Powoli kończy się rok 2021, jeden z najbardziej przewrotnych w dziejach nauki w Polsce. W czasie, gdy już nie tylko dobrostan, ale wręcz przetrwanie ludzkości zależy w głównej mierze od nauki (bo nie podzielam szlachetnej skądinąd wiary w przywrócenie równowagi biologicznej przez oszczędzanie, a społecznej przez wygraną tej lub innej opcji ideologicznej), nasz kraj odważnie stawia tezę alternatywną. Nie wiem – jaką? I nie wiem, czy stawiający ją też to wiedzą. Ale skoro kierujący krajem i spora część naszych współobywateli, w tym pracowników sektora szkolnictwa wyższego upokarza stosunkowo młodą ideę racjonalnego i wspólnego poznawania świata na rzecz udziału w grze o zyski społeczno-polityczne, to przecież muszą mieć jakąś alternatywę. Bo jak inaczej utrzymać spójność między jakże obfitym i codziennym korzystaniem z dorobku światowej nauki i kompletną pogardą dla wysiłku intelektualnego współpracujących badaczy? Jaka by ta idea nie była i jak się nie nazywała, nie składam gratulacji za jej stworzenie i popieranie. Bo jest ona śmiertelnym zagrożeniem dla mojej rodziny, dla moich dzieci i ich dzieci. Wreszcie, bo skazuje ona na marginalizację kraj i kulturę, których jestem częścią i które są częścią mnie.
I nie będę pisał o kolejnych listach i punktach. W zamian chciałbym znów szukać dróg budowania, sięgających w przyszłość i odpornych na czasy destrukcji. Myślę, że wielu z nas widziało, a część pewnie niedługo zobaczy, film 'Don’t look up’, celnie chwytający w sieć groteski relacje między władzą polityczną, biznesem, nauką i światem w jego nieobliczalnym pięknie. Pomijają zasadniczą intrygę – bo ten blog nie jest przecież spoilerem – zwróciłbym uwagę na jeden, istotny element tego świata wyobrażonego. Otóż ludzie nauki są w nim nie tylko skorumpowani przez media i polityków, stęsknieni za byciem częścią ich universum. Naukowcy są bezsilni, ponieważ są skrajnie podzieleni. Dla reżysera było oczywiste, że nauka amerykańska (najlepsza), działa sama, podobnie jak sektory badań w pozostałych krajach (banalnie słabe i niezdolne nawet zjednoczone do stworzenia choćby porównywalnych działań z tymi prowadzonymi w USA). Owszem, pojawiają się w narracji wzmianki o procedurze naukowej krytyki jako wskazanie mechanizmu zabezpieczającego przed błędnymi decyzjami i działaniem. Natomiast o współpracy naukowej – nie znajdziemy bodaj 2 minut w tym ciekawym skądinąd filmie.
Dlaczego jest to dla mnie tak ważne? Bo NAUKA NIE UZNAJE GRANIC. Finansowanie i korzyści finansowe z nauki – jak najbardziej. Ale idee rodzą się i kształtują ponad granicami państw i kultur. Im więcej krytycznych umysłów z różnych stron świata, z różnych warsztatów badawczych, tym więcej inspiracji i nowych idei, a tym mniej błędów. Nauka podzielona jest słaba. Niezależnie, czy w jednym kraju czy w skali świata – jest słaba, bo mówi podzielonym, dalekim od harmonii głosem. To nie punkty i procedury ewaluacyjne są zakałą świata nauki. Wola polityczna, lobbing i potrzeba społeczna potrafią posłużyć się zarówno zmianą prawa jak i nagięciem zasad. Z tym muszą się biedzić zarządzający instytucjami. Ale nauka – której nie powinno się mylić z nauczką dawaną przez różne siły mniej lub bardziej polityczne – musi rozwijać się poprzez uczestnictwo w światowym dyskursie. Tylko wtedy może szybko i bezbłędnie dzielić się ideami i wiedzą mającymi szansę uratować nas przed samozagładą.
Mamy dziś w naszym kraju unikalną szansę – widzimy bardzo klarownie, że nauka nie może opierać swojej siły na woli jednego polityka lub jednego ruchu politycznego. Musi mieć korzenie głębsze w systemie powszechnej edukacji, a jej siła musi być mierzona wpływem na otaczający świat w skali globalnej. O nic mniej nie warto walczyć, bo wszystko, co mniej, jest lub stanie się przedmiotem brutalnej, krótkowzrocznej, egoistycznej manipulacji. A to nie jest świat nauki, która jest ucieleśnieniem siły, nie zaś słabości człowieka. Empatia daje nam szansę działać razem, nauka – wskazuje drogi porozumienia i wspólnego działania. Nie dajmy się więc podzielić. A skoro już nas podzielono i skoro sami się dzielimy, przynajmniej nie atakujmy tych, którzy mimo wszystko chcą iść dalej i wyżej. Dla naszego dobra. Dla dobra naszych dzieci.