Dzień Kobiet w polskiej kulturze jest świętem równie ambiwalentnym, jak Dzień Nauki Polskiej. Bywa bardzo często, że przesadna celebracja w tym dniu zmienia się w obojętność na potrzeby i specyfikę funkcjonowania przez kolejne dni roku. Uniwersytet jest wspólnotą funkcjonującą w oparciu o prymat umiejętności i pasji nad wszystkimi innymi cechami, bez względu na płeć biologiczną i deklarowaną płeć kulturową, kolor skóry, preferencje seksualne czy polityczne. Warto jednak postawić pytanie, czy pod tą deklaracją nie kryje się czasami akceptacja kultury opartej o tradycyjnie rozumiane role społeczne? A zwłaszcza, czy nasza społeczność nie żyje w cieniu dominacji hierarchicznego, ocierającego się o monomanię i budowanego w oparciu o formalne wyznaczniki konceptu świata nauki? Czy umiemy wykorzystać siłę i energię tych, którzy poza Uczelnią chcą jeszcze mieć rodzinę, życie społeczne i zainteresowania? Mam spore wątpliwości.
Nie posiadamy mechanizmów wspierających matki i ojców, a jednocześnie oczekujemy od nich, że będą angażować się na równi w życie naukowe i życie rodzinne. Nie zastanawiamy się nad kosztem jednoczesnego zakładania rodziny i kontynuowania na najwyższym poziomie studiów doktoranckich. Tracimy studentki i studentów, młodych naukowców, którzy by utrzymać rodziny i być z nimi muszą odejść z Akademii. Wystarczyłoby wsparcie dla poszukiwania przez nich miejsc w żłobkach i przedszkolach, umożliwienie studiowania i pracy naukowej dla kobiet w ciąży lub rodziców z małymi dziećmi (uelastycznienie czasu pracy, zniżki w czasie pracy dla młodych rodziców, pokoje do karmienia dzieci, zgoda na obecność dzieci w miejscach, które nie stanowią dla nich zagrożenia i nie zakłócają pracy).
A przecież problemów jest więcej. Dobrym krokiem było powołanie przez Rektora rzecznika ds. równego traktowania i przeciwdziałania dyskryminacji. Od stanowiska ważniejsze są jednak realne działania – uświadomienie pracownikom i studentom, w tym studentom zagranicznym, że idea równości płci przejawia się nie tylko w prawie cywilnym czy karnym, ale też w języku i kulturze osobistej – i równości płac. Niezbędne jest wyczulenie na przypadki agresji słownej, ale bywa, że i fizycznej o podłożu płciowym, często uważanej przez ofiary za naturalny element życia w Akademii. Tak jednak nie jest. Każdy i każda z nas ma prawo czuć się bezpiecznie i komfortowo w społeczności oddanej poszukiwaniu i krzewieniu prawdy. Nie może być przyzwolenia i usprawiedliwienia dla definiowania ról w naszej wspólnocie przez pryzmat 'wrodzonych’ cech mężczyzn i kobiet.
Tak, kobiety i mężczyźni różnią się od siebie. Tak, często inaczej postrzegają otaczający świat. Ale jesteśmy wspólnotą jak żadna inna predestynowaną do szukania drogi wspólnej, umożliwiającej bez wyjątku wsparcie i rozwój tym, którzy chcą żyć zgodnie z naszymi wartościami.
Wszystkim kobietom studentkom, doktorantkom i naukowczyniom życzę pracy w godnych, stymulujących i zapewniających rozwój warunkach.
Uniwersytet musi być nasz, wspólny!