Nie. Raczej nie, a właściwie – nie za bardzo. Co bardziej zdesperowani brakiem uwagi naukowcy sami zaczynają pisać plany reform swojego sektora. Każda próba jest ciekawa, może ktoś się z nich czegoś nauczy, coś tam przemknie „ekspertom” i „doradcom” tego czy innego polityka? Ale na dziś – dwie najważniejsze partie na naszej scenie i ich pomysły dla sektora nauki i szkolnictwa wyższego. No dobrze, podkoloryzowałem – ich uwagi dotyczące możliwego dostrzeżenia tego sektora.
Świetnie nasze miejsce w społeczeństwie Polski XXI w., erze przemysłów cyfrowych i kreatywnych, gwałtownych zmian kulturowych i przeobrażeń społeczno-ideowych ukazuje program 100 konkretów na 100 dni Koalicji Obywatelskiej. Mieścimy się pod koniec siedmiu propozycji dla sektora edukacji, ale to nie jest tak źle! Dwa na siedem, 28,57% uwagi. Jest moc! To nawet więcej, niż nam się procentowo należało – przypominam, że nauczycieli w szkołach podstawowych i średnich jest około 512.000, zaś nas, nauczycieli akademickich – 100.000 (swoją drogą tak wielka liczba ciągle mnie zadziwia). Wypadałoby więc, żebyśmy dostali 20% zbioru jednostkoobietnic, a dostaliśmy 28,5%. Jest moc.
Nieco gorzej z treścią. Dwa postulaty, z czego jeden –
Wzmocnimy autonomię uczelni i zabezpieczymy apolityczność szkół wyższych poprzez zwiększenie finansowania nauki i poprawę transparentności wydatkowanych środków
wydaje się niespecjalnie logiczny, a raczej miał połączyć w sobie trzy elementy – apolityczność, finansowanie i ochronę przed malwersacjami w rodzaju niektórych grantów NCBiR. Czy jednak coś z tego wynika? Zwiększenie finansowania nie musi przekładać się na większą autonomię i apolityczność uczelni, wręcz przeciwnie – może równie dobrze oznaczać dofinansowywanie pokornych i wdzięcznych biorców prezentów (do czego jeszcze wrócę niżej).
Druga obietnica w kontekście powagi zmian zastanawia:
Uzdrowimy mechanizmy ewaluacji nauki. Zweryfikujemy wykaz czasopism punktowanych przy poszanowaniu ustawowej roli Komisji Ewaluacji Nauki.
Otóż dokładnie weryfikację przy poszanowaniu prowadził obecny Minister. Co do uzdrowienia mechanizmów, to akurat kolejna weryfikacja czasopism niewiele zmieni. Pozostaje mi powtórzyć, że ostatnie lata pokazały brak miejsca w polskim systemie na tego typu podatną na lobbing i wpływy polityczne procedurę. Nie ma ona sensu innego niż polityczny i jedynym rozwiązaniem przywracającym jakąś wiarygodność zarządzającym byłoby jej zlikwidowanie i określenie nowego sposobu oceny zróżnicowanych, specyficznych dla konkretnej kategorii szkół wyższych i instytutów PAN.
No i tyle. Na 100 dni… to tak nie za bardzo pracowicie. Z sensem też bywa różnie. Aha, nie ma nic o podwyżkach, ale kto wie, może wchodzimy w skład ogólnej grupy nauczycieli i nam się też należy co najmniej 30% podwyżki z postulatu pierwszego w tej grupie?
Spójrzmy teraz na obszerny, 302-stronicowy program partii PiS. Dużo słów spisanych trudnym językiem wskazuje, że pracowali nad nim akademicy. Czy przekłada się to na troskę o nasz sektor? W spisie treści go nie znajdziemy. Próżno szukać nauki i szkolnictwa wyższego. W tekście znajdziemy natomiast sporo sukcesów Partii w działaniach na rzecz powiązania gospodarki i szkolnictwa podstawowego z nauką. Normalnie łza mi się zakręciła czytając te wspaniałe osiągnięcia. Natomiast co do konkretnych obietnic, to – brace yourself, winter is coming!
Będziemy nadal wzmacniać wyższe szkoły zawodowe w byłych miastach wojewódzkich – po wprowadzeniu akademii nauk stosowanych w miejsce państwowych wyższych szkół zawodowych i akademii w historycznych centrach, takich jak Płock, Zamość czy Piotrków, czas na jeszcze bardziej zaawansowane inwestycje w infrastrukturę i kadrę w tych uczelniach.
Wszystko jasne, będzie jeszcze więcej zrzutów czeków z ministerialnych helikopterów „w byłych miastach wojewódzkich”. Chciałem tylko gwoli ścisłości odnotować, że Poznań, Łódź, Wrocław, a nawet Warszawa to także byłe miasta wojewódzkie. Jak również obecne, ale byłe jak najbardziej. Więc czy też o nie chodziło autorom? O historycznych centrach nie mówię, bo wiadomo, Wrocław/Breslau jest podejrzane. Ale Warszawa? Kraków?
W każdym razie – Polska potrzebuje branżowych szkół zawodowych oraz wyższych szkół zawodowych. Tak wynika z programu Partii. Uniwersytetów i politechnik nie potrzebuje, niech się martwią o siebie same. Z wyjątkiem – dużo mówi się o wsparciu sieci politechnik kształcących we współpracy z ORLEN absolwentów kierunków energetyka jądrowa. Trzymam kciuki przynajmniej za to, choć skoro jest w to zaangażowany ORLEN, to widzę raczej strumień pieniędzy, niż wiedzy.
Specjalny podakapit poświęcony „Szkolnictwu wyższemu”, pół strony na stronie 191, składa się z dwóch obietnic, od których mi cierpnie skóra:
Uruchomimy specjalny program grantów w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych dla realizacji podstawowych interesów państwa polskiego.
W szczegółach – w ramach NPRH zostaną przeznaczone duże środki na wieloośrodkowe badania nad II wojną światową (zwłaszcza nad ratowaniem Żydów) i komunizmem w Polsce. Jest teza, będą pieniądze, nie wątpię, że znajdą się wykonawcy.
A prawdziwie przerażający jest punkt kolejny – reforma NCN
oprócz dotychczasowych kryteriów przyznawania grantów z NCN, z korektą w postaci wykreślenia punktów za dotychczasową aktywność w pozyskiwaniu grantów, wprowadzimy koszyki wojewódzkie z dodatkową pulą środków w celu umożliwienia pozyskiwania grantów badawczych naukowcom także z mniejszych ośrodków naukowych.
Wykreślenie punktów za dotychczasową aktywność ma, rozumiem, umożliwić przyznawanie wielomilionowych grantów osobom, które nigdy nie kierowały żadnym projektem? Każdy musi od czegoś zacząć, to nie ulega dyskusji i nie ma potrzeby fetyszyzować doświadczenia w prowadzeniu projektów. Ale jednak – odrzucenie w ogóle doświadczenia w wyborze osób kierujących dużymi przedsięwzięciami to powrót do zasady „nie matura lecz chęć szczera” zrobi z ciebie kierownika zespołu badawczego i dysponenta środkami publicznymi. Przy dobrej ocenie merytorycznej (khe, khe) można jednak to przeboleć. W rozmowie komisja – gdyby była kompetentna – potrafi ocenić doświadczenie i wiedzę potencjalnego kierownika projektu.
Ale „koszyki wojewódzkie” to koszmar. W tej sytuacji pozostanie aplikować o granty poprzez Akademię Zamojską albo Uniwersytet Pcimski, bo rozumiem, że w tych koszykach środki będą dla szczęśliwców z wybranych uczelni? I mogę tylko z przekąsem powiedzieć – to jest prawdziwa pozytywna dyskryminacja! To jest postmodernizm, liberalizm i neomarksizm pełną gębą w bereciku z antenką, hej! Więcej władzy w ręce ludu pracującego miasteczek i wsi! Precz z burżuazją i feudałami z metropolii! Niech żyje… kto tam pieniądze dziś daje?
Wszystko to pięknie się składa ku nowej ideologii reformy nauki w Polsce – prowincjonalizacja 5.0! Jako miłośnik prowincji uważam, że tak trzymać, towarzysze. Te elektrownie jądrowe to też bez sensu, że na politechnikach, przecież są szkoły branżowe w byłych ośrodkach gminnych, tam trzeba stworzyć ośrodki Cybernetycznego Utworzenia Doniosłości, tam należy nagrody rozdawać za Dokonania Regulujące Egzogenne Cierpienia Kolaborantów!
No i na koniec obietnica Prawa i Sprawiedliwości, która Państwa Czytelników zaskoczy:
Proces awansu naukowego stanie się transparentny i będzie prowadzony zgodnie z zasadą równości.
Czytając to według zasad nowomowy – wprowadzimy takie zasady, że nikt, kogo nie lubimy, nie awansuje, a całość będzie ściśle tajna / zakopana w ogrodzie na Żoliborzu. No i co do tej równości to wiadomo, wszystkie zwierzęta są równe. Ale niektóre równiejsze.
A wszystko to doprowadzi nas do – jak zawsze, świetlanej – przyszłości po 2031 r. (czemu nie po 2051?):
Polska w obszarze nauki i szkolnictwa wyższego stanie się tak atrakcyjna, że absolwenci zagranicznych najlepszych uczelni będą przyjeżdżali do nas na staże i stypendia. Polskie uczelnie znajdą się w czołówce światowych ośrodków badawczych i dydaktycznych.
Szczególnie zadowoleni będą młodzi:
Funkcjonować będzie stała współpraca między biznesem, w szczególności polskimi liderami gospodarczymi, a instytucjami nauki, dzięki czemu nowo zdobyta wiedza będzie od razu znajdywała wykorzystanie biznesowe, a naukowcy będą mieli wsparcie finansowe. Młodzi naukowcy nie będą musieli łączyć pracy naukowej z dodatkowymi etatami, żeby żyć godnie. Odejdziemy od filozofii życia „od grantu do grantu” przez stabilne wsparcie instytucjonalne dla innowacyjnych instytutów badawczych. Zdejmiemy z naukowców obowiązki administracyjne i odbiurokratyzujemy procedury, aby mogli się oni skupić na pracy naukowej. Dzięki temu wszystkiemu młodzi zdolni ludzie będą identyfikowani, wspierani i kształceni w kraju na światowym poziomie.
Nie ma to jak być odpowiednio zidentyfikowanym przez państwo. Grantów nie będzie, uczelnie będą tylko w byłych miastach, a rozwijać się będą ludzie zidentyfikowani. Piękna wizja, szkoda, że śp. Janusz Zajdel jej nie doczekał, miałby temat na książkę jak znalazł.
Dla KO nauka to dodatek do edukacji powszechnej, czy będzie chciała coś zrobić dla sektora i zmienić przyszłość Polski? Nie wiadomo. Dla PiS liczy się swojskość, buraki cukrowe i ziemniaki z parnika, stąd też narodowo-neomarksistowska wizja nauki i jej przyszłości w odnowionym od nowa kraju.
Nadal nie wiem, czego chce KO. Ale wiem, czego pragnie Partia i na Boga! na Zeusa! na wszystkie wróżki-zębuszki tego świata – jeśli jej się uda, to w tak urządzonym nam zaścianku Europy będziemy tkwić kolejne dekady, a może i stulecia.
Znaczy się – ja nie będę. I oby moje dzieci też nie.