Nie miałem, a dziś tym bardziej nie mam dylematu, czy Uniwersytet powinien być raczej ośrodkiem dydaktycznym, badania przekazując PAN czy instytutom badawczym, czy jednak przede wszystkim badawczy, dydaktykę przesuwając do PWSZetów i młodszych uniwersytetów. Zmiany, jakie w naszym funkcjonowaniu wywołała pandemia, wyraźnie określają naszą przyszłość. To dzisiejsza sytuacja dobitnie wskazuje, że rolą Uniwersytetu musi być funkcjonowanie jako powszechnie dostępnego ośrodka innowacji i racjonalnej, wyprzedzającej potrzeby teraźniejszości, refleksji nad stanem świata i otaczającej społeczności.
To do nas zwracają się dziś władze samorządowe i administracja państwowa w poszukiwaniu zasobów materialnych i ludzkich, w poszukiwaniu wiedzy i wsparcia w trakcie kryzysu. I – niestety – wskutek niedoinwestowania nie zawsze jesteśmy w stanie nasz potencjał w pełni wykorzystać dla dobra otaczającej społeczności. To dla nas ważna lekcja – nie możemy oszczędzać na budowaniu badawczych podstaw naszego funkcjonowania.
Podobnie, jak nie możemy zaniedbywać wprowadzania nowych technologii do dydaktyki na masową skalę. Nie tak dawno obawialiśmy się, że to powszechnie dostępne kursy online (MOOC) osłabią, czy wręcz zabiją dydaktykę uniwersytecką. Dziś w trybie przyśpieszonym przenosimy do świata wirtualnego większość naszych aktywności dydaktycznych. I zastanawiamy się, jak zapewnić dostęp studentów do laboratoriów i ćwiczeń praktycznych. Myślę, że także to – w ograniczonym zakresie na początek – stanie się powoli standardem. Jeden z internetowych memów dziś wskazuje, że skutkiem kwarantanny będzie dobitne wskazanie, ile urzędów jest niepotrzebnych. Bo brak ich funkcjonowania przejdzie niezauważony.
Przenosząc naszą dydaktykę – czasami w sposób mocno improwizowany – do Internetu my także sami sobie stawiamy pytanie: jaką rolę odgrywać będą nasze bezpośrednie spotkania ze studentami? Jak wielu i jak często powinniśmy spotykać fizycznie, w jak dużym zakresie wystarczy komunikacja zdalna? I tak, jak w momencie popularyzacji MOOC, pojawia się pytanie: skoro większość studentów na większość zajęć uczęszcza zdalnie, to co ma ich zachęcić do wybrania naszej Uczelni, a nie UW, UJ, czy dla ambitnych – uczelni zagranicznych? Wreszcie, skoro wszyscy przenosimy naszą dydaktykę w przestrzeń wirtualną, to co nas powstrzymuje przed tworzeniem ogólnopolskich kursów prowadzonych przez najwyższej jakości dydaktyków z różnych uczelni?
To nie oznacza, że wieszczę koniec tradycyjnej dydaktyki, osłabienie relacji student – wykładowca. Uważam jednak, że zmienią się wymogi stawiane dydaktyce Uczelni. Jeśli można uczęszczać na kursy najlepszych dydaktyków online, to czym chcemy zachęcić studenta do zapisania się na nasz Uniwersytet? Co ma budować naszą przewagę konkurencyjną? I tu nie mam znów wątpliwości – to specyfika oryginalnych badań, ich jakość, umiejscowienie w międzynarodowej przestrzeni badawczej, oraz dostępność dla studentów możliwości doświadczania udziału w badaniach są tym, co zapewni nam wyjątkowość i będzie w ciągu najbliższej dekady przyciągać studentów. Tak, trzeba to sobie powiedzieć – szereg szkół wyższych, także prywatnych, jest lepiej niż my przygotowanych do e-learningu. Nie zdobędziemy nad nimi w tym zakresie przewagi z pomocą technologii. Możemy ich dogonić, ale nie prześcignąć. To, co możemy – to zaproponować studentom wyjątkową, unikalną możliwość poznania tego, co jest ostatnim słowem nauki. Dziś i jutro.
I musimy to też robić z poczucia naszej misji. Powtarzalne, wtórne badania nie uzasadniają dziś istnienia żadnej instytucji uważającej się za naukową. Nie mogą, bo pandemia wykazała bardzo dobitnie słabość nakładów i wykorzystania potencjału nauki na całym świecie. Środki w trakcie nieuniknionego kryzysu będą koncentrowane i trafią do najlepszych. Od tych najlepszych będzie wymagać się realnego wsparcia dla otoczenia. Musimy je zapewnić – i możemy to zrobić w każdej płaszczyźnie: nauk stosowanych, eksperymentalnych, teoretycznych, społecznych i humanistycznych. Razem musimy w sposób zdeterminowany budować społeczeństwo oparte nie na manipulacji i emocji, lecz na wiedzy i racjonalności. Nie dla zysku korporacji, lecz dla przetrwania naszej cywilizacji, dla wyrównania szans i budowania szczęśliwszej ludzkości. Możemy to zrobić – musimy, jeśli nasza Wspólnota ma się rozwijać.
I jestem przekonany – mamy potencjał, jesteśmy kreatywni i damy radę!