Sytuacja naszego kraju i nas w nim zmienia się radykalnie w ostatnich dniach. I to w sposób istotny także dla środowiska naukowego, gdy pomyśli poważnie o swojej roli w demokratycznej Europie i w obliczu wyzwań swego czasu. Nie skłania to do żartów. Ale jednak… Pan Minister napisał i skierował do nas wczoraj, 19.02., z okazji Święta Nauki Polskiej, list. Ktoś mógłby powiedzieć, że jego zwięzła treść oddaje nowy trend walki z ostrym cieniem mgły w polityce naukowej państwa. Ale ja patrzę na to konstruktywnie. Gdy nowy minister rozpoczynał swoją misję, poinformował nas o swoich zamiarach tweetem. Z jego generycznej treści pozwoliłem sobie zażartować wskazując na większe możliwości AI w dziedzinie generowania pustych słów udających sens. List Pana Ministra odbieram właśnie jako udany wynik wsłuchania się w głos ludu pracującego uniwersytetów i akademii. Tylko wciąż widzę ogromny problem z wyborem właściwego modelu oferującego usługi.
Ta tendencja do mówienia tak, by nie być słyszanym, widoczna była już w działaniach Premiera na rzecz nauki. Na pierwsze spotkanie zaprosił kilkanaście osób, gościła wszystkich Marszałkini Senatu. Tylko Ministra zabrakło. Najwyraźniej premierowi jednak przypomniano, że takowego ma, co jest zwierciadlanym odbiciem zapomnienia i przypomnienia poprzedniego ministra w trakcie prezentacji rządu pana Premiera w Sejmie. I na kolejnym zebraniu, z wąską reprezentacją uznaną za właściwą dla rozważania spraw polskiej nauki nie zabrakło już Ministstwa. Trzymam kciuki, za te rozmowy, ale jednocześnie zastanawiam się – niby tematem była między innymi jakość kształcenia przyszłych kadr, troska o nowe pokolenie naukowców. Dlaczego zatem zabrakło jakiegokolwiek przedstawiciela ciał reprezentujących sektor szkolnictwa wyższego? O co tu chodzi? Wiem, można domniemywać, że o wybory chodzi. Zapewne, ale skoro Premier chce, żeby go lobbować, to niechże nasi reprezentanci lobbują. Bo po wyborach już nie będzie tej chęci i znów zostaniemy sami. To znaczy, z Ministrem. Tylko za czym lobbować?
Kolejna reprezentacja rektorów, tym razem Konferencja Rektorów Uniwersytetów Polskich sprzeciwia się przeprowadzeniu ewaluacji według bieżących zasad za lata 2022-2025. Czyni to z obawy przed skutkami – zmianami w zakresie subwencji, uprawnień i dostępu do finansowania. W zamian uznaje za niezbędne 'podjęcie działań mających na celu uniknięcie lub zminimalizowanie negatywnych skutków obowiązujących procedur ewaluacyjnych’. Czyli tłumacząc to na ludzki – rezygnację z ewaluacji lub rezygnację ze skutków uzyskanych wyników ewaluacji. Ale co w zamian? W zamian nowe zasady ewaluacji. Ewaluacja stał się dziś oczkiem w głowie wszystkich komentatorów. Wielu proponuje nowe rozwiązania w ramach tego samego, skompromitowanego paradygmatu: mierzenia wszystkich jedną miarą. Różni się tylko podejście do tej miary. Pisałem już o tym wielokrotnie, ale powtórzę jeszcze raz – a może jednak odrzucić to, co nie przynosi żadnej korzyści nauce i wprowadzić pomiar według specjalizacji uczelni? I pomóc rozwijać się uczelniom tak, by jak najlepiej odpowiadały na potrzeby społeczeństwa? Bo jak na razie, to rozwijają się tak, jak wymaga tego kolejny urzędniczo-lobbistyczny pomysł.
Ale czytając ten list myślałem też o wspomnianych spotkaniach. Bo za czym będą lobbować nasi reprezentanci, jak nie za czymś, co zyska powszechne uznanie społeczności? A z kolejnych listów i głosów wynika, że najbardziej podobać się będzie – poza oczywiście przelaniem jak największych dodatkowych środków na konta – odsunięcie ewaluacji tak, by już niczego niczym nie mierzyć poza tym, co akurat danemu lobbyście się spodoba. Ewaluacja jako święty Gral naszego sektora przygniata nas swoim ciężarem i odwraca uwagę od rzeczy dużo ważniejszych – spadku społecznego zaufania do nauki. Skoro jest ono niemal najniższe w Unii Europejskiej, to jak można oczekiwać, że jakikolwiek rząd zdecyduje się na radykalne zwiększenie budżetu nauki w sytuacji, gdy każdy sektor społeczeństwa uważa, że potrzebuje dofinansowania? A w tle rozpala się najpoważniejszy od dekad kryzys polityczny.
Sięgam więc pełen nadziei po wywiad z nową Wiceminister opublikowany w Forum Akademickim. Tradycyjnie dla tej ekipy ministerialnej – bo przecież zmiana Ministra nic nie zmieniła – dużo jest o dialogu ze środowiskiem. Tylko nic o konkretach. Bo najpierw mają powstawać kolejne zespoły – kilkuosobowe – oceniające np. etyczność publikacji zgłaszanych do ewaluacji. Próbuję sobie to wyobrazić. jaki sąd przyjmie decyzję takiego grona, gdy uczelnia odwoła się od wyników ewaluacji uznając je za niesprawiedliwie po oddaleniu arbitralnie wskazanych, bez właściwej podstawy prawnej, publikacji. Już na wiosnę rozpoczną się prace nad kolejną ewaluacją. Zasady będą proste, zasady będą ustalone w dialogu. I zostaną ustalone do końca roku. Pani Wiceminister mówi, że nie Ministerstwo nie będzie zaczynać od zera, bo ma mnóstwo propozycji zgłoszonych przez różne instytucje przedstawicielskie. Świetnie, ale czy ktoś do nich zajrzał? Bo mam wrażenie, że te propozycje trochę się wykluczają. I chyba warto byłoby mieć jakiś pomysł własny, co się chce tą ewaluacją osiągnąć, żeby w ogóle te prace zaczynać. Ale może się mylę. W każdym razie do końca roku ma być nowa ewaluacja, ale starej do końca roku poprawić się nie da. Czyli
Odstąpienie od ewaluacji jest niezgodne z ustawą, musielibyśmy ją zmienić, a nie ma już na to czasu. Osobiście uważam, że nawet przesunięcie jej o rok, co również wymaga ustawowej zmiany, niewiele zmienia, bo znajdziemy się w bardzo podobnym miejscu.
Czyli nie ma czasu na naprawienie starej ewaluacji, nie ma czasu na wprowadzenie kilku zmian do ustawy, rok dodatkowy też nie wystarczy do poprawienia lub wprowadzenia nowych zasad ewaluacji, ale jest czas na stworzenie ewaluacji od nowa, której zasady muszą przecież uwzględniać treść ustawy, do grudnia 2025 r.? Czy to aby nie jest lekko ze sobą sprzeczne?
Wśród różnych pytań nie zabrakło tych o dofinansowanie nauki – pani Wiceminister ma nadzieję, że wzrośnie. Nie powiedziała, na czym te nadzieje opiera. Udało się jej przedstawić zasadnicze cele swej działalności:
Mieliśmy w ostatnich latach wielkich reformatorów nauki, a ja chciałabym nie być reformatorem, tylko stworzyć przyjazne środowisko pracy, stymulujące do rozwijania pasji naukowej i dydaktycznej. Lubię zmiany, sama pracowałam w różnych miejscach, od dwudziestu lat jestem w nauce, ale ta niestabilność i mnie nieraz dopadała, dlatego potrafię sobie wyobrazić, jak mały komfort towarzyszy dziś pracy w akademii. Jesteśmy coraz bardziej obciążeni, mamy masę obowiązków, a przecież spoczywa na nas odpowiedzialność za przygotowanie młodych ludzi na nowe wyzwania. Zmęczeni, nie jesteśmy w stanie ich wystarczająco dobrze do tego przygotować.
Jednym słowem – komfortowo, bez zmęczenia, w przyjaznym środowisku. To podejście widać w refleksji nad rolę NCN – ma być, ma być ważne, ale martwi panią Wiceminister, że tylko 1/3 naukowców ubiega się o granty. I wskazuje, że to na pewno dlatego, że się boją odrzucenia. Zwłaszcza kobiety. Dlatego będzie Zespół ds Kobiet w Nauce w Ministerstwie. Poza tym trzeba włączyć mniejsze ośrodki do krwioobiegu. Tego krwioobiegu finansów grantowych. Ale bez zwiększania środków na granty.
Ostatecznie pani Wiceminister deklaruje
Chciałabym przyczynić się do tego, żeby ludzie pracujący w nauce, ale też dopiero zamierzający wejść na tę ścieżkę, poczuli sens tego, czym się zajmują. Zgłębianie ważnych tematów i dzielenie się wiedzą – to podstawa pracy badawczej. Chciałabym, aby te zadania realizowane były w komfortowych warunkach.
Powstrzymam wiele słów. Ale czytając to z rosnącym bólem głowy doszedłem do jednego wniosku – kolejny raz porzućmy nadzieję. Niech lobbują ci, co umieją i robią to dobrze. Ale nasze Ministerstwo kolejny raz nie wie, co chciałoby uzyskać od zarządzanego sektora. Nie wie, jak on działa. Nie wie, po co on działa. I nie wie, że w bieżącej sytuacji jest to skrajnie niebezpieczne dla demokratycznego społeczeństwa.
Ale chce dla nas komfortu. To chyba nieźle? No w dechę po prostu. Klawo, Egon!