Edukacja powinna wspierać dzieci. Społeczeństwo demokratyczne powinno wspierać grupy najsłabsze, bo to gwarantuje poczucie bezpieczeństwa wszystkim obywatelom i wzmacnia spójność społeczności. Od lat nie mam wątpliwości, że w dzisiejszej Polsce politycy o oby zasadach zapomnieli. Podobnie jak nie pamiętają o równości wobec prawa i konstytucyjnym zobowiązaniu do zapewnienia równego i powszechnego dostępu do edukacji. Tragiczną sytuację nauczycieli zna każdy, kto ma znajomych lub członków rodzin aktywnych w tym zawodzie. Mi z ogromną przykrością przychodzi słuchać studentów, którzy deklarują i wykazują zaangażowanie pedagogiczne, ale z góry wykluczają pracę w szkolnictwie powszechnym ze względów finansowych i organizacyjnych. Kto chce, może też i o tym poczytać. Ale dziś dostałem list, który mnie zmroził.
Wielu z nas z niepokojem obserwowało działania MEiN w sprawie tzw. ustawy Czarnek 2.0. Zwłaszcza jako rodzice dzieci przebywających na edukacji domowej ponowne odrzucenie przez Prezydenta skwitowaliśmy westchnieniem ulgi. Okazuje się jednak, że walka Ministerstwa z tym modelem kształcenia trwa nadal. Dyrekcja szkoły, do której uczęszcza mój syn – nie jest to żadna lewicowa fundacja, ostrzegam niektórych czytelników, poinformowała rodziców, że
Od dnia 1 stycznia 2023 roku, na podstawie Rozporządzenia Ministra Edukacji i Nauki z dnia 22 grudnia 2022 r. w sprawie sposobu podziału części oświatowej subwencji ogólnej dla jednostek samorządu terytorialnego w roku 2023 (Dz.U. z 2022r. poz. 2820), nastąpiło drastycznie obniżenie subwencji, a tym samym dotacji oświatowej przekazywanej na ucznia ED. Do 200 uczniów jest ona na zasadach z poprzedniego roku (0,8), od 201. ucznia jest zmniejszona czterokrotnie, do poziomu 0,2 (czyli do około 110 zł miesięcznie).
Dodajmy, że zgodnie ze zwyczajem Ministerstwa zapis ten kryje się już nawet nie w skomplikowanym algorytmie, gdzie wartość 1,0 mają uczniowie szkół państwowych uczęszczający w trybie dziennym, a uczniowie uczący się poza szkołą – 0,8. Nie, wykluczenie finansowe zawarto w dodatkowym zapisie, s. 38, punkt 40 rozporządzenia. Ot, żeby życie utrudnić, a algorytmu oficjalnie nie zepsuć.
Oznacza to, że dzieci, które zostają w domach, których uczą przez większość czasu rodzice, które w dużej liczbie nie mają innego wyjścia, bo ze względu na specjalne potrzeby są nie do zaakceptowania w standardowym, a często nawet alternatywnym modelu kształcenia, nie mogą liczyć na dofinansowanie dodatkowych zajęć, w tym zalecanych przez Poradnie, także o charakterze rehabilitacji, ponieważ znajdują się w grupach powyżej 200 uczniów? Dlaczego akurat 200 jest wartością graniczną? Czyżby szkoły wyznaniowe nie miały większej liczby uczniów kształconych w ten sposób? Nie wątpię, że jest to zachęta do likwidacji wyspecjalizowanych jednostek edukacyjnych i 'upchnięcia’ dzieci w rejonowych szkołach, które przyjmą dziecko i pieniądze – ale nie będą miały w większości czasu i wiedzy, jak z tymi dziećmi pracować.
Spokojnie, zrobię wszystko, by moje dzieci nie ucierpiały. Ale po raz kolejny polityka mojego kraju uderza w moją rodzinę. W dzieci, które powinny uczyć się współpracy i szacunku dla każdego członka społeczeństwa. Wojna z własnym społeczeństwem jako polityka edukacyjna napawa mnie odrazą.
Wojna z najsłabszymi – to zwykła podłość i tchórzostwo.