Tytułowa refleksja naszła mnie po prześledzeniu artykułów podsumowujących ostatnie wypowiedzi programowe wszystkich ważniejszych sił politycznych szykujących się do jesiennych wyborów. Mieli oni dużo do powiedzenia o świetlanej przyszłości Polski pod ich rządami i katastrofalnej pod rządami wszystkich pozostałych. Kwestie nauki w zasadzie się nie pojawiały. Trudno się temu dziwić, bo i w dyskusjach publicznych mimo naprawdę ciężkiej pracy Ministra nad ożywieniem zainteresowania tym zagadnieniem – nauka i naukowcy pojawiają się rzadko. Jako broń przeciwko wrażym grupom politycznym bywamy przydatni, ale jest to broń krótkiego i niezbyt głębokiego rażenia. Ostatecznie wszystko sprowadza się – z pełną zgoda naszego środowiska i jego liderów – do pieniędzy. Uważam za niezwykle symptomatyczną reakcję środowiska na sprawę profesor Engelking. Gdy zagrożona była wolność badań naukowych i dobre imię uznanej w świecie badaczki, to w świetle deklaracji środowiskowych najważniejsza okazała się groźba ograniczenia finansowania poszczególnych jednostek. Do tej części narracji ministerialnej odniosły się nasze ciała samorządowe i większość deklaracji poszczególnych instytucji, tak też został skanalizowany temat w mediach. To świetny przykład, że wolność myślenia jest zbyt trudnym tematem dla dyskursu publicznego i środowiskowego. A przecież jest to kluczowa wartość europejskiej kultury. Czegóż więc oczekiwać od polityków?
Nie jestem jednak smutnym osiołkiem ze Stumilowego Lasu. Uważam, że powinniśmy wywierać presję na naszych polityków, by poważniej potraktowali nasz sektor. Z racji własnych przekonań uważam, że większe szanse mamy u (niektórych) polityków opozycji, ale być może także Partia potrafi zaskoczyć? Wszystkie partie – no przesadzam, ale po K. niczego się nie spodziewałem i dostałem to, czego oczekiwałem – przygotowały ciekawe plany dla edukacji na poziomie podstawowym i średnim. Nawet plany PiS na kolejny rok w edukacji są rzadko skandaliczne, a nawet miejscami racjonalne (troska o wychowanie fizyczne dzieci, doskonalenie nauczycieli w zakresie wsparcia dzieci migrantów, szkolenia dla nauczycieli w zakresie wykorzystywania Internetu i AI w edukacji). Inna rzecz, że ich wykonanie będzie zapewne właściwe dla tej grupy rządzących, co widać już w trakcie realizowania wczesnego wsparcia dla dzieci z problemami w rodzinie. Pytanie dla nas podstawowe, to nie tyle jak przyciągnąć uwagę polityków, ale jak sprawić, by potraktowali naukę poważnie jako problem o kluczowym znaczeniu dla kraju w praktyce, a nie w deklaracjach?
Żeby jednak wprowadzić ten problem do dyskursu publicznego, trzeba uzyskać jasną perspektywę wśród nas samych – co chcemy zaoferować społeczeństwu uzasadniając nasze oczekiwania finansowe w zakresie badań i edukacji?
Jeden z ministrów nauki – nie zdradzę, który – powiedział nam na jednym ze spotkań:
chcecie, żebym wydobył dla Was od premiera więcej pieniędzy? Ale co ja mam mu powiedzieć? Że nasze najlepsze uczelnie są co najwyższej w 3 setce najlepszych uczelni na świecie, a większość jest tak daleko za nimi, że nie widać ich w kłębach kurzu wzniecanych przez peleton w wyścigu. Dajcie mi coś, co mogę pokazać, czym mogę się pochwalić, co przykuje uwagę premiera!
Lata mijają, sytuacja się nie zmieniła. Politycy chcą efektu wow!, a my chcemy świętego spokoju – i pieniędzy. Pieniędzy nie dostaniemy, a efektu wow nie będzie, bo jesteśmy zwyczajnie zbyt rozproszeni, skłóceni, nierzadko skupieni głównie na swoim, polskim lub wręcz lokalnym podwórku, a przez to jako środowisko zbyt słabi by w krótkim okresie osiągnąć serię sukcesów na miarę światową i poważnie zaimponować prostemu odbiorcy komunikatów kilkuzdaniowych. W języku polityków nauka w Polsce = tradycja, splendor, studenci. Nie łączy się z: rozwój, kreatywność, obywatelskość, racjonalność, światowe sieciowanie i wymiana idei…
I wracamy do początku wpisu – w polskim dyskursie publicznym nauka słabo lub wcale łączy się z wartościami konstytutywnymi dla nauki (poszukiwanie prawdy, wolność, kreatywność, odwaga, otwartość), a jej wartość praktyczna to najprostsze zastosowania techniczne i… chyba więcej nic? Bo nawet studia są traktowane już teraz – a co dopiero w przyszłości – przez sporą część publiczności jako mocno przestarzała forma kształcenia. Naszym zadaniem powinno być wypracowanie innej narracji – i to już dziś. Wskazywanie na każdym kroku, że język, którym mówimy, świat, który przeżywamy, konflikty, które nas dzielą, technologie, które są i będą – są realnymi produktami europejskiej nauki i wypływającej z niej kultury. I powinniśmy mieć odwagę sami zaproponować konkretną wizję naszego sektora i jego wrośnięcia w społeczeństwo, sami musimy zaproponować odpowiedzi na potrzeby naszego skołowanego przez polityków społeczeństwa.
Bez naszej inicjatywy, dyskusji, zmagań idei i praktycznych rozwiązań, po wyborach zostaniemy dokładnie w tym samym miejscu, gdzie jesteśmy teraz.
W d… …epresji.