We Wrocławiu, wraz z reelekcją obecnego rektora UWr, właściwie dobiegł dziś końca festiwal wyborczy w uczelniach wyższych. Pozostały jeszcze wybory na Politechnice Wrocławskiej, ale – umówmy się – to będzie formalność. Bardzo rzadko piszę tu o swoim mieście, bo to zawsze drażliwy temat, ale pozwolę sobie na chwilę refleksji nad minionymi czterema latami i porównaniem sytuacji z 2020 r. i dziś. Bo zmiany są uderzające i skłaniają do głębszej refleksji, wykraczającej poza środowisko akademickie.
Wybory w 2020 r. wyłoniły wyjątkowy skład wśród rektorów wrocławskich uczelni wyższych. Czwórką największych, Uniwersytetem Wrocławskim, Politechniką Wrocławską, Uniwersytetem Medycznym i Uniwersytetem Przyrodniczym mieli zarządzać rektorzy deklarujący gotowość wprowadzania większych lub mniejszych zmian, które miały wzmacniać naukowy, ale też wdrożeniowy charakter uczelni. Wszyscy podkreślali konieczność usprawnienia administracji z jednej strony, ale też silniejszego wkroczenia do światowej akademii. Co więcej, już przed wyborami rektorzy poprzednich kadencji trzech uczelni – z wyłączeniem zmarginalizowanego UWr – rozmawiali o zacieśnianiu współpracy i dążeniu do stworzenia związku wdrożeniowych uczelni wrocławskich. Wszystko to działo się jeszcze w emocjach wyboru uczelni badawczych w ramach programu IDUB. Ministerstwo zdawało się sprzyjać ambicjom środowiska wrocławskiego, rektorzy mieli nadzieję na mniej/bardziej zgodną współpracę. Przydała się ona zwłaszcza w związku z panującą wówczas pandemią (ktoś ją dziś pamięta?).
W ciągu dwóch lat sytuacja radykalnie się zmieniła. Odejście ministra Gowina jeszcze przed rozpoczęciem nowej kadencji rektorskiej (kwiecień 2020), przejściowe rządy ministra Murdzka (kwiecień-październik 2020) i długie panowanie ministra Czarnka głęboko zmieniły warunki funkcjonowania uczelni. Ministerstwo i władze samorządowe skupiły się na wspieraniu jednej uczelni, której rektor wykazał się największymi zdolnościami w zgadywaniu potrzeb zwierzchników i lokalnych przedstawicieli władz. Narastające dążenia do zdominowania środowiska spotkały się z oporem części rektorów, z którymi nie nawiązano dialogu. Lokalna konferencja rektorów straciła znaczenie rozdzierana między dążeniem do jej zdominowania przez interes jednej uczelni i niechęcią do podporządkowania się innych (co zakończyło się zmianą przewodniczącego KRUWiO i wyborem bardziej odpowiadającego dominującej uczelni). Konferencja pozostała klubem kolegów, których działania były jednak niezmiernie rzadko koordynowane. Mimo wszystko aktywna działalność UMed i jego rektora pozwoliła nam na wiele wspólnych akcji wspierających dobrostan studentów i pracowników uczelni wrocławskich.
Konserwatywna i wroga nauce aktywność Ministerstwa wspierającego najbardziej konserwatywne i oportunistyczne grupy w akademii zakończyła proces szerszych zmian. Ugrzęzła w pustce wizja związku PWr i UP, niekompetentne przeprowadzenie – przygotowanych przez odwołaną przez ministra Czarnka ekipę – przez nowego rektora UWr działań federacyjnych UWr. i UMed właściwie pogrzebały szansę na powstanie szerszych związków uczelni we Wrocławiu. Jako jedyne duże miasto akademickie pozbawione wyraźnego lidera – jak ma to miejsce w Warszawie i Krakowie – Wrocław nie był w stanie powołać do życia struktury dającej szansę na połączenie potencjałów dydaktycznych i badawczych lokalnych uczelni. Niepowodzenie reform widać i w tym, że jako jedyny duży ośrodek akademicki nadal nie ma żadnego grantu European Research Council.
Przedterminowe wybory na UWr (2022), i obecne wybory rektorów oraz zmiana rektora Akademii Wojsk Lądowych radykalnie zmieniły sytuację w środowisku akademickim. Jedynie na UMed można zauważyć dążenie do wzmocnienia pozycji naukowej i gotowość do reform administracji. Jak każda uczelnia, tak i ta ma jednak dużo do zrobienia, jeśli będzie dążyć do standardów racjonalnego zarządzania. Tu jednak jest chęć wybranego rektora. Wybory w pozostałych uczelniach odsunęły dawnych zwolenników zmian i utwierdziły pozycję giętkich 'pragmatyków’. Żadnych złudzeń, panowie. Liczą się wąskie horyzonty, interes uniwersyteckich familii powiązanych więzami rodzinnymi i obyczajowymi. Bardzo, bardzo chciałbym się mylić, ale zaczyna się kolejny okres snu zimowego wrocławskiej akademii. Dużo będzie pompatycznych słów, sporo wielkich gestów, ale działań… Cóż, chciałbym się mylić, ale nie przewiduję ich zbyt wiele.
Czy to specyfika Wrocławia? Mam wątpliwości. Nowy minister raczej zachęca do spokoju, harmonijnego wspierania układów lokalnych zwolenników stabilności i ciepłych bamboszy przy cygarze i whiskey. Rektorzy wprowadzający zmiany projakościowe krok za krokiem tracą swoje stanowiska, a kandydaci deklarujący troskę o jakość przegrywają z 'demokratyzacją i decentralizacją’, co często oznacza po prostu oddanie lenn we władzę książętom – dziekanom i ich stronnictwom. Przypadek łamania ustawy w procedurach wyborczych w Radomiu i UKEN w Krakowie, przy pełnej zgodzie KRASP na takie działania, budzie głęboki smutek. To nie znaczy, że wszędzie jest ponuro. Zawsze były i będą wyspy normalności. Ale fala przeciętniactwa powróciła i ma się dobrze.
Może i tylko na to zasługujemy? A może potrzebujemy zebrać siły? W każdym razie, akademicki mój Wrocław 2024-2028 czeka próba charakteru i dużo szarego koloru.
A mi pozostaje pogratulować tym wszystkim, którzy wbrew naciskom głosują za jakością i zgłaszają się jako kandydaci z ambitnymi wizjami dostosowania naszych ociężałych struktur do schyłku XX w. XXI w. już dawno nam uciekł, ale może kiedyś dopadniemy go na wirażu…