagle okazało się, że profesor Sankowski wcale nie popełnił żadnych przewin zarządczych. Nie dopuścił się też sugerowanych przewin finansowych. Przeciwnie, jest świetnym naukowcem i będzie kierował instytutem koordynującym badania nad AI w skali kraju. W gruncie rzeczy – będzie to to samo Ideas, tylko w zmienionej konstrukcji prawnej. Brzmi to dziwnie? Dla mnie – kuriozalnie. Nie dziwię się profesorowi, który chce kierować instytucją, którą stworzył. Ale co takie rozwiązanie mówi o nas i naszym Ministerstwie?

Bo nagle wszyscy ucichli. Czyli chodziło nie o to, że Minister lub jego podwładny może zmieniać dowolnie i wbrew logice szefów jednostek, że może nie znać podstaw prawnych swego resortu, że może pomawiać zwykłego obywatela, a w konsekwencji szkodzić społeczeństwu, któremu powinien służyć? A już w ogóle – o co chodzi Ministrowi, który nawet nie jest w stanie przekonująco odpowiedzieć na kluczowe pytania dotyczące okoliczności odwołania podczas własnej konferencji prasowej i zwija ją po jednym (sic!) pytaniu? Jeśli do tej pory miałem jakieś resztki złudzeń, że Ministerstwo chce przynajmniej utrzymać jeden cel – wzmocnienie relacji między akademią i otoczeniem gospodarczym, to dziś jest jasne, że nawet to nie jest istotne. Istotny jest wyłącznie interes Partii Matki – Lewicy i jej ludzi. Cała reszta to jakby… w głębokim tle.

I może tak ma być. Ale mi to nie imponuje. To kolejny przykład płytkiej piaskownicy, w której panowie machają łopatkami nad babeczkami z piasku. Smutne. I w sumie celny jest komentarz Tomasza Sawczuka, dlaczego Premier nie musiał w tej sprawie interweniować. Po co? Wystarczyło poczekać.

Lewicowy czarnkizm?

Autor w biblioetce CUL, North Front, piętro 5

Czy 50 milionów złotych to dużo, czy mało? Tyle więcej minister Wieczorek miał wywalczyć dla NCN w porównaniu z propozycją budżetu. W której to propozycji NCN miał otrzymać dokładnie tyle środków, ile w 2024 r. Większość komentatorów jest rozczarowana, zwraca uwagę, że nie oddaje to nawet skali inflacji przewidzianej na przyszły rok. O sumie bieżącego i przyszłego nie wspominając. Burzę rozpętała zmiana w kierownictwie NCBiR Ideas, gdzie twórcę i dotychczasowego kierownika, dra Piotra Sankowskiego, uczonego mającego szerokie poparcie naukowców, zastępuje w wyniku rozstrzygnięcia ministerialnego konkursu bliżej nieznany pracownik NASK. No tak, ale czy w tym ruchu jest coś zaskakującego?

Według mojej wiedzy operacje kadrowe w Sieci Łukasiewicz odbywały się w ścisłej relacji z opiniami i zaleceniami osób wiceministerialnych i Ministra. Podobnie – choć w innym ministerstwie – zmieniono dyrektora Muzeum Historii Polski. Dr Kostro nie jest moim bohaterem. W odróżnieniu od wielu komentatorów widziałem wyraźne przesunięcie w jego działaniach na prawą stronę politycznego sporu, bez zachowania akademickiej obiektywności. Ale proponowanie mu najpierw kierownictwa Instytutu Pileckiego w zamian za ustąpienie z dyrektorskiego fotela w Muzeum, a potem usunięcie go z sugerowaniem wykroczeń gospodarczych związanych z niewłaściwym nadzorem? Przecież to jest jak policzek w twarz dla wszystkich, którzy domagali się merytorycznego zarządzania naszym państwem. Nota bene o takich działaniach wiceminister Gdula wspominał także wobec dra Sankowskiego. I – moim zdaniem to nie jest przypadek.

Czytaj dalejLewicowy czarnkizm?

Czarnek, Wieczorek – ciągłość władzy

Kolejny wywiad ministra Wieczorka. I są rzeczy, które nie przestają mnie w nim urzekać. Uśmiechnięta osoba na zdjęciu musi być prywatnie miłym człowiekiem. Natomiast co do wiedzy i poglądów prezentowanych jako minister nauki i szkolnictwa wyższego…

Zacznijmy od pytania o budżet. Kolejny raz pan Minister mówi o zwiększeniu o 8% budżetu na naukę. Pisałem o tym w jednym z poprzednich wpisów – nie ma żadnych 8% na naukę. Takie tezy są mydleniem oczu czytelnika, który nie zagląda do urzędowego projektu budżetu. Według tego dokumentu wzrost nakładów na nasz sektor wynosi 4,5% przy 5% planowanej inflacji. I tyle. Natomiast owszem, są wydatki na poszczególne instytucje i programy, na które nakłady rosną dużo powyżej inflacji. Np. na IPN o 11%.

Deklaracje Ministra, że będzie walczył o wzrost budżetu NCN doceniam, ale nie rozumiem zdania:

Trzeba do tego podejść ze spokojem. Musimy wiedzieć, na co potrzebne są te środki. Jestem w kontakcie z dyrektorem i Radą NCN.

Co to oznacza? Ja mogę z marszu powiedzieć panu Ministrowi – środki potrzebne są na sfinansowanie badań opisanych w aplikacjach konkursowych, które mają wysoką jakość ustaloną w toku postępowania konkursowego. Czy nie wystarczy więc przekazać je jako dotację celową na wzrost finansowania projektów wyłonionych w konkursach? A może pan Minister sugeruje, że chce wiedzieć, za co i komu przypadną środki? O co tu chodzi?

Dalej jest też ciekawie:

Wszyscy skupiliśmy się teraz na budżecie krajowym, tymczasem w stanowczo zbyt małym stopniu wykorzystujemy, to znaczy polscy naukowcy, dostępne dla nauki środki europejskie. W tym obszarze mamy naprawdę wiele do zrobienia, bo tu jesteśmy ewidentnie płatnikiem do budżetu Unii Europejskiej. Kwestia otwarcia polskiej nauki jest dziś fundamentalna. Musimy szukać środków na zewnątrz, tam gdzie one na nas czekają.

Z dwóch powodów zaparło mi dech w piersiach. Niedawno wiceminister Gdula mówił, że furda tam publikacje po angielsku, trzeba wspierać polskie i rodzime naukowanie. I teraz co – granty ERC mamy zdobywać z epokowymi publikacjami w Przeglądzie Dolnowarciańskim? Po drugie, wizja pana Ministra, że jakieś środki zagraniczne 'na nas czekają’ jest urzekająca. Wbrew pesymizmowi pana Ministra – zdobywanie grantów ERC idzie nam coraz lepiej. Ale tylko w najlepszych ośrodkach, które zainwestowały w przygotowanie wniosków i mają odpowiednią kulturę pracy w wybranych dyscyplinach. Bo, panie Ministrze, granty ERC otrzymuje się w ciężkich, wymagających konkursach. Do których wielu z nas, pokolenia późnego PRL-u nie mamy już co startować. Za późno włączyliśmy w krwioobieg nauki. Natomiast trzeba zachęcać młodszych, wspierać ich i inwestować w nich. Samo z siebie nic się tu nie urodzi. Naprawdę, panie Ministrze, żadne pieniądze na nas nie czekają. Trzeba o nie walczyć i to będąc dobrze do tej walki przygotowanym.

Czytaj dalejCzarnek, Wieczorek – ciągłość władzy

Powódź. Nieobecna akademia w tle budżetu

Powoli schodzi napięcie związane z powodzią. Im człowiek starszy, tym strachu i nerwów więcej, bo przecież kumuluje w sobie pamięć tego, co już się wydarzyło. Co dla młodszych może być oczekiwaniem na bohaterskie czyny i wspomnienie formujące pokolenie, dla pamiętających poprzednie powodzie, pożary i inne klęski żywiołowe jest nerwowym napięciem – co jeszcze się może nie udać? Na szczęście tym razem dla Wrocławia wszystko zadziałało – zarówno władze państwowe, jak i samorząd miejski starały się współpracować, reagować i – jeśli oderwiemy się od gazet – wyszło to naprawdę sprawnie. Tego, co wydarzyło się w Kotlinie można było się spodziewać obserwując poprzednie, niemal doroczne powodzie i kompletny, wieloletni brak troski o systemowe działania minimalizujące spływ wód opadowych z gór. Czy to się zmieni? Zobaczymy.

Jednocześnie nie ma co ukrywać – koszty szkód będą ogromne. A budżet państwa, teraz negocjowany i przedstawiany za chwilę w parlamencie, będzie krojony pod potrzeby bezpośrednich korzyści i poczucia bezpieczeństwa jak największych grup obywateli. Chwała, że wśród tych potrzeb dostrzega się zabezpieczenie przed agresją ze strony Rosji (choć o poziomie i możliwości wykorzystania ich przez nasze wojsko można by dużo mówić). Gorzej, że praktyka stałego wzrostu wydatków socjalnych rozwija się w najlepsze. Do czego dojdą teraz koszty rekompensat i odbudowy zalanych terenów. Dlaczego w tym miejscu o tym piszę? Bo przyglądałem się działaniom naszego sektora w czasie powodzi. To przecież będzie argument za tym, by w trudnych dyskusjach budżetowych lobbować za wzrostem nakładów na naukę.

Czytaj dalejPowódź. Nieobecna akademia w tle budżetu

Ja, producent makulatury?

Autor w biblioetce CUL, North Front, piętro 5

Dyskusja wokół ministerialnego projektu zmian w ustawie o PAN nabrała rumieńców. Ministerstwo i PAN przerzucają się oświadczeniami i kontroświadczeniami, serwis X rozgrzewają sztychy ironii, a główni bohaterowie komunikują się i o sobie poprzez wywiady w rządowych i prywatnych serwisach. W sumie to bardzo pożyteczne wprowadzenie spraw nauki w dyskurs publiczny. Co ciekawe, z większym rozmachem prowadzone, niż lobbowanie za zwiększeniem środków na naukę w budżecie państwa. Tu wyróżnia się zwłaszcza NCN, który postanowił va banque zaszantażować Ministerstwo biorąc koleżanki i kolegów za zakładników i ogłaszając, że albo więcej pieniędzy, albo mniej konkursów. Może to i jest jakaś metoda, choć wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem jest mniej środków na administrację NCN i jego infrastrukturę, a dopiero później, względnie równolegle – redukcja konkursów. Bo jakoś tak średnio przekonująco brzmi, że wzrost kosztów utrzymania NCN zaplanowano na 8% i nikt nawet nie wspomniał, że może przynajmniej zejść do 4,5%, a resztę jednak przeznaczyć na konkursy? I wtedy żądać więcej wykazując się pewną pomysłowością w optymalizacji kosztów działania agencji? Ale to zmartwienie zarządzających Centrum i ich działu PR. Bo nie ma o czym mówić – tak, środków na badania w ogóle jest za mało i tak, środków netto na konkursy w NCN jest za mało.

Przeglądając te wypowiedzi z zainteresowaniem przeczytałem ciekawy wywiad z profesorem Dariuszem Jemielniakiem, wiceprezesem PAN dla portalu 300gospodarka.pl. Wiele w nim trzeźwych uwag dotyczących stanu i jakości polskiej nauki, rzekomych wybitnych osiągnięć i naukowców naszego akademickiego światka. Ale uderzył mnie fragment dotyczący korzeni słabego wpływu polskiej nauki na innowacyjność – w kontekście tego wywiadu: w zakresie gospodarki. Profesor wymienił, co oczywiste, małe nakłady na naukę w budżecie, nadmierną i mało merytoryczną biurokrację, oraz dodał:

Jest też trzeci problem z nauką w Polsce – to zgoda na rozwijanie nauki równoległej. Bardzo boleję, że minister nie widzi tego zjawiska, jako problemu. Mamy dyscypliny, w których ludzie publikują kompletną makulaturę, o której nikt na świecie nie chce słyszeć, tym bardziej jej czytać, bo to nic nie warte. Pracują na uczelniach i prowadzą pozorowane działania naukowe, nieprzydatne do niczego, za pieniądze publiczne.

Czytaj dalejJa, producent makulatury?

Projekt budżetu bez komentarza

Jak w tytule – komentarzy pojawiło się już sporo w mediach społecznościowych. Ja chciałbym jednak zwrócić uwagę na kilka szczegółowych pozycji z uzasadnienia propozycji budżetu. Bo one mówią więcej, niż wiele zdań.

Poniższe uwagi odnoszą się do danych z oficjalnego uzasadnienia projektu budżetu rządu RP na 2025 r.

  1. realny wzrost nakładów na szkolnictwo wyższe i naukę jest równy 4,5% (s. 70, tabela, poz. 730). Przy zakładanej inflacji równej 5%
  2. wzrost nakładów na IPN równy 11,5% (tabela, s. 71)
  3. nakłady na inwestycje majątkowe, wieloletnie równe 1.994.554.000 zł, przede wszystkim na zadania (podkr. PW, s. 86, 110):

Rozbudowa wraz z modernizacją Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie i Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 1 w Szczecinie w zakresie kliniczno-dydaktycznym i medycznych wdrożeń innowacyjnych”,− „Budowa Polskiego Ośrodka Szkoleniowego Ratownictwa Morskiego w Szczecinie”.• zadań inwestycyjnych na potrzeby uczelni prowadzonych przez ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego i nauki, szkół wojskowych, uczelni medycznych, wyższych szkół artystycznych, jednostek naukowych oraz Politechniki Morskiej w Szczecinie i Uniwersytetu Morskiego w Gdyni, (szczegółowe wydatki określone w załączniku 10 do projektu ustawy. Na samą rozbudowę PUM w Szczecinie w 2025 r. planuje się ponad 200 mln zł., tabela 33. Na POSRM – cudny akronim – tylko 27 mln, bo to końcówka inwestycji, tab. 8, zał. 10)

4. dotacja dla NCN wzrośnie o 13,7% – w stosunku do planu finansowego z 2024 r. To oznacza, że realnie wzrośnie o blisko 202 mlny, czyli mniej więcej tyle, ile minister przekazał dodatkowo w 2024 r. NCN nie wraca zatem zupełnie do tragicznej sytuacji z 2023 r., można liczyć na zbliżony – ale nie tożsamy! – wskaźnik sukcesu jak w poprawionych wynikach konkursów w 2024 r. Zbliżony, bowiem w projekcie niepokojąco brzmi (s. 170), że

Koszty funkcjonowania jednostki wzrosną o 8,1% głównie z tytułu zaplanowania wyższych środków na pozostałe koszty funkcjonowania

Czytając to dosłownie, o ile w 2024 r. 200 mln poszło na zwiększenie dofinansowania projektów, to w 2025 r. projektuje się, że ponad połowa tych środków ma pójść na zwiększenie kosztów funkcjonowania NCN. Co oznaczałoby, że wskaźnik sukcesu musi spaść, zwłaszcza wobec 5% inflacji, która wymusi wyższe koszty projektowane projektów.

5. fundusze z środków europejskich, zał. 4, s. 4-5, dział 730, szkolnictwo wyższe i nauka – blisko 1 mld zł, głównie w dziale nowoczesna gospodarka (0,66 mld), ale też rozwój społeczny (0,36). W dyspozycji agend wykonawczych i jednostek podległych MNiSW (NCBiR, ale też Łukasiewicz)

6.  programy własne Ministra – planowana wartość 523,128 mln zł (zał. 2, s. 15, cz. 28, dział 730, rozdział 73018). Dla porównania, w 2024 r. w budżecie rządu ta sama pozycja wynosiła 484,535 mln (s. 16, jw.). Wzrost o 8% rok do roku.

To tylko garść danych. Wartości mogą ulec zmianie w toku prac parlamentu. Tym niemniej warto zauważyć, że wzrost wynagrodzeń pracowników uczelni ma wynieść 5%, równoważąc inflację. Deklarowane przez MNiSW wzrost nakładów na naukę o 8% jest rozproszony w różnych pozycjach. Czy przekłada się na wsparcie obszarów kluczowych dla funkcjonowania sektora w zakresie badań i wysokiej jakości dydaktyki? Każdy może sam sobie wyrobić opinię.

Rankingi – nauki czy horyzontów polityków?

Od ogłoszenia wyników kolejnej edycji tzw. rankingu szanghajskiego (Academic Ranking of World Universities – ARWU) minęła już chwila. Jak co roku, rytualnie jedni ogłosili sukces – bo jednak kilka naszych uczelni mieści się w ogóle w rankingu, a inni klęskę – bo jedna uczelnia odpadła, a reszta przy niewielkich ruchach tkwi tam, gdzie los (dlaczego nie ludzie, o tym za chwilę) wyznaczył im miejsce. Najciekawszy komentarz przedstawił jednak nie naukowiec lub urzędnik ministerialny, lecz nauczyciel i felietonista, Dariusz Chętkowski w 'Polityce’. Można się nie zgadzać – tak jak ja – z jego kasandrycznymi przepowiedniami, ale uważam, że trafił w sedno sensu tego rankingu: on określa edukacyjną przyszłość naszego szkolnictwa wyższego. O ile się ono nie zmieni.

Przypomnijmy, że ranking ARWU ustala rangi uczelni poprzez zestawienie dwóch najważniejszych czynników: renomy mierzonej wywodzącymi się z nich i zatrudnionymi laureatami najważniejszych nagród naukowych na świecie, a także udziałem w elitarnych nurtach światowego dyskursu naukowego z zakresu science. Fakt, że zazwyczaj w rankingach oceniane osobno dyscypliny naukowe (subjects) wypadają lepiej, niż uczelnie, wynika z prostej różnicy – w przypadku rankingów by subject renoma nie odgrywa wielkiej, lub w ogóle nie odgrywa roli. I w rezultacie można stwierdzić, że polscy naukowcy w zakresie science radzą sobie lepiej w dyskursie naukowym, niż ich uczelnie w przestrzeni prestiżu. No cóż, los i natura polskich rządów nie dały szans na zatrudnienie laureatów nagród, a warunki pracy same stwarzają szklane sufity także tym, którzy może w innych okolicznościach po emigracji do wiodących ośrodków zostaliby laureatami Nobla czy Medalu Fieldsa?

Czytaj dalejRankingi – nauki czy horyzontów polityków?

Polityka historyczna raz jeszcze? Apage!

British Museum, popiersie Peryklesa

Skąd bierze się przekonanie niektórych polityków i dziennikarzy, że tzw. 'polityka historyczna’ jest niezbędnym elementem funkcjonowania państwa, zbawienna dla społeczeństwa dziś i w przyszłości? Inicjatywie wicepremiera i ministra obrony narodowej, prezesa PSL Kosiniaka-Kamysza wprowadzenia uchwałą sejmu 'wychowania patriotycznego’ oraz powołania Instytutu Witosa, który będzie badał tradycje ruchu ludowego w Polsce towarzyszyły artykuły Rafała Kalukina w Polityce, w bardziej zaowalowany sposób wskazuje na tendencję powrotu do tej polityki Estera Flieger w Rzeczpospolitej. Pomysły PSL sa mocno chybione chociażby dlatego, że zarówno wychowanie patriotyczne, a w nim wycieczki do miejsc pamięci, jak Instytut Wincentego Witosa funkcjonują w Polsce od lat. Ciekawsze są sugestie redaktora Kalukina, który wskazuje na konieczność wypełnienia 'próżni po PiS’ w zakresie 'ofensywy symbolicznej’, chwaląc przy okazji zachowanie pod kierownictwem Adama Leszczyńskiego Instytutu Dmowskiego (dziś Instytut Narutowicza). Intrygujące jest zdanie

Środowisko historyków raczej jednak doceniło decyzję Sienkiewicza, który powierzył instytut jednemu ze zdolniejszych badaczy średniego pokolenia.

Trudno powiedzieć, z kim konsultował Pan Redaktor ten sąd. Ważne jest jednak przesłanie – polityka pamięci jest ważnym elementem funkcjonowania państwa,

Brak polityki historycznej to również jeden ze sposobów jej uprawiania, tyle że wyjątkowo szkodliwy. Coś na miarę prywatyzacji podstawowej opieki medycznej bądź powszechnej edukacji.

No i kluczowe, retoryczne, a jednocześnie jakże niebezpieczne zdania:

Po doświadczeniu rządów PiS nie ulega już wątpliwości, że historia to zbyt poważna dziedzina, żeby zostawić ją tylko historykom. Bo najwięcej narzędzi symbolicznych – wszystkie te rocznice, pomniki, muzea – trzyma w ręku państwo. I jakkolwiek powinno korzystać z nich z umiarem, to zarazem w sposób przemyślany, z głową na karku. Czas przypomnieć sobie o polityce pamięci.

Czytaj dalejPolityka historyczna raz jeszcze? Apage!