Na marginesie rządowego i partyjnego ataku na wolność nauki pojawił się niezwykle ciekawy komunikat przygotowany przez Ministerstwo Edukacji i Nauki, a dotyczący wypowiedzi dyrektora IFiS PAN, prof. Andrzeja Rycharda dla stacji TVN24, ale też – czego już autorzy nie odnotowali – dla 'Gazety Wyborczej’. W największym skrócie – prof. Rychard zwrócił uwagę, że ministerstwo nie odpowiedziało na jego prośbę o zwiększenie budżetu Instytutu o kwotę wynikającą z ogłoszonego przez rząd zwiększenia wynagrodzenia minimalnego. Autor tej wypowiedzi połączył ten fakt z atakami na prof. B. Engelking i cały Instytut ze strony Ministra i ludzi Partii. Spróbujmy teraz spojrzeć na odpowiedź opublikowaną na stronie www Ministerstwa przez pryzmat logiki i wartości, które są w tej wypowiedzi odzwierciedlone.
Zacznijmy od tytułu: 'Komentarz do doniesienia medialnego „Andrzej Rychard: Minister Czarnek już realizuje swoje groźby. Nie dostaliśmy pieniędzy na podwyżki” z 10 maja 2022 r. dla TVN24′. Dokument ten nie jest podpisany, ma nieformalny charakter (komentarz), ale zostaje zamieszczony na oficjalnej stronie rządowej agendy. Jest więc czymś w rodzaju 'głosu powszechnego’ płynącego z Ministerstwa. Do niczego nie zobowiązuje, nikt za treść nie jest odpowiedzialny, ale jednak jest głosem Ministerstwa. Skąd taka dziwna forma? Już pierwsze zdanie to tłumaczy: 'Zarzut prof. Andrzeja Rycharda dotyczący „cenzorskich zapędów władzy” i towarzyszące mu dywagacje to kłamstwo oraz zbiór insynuacji.’ Tego typu język w komunikacie mającym prezentować stanowiska ministra edukacji i nauki? Określenie wypowiedzi adwersarza jako 'dywagacji’, 'kłamstwa’, 'zbioru insynuacji’ jest wielopiętrowym pleonazmem, zwielokrotnieniem tej samej treści, podkreślającym apriorycznie – bo bez argumentów – miałkość dyskutanta, którego nie stać na wypowiedź, a jedynie na 'dywagacje’. Dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN zostaje w pierwszym zdaniu ustawiony w pozycji człowieka niewiarygodnego, posługującego się wypowiedziami nieprzystającym jego zawodowi i pozycji, a tym samym pozbawionego cech naukowca, poważanego polemisty. Nie zasługuje na dyskusję i argumenty ze strony Ministra, a co najwyżej można go anonimową ręką Urzędnika złajać jako uczniaka, osobę niższej kasty niż Minister. Tę nierównowagę podkreśla kolejne zdanie: 'Decyzje finansowe dotyczące dodatkowych środków dla poszczególnych instytucji nauki są podejmowane przez Ministra Edukacji i Nauki po głębokim namyśle i w sposób odpowiedzialny.’. Której to wypowiedzi od nowego akapitu towarzyszy podkreślenie ogromu zapotrzebowań nauki i doniosłości sposobu ich wydawania. Ergo – z jednej strony fantasta, kłamczuch, Stefek Burczymucha – a z drugiej poważny mąż stanu, rozważający odpowiedzialnie i głęboko ważkie decyzje finansowe. Strony zostały zdefiniowane, nierówność uwypuklona.
Dalej motyw zderzenia spiżowego Ministra i miałkiego, niegodnego poważnej dysputy adwersarza zostaje rozwinięty. Oto Minister wprowadza w życie Pakiet Wolności Akademickiej, który gwarantuje prawdziwą wolność słowa w badaniach i nauczaniu. Furda tam, że akademicy i ich organizacje zwracali uwagę, że był on kompletnie niepotrzebny i że jego zapisy nigdy – a przynajmniej nic o tym nie wiem, może 'rzadko’? – nie został użyty. Ważne, że ma ładny tytuł i z samego tytułu wskazuje na Ministra jako obrońcę wolności. Słowa mają tu moc stwórczą, autorzy są skrajnymi realistami wierzącymi w pełną odpowiedniość ich słów i stanu rzeczywistości – mówią, więc tak jest. To krok dalej, niż 'mówić, jak jest’. Skoro więc Minister zadekretował wolność badań, to nie można mówić, że jej coś grozi, lub nie daj Boże, że jej nie ma – ona jest, bo tak mówi Ministerstwo.
Tego przymiotu sprawczości nie mają jednak słowa profesora Rycharda, który w tekście Ministerstwa stał się anty-profesorem, a może nawet łże-profesorem. Bo przecież 'żadne przepisy prawa nie gwarantują poszczególnym instytucjom nauki uzyskiwania dodatkowych środków finansowych w oparciu o dowolnie sformułowane wnioski.’ Wniosek dyrektora IFiS był więc 'dowolny’, czyli roszczeniowy, byle jaki, nieuzasadniony. W zasadzie to nie był wniosek, to było jakieś fantasmagoryczne żądanie. I nie chodzi tu o argumenty prawne, o nie. Tych się nie przytacza, choć sugeruje się zrozumiałą dla Ministerstwa rzecz, że jeśli rząd nakazuje podległym jednostkom więcej płacić pracownikom, to kierownicy tych jednostek mają te pieniądze urzeczywistnić. A jeśli ich nie mają – to jest to ich wina. Na pewno nie ministra, który jako reprezentant właściwego pracodawcy, to jest państwa polskiego, przydziela te środki. A – o czym każdy w akademii wie – przydziela ich za mało nawet bez nakazanych podwyżek.
W narracji autora/rów 'Komentarza’ przede wszystkim jednak za odmową dofinansowania IFiS stoją kwestie godnościowe. Kluczowe, bo wypełniają one wiele linijek tekstu: 'Niezrozumiałe jest również oczekiwanie, że te ograniczone fundusze trafią do instytucji, której prominentni przedstawiciele wykorzystują swój autorytet naukowy do formułowania wypowiedzi obrażających Polaków. Nie tylko zdaniem Ministra Czarnka głośna wypowiedź publicystyczna prof. B. Engelking odbiera dobre imię setkom tysięcy osób zaangażowanych w pomoc Żydom’.
Mamy tu dwa co najmniej interesujące stwierdzenia: Ministerstwo Edukacji i Nauki będzie finansować tylko te instytucje, które będą pilnować, by działania ich członków nie obrażały Polaków. Ba, Minister nie wyraża tu swojej opinii, on stoi na stanowisku wspólnie w innymi – w domyśle: licznymi – ludźmi (Polakami?), którzy uważają, że prof. B. Engelking odbiera dobre imię bohaterskim Polakom. Ergo, w zgodzie z pierwszym twierdzeniem, instytucja zatrudniająca prof. B. Engelking nie może być finansowana z cennych środków na naukę. Prościej już nie można. Wartością podstawową jest zatem nie nauka, nie prawda, nie merytoryczna dyskusja – także o pryncypiach. Wartością podstawową jest nieobrażalność Polaków. Co Polaków obraża, polski Minister nie finansuje.
Nie jest jednak jasne – ilu Polaków musi być obrażonych? Bo mnie na przykład osobiście obraża finansowanie wydziałów teologii z środków na naukę. Obraża mnie i wstrząsa mną do głębi – przy absolutnym zrozumieniu potrzeb religijnych moich współrodaków. Ale jednak teologia jako dyscyplina współczesnej nauki mnie obraża. Czy Minister wstrzyma jej finansowanie? Ilu Polaków musi wyrazić oburzenie i być obrażonym? Tak czy siak – Minister pilnuje, żeby Polacy obrażani nie byli i taka jest podstawowa wykładania roli Ministra.
Kolejna część 'Komentarza’ służy absolutnemu stłamszeniu, pognębieniu i usunięciu w aksjologiczną przepaść prof. Rycharda w porównaniu ze spiżowym mężem stanu – Ministrem. Słowa dotyczące stosunku Ministra do uchodźców i 'chorób rzadkich’ profesora zostają uznane za 'nieuzasadnione insynuacje’, a w związku z tym aktywność osoby je wygłaszającej jest 'niegodnym zachowaniem’. Na tym tle zamaszysta kreską rysuje się działalność Ministra: 'olbrzymi wysiłek Ministra Edukacji i Nauki i całego systemu polskiej oświaty na rzecz uczniów uchodźców z Ukrainy, a także olbrzymie osobiste zaangażowanie Przemysława Czarnka na rzecz uczniów, rodziców i nauczycieli współtworzących społeczności szkół specjalnych’. Znów – nagromadzenie wyrazów wyolbrzymiających olbrzymiość aktywności Ministra wynika z wiary autora/rów w moc sprawczą słów.
Nie wiem, czy ukraińscy uczniowie docenili jego ubiegłoroczne działania na rzecz zdawania matury, egzaminów i kończenie roku szkolnego w języku polskim, bez wsparcia zajęć przygotowawczych, oswajających z obcym językiem i kulturowym otoczeniem. Wiem, że wiele ukraińskich dzieci w szkole mojego syna było tylko 2-3 miesiące, po czym po szorstkich słowach nauczycieli o ich umiejętnościach językowych zrezygnowało z uczęszczania. Pewnie sporo dzieci to przetrwało (znam takie) i uczy się dalej. Ale nie dzięki olbrzymowi. Jako rodzic dzieci mających specjalne potrzeby edukacyjne mogę tylko zamrugać oczami – szkoły specjalne? Naprawdę? To jest ten środek na całe zło? Ograniczanie wsparcia dla kształcenia domowego to przypadek? Brak wsparcia psychologicznego, rozkład psychiatrii dziecięcej to sen? Niekorzystne dofinansowanie systemu szkolnictwa to złuda i insynuacja? No, pewnie to też są 'nieuzasadnione insynuacje’. Bo przecież chodzi o wielkie czyny i mikrych oszczerców.
No i na koniec zgodne z linią Ministra od początku jego kadencji – nie ma mowy o odwrocie. Bo przecież jest to konflikt wartości – w sensie, jedna strona jest wartościowa, a drugiej właściwie nie ma, bo jest anty-stroną i cechują ją anty-wartości. Nawet nie 'złe wartości’, tylko wartości wybrakowane, miałkie, paskudne i wraże, których samo wspomnienie obraża.
Dlatego 'Pomimo tych przykrych okoliczności, Minister Edukacji i Nauki pozostaje niezachwiany w swoich wysiłkach na rzecz rzetelnych badań naukowych’.
I tego tylko się boję.