Nauka jako autarkia?

Hiszpania wdraża w tym roku budżet, w którym wydatki na naukę wzrastają o 80%, a na uczelnie wyższe – o 70%. A to dopiero początek, bo nie ujęto w nim środków z europejskiego programu odbudowy. Budżet francuskiej Narodowej Agencji Badań (odpowiednik naszego NCN) wzrośnie do 2023… trzykrotnie. Holandia na dodatkowe – poza dotychczasowym – wsparcie szkolnictwa wyższego przeznacza 20 miliardów euro w ciągu pięciu lat. Czyli rocznie dodatkowo około 18-20 miliardów złotych na badania i szkolnictwo wyższe. Plus środki unijne. W planach większości krajów europejskich na zagospodarowanie środków z unijnego planu odbudowy nauka i szkolnictwo wyższe odgrywają bardzo ważną rolę i odpowiednie środki popłyną na ich dofinansowanie.

Jest coś głęboko przewrotnego w myśleniu o polskich uczelniach wyższych jako jednostkach autonomicznych w pełni i do końca, samowystarczalnych. Brzmi dobrze? No nie do końca. Zaryzykowałbym tezę, że takie myślenie jest wygodnym unikiem . Niekoniecznie świadomym, częściej wynikającym ze skupienia na swoim własnym, wąsko rozumianym otoczeniu. W tej postawie zawiera się rozumienie autonomii uczelni jako ich zdolności do poradzenia sobie z ich zadaniami w obrębie dotychczasowych środków i mechanizmów funkcjonowania. Rytualne już wezwania do współpracy z przemysłem, kształcenia specjalistów potrzebnych gospodarce niewiele oznaczają, bo nie idą za nimi żadne konkretne działania. Można wręcz odnieść wrażenie, że dla polityków polska nauka i edukacja nie mają znaczenia poza poziomem szkół średnich. Nie widzą korzyści w realnym inwestowaniu w kapitał wiedzy i w wysokokwalifikowanych pracowników. Rozwój postrzegają przez krótkookresowe korzyści gospodarcze. Do których pojawienia się – jak uważają – nauka w naszym kraju nie jest niezbędna. Pisałem już o tym w ubiegłym tygodniu. Wracam do tego, bo czytając o politykach względem nauki w krajach Unii nie mogę wyjść z zadziwienia – jaką Rzeczpospolita planują nam dziś nasi politycy? Czy naprawdę sądzą, że brak inwestowania w innowacje, wiedzę i edukację na poziomie uniwersyteckim w momencie, gdy zrobią to sąsiedzi, zapewni nam miejsce wśród czołowych gospodarek europejskich? Da nam i naszym potomkom szansę na zbudowanie nowoczesnego, w miarę zamożnego społeczeństwa?

Nauka to jest układ światowy – to relacje budujące bardzo konkurencyjny układ wzajemnej komunikacji, współzależności, prestiżu – i realnych osiągnięć. Francuzi narzekając na dewastowanie nauki narodowej jako potencjału kluczowego dla ich przyszłości zamierzają w nią inwestować. Holendrzy mówią o wiedzy jako jedynym narodowym zasobie naturalnym. Naszymi bezpośrednimi sąsiadami są Niemcy. Tylko w 2018 r., a więc przed dzisiejszymi zmianami faworyzującymi inwestycje w naukę, kraj wydawał na same badania (bez kosztów edukacji w szkolnictwie wyższym) 3,13 PKB, w sumie blisko 105 miliardów euro. Polska po zwiększeniu budżetu na naukę i szkolnictwo wyższe w 2020 r., łącznie z środkami z UE planowała wydać 31 mld zł (27 mld z środków krajowych). Patrząc na budżet naszego Uniwersytetu z tej kwoty na samą naukę mogło przypaść około 30-35%. Bądźmy optymistami – 50%, czyli 15,5 mld zł na badania w 2020 r. Pod względem liczby ludności Polska jest około 2,3 krotnie mniejszym krajem niż Niemcy. Żeby więc przestać tracić dystans, nie gonić przecież, do naszego sąsiada i jego potencjału naukowego powinniśmy wydawać przynajmniej proporcjonalnie zbliżoną kwotę. Aha, akurat na koszty badań niższego koszty utrzymania (realnie w dużych miastach niewiele niższe) mają wpływ marginalny. Zatem, wracając, w 2020 r. powinniśmy wydać na badania co najmniej… 45 miliardów – euro. Wydaliśmy – 4 miliardy euro. System, układ, sieć o charakterze światowym, jaką jest nauka powoduje, że nawet w takiej sytuacji finansowej nasza sytuacja była bliska beznadziei. Jaka będzie, gdy nasi partnerzy z UE mocno wesprą naukę, a my będziemy budować swój nowy ład bez nauki? O przepraszam – podobno mamy przeznaczyć 1-2 miliardy euro dla Sieci Łukasiewicz. Gratulacje.

Chciałbym być dobrze zrozumiany – pieniądze to nie wszystko. Ale jeśli ich nie mamy, to na co chcemy przeznaczyć te, które posiadamy? Naprawdę rozwój Akademii Praktycznych ma nam zapewnić stabilną pozycję wśród światowych gospodarek opartych na wiedzy? Kogo będziemy w nich kształcić – wykwalifikowanych robotników pracujących w fabrykach montujących technologie wyprodukowane i wdrożone poza Polską? Nauka ma – lub może mieć – swoje istotne miejsce w układzie, jakim jest gospodarka i życie społeczne. Przez dekady poza  licznymi słowami nie wyciągnięto z tego szerszych wniosków. Punktowe wsparcie z NCBiR służyło jakże często głównie biznesowi, który nijak jednak nie chciał się zmienić w innowacyjny i nowoczesny na skalę krajową. O relacjach nauki i życia społecznego mówiono raczej w kategoriach miłych dodatków z okazji rocznic i wizyt dostojników państwowych i samorządowych na uczelniach. Ale i nam nie udało się zinternalizować społecznej odpowiedzialności uczelni czy nauczania kompetencji społecznych. Nie jestem jednak malkontentem – wiele dobrego zostało zrobione w trakcie poprzednich kadencji ministerialnych w zakresie uświadamiania wybranych aspektów włączania uczelni w realia życia naszego kraju. Niestety, najczęściej niekonsekwentnie, chaotycznie i często hasłowo bardziej, niż systemowo. Tymczasem przed nami punkt zwrotny w funkcjonowaniu nauki i szkolnictwa wyższego w naszym kraju. Warto sięgać myślą dalej niż koniec tego roku i zastanowić się, skąd ma płynąć impuls do zmian po epidemii? Zmian, które mają uelastycznić gospodarkę, wprowadzić ją jako niezbędny składnik innowacyjnej i swoją wiedzą silnej i unikalnej gospodarki europejskiej. Jeśli tego myślenia zabraknie, oddali się perspektywa przekształcenia Polski w część Europy chronioną współpracą i współzależnościami z najważniejszymi centrami kontynentu. To także moment na zrozumienie wagi kształcenia w kulturze dla otwartości i elastyczności całego społeczeństwa. Bez tego utopimy się w sztucznie generowanych przez polityków i ideologów konfliktach nawet, jeżeli będziemy zamożniejsi niż dziś. Bez najwyższej jakości kształcenia humanistycznego jako składnika każdej ścieżki edukacyjnej nie doczekamy się społeczeństwa obywatelskiego.

I na koniec – także uniwersytet to system, układ i sieć. Jego siłą jest synergia płynąca ze współpracy i wzajemnego wsparcia dla osiągnięcia celów strategicznych. Tu, w mikroskali, widać wszystkie zasadnicze wady, a jednocześnie krótkookresowe korzyści z separowania się, tworzenia odrębnych mikroukładów zwalczających się dla własnej korzyści. Nie wierzę w takie społeczeństwo i w taką wspólnotę, której siły wyczerpują się w sporach i złych emocjach. STEM nie istnieje bez humanities, a nauki humanistyczne nie zapewnią same impulsu do rozwoju innowacyjnej gospodarki. Jeśli mamy być – jak bywało dawniej – wzorem, źródłem inspiracji dla naszego otoczenia, to warto spojrzeć na nas samych także z tej perspektywy.

Czas się obudzić. Bez inwestowania w naukę i edukację nasz kraj zacznie w najbliższych latach odpływać na dalekie peryferia europejskiej cywilizacji i kultury. Żadna ideologia nie może tego usprawiedliwić.

Wracajmy jednak do naszych realiów. Zatem – sprawozdanie:

  • w poniedziałek podpisaliśmy umowę o współpracy z prezesem wrocławskiego MPK, Krzysztofem Balawejderem. Nie jest to  – i mam nadzieję nie będzie – ogólnikowe porozumienie, ale zestaw konkretnych projektów, które wpłynęły od pracowników i studentów Uniwersytetu. Bo jesteśmy częścią naszej lokalnej, wrocławskiej wspólnoty i o nią chcemy dbać;
  • we wtorek ogłosiliśmy podpisanie umowy z Centrum Helmholtza w Dreźnie. To z jednej strony potwierdzenie naszego wkładu w Center for Advanced Systems Understanding w Goerlitz, ale też znaczące rozszerzenie zakresu współpracy naukowej. Bardzo się z tego cieszę i liczę na dalsze rozszerzanie naszej współpracy z Saksonią;
  • w środę posiedzenie Senatu Uniwersytetu Wrocławskiego. Między innymi uchwaliliśmy poprawki do regulaminu studiów, ale też wybraliśmy naszego przedstawiciela do Rady Kuratorów Zakładu Narodowego im. Ossolińskich – prof. Krzysztofa Ruchniewicza. Pierwsza z tych uchwał cieszy szczególnie, bo zapadła po długotrwałej, wytężonej współpracy Senackiej Komisji Nauczania i samorządu studenckiego, zgodnie pracujących dla usprawnienia warunków studiowania na uczelni;
  • w czwartek z władzami i pracownikami Wydziału Nauk o Ziemi i Ochronie Środowiska dyskutowaliśmy o formalizowaniu naszego zaangażowania w badania polarne. Mamy w tym zakresie w ostatnich latach duże osiągnięcia, a że obejmują one współpracę specjalistów z różnych dyscyplin, tym większa jest szansa, że przyniosą unikalne, rozpoznawalne w świecie rezultaty;
  • spotkanie z Radą Archiwalną, w trakcie którego dużo miejsca poświęciliśmy dyskusji nad perspektywami polepszenia infrastruktury naszego Archiwum Uniwersyteckiego. Najważniejszym wyzwaniem pozostaje jednak budowa systemu przechowywania dokumentacji cyfrowej i to ona musi być w centrum uwagi wszystkich zainteresowanych;
  • w piątek spotkanie z rektorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, prof. Mirosławem Kalinowskim. Bo trzeba rozmawiać, mimo świadomości głębokich różnic, a nawet – właśnie ze względu na nie. I nawet, jeśli one nie znikną.

Z natury jestem optymistą. Więc zakończę tak – nic nie zostało jeszcze tak zupełnie stracone. Wiele zależy od nas i jakości współpracy, na jaką się zdecydujemy w kraju, ale zwłaszcza z ośrodkami poza naszymi granicami. Nie mam wątpliwości, że dobre badania przetrwają i polscy naukowcy będą się nimi cieszyć. Ale chciałbym bardzo, by mogli to robić w Polsce i wspierać nimi swoje lokalne społeczności.

Przyszłość, nie przeszłość Rzeczpospolitej

Koleżanka podesłała mi wczoraj link do wywiadu z prof. Włodzimierzem Bernackim, wiceministrem edukacji i nauki, pełnomocnikiem rządu ds. reformy nauki, politologiem zatrudnionym na Uniwersytecie Jagiellońskim. Niestety, przeczytałem go przed spaniem, za co dostałem – słusznie – burę od żony, bo nie mogłem potem zasnąć. Od razu powiem – z przygnębienia nie mogłem, nie z ekscytacji jakiejkolwiek. Nie zamierzam recenzować wypowiedzi pana Wiceministra Pełnomocnika. Nie potrafię przede wszystkim dlatego, że żyjemy w dwóch różnych porządkach wartości. Pan Wiceminister w swoim nie uznaje dialogu i współpracy, natomiast docenia stwórczą moc woli jednostki. Tej jednostki, która akurat jest przy władzy. No i dobrze, w końcu jest politykiem. Co jednak mnie uderzyło i o czym wspomnieć i pamiętać warto, to sens zmian, jakie zapowiada pan Wiceminister. Ich ideą przewodnią – poza tym, że Wola Ministra jest samouzasadniającym czynnikiem sprawczym – jest… No właśnie.

Wiele można powiedzieć o reformach p.p. ministrów Kudryckiej i Gowina, ale lepiej lub gorzej wskazywali oni wyraźnie, że ich celem ma być podniesienie znaczenia jakości badań naukowych, a w konsekwencji – dydaktyki akademickiej. Mimo wielu zastrzeżeń jakie mam do szczegółów, a zwłaszcza mierników (rankingi!) tych działań, uważam, że był to rzeczywiście krok zgodny z przemianami zachodzącymi wokół nas. W świecie antropocenu nie ma miejsca na repetycję wiedzy z XIX i pierwszej połowy XX w. Sprzężenie katastrofalnego zachwiania równowagi świata przyrody z samonapędzającymi się przemianami porządku społecznego na bazie rewolucji technologicznych (szybkość i bezpośredniość informacji, wartość wysoko zaawansowanych innowacji technologicznych, synteza technologii i biologii włącznie z ingerencją w ciało człowieka…) powoduje, że społeczeństwom rezygnującym z udziału w rozwoju wiedzy i odpowiednim zmienianiu polityk – gospodarczych, społecznych, kulturalnych, międzynarodowych – pozostaje rola biernych statystów kierowanych przez tych, którzy wiedzą i rozumieją więcej i szerzej. Owszem, można tupać, krzyczeć i grymasić. Ale to niczego nie zmieni. Czasami ktoś pogłaszcze po głowie, czasami nakrzyczy, od czasu do czasu może wystawić na mróz, ale podstawowy problem zostanie – marginalizacja pogłębiająca się w coraz większym tempie. Wspomniane reformy miały być krokiem, który pomoże Polsce wyrwać się z tej spirali, pchnąć ją w kierunku bardziej przystających do rzeczywistości strategii rozwojowych. Oczywiście, już poprzedni obóz polityczny wykazywał się krótkowzrocznością i dyletanctwem. Ale dawał przestrzeń do prób.

Zmiany, które dokonują się na naszych oczach w systemie nauki i szkolnictwa wyższego, też mają związek z rzeczywistością – tylko z inną jej warstwą. Z programu NPK wynika – o czym już pisałem – dążenie do tworzenia alternatywnej elity, którą ma nobilitować związek z celami Ministerstwa i szyld 'nauki’, ale w oderwaniu od realnych osiągnięć naukowych. Celem ma być też popularyzacja nauki polskiej za granicą. Ale środki, jakie są w tym celu wskazywane, sugerują raczej dążenie do centralizacji i biurokratyzacji działań dających ujście kolejnemu strumieniowi środków państwowych. Natomiast z cytowanego wyżej wywiadu wynika, że Ministerstwo kieruje się lokalnym, ba! mikrolokalnym spojrzeniem na rolę systemu szkolnictwa tak wyższego, jak powszechnego. Sposób, w jaki widzi pan Minister kształcenie nauczycieli budzi we mnie nie tylko  skrajne zdumienie, ale przygnębienie, jakiego dawno już nie odczuwałem. Zacytujmy uzasadnienie powołania 'akademii praktycznych’:

To jest powrót do rozwiązania, by wyższe szkoły zawodowe mogły prowadzić kształcenie nauczycieli bez zawierania porozumienia z uczelniami akademickimi. W sytuacji braku na rynku kandydatów na nauczycieli to ważna sprawa. Trzecia kwestia związana jest z możliwością wsparcia środowisk lokalnych, zwłaszcza w dawnych miastach wojewódzkich, które miały ambicje tworzenia środowisk intelektualnych. Nawiązanie wprost do pojęcia akademia w pewnym sensie będzie wzmacniało rolę tych szkół.

Przypomnijmy – obecnie, by kształcić nauczycieli, trzeba prowadzić odpowiedni kierunek studiów mając potwierdzony odpowiedni poziom badań naukowych w danej dyscyplinie lub zawierając porozumienie o opiece ze strony uczelni dysponującej takimi uprawnieniami. Myślą przewodnią było, by nauczyciele otrzymywali najwyższej jakości wykształcenie i mogli wprowadzać dzieci i młodzież w świat współczesny, w sposób najbliższy współczesnemu stanowi wiedzy. Ten system nawet nie zaczął odpowiednio działać, a już jest rozmontowywany. W świetle cytatu nauczycieli może kształcić jakakolwiek szkoła, bez względu na jakość wiedzy i dokonań nauczających, bo 'brak kandydatów na nauczycieli na rynku’. Należy kształcić dużo, nawet jeśli słabo. Dla przyszłości Rzeczpospolitej to przepis na katastrofę głęboką i permanentne niedostosowanie obywateli do świata współczesnego. Dalej, powstanie akademii – a więc nadanie tytułu – ma wspierać środowiska lokalne. Ale jak? Nazwą? Zaiste platońskie podejście do rzeczywistości, ale realnie oznacza to tyle, że zgadzamy się na dewaluację pojęcia i na mylne wskazywanie miejsca grup lokalnych w ekosystemie wiedzy i edukacji. Naprawdę sądzimy, że jeśli nazwiemy Pałacem Szeherezady hotel w Pcimiu, to owa instytucja stanie się powszechnie uznawanym cudem kultury współczesnej Europy? Naprawdę? Że to polepszy funkcjonowanie wspólnoty lokalnej? Czy Pcim nie zasługuje na porządny hotel. Taki, który będzie mógł się wyspecjalizować w obsłudze klientów, którzy potrzebują noclegu w trakcie biznesowej podróży, a nie udawania, że bawią na dworze sułtana?

Nie chcę narzekać, to nic nie zmienia. Ale nie chcę też biernie patrzeć, jak szkolnictwo i nauka stają się tylko elementem krótkowzrocznych działań wąskiego kręgu elit politycznych. Trzeba to wyraźnie i stale powtarzać – takie działania są szkodliwe dla Rzeczpospolitej, zabójcze dla przyszłości naszej wspólnoty obywatelskiej, naszego narodu. To nie jest kwestia interesu grup społecznych czy zawodowych – ale przyszłości Polski. To nie są słowa zbyt wielkie, bo jeśli w wielkim ciele obywatelskim intelekt zastąpimy jego ćwiartką, 1/8 lub 1/16, to może to nieźle wyglądać w telewizji. Ale odbiera przyszłość nam, naszym dzieciom i wnukom. Zostawcie, proszę, przyszłość tego kraju tym, którzy dla niej pracują. Jeśli potrzebujecie pieniędzy – weźcie je sobie. Twórzcie RzOPA w dowolnej ilości. Ale nie odbierajcie nam przyszłości.

To nie jest apel. Z cytowanego wywiadu i praktyki władzy wynika jasno, że na nic to by się zdało. My sami musimy szukać drogi do zapewniania przyszłości Rzeczpospolitej, obok działań wczorajszych elit politycznych. Nauka i edukacja muszą patrzeć w przyszłość, nasze środowisko musi mieć jasno sprecyzowany cel – dobro ludzkości, dążenie do prawdy, wsparcie najwyższej jakości edukacji. Cała reszta to proch i pył. Nic więcej.

I tradycyjnie sprawozdanie z minionego tygodnia:

  • w poniedziałek spotkanie Komisji Nauki KRASP – dyskutowaliśmy między innymi jak można zapewnić równe warunki instytutom PAN i jednostkom uniwersyteckim, jeśli ich wyniki w trakcie ewaluacji będą oceniane według tych samych kryteriów dla poszczególnych poziomów (A, B+, B, C). Propozycję sformułowano, jaki będzie tego rezultat – zobaczymy;
  • w ten sam dzień Dział ds Komunikacji przedstawił uwarunkowania naszej pozycji w czołowych rankingach uniwersytetów światowych. Trzeba mieć świadomość, że w obecnej sytuacji nie jesteśmy w stanie konkurować w górnym procentem uczelni światowych. Ale powinniśmy budować naszą pozycję w regionie Europy Środkowej. To jest cel realistyczny, a i tak bardzo ambitny;
  • wtorek – długie szkolenie z dyscypliny finansów publicznych. W skrócie – rektor odpowiada za wszystko własnym majątkiem. No cóż…
  • w środę kolejne konsultacje dotyczące sposobu realizowania zakupów na Uniwersytecie w świetle nowej ustawy Prawo o Zamówieniach Publicznych. Tak, mamy wiele opóźnień w tym zakresie i staramy się jak najszybciej je nadrabiać. Kuleje mocno komunikacja, informacje zatrzymują się na poziomie wydziałów i trzeba zrobić jak najwięcej, by docierały do wszystkich pracowników w zrozumiałej formie. Ale – idziemy do przodu;
  • w czwartek kolejna wizytacja Polskiej Komisji Akredytacyjnej, tym razem kierunek geografia;
  • rozmowa z dziekanem WPAE prof. Karolem Kiczką o uwarunkowaniach finansowych wydziału. Krok za krokiem zmierzamy do urealnienia kosztów prowadzenia studiów w skali budżetu Uniwersytetu;
  • w piątek spotkanie z Radą Uniwersytetu. Rozmawialiśmy o pracach nad poprawkami do statutu. Ponieważ Ministerstwo zwleka z ogłoszeniem poprawek do ustawy PoSzWiN powoli rozpoczynamy nasze działania. Ale tu nie będzie szybkich rezultatów, bo musimy wnikliwie przeanalizować zgłoszone propozycje i zapewnić stabilność działania Uniwersytetu. Ciągle zbieramy doświadczenia funkcjonowania obecnego Statutu. Mam jednak nadzieję, że Senat otrzyma kompletną propozycję poprawek we wrześniu tego roku i w rok 2022 wkroczymy już ze znowelizowanym Statutem.

Przyśpieszają konkursy w ramach IDUB. Trzymam kciuki za ogłoszenie kolejnych w tym tygodniu. Idziemy do przodu, bo nie mamy czasu na rozglądanie się na boki…

Przewrót kopernikański

Świat i lektury  kształcą. Spór o to, jaką rolę społeczną mają pełnić uniwersytety, nie jest polską specyfiką. Rząd australijski pragnie kształcenia studentów na kierunkach przygotowujących ich do podjęcia konkretnych zawodów. Stoi to w sprzeczności z tradycją liberalnego kształcenia na tamtejszych uczelniach. W Indiach i Pakistanie dominujący model uniwersytetu liberalnego jest kontestowany oddolnie ze względu na duża liczbę bezrobotnych absolwentów. Zwraca się uwagę na nieprzewidywalność rynku pracy, ale jednocześnie na potrzeby krajów rozwijających się, których przemysł domaga się kadr technicznych. Wreszcie w Chinach kolejny program wspierania elitarnych, 'światowych’ uczelni wprowadził tamtejsze uniwersytety na szczyty rankingów. Ale jest też oskarżany o koncentrowane w nich najlepszych badaczy i – siłą rzeczy – degradację uczelni o niższym statusie. Nie mam cienia wątpliwości, że właśnie teraz powinniśmy wnikliwie i spokojnie spojrzeć na nasz, polski system kształcenia i badań na uniwersytetach.

W ciągu minionego roku rozwój edukacji zdalnej przyśpieszył to, co MOOC zapowiadały, ale co wydawało się nam tylko substytutem – uwypuklenie względnej wartości studiowania in situ. Względnej, bowiem jak nigdy wcześniej młodzi ludzie zobaczyli, że wiedzę mogą pozyskać będąc setki i tysiące kilometrów od uczelni. Tak przecież realizowano dziś nawet wymianę międzynarodową studentów. Przy dalszym rozwoju komunikacji oznacza to dla kierunków opartych na dyskusji i analizie zastanych dyskursów poważny problem. Co chcemy zaoferować najlepszym kandydatom na studia w naszym Uniwersytecie, we Wrocławiu, czego nie uzyskają bez wychodzenia z domu w lepszej jakości w innej uczelni w Polsce lub poza jej granicami? To pytanie staje się coraz ważniejsze także dla kierunków eksperymentalnych, także na uczelniach technicznych, skoro okazało się, że i tam można kształcić zdalnie. Dla mojego rozumienia roli uniwersytetu i studiowania w nim taka wizja uczelni – zdalnego dostarczyciela różnej jakości wiedzy – to nasza porażka. Nasza, w sensie społeczeństwa obywatelskiego, otwartego i ciekawego świata. Bo takie społeczeństwo funkcjonuje dzięki zaufaniu, wypracowywaniu porozumienia, sprawnemu komunikowaniu się w sytuacjach kryzysowych w oparciu o podzielane wartości. Uniwersytet nie tylko przekazuje najnowszą wiedzę, ale wprowadza studenta w świat różnorodności, w której trzeba się odnaleźć w milionach nowych sytuacji i kontekstów właśnie wykorzystując tę wiedzę do budowania relacji z innymi. To dla mnie kluczowa umiejętność w świecie, który nie tylko szybko się zmienia. Nasz gatunek wprowadził Ziemię w stan globalnej katastrofy ekologicznej. Dziś człowiek potrzebuje od ludzi nauki wręcz desperacko zarówno kreatywnych rozwiązań technologicznych, jak i umiejętności społecznych dających szansę na funkcjonowanie społeczności w oparciu o wzajemne zaufanie i merytoryczne kompetencje każdego z nas. Uniwersytet powinien przekłuwać bańki, niszczyć mury, wprowadzać ludzi w świat pełen zjawisk zaskakujących i… pięknych. Człowiek, który będzie żyć tylko w swojej jaskini, nawet jeśli będzie to jaskinia cyfrowa lub komórka partyjna, nie będzie gotowy ani na przyszłość, ani na innych ludzi wokół siebie. Szok przyszłości dla uniwersytetów to walka o wolność głoszenia wartości, które mogą być uznawane za przestarzałe i nieaktualne. Ale które wprowadzają człowieka w świat wspólny, dając mu siłę płynącą z racjonalnego oglądu swojej – jednostki i gatunku – sytuacji na Ziemi i wspólnotowego, wspierającego działania na rzecz przyszłości całej planety. Szok przyszłości to odwaga powiedzenia sobie, że w świecie globalnej komunikacji musimy zaoferować światu, naszym studentom i naszemu otoczeniu coś cennego, wyjątkowego, specyficzną dla nas wartość dodaną. Coś, co uzasadni czas, jaki nam poświęcają i te fragmenty ich życia, jakimi są pieniądze, którymi nas opłacają.

Czytaj dalejPrzewrót kopernikański

Przyszłość?

To ostatni wpis przed Wielkanocą. Niezależnie od naszego stosunku do chrześcijaństwa, w kulturze europejskiej to czas refleksji nad możliwością odnowy, przezwyciężenia czasu kończącego się dla jednostek śmiercią. Dla instytucji czas kończy się rozpadem, gdy nad skłonnością do wysiłku i mierzenia się z wyzwaniami teraźniejszości przeważa chęć wspominania minionej wielkości i oddania się spokojnemu 'dolce far niente’ w teraźniejszości. Bo entropia rządzi, gdy nie wymagamy od siebie pracy. To nie jest ideologia lub religia, to fizyka. I dotyczy to w równym stopniu imperiów, państw, jak i… uniwersytetów.

Mamy za sobą rok pandemii, a w wyniku populistycznych decyzji i unikania pracy jesteśmy w środku najgorszej fali zakażeń. Uczelnie wyższe zamroziły większość operacji, by chronić swoje wspólnoty. Jest to oczywiste, zrozumiałe i nie wymagające komentarza działanie w obliczu zagrożenia. Ale z drugiej strony – jeśli nie jesteśmy zaangażowani bezpośrednio w walkę z pandemią, musimy myśleć o tym, co dalej? Nawet, jeśli horyzonty większości zacieśniły się do najbliższych tygodni i miesięcy, to uniwersytety powinny być ośrodkami wskazującymi rozwiązania dla przyszłości. Szczególnie w naszym kraju, gdzie refleksja nad dobrem naszej obywatelskiej wspólnoty uległa dramatycznej atrofii. Nie zmieniam swojego stanowiska – to właśnie tu, na uniwersytetach, ważą się losy przyszłości naszego kraju. Tak, jak wyższe szkoły zawodowe uczą kadry techniczne, politechniki i szkoły ekonomiczne kształcą je w zakresie szerszym, rozwiązując bieżące problemy przemysłu i gospodarki, tak uniwersytety powinny być ośrodkami prowadzenia badań podstawowych, które wkraczają w przyszłość i są punktem wyjścia do rozwijania technologii przyszłości. Powinny być też miejscem kształcenia obywateli o szerokich horyzontach, nie bojących się świata, gotowych na współpracę ponad wszelkimi granicami, myślących nieszablonowo i w oderwaniu od krótkookresowych korzyści indywidualnych.

Uniwersytety są obywatelami świata, ośrodkami żywymi dzięki kontaktom ze światową Akademią. Naprawdę, które miejsce zajmujemy w tym czy innym rankingu nie jest tak istotne. Z mojego punktu widzenia – wysokie miejsce zapewnia rozpoznawalność i daje możliwość zatrudnienia lub podjęcia współpracy z najlepszymi badaczami i zespołami badawczymi. Dobre miejsce w rankingu to też szansa na rekrutację dobrych studentów nie tylko w kraju, ale też poza jego granicami. I to jest niezwykle istotne, bo dopływ badaczy i studentów spoza naszych środowisk oznacza możliwość wykorzystania nowych, nieprzewidywalnych impulsów do prowadzenia w nieprzewidywalnym wcześniej kierunku badań i dydaktyki. Ale – rankingi to tylko narzędzia. Celem uniwersytetu – i będę to powtarzał do znudzenia – jest szukanie dróg przyszłości, mierzenie się z problemami świata dzisiejszego by zaproponować rozwiązania gwarantujące bezpieczną przyszłość naszym dzieciom i wnukom. Nic nie jest ważniejsze, to jest nasza misja.

Czytaj dalejPrzyszłość?

Kolejna fala. Razem

Wiele ciekawych tematów w minionym tygodniu się pojawiło. Chyba żaden nie jest optymistyczny. Ale takie czasy są, że trzeba optymizmu szukać w prostych rzeczach, bez oglądania się na skalę makro. Ja spaceruję z moim psem Baśką i jest to niekończące się pasmo szczęścia. No, może w dzisiejszy chlapowaty dzień mocno zmodyfikowanego. Wtedy pozostają wypieki i generalnie kucharzenie. Zrobić coś dla innych – wielka rzecz, zawsze! Bo stabilność i spokój wraz z uważnością i otwartością to teraz podstawowe dla mnie wartości. To, że będziemy się mierzyć z kolejną falą zachorowań nie jest przecież zaskoczeniem. To, że jest ona gwałtowna i liczba zachorowań duża – no cóż, może nie warto było sprowadzać tysięcy osób z Wielkiej Brytanii zagrożonej nową mutacją wirusa i pozwalać bez jakiegokolwiek nadzoru wprowadzić go do naszego społeczeństwa? Może warto było wcześniej zamknąć granicę z Czechami i Słowacją? Ale to tylko post factum konstatacje do działań, które od nas nie zależą. Dla nas ważne jest spojrzenie, jak nowe obostrzenia i sytuacja epidemiczna w kraju zmieniają naszą bieżącą działalność.

Na chwilę obecną nie widzę podstaw do wprowadzania drastycznych, głębokich zmian naszego funkcjonowania. Rozporządzenie Rady Ministrów z 19 marca 2021 r. praktycznie nie odnosi się do sytuacji szkolnictwa wyższego (w zasadzie tylko w zakresie przekraczania granic). To my musimy podjąć decyzje, na ile obecna sytuacja wymaga zmian funkcjonowania Uniwersytetu. Z pewnością do 9 kwietnia zamkniemy czytelnie bibliotek, bo zminimalizować ryzyko transmisji nowej wersji wirusa w zamkniętych pomieszczeniach. Ale działalność w zakresie wypożyczania zbiorów będzie nadal prowadzona. Utrzymamy pracę zmianową dla pracowników administracji, ale jednocześnie będę prosił o skierowanie na pracę zdalną do 9 kwietnia wszystkich pracowników, którzy wykonują prace możliwe do realizacji w tym trybie. Mamy zabezpieczony sprzęt informatyczny, mamy możliwość łączenia przez VPN z naszymi systemami informatycznymi. Ale jednocześnie musimy kontynuować pracę stacjonarną, by utrzymać sprawność organizacyjną Uniwersytetu. Dziekani i kierownicy jednostek administracji mają najlepszą wiedzę, jakie są ich potrzeby i jak w tym zakresie zorganizować wydajną pracę ich jednostek. Podobnie w przypadku zajęć praktycznych realizowanych w trybie stacjonarnym – będę prosił dziekanów o wnikliwe przyjrzenie się procedurom zabezpieczania pracowników i studentów w trakcie ich prowadzenia, tam, gdzie jest to możliwe, przeniesienie ich na okres po 9 kwietnia.

Czytaj dalejKolejna fala. Razem

Inwestujmy w naukę. Teraz!

To nie jest dobry czas dla uczelni mających w Polsce aspiracje badawcze. Ale jednocześnie naszym obowiązkiem jest myślą sięgać dalej, niż stanowi o tym horyzont polityczny i głębiej, niż sugerują bieżące komunikaty mediów. Jest misją Uniwersytetu zabezpieczać racjonalny charakter funkcjonowania społeczeństwa, gwarantować jego łączność ze światem ponad fobiami, emocjami i granicami stwarzanymi doraźnymi politykami. Dlatego mimo wszystkich ograniczeń i dominującej niepewności – myślimy o przyszłości Uniwersytetu Wrocławskiego jako o żywym i promieniującym centrum zmian, miejscu spotkań z przyszłością.

W miniony piątek senacka Komisja Inwestycji i Majątku wydała pozytywną opinię o przedstawionym przez Dyrektorkę Generalną wieloletnim planie inwestycyjnym Uniwersytetu Wrocławskiego. To nie jest dokument zamknięty, będzie na pewno podlegał zmianom. Ale wytycza kierunki myślenia o materialnej przyszłości Uczelni zgodnie z naszą, ogólnouniwersytecką strategią. Konstruując go musieliśmy określić nie tylko nasz punkt wyjścia, ale też przewidywać trendy przyszłości. Czy trafnie? Zobaczymy. Tworząc plan inwestycyjno-remontowy musieliśmy najpierw uwzględnić zakończenie prac rozpoczętych w minionych latach, następnie realizację nakazów różnych służb kontrolujących stan naszych budynków. W zasadzie – na tym moglibyśmy poprzestać, bo potrzeby są tak wielkie, że nawet na te cele nie wystarczą środki naszej Uczelni.

Tylko że rezygnacja z pójścia do przodu byłaby akceptacją cofania się. Tak, przegapiliśmy najlepszy czas na inwestycje. Tak, ministrowie nie rozpieszczali naszej uczelni i większość prac podtrzymujących stan infrastruktury – w tym bezcennych zabytków – realizowaliśmy za pieniądze własne. Nie, nie będziemy w stanie nowych inwestycji sfinansować z budżetu Uniwersytetu. To trzeba powiedzieć jasno – żadna nowa inwestycja przekraczająca 500.000 zł nie będzie mogła zostać uruchomiona bez zewnętrznego wkładu w wysokości około 75%. Będziemy zabezpieczać dokumentację niezbędną do występowania o środki zewnętrzne. Bo bez jasnego ukierunkowania naszej aktywności inwestycyjnej rozproszymy potencjał, którym dysponujemy. Skupiamy się na dyscyplinach najżywiej rozwijających się, a jednocześnie mających ciężką sytuację materialną. Dzięki pozyskiwanym przez nie grantom i rozwijanym badaniom wzrośnie nie tylko nasz budżet, ale i nasza rozpoznawalność – a tym samym możliwości pozyskiwania środków inwestycyjnych.

Najpilniejszym i największym wyzwaniem jest stworzenie warunków funkcjonowania dla Wydziału Chemii, który funkcjonuje od dekad w bardzo złych warunkach. Do tego stopnia, że brakuje przestrzeni, w której można instalować nowoczesną infrastrukturę badawczą kupowaną z grantów. Równie pilne są potrzeby geografów, którzy rozwijając badania nad katastrofami naturalnymi i skutkami zmian klimatycznych rezydują dziś w czterech lokalizacjach rozrzuconych po całym Wrocławiu, a jednocześnie potrzebują przestrzeni dla nowoczesnych laboratoriów pozwalających prowadzić interdyscyplinarne badania. Żywo rozwijająca się biotechnologia potrzebuje miejsca dla infrastruktury badawczej i laboratoriów wyższej klasy niezbędnych do badań nad terapiami antynowotworowymi. Centrum Badań Biomedycznych stałoby się także szansą na ściślejszą współpracę z naszym partnerem strategicznym – Uniwersytetem Medycznym. Wreszcie musimy krok za krokiem skończyć adaptację budynku na Piasku na potrzeby Wydziału Filologii. Nie zostały ujęte w planie, ale ciągle mam je w głowie, dwie inwestycje. Centrum Badań nad Bioróżnorodnością animujące interdyscyplinarne badania w tym – kluczowym dla świata – zakresie oraz wspomagające naszą współpracę z ZOO i Uniwersytetem Przyrodniczym. Wreszcie – przemiana naszego 'Pancernika’, ostatniego nieodnowionego budynku WuWa, w nowoczesne Międzynarodowe Centrum Spotkań dla badaczy przyjeżdzających z różnych stron świata na nasz Uniwersytet, a działającego szerzej – dla całego akademickiego i ciekawego świata Wrocławia. A to wszystko nie koniec. Jest na horyzoncie przecież także fizyka, której nowy budynek powinien uzupełnić Kampus Grunwaldzki. Uporządkowanie i modernizacja kampusu na ul. Koszarowej. Kompleksowy remont budynku pedagogiki i psychologii przy ul. Dawida…

Czy są to plany realistyczne? Na pewno nie na jedną kadencję. Pewnie nawet nie na dwie. Ale musimy mieć je przed oczami! Musimy dążyć do ich realizacji. Bez śmiałości wizji – nawet jeśli hamowanej realiami – nie stworzymy nowoczesnego, związanego z problemami współczesności Uniwersytetu. A jeśli nie uda się ich zrealizować? Co to za pytanie? Będziemy robić wszystko, żeby się udało. I jednocześnie na wszystkich innych polach modernizować i ulepszać naszą aktywność naukową i dydaktyczną. Być może elity polityczne nie widzą korzyści z inwestowania w naukę. Trudno. Naszym zadaniem jest mówić głośno – bez nowoczesnej nauki nie będzie społeczeństwa gotowego na przyszłość, bezpiecznego, zdrowego, otwartego, współpracującego z otaczającym światem. Dopominajmy się – chcemy przyszłości dla nas i naszych dzieci i wnuków. Nie chcemy powtórek przeszłości, bo one nie uwzględniają losów naszych dzieci, naszych wychowanków, a jedynie żywią się fobiami współczesności. Dlatego myślmy szeroko – i szukajmy wsparcia!

Tydzień – ze względów zdrowotnych – zaczął się we wtorek 🙂

  • spotkanie z panią prorektor Patrycją Matusz i kierowniczką Biura Obsługi Projektów, Emilią Wilanowską, o zadaniach BOP i ścieżkach ich realizacji. Tworzymy nową jakość, trzymam kciuki!
  • spotkanie w sprawie Regulaminu wynagradzania, kontynuowane w piątek. Związki zawodowe z prorektorem Dariuszem Adamskim są bardzo bliskie wypracowania wersji, którą będziemy się posługiwać od 1 kwietnia. Nie ma w niej rewolucji w stosunku do tej przyjętej 15 grudnia, ale jest szereg ważnych dla pracowników uzupełnień. Trzymam kciuki za szybki koniec negocjacji;
  • w czwartek spotkanie z ambasadorem Australii w Polsce, ekscelencją Lloydem Brodrickiem dotyczące szczątków Aborygenów znajdujących się w naszych kolekcjach osteologicznych. Mam nadzieję, że szybko uda nam się rozwiązać kwestię ich zwrotu tak, by uszanować prawa rdzennych mieszkańców Australii i nasze potrzeby badawcze;
  • w piątek spotkanie w sprawie kontynuacji działalności Katedry Poradnictwa Całożyciowego UNESCO przy naszej Uczelni. Katedra działa od lat przy Instytucie Pedagogiki, jest centrum badawczym międzynarodowej sieci uniwersytetów, w odróżnieniu od innych katedr UNESCO w Polsce ma jasno określony, międzynarodowy i badawczy charakter;
  • obrady – gorące – wspomnianej wyżej senackiej Komisji Inwestycji i Majątku zakończone pozytywną – choć nie jednomyślnie popartą – opinią o wieloletnim planie inwestycyjno-remontowym.

Mamy dużo do nadrobienia. Ale jak zawsze powtarzam – nie możemy dać się przytłoczyć trudnościom. One są po to, by je rozwiązywać. Zawsze razem – zawsze poprzez dyskusję. No i na koniec – w rankingu RankPro, skupiającym się na jakości dydaktyki ukierunkowanej na badania, zajęliśmy drugie miejsce w Polsce po Uniwersytecie Warszawskim i 441 na świecie (awans z 479 w ubiegłym roku). To dobry punkt wyjścia. Idziemy dalej!

Warto być… dumnym, nawet wbrew

Trochę ten tydzień zlał mi się w jeden uciekający czas. Ale w przerwach oglądając świat z boku mam wrażenie, że znalazłem klucz. Nie uniwersalny, ale jednak pozwalający mi trochę zrozumieć. Pod jednym z artykułów przygotowanych przez nasz Dział Komunikacji dotyczącym pozytywnych opinii badaczy i studentów zagranicznych o #uniwroc komentator napisał, że odkąd zostaliśmy uniwersytetem badawczym, to na głowę upadliśmy. I że piszemy tylko o sukcesach. A przecież jest źle i autor znając sprzed lat Uniwersytet uważa, że powinniśmy podstawy naprawiać, a nie pisać o sukcesach.

No i dobrze, sobie pomyślałem, normalna reakcja, są ludzie, którzy muszą powiedzieć 'nie’, gdy inni cieszą się z 'tak’. Świat jest różnorodny. Ale potem dowiedziałem się, że nauczyciele, a zwłaszcza akademiccy powinni się wstydzić, że przyjmują szczepionki, bo są inni, bardziej potrzebujący. Że można podpisać akt przyjęcia spuścizny po wielkim człowieku, a potem wbrew zasadom sztuki arbitralnie podjąć decyzję o jej podziale i rozproszeniu w imię wyższych racji instytucji, a przy okazji dla zyskania miłego wejrzenia ministerstw, żeby wzmóc dumę z jedności ponad podziałami. Potem powiedziano, że dopiero jak wielki tunel połączy wyspę z lądem, to Polska będzie jednym krajem – i będziemy mogli czuć się jednym narodem. Bo wielki świder to symbol naszej wielkości. Wreszcie, że można odwołać festiwal filmowy i jego organizatora, bo nasza duma nie pozwala wyświetlać filmów o przemocy wobec kobiet. Aha, wibrator w innym tytule też nabroił.

Czytaj dalejWarto być… dumnym, nawet wbrew

Nie słowa, a czyny

Dziś tylko krótko, bo przecież czyny znaczą więcej niż słowa. Senat Uniwersytetu Wrocławskiego na posiedzeniu 24 lutego przyjął uchwałę wspierającą stanowisko KRASP w sprawie unieważnienia nowej listy ministerialnej czasopism, apelując do ministra Przemysława Czarnka o podjęcie tej decyzji. W tym samym dniu podobną uchwałę podjął Senat Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wiem, że do dyskusji przygotowują się także senaty innych, kluczowych uniwersytetów. Wiem także, że władze i senaty niektórych dużych uczelni wycofały się z wystąpienia w tej sprawie. To źle, bo ta gra nie toczy się o punkty. To nie jest – jak usłyszałem – 'zmartwienie humanistów’. To kwestia odpowiedzialności, uczciwości i zdefiniowania roli nauki dla społeczeństwa, dla Rzeczpospolitej. Stąd – nie słowa, a czyny. Nie chowanie się za kimś, a głośne zdanie własne. I tyle.

Najbardziej cieszy mnie rozpoczęcie szczepień. Mam nadzieję, że w ciągu przyszłego tygodnia uda się zaszczepić wszystkich chętnych nauczycieli i doktorantów naszego Uniwersytetu. Ale nadal czekam na decyzję o szczepieniu pracowników administracji. To oni są od początku epidemii na pierwszej linii. To oni zapewniają funkcjonowanie Uniwersytetu pracując stacjonarnie. To oni będą się stykać ze studentami od początku września. Będziemy cały czas o to prosić naszego Ministra i Ministerstwo Zdrowia – bez zaszczepienia administracji nie ma szans na przywrócenie stabilnej pracy stacjonarnej ze studentami.

Czytaj dalejNie słowa, a czyny

RzOPA plus czyli to nie jest gra o punkty

W piątek 19 lutego, w Dzień Nauki, MEiN ogłosiło zmianę do zmiany wykazu czasopism naukowych. Po raz kolejny podniesiono wartości czasopism wydawanych w polskich ośrodkach naukowych, kolejny raz wbrew obowiązującemu prawu (bez konsultacji KEN, bez odniesienia do siły oddziaływania naukowego). Niektóre z tych zmian są po prostu szokujące. Wartość artykułu zamieszczonego w Białostockich Studiach Prawniczych podniesiono z 20 punktów do 100 punktów. Wartość artykułu w Biblical Annals, piśmie KUL, podniesiono z 70 punktów do 100 punktów. Na liście znalazło się także nowe czasopismo, w którym za publikację autor otrzyma 40 punktów. To Glaukopis, pismo historyków odrzucających poprawność polityczną i metodologiczną, dla prześledzenia zawartości chętnych zapraszam do zajrzenia na stronę czasopisma. Ciekawych w skrócie profilu tego narodowego z treści czasopisma zachęcam do zajrzenia tutaj. Zmiany dotknęły także – choć w mniejszym zakresie – biologów, informatyków, geografów… Wszystko to po licznych głosach protestu, czasami zbyt słabych i zniuansowanych, ze strony naszego środowiska. Tak, jak pisałem w ubiegłym tygodniu – lista czasopism straciła wartość merytorycznego miernika jakości publikowanych artykułów. Dzieje się to ze szkodą dla tych redakcji, które faktycznie dbały o jakość swoich czasopism, rozwijały praktyki wydawnicze i dążyły do zbudowania solidnych marek swoich pism. Zapewne niedługo zostanie też ogłoszona nowa lista wydawnictw i mam przeczucie graniczące z pewnością, że zobaczymy na niej zmiany, które mogą nas zadziwić co najmniej w równym stopniu. Minister zapowiedział także zmiany w Narodowym Programie Rozwoju Humanistyki. Już od jakiegoś czasu program coraz mniej rozwijał innowacyjność w humanistyce, nastawiając się na wspieranie tłumaczeń i prac dokumentacyjnych. Teraz zmiana się pogłębi – ma finansować badania odkrywające prawdę o Polsce i Polakach. Pozwolę sobie zacytować pana Ministra

Nam brakuje poważnych projektów historycznych, które odkrywałyby prawdę o Polsce, o Polakach, o tym, ilu Polaków i za jaką cenę uratowało Żydów w czasie II wojny światowej, że najwięcej Polaków jest wśród Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, o tym jaki miał wpływ Kościół katolicki w okresie 123 lat zaborów na utrzymanie polskości, o tym, jak to się stało, że po ’89 r. Polska najwolniej wychodziła z komunizmu i stała się krajem postkomunistycznym na wiele lat, co było ze szkodą dla naszego państwa – powiedział.

Pisałem o tym w zeszłym tygodniu – nauki nie da się zadekretować. Dla tego, kto poznał smak prawdziwych badań, radości dyskutowania w skali globalnej z najważniejszymi i najbardziej błyskotliwymi umysłami świata nauki te decyzje, oświadczenia są niezrozumiałe. Wywodzą się z innej hierarchii wartości, w której prawda jest pojęciem czysto instrumentalnym. Obecne działania MEiN są ucieleśnieniem relatywizmu (prawdą jest to, co wspiera nasze cele polityczne) i pragmatyzmu (korzystając z prestiżu nauki budujemy system wspierający naszą opcję polityczną). Jeśli – czego się obawiam – zmiany będą dalej szły w tym samym kierunku, zamiast systemu nauki i szkolnictwa wyższego będziemy mieli system Rządowych Ośrodków Prestiżu Akademickiego plus (bo ten znak obecne władze bardzo cenią). Przedsmakiem może być powołanie rządowego instytutu zajmującego się wydawaniem publikacji naukowych – Instytutu De Republica. Taka działalność jest szkodliwa nie tylko dla nauki i edukacji, jest zabójcza dla przyszłości Rzeczpospolitej. Chyba najlepszą ilustracją jej skutków może być zmiana przekazu dotyczącego zaangażowania Polski w walce z epidemią. Po krótkim okresie wspierania realnych badań mikrobiologów i biotechnologów mieliśmy artykuły zapowiadające produkcję taniej szczepionki o polskich korzeniach, ale zaangażowanie państwa w ten proces – kosztowny i długotrwały – nie jest znane. Stworzenie nowego leku, jego przetestowanie i wprowadzenie na rynek przerasta – obawiam się – możliwości rządów państw innych, niż totalitarne. Dlatego zajmują się tym międzynarodowe konsorcja i korporacje. Dziś rząd chwali się już tylko rozmowami w sprawie budowania rozlewni szczepionek. Ale i tu nie mamy pewności, czy podołamy finansowo, by utrzymać odpowiednio zaawansowane linie produkcyjne. Nauka wymaga międzynarodowego ekosystemu, sieci powiązań, w których pozycja opiera się na znaczeniu intelektualnym i możliwościach finansowo-infrastrukturalnych ośrodków w skali świata. Lokalne działania, bez klarownej wizji cywilizacyjnych priorytetów nie przyniosą wiele więcej, niż kolejną linię rozlewni.

Co tracimy w toku zachodzących zmian? Krytycy poprzednich reform z pewną Schadenfreude wskazują, że przecież listy czasopism i wydawnictw były niedoskonałe, że proces ewaluacji nauk humanistycznych był oderwany od ich specyfiki, że zaniedbano kulturotwórczą rolę szkolnictwa wyższego. I jest to prawda i wina poprzedniej ekipy, że lekceważyła wiele problemów wierząc, że prezentowana przez nią wizja zmian zwycięży bez szansy na powrót do przeszłości. Który dziś obserwujemy. Ale to trzeba sobie uświadomić – co stracimy, do czego wrócimy? Kto jeszcze pamięta programy resortowe PRL-u, które 'załatwiało się’ przy pomocy 'wejść’ w ministerstwach i strukturach Partii? Kto pamięta brak środków na projekty badawcze i dzielenie niemal wszystkich środków 'po uważaniu’, ze względu na osobiste sympatie lub polityczne kalkulacje lokalnych graczy akademickich i ministerialnych? Ba, czy zapomnieliśmy rozstrzygnięcia KBNu w pierwszych staraniach o granty? Kompletnie nietransparentne, często osadzone na prywatnych relacjach i oderwane od merytorycznej wartości aplikacji? Czy naprawdę już zapomnieliśmy, że pieniądze na utrzymanie uczelni można dzielić wyłącznie przez pryzmat liczby studentów? A ocenę jednostek prowadzić w oparciu o liczbę publikacji? Przez ostatnie kilkanaście lat ogromnym wysiłkiem i z zaangażowaniem wielu osób – nie bez błędów i wypaczeń, bo rękami człowieka – próbowano zmienić kulturę pracy akademickiej. Wszyscy razem staraliśmy się modernizować nasze spojrzenie na obowiązki akademików, podnieść prestiż jakości pracy i zaangażowania na rzecz budowania i umacniania miejsca polskich naukowców i ich badań w świecie. Krok za krokiem, mimo niedofinansowania i stałej niepewności budowaliśmy prestiż Rzeczpospolitej w przestrzeni skrajnie wysokiej konkurencji. Agencje grantowe, szczególnie NCN, wypracowywały standardy oceny wniosków pozwalające mieć nadzieję, że środki wesprą projekty i badaczy dających szansę na rozwój nauki światowej i włączanie jej przekazu do kultury współczesnej Polski. Raz jeszcze – przy wszystkich błędach – celem była wartość merytoryczna, niezależność nauki, budowanie nowoczesnego, silnego i dumnego społeczeństwa zakorzenionego w światowym kontekście przemian cywilizacyjnych i kulturowych.

O to wszystko dziś toczy się gra. Nie o punkty i nawet nie o to, kto i jakie kategorie dostanie – choć jest to istotny element układanki finansowej. Dziś gra idzie o pryncypia i o przyszłość – nie nauki w Polsce, ale Polski i jej miejsca w świecie.

Działamy dalej, nie zmieniamy naszej drogi. Uniwersytet Wrocławski tworzy naukę, nie punkty, jej wartość będzie przekazywał studentom i doktorantom, jej znaczenie będziemy komunikować naszemu otoczeniu.

  • w poniedziałek rozmawialiśmy oczywiście o procesie rejestracji osób na szczepienia (także w ramach KRUWiO), ale w zespole rektorskim także o przyśpieszeniu prac – mocno już zaawansowanych – nad wytycznymi dotyczącymi warunków awansu zawodowego w trzech ścieżkach: badawczej, badawczo-dydaktycznej i dydaktycznej. Chcielibyśmy możliwie szybko uporządkować i odblokować zasady awansu w tych kategoriach przy założeniu, że podstawową formą zatrudnienia na Uniwersytecie będzie etat badawczo-dydaktyczny. Uniwersytet jest bowiem jednostką odpowiedzialną za prowadzenie badań i jednoczesne kształcenie w zakresie rezultatów tych badań elit zawodowych i intelektualnych
  • we wtorek z drem Helmutem Schoepsem, prezesem Polsko-Niemieckiego Towarzystwa Uniwersytetu Wrocławskiego rozmawiałem o możliwości spotkania członków Towarzystwa we Wrocławiu. Raczej nie szybko, ale mam nadzieję, że w tym roku uda nam się spotkać. Uniwersytet potrzebuje silnego zakorzenienia w środowisku absolwentów;
  • w środę miało miejsce posiedzenie Konwentu rozpatrującego wnioski o skierowanie do procedowania postępowań o tytuł doktora honoris causa naszego Uniwersytetu. Mam nadzieję, że wkrótce ich grono powiększy się o kolejne, ważne dla nauki i kultury osoby;
  • w trakcie posiedzenia kolegium rektorsko-dziekańskiego rozmawialiśmy między innymi o procedurze i finansowych uwarunkowaniach oceny śródokresowej w Szkole Doktorskiej. Niedługo powinniśmy mieć przygotowany przez stosowany zespół pracujący pod opieką p. prorektor prof. Gabrieli Bugli-Płoskońskiej projekt regulacji w tym zakresie;
  • w piątek rozmawiałem z p. dr hab. Lucyną Harc, zastępcą dyrektora Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych o konsekwencjach ewentualnego przejścia Uniwersytetu na obieg elektroniczny dokumentów jako podstawowy dla nas. W naszym przypadku wiąże się to z bardzo kosztownymi inwestycjami sprzętowymi i musimy ten krok dobrze przemyśleć i zabezpieczyć finansowo;
  • zakończenie procesu rejestracji na szczepienia – nie bez zaskoczenia. W trakcie posiedzenia ministerialnego zespołu podniesiono, że Uniwersytet Wrocławski chce zarejestrować laborantów wspierających prowadzenie zajęć. Zostaliśmy za to zganieni i poinformowani, że mamy zaprzestać takich prób, bo łamiemy w ten sposób prawo. W rezultacie zgodnie z prawem zarejestrowaliśmy pracowników kontraktowych, którzy zdalnie prowadzili zajęcia w semestrze zimowym, nie zarejestrowaliśmy natomiast naszych pracowników etatowych, którzy w semestrze zimowym przygotowywali i pomagali w kontakcie ze studentami prowadzić zajęcia eksperymentalne. I będą to robić w semestrze letnim. Jest mi z tego powodu bardzo przykro, bo logika tego zakazu, wywołanego interwencją przedstawicieli innych uczelni, jest mi kompletnie obca. Rzekome łamanie prawa miałoby dotyczyć… 60 pracowników. A zgodnie z tym prawem zarejestrowaliśmy 1940 osób.

 

Przed nami długa droga. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, byśmy z niej nie zboczyli, by Uniwersytet Wrocławski był synonimem merytoryczności i odpowiedzialności. Wiem, co możemy utracić. Tym mocniej będę zachęcał – współpracujmy, trzymajmy się razem, bo nikt, choćby nie wiem jak silnym się czuł, nie jest w stanie sam utrzymać wartość swojej złotej monety w starciu z zalewem podrabianych miedziaków. Jeśli zaczniemy akceptować fałszywe monety, damy się podzielić i skłócić, nasz przyszłość będzie niepewna. W duchu naszych czasów: 'I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać’ (Mk 3,25).

 

Troska o rozum, troska o wartości

Klasyk mojej młodości, dziś już kultowy zespół Dezerter, w jednej z piosenek na wydanej w tym roku płycie stwierdza – przegrywamy bitwę o rozum. Nie jestem takim pesymistą, ale to prawda, że miniony tydzień dał nam wiele powodów by wyrażać lęki i frustrację spowodowane bezsilnością wobec działań nie mieszczących się w świecie wartości akademickich. Od razu też powiem – jakakolwiek lista i jakiekolwiek punkty nie zostałyby przez kogokolwiek opublikowane i nadane, nie zmieniam zdania wyrażonego w tym miejscu w ubiegłym tygodniu: nasz Uniwersytet musi być miejscem doskonałości naukowej o wymiarze ponadnarodowym, gdzie tylko to możliwe – światowym. Z niej musimy czerpać inspirację do działań dydaktycznych i wspierających otoczenie. To jest nasza droga, droga rozumu, dla którego polityczne granice są tylko zjawiskiem historycznym, bo naszą wspólnotę definiuje wielka rodzina człowieczeństwa.

W trakcie ostatniego lajfu padło jednak bardzo ważne pytanie – wobec zmian w punktacji listy czasopism, jak mają się zachowywać badacze z nauk humanistycznych i społecznych? To pytanie ważkie, bo nowa lista ministerialna czasopism 'punktowanych’ w chwili obecnej dla tych dwóch dziedzin nauki straciła jasny związek między przyznawanymi punktami a jakością czasopism i ich oddziaływaniem na świat nauki. Dziś wyraża raczej bardzo niejasną mieszankę bliżej nieokreślonych kryteriów jakościowych i woli urzędników Ministerstwa. Jako w chwili obecnej pełniącemu urząd rektora powinno mi zależeć przede wszystkim na punktach uzyskiwanych przez pracowników za ich publikacje. Bo tak, to prawda, że one będą wyznaczać w nieodległej przyszłości kategorie naukowe naszych dyscyplin, a to – poziom dofinansowania Uniwersytetu i uprawnienia do nadawania stopni naukowych. Po pierwsze jednak, jeśli MEiN nie zmieni ustawy i rozporządzenia ewaluacyjnego, to ważność listy ogranicza się do roku, w którym została ona ogłoszona. To ogranicza nieco szkodliwość całego przedsięwzięcia. Po drugie jednak – a to jest najważniejsze – nauka to drive, to pragnienie i radość analizowania i kreowania, to nieustanne pragnienia przekraczania horyzontów, to poczucie pokory i energii płynących z obcowania z największymi umysłami ludzkości. Naprawdę, lista? Jeśli chcemy budować Uniwersytet naszych marzeń dla naszego otoczenia, dla naszych dzieci, wnuków, przyszłych pokoleń – a na co innego mielibyśmy tracić nasze życie, krótkie i wątle w chaosie tego świata? – to chwilowe wahnięcia polityk lokalnych nie mogą nas zniechęcać.

Co jest bowiem sednem wartości kierujących naszym działaniem? Przecież nie przekonanie, że ten czy inny rząd jest najlepszy na świecie i jego decyzje są nieomylne. Kierujemy się wiarą, czasami nieuświadomioną, że istnieje wąski zbiór stanów nas samych wobec świata i w relacjach społecznych, które nie wymagają uzasadnień, bowiem tworzą najwyższą jakość osiągalną tu i teraz przez człowieka. Uczciwość, prawość, otwartość, a w nawiązaniu do dzisiejszego dnia – miłość – nie wymagają pieczęci zgodności ze standardami tej czy innej władzy. Są lub ich nie ma w nas i w naszych relacjach z innymi. Dla świata nauki taką wartością jest bezwzględne dążenie do prawdy i otwartość, a jednocześnie świadomość odpowiedzialności za nasze otoczenie wynikające ze wsparcia, jakie nam ono udzieliło w naszej drodze do prawdy. To z nich wynikają wszystkie standardy zachowania naukowego. Lista? Jest i przeminie. Musimy sprostać wymogom naszych benefaktorów, ale to, co stabilne – to prowadzenie najwyższej jakości badań i publikowanie ich tam, gdzie wzbudzą one najwyższej jakości dyskusję. To buduje nasz autorytet – niezależność od zmiennych wiatrów i pewność, że właśnie tu, na Uniwersytecie można się znaleźć najbliżej wartości. Najbliżej prawdy.

Zatem – jak publikować? Czy pracując ciężko dla prawdy nie stajemy się 'frajerami’ – nawiązując do opinii głośnio już wyrażanych – w świecie tych, którzy ciężko pracują w otoczeniu polityków? No cóż, różnorodność świata oznacza, że dla wielu możemy nimi być. Ale ważne jest to, jak my się postrzegamy w relacji do naszych wartości? Ja sam udzieliłem sobie dawno temu na to odpowiedzi. Jestem pewien, że mój Uniwersytet także. I choćby nie wiem jak się Babilon nadął – jest tylko chwilą, jest tylko pyłem, który rozwieje wiatr.

A poza tym

  • w poniedziałek rozmawialiśmy o Biurze Obsługi Projektów, mapowaniu procesów i przyszłej ich optymalizacji. Krok za krokiem zmierzamy ku uproszczeniom;
  • w środę spotkanie z prof. dr hab. Marcinem Cieńskim w sprawie zadań i terminów zespołu rektorskiego ds podziału subwencji między wydziały. Temat gorący, ale w bieżącej sytuacji Uniwersytetu margines na zmiany zasad przedstawionych w prowizorium jest niezbyt duży. Warto dyskutować, ale zawsze w ścisłym związku z realiami ekonomicznymi i dążeniem do wsparcia rozwoju całego Uniwersytetu;
  • spotkanie z interdyscyplinarnym zespołem, którego celem jest zaproponowanie kluczowych, bardzo praktycznych działań w ramach 'zielonej polityki’ Uniwersytetu. Działamy razem i mam nadzieję, że niedługo będziemy mogli omawiać zarówno ogólne założenia, jak i szczegóły działań;
  • w czwartek spotkanie z p. Marcinem Makowskim, kierownikiem Biura Zamówień Publicznych w sprawie uproszczeń w procedurach zakupowych. Ciężki temat, bo nowa ustawa Prawo o Zamówieniach Publicznych nie dość, że centralizuje całość procesów zakupowych w stopniu, który uniemożliwia działanie Uniwersytetu, to dodatkowo wprowadza nowe procedury i obowiązek korzystania z nowych narzędzi przy przygotowywaniu zamówień. Pomimo to musimy zrobić w krótkim czasie jak najwięcej, by wymogi prawa jeśli już nam nie ułatwiają życia, to przynajmniej nie doprowadziły do zatrzymania badań i dydaktyki. Damy radę, choć nie mam wątpliwości, że wcześniej czeka nas dużo rozmów. Pamiętajmy, że spełnianie – lub nie – warunków poprawności zamówień publicznych to stały elementy kontroli naszych finansów i potencjalne źródło dotkliwych kar. Stąd musimy działać ostrożnie, ale zawsze z myślą o nadrzędnym interesie społecznym – rozwoju Uniwersytetu;
  • a w południe Minister ogłosił, że i owszem, wbrew powtarzanym wcześniej deklaracjom ministerialnym, rektorzy mają zebrać deklaracje pracownicze i zgłaszać nauczycieli akademickich i doktorantów prowadzących zajęcia, a liczących sobie do 65 lat do szczepień przeciw COVID-19. Szczegóły procesu mają wyjaśnić się jutro. Na razie udało nam się w piątek uruchomić rejestrację chętnych – serdecznie zachęcam – a w poniedziałek czeka nas weryfikacja listy i rozpoczęcie zgłaszania. Ufff;
  • piątek, poza organizowaniem procesu rejestracji i przygotowaniem do zgłaszania chętnych, rozmawialiśmy między innymi o trudnej sytuacji Fundacji dla Uniwersytetu Wrocławskiego. Jej sytuacja materialna jest ciężka, a Uniwersytet nie jest jej założycielem i nie ma narzędzi dla jej wsparcia. Szukamy rozwiązania tej sytuacji;
  • no i lista czasopism punktowanych ogłoszona przez MEiN. Gratuluję wszystkim redakcjom z Uniwersytetu, w pismach których autorzy publikując będą otrzymywać więcej punktów, niż miało to miejsce dotychczas. Szkoda, że tą radość mącą wątpliwości co do profesjonalnego i zgodnego z prawem podejścia do jej układania. Ale mam nadzieję, że te problemy rozwiążą się w kierunku transparencji i wartościowania czasopism wyłącznie w kontekście ich jakości i miejsca w nauce – światowej.

Życzę nam wszystkim, by kolejny tydzień był przede wszystkim pełen spokoju i radości z prowadzenia badań i przygotowania nowych prac naukowych. A dla studentów – spokojnego składania kolejnych egzaminów. Zawsze powtarzam, że podczas dobrego egzaminu można się wiele nauczyć – także o sobie. I tak traktuję ostatnie miesiące – to bardzo ciekawy egzamin!