Powrót do Polski, gdy zerwie się wcześniej na krótki nawet czas nić informacyjną, może skutkować obrażeniami. Ale też wracając po tygodniu nieobecności i wręcz klaustrofobicznego zanurzenia w obserwacji badań polarnych, nie przewidziałem tej skali wzmożenia w odrywaniu się od realiów życia tu i teraz naszych elit i ciągnięciu przez nie za sobą naszego społeczeństwa. Mam ten przywilej, że po powrocie czekał na mnie stos dzienników i tygodników. Więc wcześniejsza konfrontacja ze światem Internetu została uzupełniona o słowo drukowane. Nie poszło dobrze. Z jednej strony uporczywa wiara w kontrolę społeczeństwa i w zbawczość najwłaśniejszej racji jako racji najmojszej. Z drugiej strony zalew negatywnych emocji, które w emocjach się wyczerpują. Z trzeciej – wytnijmy sobie kawał lasu, żeby zbudować fabrykę ekologicznych (sic!) elektrycznych aut (których nie ma, ale do których prąd chcemy wytwarzać z węgla, bo OZE są lewackie, a atomu się boimy). I na koniec – pan minister zwalnia w telewizji pracownika pewnej uczelni w pewnym dużym mieście.
Z uporem będę powtarzał – Polska jest małym kamykiem w ogromnej mozaice Ziemi. Wszystko, co jest wokół nas, oddziałuje i zmienia nas bezpowrotnie. Bez rozpoznania sieci relacji, która nas otacza, sieci obejmującej przeszłość i przyszłość, miotamy się, krzyczymy i w tym chaosie stajemy się zagrożeniem już nie tylko dla siebie, ale też dla całego świata. Bo ten mały kamyk miotający się bez sensu i celu w mozaice może ją tylko zniszczyć. Na pewno nie nada jej żadnego konstruktywnego kształtu.
Nie chciałem i nie chcę komentować zachowania polityków. One same ukazują swoją wartość i cel. Ale boli mnie, że dzieje się to w chwili, gdy nasz wpływ na Ziemię nieodwracalnie i niekorzystnie zmienia warunki życia dla miliardów ludzi, gdy bezmyślnie niszczymy całe biotopy i zubażamy bezpowrotnie te, które łaskawie pozostawiono przy życiu, gdy bez cienia refleksji obracamy w proch cały, wspaniały świat. Boli mnie, że Polska, mając możliwość włączenia się aktywnie w poszukiwanie racjonalnych dróg wyjścia z tej tragicznej sytuacji – nie przywiązuje do tego żadnej wagi. ŻADNEJ! Boli, gdy rozgrzane do czerwoności emocje zalewają wszystko, każdy, nawet najdrobniejszy przejaw racjonalności – kompletnie bez związku z sytuacją naszą, a bardziej jeszcze – naszych dzieci.
Nie ma innej drogi niż nauka, jeśli chcemy odnaleźć nową równowagę między dobrostanem ludzkości a przynajmniej ocaleniem tego, co jeszcze do ocalenia zostało. Oszczędzanie, redukcje negatywnego wpływu Europy na klimat, akcje ekologów i nasze zaangażowanie codzienne mogą pomóc – ale nie przywrócą już nam świata, który pamiętamy. To naprawdę ostatni dzwonek, bo powiązane ze sobą zmiany klimatyczne, migracyjne, religijne, gospodarcze i polityczne za chwilę odbiorą nam resztki zdrowego rozsądku i zamiast myśleć o wspólnocie, poświęcimy się kultywowaniu naszych partykularyzmów, naszych małych ogródków przed domkami na wyspie zalewanej tsunami.
A my tu o muzyku, o starszych panach w piaskownicy, o wyżelowanych celebrytach nienawiści. Może czas ich zostawić i pamiętając o swoich obowiązkach obywatelskich – jednak jeszcze mocniej zaangażować się w światowy obieg naukowy i umiędzynarodowienie dydaktyki? Bo skoro nasz kraj nas dziś nie potrzebuje, bo nasi politycy nas nie chcą nie rozumiejąc otaczającego świata, troszczmy się o Polskę tam, gdzie nas potrzebują i chcą. Budujmy nowy, racjonalny świat u podstaw, w relacjach ze studentami, ale pokazując im właśnie świat, cały, bez klapek, które konia prowadzą wąską dróżką nie dając mu oglądu piękna i grozy, która go otacza.
Polskę lepiej smakować powoli. I szukać siły w ludziach otwartych i gotowych do racjonalnego spojrzenia na świat. Oni są wokół nas, nawet jeśli cała infosfera, która nas przytłacza, mówi co innego.
Bo przecież 'nie wierzę politykom, nie! Nie wierzę politykom!’. Aha, to nie był ten muzyk. O nie.