Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ogłosiło projekty trzech ważnych ustaw – o likwidacji Akademii Kopernikańskiej, o reformie PAN i o Narodowym Centrum Badań i Rozwoju. Każda z nich jest istotna, ale też związana z ogromną liczbą kontekstów, których skromny profesor z prowincji może nie dostrzegać, może też nie rozumieć. Stąd poniższe uwagi są tylko wyrazami pewnego zdziwienia, w żaden sposób nie godząc w powagę urzędów i godność urzędniczą.
1. Likwidacja Akademii Kopernikańskiej.
Chciałoby się powiedzieć – wreszcie! Akademia Kopernikańska to jeden z najbardziej śmiałych i bezczelnych zamachów na zdrowy rozsądek i pieniądz publiczny zrealizowanych przez ministra Przemysława Czarnka. Nie można jednak zapomnieć, że powstanie Akademii dokonało się w ścisłej współpracy z Prezydentem RP Andrzejem Dudą. Ma to swoje istotne znaczenie dla oceny przedkładanego projektu likwidacji tego kuriozalnego tworu. No bo przecież, jeśli mamy do czynienia z bytem, którego umocowanie w naszym systemie prawnym jest zabezpieczone ustawowo, ze wsparciem Prezydenta, to należy spodziewać się, że podjęcie się jego likwidacji będzie finezyjne i przemyślane. Tymczasem wiele można powiedzieć o projekcie ustawy likwidującej Akademię Kopernikańską, ale z pewnością nie to, że jest finezyjna.
Nie dyskutuję z uzasadnieniem, którego autor trafnie podkreślał dublowanie kompetencji już istniejących instytucji, marnotrawstwo grosza publicznego, ba, niewywiązywanie się z tych działań, na które zostały Akademii przekazane środki i nieruchomości. Jak jednak Minister chce ten niewątpliwy przejaw choroby toczącej nasze życie polityczno-akademickie uleczyć? Otóż chce postawić Akademię w stan likwidacji. I już w tym momencie powinna nam się zapalić lampka ostrzegawcza. Przecież Akademia nie jest spółką, którą z powodów ściśle uregulowanych prawnie można w stan likwidacji postawić. Autor projektu ustawy w uzasadnieniu pisze, że
Zaproponowane w projektowanej ustawie rozwiązania dotyczące likwidacji Akademii są wzorowane w znacznym stopniu na przepisach art. 36 ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce dotyczących likwidacji uczelni publicznych. W odniesieniu do Szkoły większość tych przepisów będzie stosowana wprost w związku z odesłaniem przewidzianym projektowaną ustawą.
Jakie jest jednak uzasadnienie prawne, że można zastosować zapisy artykułu 36 Ustawy dotyczące likwidacji państwowej szkoły zawodowej – dodajmy: likwidacji rozporządzeniem ministerialnym, a nie ustawą – do Akademii Kopernikańskiej? Owszem, o ile do istnienia szkoły tejże Akademii można byłoby się pokusić o taką analogię (choć uważam to za mocno naciągane), to do samej Akademii? Ustawa PoSzWiN nie przewiduje w ogóle możliwości likwidacji państwowej uczelni akademickiej. Co najwyżej może dojść do jej wchłonięcia przez inną uczelnię (art. 35). Co ciekawe, inicjatywa likwidacji Akademii wychodzi od Ministra Nauki, on ma powołać likwidatora i nadzorować jego działania. Jest to kopia zapisów z art. 36 PoSzWiN. Ale podmiotem przewidzianym w Ustawie o powołaniu Akademii Kopernikańskiej do nadzoru nad Akademią jest Premier RP, podobnie jak w przypadku PAN. To Premier zgodnie z ustawa powołującą Akademię Kopernikańską może stwierdzić niezgodność jej działalności z porządkiem prawnym (art. 4, pkt 1). Minister może co najwyżej złożyć wniosek o uchwalenie uchwały Zgromadzenia Akademii, jeśli dostrzega jej wadliwość.
I tu – nie wchodząc w detale krótkiej i właściwie wtórnej pracy autora projektu Ustawy obficie czerpiącego z PoSzWiN – dochodzimy do sedna problemu: proponowana metoda likwidacji ustawy jest więcej niż wątpliwa prawnie. Nie ma za sobą analogii, jest sprzeczna z obowiązującym prawem (przypomnę, że nikt nie uchylił obowiązywania ustawy powołującej Akademię Kopernikańską). Przedstawiony projekt pomija szereg istotnych problemów. Spójrzmy tylko na jeden: kwestię praw nabytych członków Akademii. Autor projektu stwierdził po prostu, że wraz z likwidacją Akademii przestają oni być członkami Akademii (art. 8, lit. 1). Tyle, że najwyraźniej nie czytał ustawy Akademię powołującej, gdzie art. 8 precyzyjnie definiuje możliwości utraty lub zrzeczenia się członkostwa w Akademii. Nie ma tam nawet cienia podstawy do interpretacji zaproponowanej w projekcie ustawy likwidacyjnej. A przecież są to zapisy powszechnie obowiązującego prawa. Zapisy dotyczące osób mianowanych przez Prezydenta RP, mających wyróżniać się szczególnymi cechami charakteru i dorobku naukowego (niezależnie od tego, że moim zdaniem nie wszyscy obecni członkowie wyróżniają się nimi, o czym pisałem w momencie ich powołania).
W obecnej formie działanie podjęte przez MNiSW sprawia wrażenie pozoranctwa i absurdalnego wręcz braku nadzoru nad aktywnością działu prawnego MNiSW. Trudno mi uwierzyć, że Minister i jego otoczenie uważają, że Prezydent podpisze tę ustawę. O tym, że przebrnie ona proces konsultacji, analiz prawnych w Sejmie i głosowanie w parlamencie – o to się nie martwię, bo to kwestia polityki. Jednak fakt, że taki projekt aktu prawnego w ogóle się ogłasza, uważam za gorszący. Przecież właśnie w ciągu 8 lat PiS mówiliśmy tyle o dramatycznej słabości jakości stanowionego prawa, o woluntaryzmie i podporządkowaniu działań prawnych polityce Partii!
Chciałbym być dobrze zrozumiany – Akademia Kopernikańska powinna być zlikwidowana. Bez wątpliwości. Można zacząć od likwidacji jej szkoły, bo tu da się znaleźć jakieś podstawy prawne (włączenie jej oddziałów do lokalnych uczelni akademickich chociażby). Ale samą Akademię w moim oglądzie można zlikwidować tylko unieważniając ustawę, która powołała ją do życia. Każde inne działanie jest pozorowaniem i niebezpieczną zabawą z prawem. Gdyby bowiem dopuścić, że Minister może ot tak zlikwidować każdy podmiot powołany ustawą, to przecież może też zlikwidować w ten sam sposób Uniwersytet Jagielloński. Albo Wrocławski. Bo czemuż by nie?
2. Zmiany w funkcjonowaniu PAN
O zagadkowym charakterze uzasadnienia tych zmian pisałem w jednym z poprzednich wpisów. Dziś możemy zapoznać się z całym projektem. Niewątpliwie wprowadza on nową jakość w funkcjonowanie tej instytucji. Dotąd była to wyraźnie rozdzielona, dwudzielna struktura, w której dominowała korporacja, czyli członkowie PAN. Instytuty miały sporą samodzielność i szerokie możliwości szukania dofinansowania badań, z której w różnym stopniu korzystały. Całość znajdowała się pod ogólnym nadzorem Premiera na zasadach honorowego bardziej niż faktycznego zwierzchnictwa nad materialno-prawnymi aspektami działalności panteonu polskiej nauki – czyli nad korporacją członków PAN.
Różnie się to rozwiązanie sprawdzało, w dużej mierze w zależności od temperamentu prezesa PAN i zasobności budżetów instytutów. Od dwóch dekad kryzys finansowy dotykał pracowników wybranych instytutów PAN powodując spory o finanse, w tym wspomnianą w uzasadnieniu do zmian ustawy sprzeczkę dotyczącą podziału 190 mln dodatkowych środków dla PAN przyznanych przez Ministra. Czy jednak jest to powód do radykalnych zmian organizacyjnych instytucji, bez jasnego określenia ich skutków i zwiększenia finansowania, w odniesieniu do diagnozy dokonanej w kontekście celu działania PAN? Diagnozy nie ma, bo trudno za taką uznać odwołanie do przyczynkarskich wyników kontroli NIK, a już kuriozalne jest stwierdzenie, że
powszechnie jest podzielana opinia o potrzebie zmian, zarówno w środowisku naukowym, jak i ze strony władz publicznych.
Uważam, że powszechnie podzielana jest opinia o niskiej jakości aktorów polskiej sceny politycznej, ale czy to uzasadniałoby zastąpienie naszego ustroju z demokracji drogą zmiany konstytucji na przykład w monarchię konstytucyjną?
Tymczasem taki mniej więcej charakter zmian przewiduje propozycja ustawy. W ręku Ministra miałaby się znaleźć pełna kontrola nad materialnym aspektem funkcjonowania całej struktury PAN. Nie tylko przejąłby on z rąk Premiera posiadane przez tego ostatniego kompetencje (art. 1, ust. 1 i 2). Minister miałby także powoływać kanclerza PAN, którego mógłby sam odwołać (art. 1, ust. 12, ust. 14). Zaś to kanclerz PAN miałby w pełni samodzielnie zarządzać i odpowiadać za materialne podstawy funkcjonowania PAN (art. 1, ust. 13). Prezes PAN miałby zostać pozbawiony kontroli nad Kancelarią PAN, koordynowałby jedynie pracami naukowymi PAN (art. 1, ust. 11, 15). Jednym słowem Minister proponuje nam rozdzielenie administracyjnej strony funkcjonowania instytucji nauki od strony merytorycznej. I nie musi to być złe rozwiązanie. Sprawdza się w prywatnych uczelniach, jeśli jasno określi się cel ich funkcjonowania i ustanowi klarowne mechanizmy uzgadniania finansowania merytorycznej działalności instytucji. Tu projekt ustawy jednak zawodzi. Gorzej, bo o merytorycznych kwestiach ma się wypowiadać zgromadzenie ogólne PAN złożone z członków korporacji, dyrektorów instytutów PAN, członków Akademii Młodych Uczonych PAN… (art. 1, ust. 7). Ciało różnorodne, bardzo liczne. Trudno więc przyjąć, że będzie elastycznie i szybko reagować na potrzeby jednostek.
Raczej można założyć, że osobą najważniejszą w PAN zostanie kanclerz, którego najważniejszym zadaniem będzie uniknięcie odwołania przez Ministra. To mało szczęśliwa konstrukcja dla jednostki naukowej, która powinna chyba raczej skupiać się na prowadzeniu badań i transferze ich efektów do społeczeństwa? Wbrew zapowiedziom z uzasadnienia zmian ustawy, projektowane przepisy nie gwarantują wsparcia akurat tych procesów. Jeśli cokolwiek się zmieni w wyniku tak projektowanych zmian – a będą one bez wątpienie budzić kontrowersje w łonie samego PAN – to będzie tym zwiększenie kompetencji Ministra i jego podwładnych. Osobny departament ds PAN, nadzór nad akademikami, może nawet jakiś wiceminister ds wdrażania zmian i optymalizacji działalności PAN? Same korzyści. Projekt czyni jasną do tego podstawę – pracownicy Kancelarii Premiera i Kancelarii PAN wykonujący działania podlegające według nowej ustawy kompetencjom Ministra staną się pracownikami Ministerstwa (art. 23, ust. 1).
I znów – nie mam nic przeciwko racjonalnym zmianom działalności PAN. To ciało mocno niejednorodne, z kompletnie nieprzejrzystym celem istnienia korporacji, z instytutami bardzo zróżnicowanej jakości, zatrudniającymi równie zróżnicowany personel. Ale zanim zaczniemy zmiany, może dobrze byłoby nakreślić stan jest tej instytucji? Jakiś audyt może, a przynajmniej głębszy namysł poza pragnieniem rozszerzenia zakresu władzy i wzięcia kolejnej instytucji pod skrzydła ministerialne?
3. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, Sieć Badawcza Łukasiewicz, NAWA
No tak, dwie pierwsze instytucje nie należą do tych, które cieszyłyby się ostatnio dobrą prasą. A mimo to projektujący zmiany powstrzymali się przed rewolucyjnymi zmianami w funkcjonowaniu tych instytucji. Absolutnie popieram większość działań, które zostały zaprojektowane dla NCBiR oraz Sieci – mają one charakter porządkujący, usuwający wynik nakładania się na siebie aktów prawnych, czasami prostując problemy zaobserwowane w wyniku praktycznego działania jednostek. Z duża satysfakcją dostrzegam próbę zlikwidowania patologii, jaką wprowadził minister Czarnek usuwając wszelkie wymogi kompetencji naukowych – merytorycznych! – dla dyrektorów instytutów badawczych. Mam wątpliwości natomiast co do kierunku zmian w NCBiR – tu znów widać dążenie do centralizacji i zwiększenia nadzoru Ministra nad jednostką. Patologią poprzedniego systemu było, że partie polityczne korzystały z środków NCBiR dla swoich celów. Czy nadzór ze strony partyjnego reprezentanta naszego życia publicznego to zmieni? Mam spore wątpliwości, bo pamiętając o tym, że przydarza się w naszej polityce raczej najgorsze, niż najlepsze, to ten lub kolejny minister może ów nadzór wykorzystać do forsowania korzystnych dla siebie zmian. Podobnie zwiększenie liczby wiceprezesów NCBiR budzi mój niepokój. Naprawdę, liczba wiceprezesów nie decyduje o skuteczności zarządzania. Co najwyżej zwiększa silosowy aspekt zarządzania skomplikowaną strukturą jednostki.
Niezależnie od tych uwag, tę cześć legislacyjnego pakietu MNiSW uważam za względnie najlepiej przygotowaną.
W całym tym pakiecie uderza jakaś rozpaczliwa chęć wykazania się MNiSW aktywnością. Uwypukla to zwłaszcza pierwszy z analizowanych projektów. W drugim i trzecim przypadku widać dążenie Ministra do rozszerzania swoich kompetencji. To dość naturalne w przypadku lewicowego myślenia o zbawczej roli kontrolującego państwa wobec czynników anarchizujących spokojne życie mieszczanina, robotnika i chłopa, a takim nauka być powinna. Ja jednak mam spoooore wątpliwości, czy taki paradygmat sprawdza się w nauce. Na pewno da szanse kolejnym działaczom, członkom rodzin i znajomym aparatu obecnej władzy. Ale czy posunie do przodu to, co najważniejsze – unowocześnienie gospodarki w oparciu o badania naukowe, racjonalizację dyskursu publicznego, w tym życia politycznego, rozwój polskiej kultury w łączności i z wkładem w życie kulturalne i cywilizacyjne całego świata, a zwłaszcza Unii Europejskiej?
Jakoś wątpię.