W jednym z wywiadów, które w ostatnim czasie przyszło mi udzielać, padło bardzo ważne pytanie: co będzie największym wyzwaniem dla Polaków po pandemii? To jasne, że ani ja, ani nikt inny nie jest w stanie na nie precyzyjnie odpowiedzieć. Zmiany, które kiedyś zachodziły w skali globalnej z dostojeństwem i prędkością pozwalającą je uchwycić, skomentować i świadomie na nie wpływać, teraz zachodzą tak szybko i w sposób tak złożony (w znaczeniu równoważności ogromnej liczby czynników te zmiany kształtujących), że stawiają pod znakiem zapytania możliwość ich świadomego kształtowania przez tradycyjne struktury polityczne. Pandemia raz za razem pokazuje, że o ile nauka jest w stanie zaproponować narzędzia pozwalające opanować kryzys, o tyle polityka nie nadąża za wyzwaniami. I nie mam na myśli poszczególnych aktorów tego procesu, ale samo podejście do kierowania wspólnotami ludzkimi. Technologie komunikacyjne w połączeniu z modelami biznesowymi wręcz promują destrukcyjny model polityki, model oderwany od rzeczywistości i skupiony na doraźnym zysku. Zysku, który z kolei zależny jest od ilości przyjemności instant dostarczanej otoczeniu. W tym momencie pandemia daje nam cenną lekcję – za oderwanie od rzeczywistości, za szydzenia z niej i pielęgnowanie egoizmów i krótkowzroczności płacimy wszyscy. Także ci, którzy w krótkim horyzoncie na tym zyskują. Bo jednak rzeczywistość, jakkolwiek ograniczone i subiektywne są nasze zmysły i możliwości poznawcze, okazuje się być jedna dla nas wszystkich. I tyle zrzędzenia.
Bo na przytoczone pytanie sam sobie odpowiadając pomyślałem, że najtrudniej będzie odbudować zaufanie i… optymizm. Obie cechy mają w moim oglądzie kluczowe znaczenie dla naszej przyszłości. Bez zaufania nie będziemy w stanie współpracować. Wzajemne podkopywanie wiarygodności prowadzi przecież do ostatecznej konstatacji – wszyscy kłamią, wszyscy życzą sobie źle, współpraca może działać wyłącznie w oparciu o szantaż, zagrożenie bezpieczeństwa współpracującego. Ten model społeczny wdrażano i wdraża się w życie w społeczeństwach totalitarnych. I choć państwa oparte o przemoc odnoszą krótkookresowe sukcesy w chwilach prostych kryzysów, nie są ani kreatywne, ani gotowe do zapewnienia bezpieczeństwa tym, od których zależy nasza przyszłość. Lęk skłania do przystosowania, nie do kreatywności. Stąd optymizm, ale nie naiwność, lecz otwartość i poczucie satysfakcji z bycia z innymi ludźmi jest dla mnie niezbędnym warunkiem kreatywności, twórczości prowadzącej do współpracy na rzecz innych. Optymizm zakłada przecież, że dobro, wsparcie, życzliwość wracają. Jeśli nie zawsze, to często. I w ten sposób gotowość do współpracy zamienia się w sieć współpracy, na której korzystają wszyscy. Bo samemu nigdy nie znajdziemy rozwiązań problemów skomplikowanych. Lub znajdziemy je zbyt późno.
Do akcentowania wagi, jaką dla rozwoju nauki w Polsce mają właśnie zaufanie i optymizm skłaniają mnie też wspomnienia Ludwika Hirszfelda spisane w 1943 r. W czasie najczarniejszym dla tego wybitnego uczonego i dla ludzkości. Opisując swoją pracę w Heidelbergu, jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, wskazywał „…pomysł wypływa z bujności ducha, chcącego tańczyć w przestworzach, …w idei naukowej żyje radość życia i podziw dla piękna, protest przeciwko śmierci i chęć trwania, pytanie rzucone naturze, chęć doznania i ciekawość głębi. Nie ma ani wielkości państwowej, ani nienawiści rasowej, ani wodza, ani rozkazu’. Pewnie, dziś już tak nie piszemy, bo wstydzimy się czułości i patetyczności. Ale idea pozostaje niezmienna. Owszem, można przekazywać wiedzę prostą w formie prostej. Ale poznawać świat można tylko z radości, z prawdziwej ciekawości i siły, jaka drzemie w kreatywności. Każdy, kto doznał tego dreszczu najbardziej pozytywnej emocji, która przenika umysł, gdy widzimy jak krystalizuje się, strukturalizuje odpowiedź wyłaniająca się z chaosu danych, gdy doświadczamy tego rzadkiego momentu poznania – wie, jak beznadziejnym jest próba stworzenia rzeczy nowych, przełomowych w oparciu o kontrolę i lęk.
Akademia dziś nijak się ma do złotych czasów nauki. Ale jestem przekonany, że ma szansę wrócić do swoich korzeni, jeśli oprzemy się pokusie budowania wiedzy na podejrzliwości i podziałach. Dotyczy to całego naszego społeczeństwa. Warto o tym pamiętać myśląc o roli kultury, humanistyki, o praktyce nauk społecznych. Bez optymizmu nie ma poznania. Bez żartów – tym bardziej 🙂