Różnorodność

Simon Baker w ostatnim numerze THE (s. 22-23) analizuje tendencję do zachowania różnorodności w uprawianych i doskonalonych dyscyplinach naukowych. Z kolei Leszek Pacholski w DGP (nr 146/2021, ostatni weekend) zadaje dramatyczne pytanie: 'Dostojeństwo czy użyteczność[?]’ powracając do koncepcji pragmatyzmu amerykańskiego jako jednej z dróg, na które powinno wkroczyć polskie szkolnictwo wyższe. Oba te artykuły łączy przekonanie, że jak 'ecclesia semper reformanda’, tak i uniwersytety stale powinny podlegać zmianie. Różnią się receptami, choć w przypadku Bakera to raczej relacja ze zmian zachodzących w dość elitarnym klubie niż klarowna wizja przyszłości.

Wśród największych graczy na rynku naukowym widoczne jest z jednej strony zróżnicowanie dyscyplin, które osiągają najwyższe wyniki w ramach ujęcia 'narodowego’. Z drugiej strony badacze uczestniczący w ich rozwoju w znacznej mierze uzyskują i utrzymują swoją pozycję poprzez współpracę ze środowiskami rozwijającymi badania w ich dyscyplinach, ale w innych krajach. Innymi słowy nakłady na poszczególne dyscypliny nie są koncentrowane w danym kraju, bowiem odpowiednia suma krytyczna dla rozwoju zbiera się w wyniku sumowania nakładów wspierających badania wszystkich uczestników. Nie jest to jednak strategia wyłączna i gwarantująca sukces mierzony liczbą cytowań, wskaźnikiem wpływu czy publikacji w najlepiej rankingowanych czasopismach. W niektórych przypadkach zróżnicowanie rozwoju dyscyplin powoduje po prostu uśrednienie ich poziomu w skali kraju i utrzymywanie przez wszystkie tego samego, przeciętnego lub niskiego miejsca w świecie. Dlatego USA i Wielka Brytania konsekwentnie dążą do specjalizacji i zamierzają koncentrować nakłady w ściśle określonych zakresach dziedzinowych (co zresztą już się dzieje, ale może jeszcze przyśpieszyć, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii przygotowującej się do wdrożenia ścisłego rachunku ekonomicznego w odniesieniu tak do badań, jak i dydaktyki). Baker zwraca uwagę na niebezpieczeństwo rozproszenia środków w przypadku środowisk narodowych o niskim wpływie na naukę światową, ale z drugiej strony podkreśla, że właśnie zróżnicowany rozwój dyscyplin daje nadzieję na adekwatną odpowiedź na zagrożenia, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Zdywersyfikowane środowisko naukowe jest w stanie 'zwinnie’ odpowiadać na każde zagrożenie. Zmonopolizowane przez wybrane dziedziny – może tylko czekać na pomoc, jeśli kryzys zajdzie poza zakresem wypracowywanej doskonałości.

Z kolei Leszek Pacholski przytaczając historię Harvardu i przykład MIT apeluje po raz kolejny o zmianę paradygmatu rozwoju polskiego szkolnictwa wyższego. W największym skrócie – zamiast finansowania ośrodków rozwijających naukowe pasje badaczy, należy stworzyć przynajmniej jeden taki ośrodek, który będzie pracował ściśle na potrzeby gospodarki, rozwijający badania tylko w tym zakresie, w jakim znajdą one swoje zastosowanie w gospodarce. Cytując zakończenie 'Proponuję więc, zostawmy uczonym przywiązanym do tradycji ich wspólnoty, ale zbudujmy obok, może w ramach Polskiego Ładu, choć jeden uniwersytet skażony 'rynkowymi wyznacznikami’. Ktoś nas w końcu musi nakarmić’.

Nie ulega wątpliwości, że dziś Polska nie jest potęgą naukową w skali światowej. Czy powinna zatem inwestować długofalowo w rozwój zdywersyfikowanego zestawu dyscyplin, unikając koncentracji i wiodącej roli państwa? Czy może wybrać specjalności, zwłaszcza związane z przewidywanymi potrzebami rynku i tylko/głównie w nie inwestować w ścisłym związku z potrzebami biznesu oraz strategicznymi inwestycjami państwa? Wreszcie, czy uzupełnieniem dzisiejszego systemu nie powinny być jednostki biznesowe, pragmatycznie realizujące transfer badań do świata biznesu? Najłatwiejsza jest chyba odpowiedź na to ostatnie pytanie – w zasadzie taką funkcję ma pełnić sieć Łukasiewicz. Jednocześnie chyba wszystkie uczelnie starają się nawiązać jak najlepsze relacje z podmiotami gospodarki i prowadzić możliwie najżywsze działania wspomagające ich funkcjonowanie. Problemem jest efektywność tej współpracy. A ta nie jest wielka, bo 1) nasza gospodarka nie jest nastawiona na innowacje rozwijane w przyszłości w nowe technologie, a raczej na rozwiązywanie bieżących problemów, z czym świetnie radzą sobie politechniki; 2) a w rezultacie tak, jak uniwersytety muszą wychodzić do biznesu, tak i odwrotnie – biznes musi chcieć korzystać z wiedzy uczelni. Ta sytuacja z kolei rzutuje na postawione na wstępie pytania – zakleszczenie się nauki polskiej na średnim poziomie w skali świata wynika z braku wiary państwa, sektora biznesowego – ale i społeczeństwa w korzyści płynące z wspierania nauk i szkolnictwa wyższego. W Polsce powstało klasyczne błędne koło: brak spektakularnych, światowych sukcesów nauki – brak wiary w zwrot nakładów ze strony potencjalnych benefaktorów – niskie nakłady na naukę nie dające szansy na przełomowe badania – brak spektakularnych sukcesów nauki.

W tej sytuacji koncentracja wydaje się naturalną ścieżką – wesprzeć rozwój tam, gdzie są szanse na największy zwrot w związku bądź z potrzebami państwa (Polska Polityka Naukowa), bądź miejsce w światowej nauce. Taka rada wygląda jednak obiecująco tylko w modelu oderwania nauki w Polsce od jej światowego i społecznego kontekstu. Brak zróżnicowania oznacza uzależnienie w ogromnej przestrzeni technologii i kultury od produkcji zewnętrznej. A to uważam za groźne nie tylko ze względu na likwidację własnych ośrodków, które mogłyby tworzyć naukę na światowym poziomie. Przede wszystkim ze względu na pozbawienie społeczeństwa pośredników, którzy mogliby uczyć zwłaszcza młodych o tym, co się nowego dzieje w świecie i jak można to wykorzystać tu i teraz. Bez tego szczebla – nowoczesnej dydaktyki prowadzonej przez osoby nadążające za światową nauką – skazujemy nasze społeczeństwo na bezwład intelektualny, kulturalny – i technologiczny. Popchnięte – będzie się toczyć tam, gdzie będą je popychać wiedzący lepiej. Ponadto – nauka nie jest zamknięta w narodowych silosach. Wkład w rozwój nauki zależy od infrastruktury i kultury pracy badaczy z krajów najzamożniejszych, ale 1) to migracje badaczy tworzą w centrach nauki przełomowe idee i technologie; 2) pozostając w naszym pięknym, ale nie ceniącym inteligencji zanadto kraju nadal możemy poprzez współpracę inicjować kierunki nieoczywiste badań, wynikające z peryferyjności wymuszającej inne niż mainstreamowe podejście do problemów. Wreszcie, w przypadku kryzysów katastrofalne skutki ma brak zdywersyfikowanej edukacji, brak elit myślących szeroko, mających szacunek dla wartości humanistycznych, a jednocześnie racjonalnie oceniających procesy zachodzące wokół nas.

Brak wiary naszych elit władzy, że nauka może rozwijać nasze społeczeństwo, w tym gospodarkę, jest przygnębiający. Ale naszym zadaniem powinno być działanie poza tą krótką perspektywą. Zdywersyfikowana, międzynarodowa, otwarta na społeczeństwo – w tym biznes – nauka powinna być oczywistością. W naszym pięknym kraju płaczących wierzb pewnie nie stanie się to dziś. Ale wszystko wskazuje na to, że zarówno centralistyczne działania rządów, jak i niewidzialna ręka rynku nie pomogą nam wiele, jeśli nie przekonamy społeczeństwa do myślenia racjonalnie i szeroko. Kolejne kryzysy przed nami, w tym największe przewidywalne – klimatyczny i idący za nim ekologiczny. Bez nauki – także humanistyki i nauk społecznych kształtujących wartości i postawy – obudzimy się zdziwieni jako biorcy pomocy humanitarnej. Bo na kosztowną pracę fizyczną zapotrzebowania już wkrótce nie będzie.

A w związku z różnorodnością garść różnorodnych aktywności:

  • od poniedziałku długie rozmowy w sprawie przebiegu i ogłoszenia wyników konkursu IDUB na dodatki miesięczne dla 150 osób mających znaczące osiągnięcia w publikowaniu w przestrzeni międzynarodowej. Wyniki Komitet Sterujący IDUB ogłosił w piątek;
  • we wtorek spotkanie z Dyrektor Finansową i Główną Księgową w odniesieniu do przygotowywania modelu finansowania prac Uniwersytetu w bieżącej sytuacji. Tegoroczny budżet udało nam się zrównoważyć, to dobry punkt wyjścia do działań na rzecz jego polepszenia i bardziej projakościowego kształtu, który premiowałby troskę o cały Uniwersytet i innowacyjność kadry zarządzającej;
  • w czwartek spotkanie z Biurem Zamówień Publicznych – never ending story, ważne jednak, byśmy krok za krokiem szukali uproszczeń możliwych w bieżącej sytuacji, a jednocześnie tworzyli system współpracy na każdym szczeblu zarządzania, bez przerzucania się odpowiedzialnością. Uniwersytet ma jedną, wspólną administrację, która musi działać i troszczyć się o całą wspólnotę;
  • nigdy nie są miłe – sprawy dyscyplinarne. Nie jesteśmy aniołami, każdemu mogą zdarzyć się błędy. Cieszy szczególnie, gdy ich rozpoznanie jest akceptowane przez zaangażowane strony i kończy się znalezieniem działań w duch u sprawiedliwości naprawczej;
  • piątek – pracujemy nad prezentacją badań uniwersytetu w formie syntetycznej, akcentującej to, co najważniejsze w życiu całego uniwersytetu, ale istotne również dla poszczególnych wydziałów. Dobre spotkanie z Działem Komunikacji, może już niedługo zobaczymy efekty.

Za tydzień będę służbowo poza strefą Internetu (tak, są jeszcze na świecie takie miejsca), więc pewnie odezwę się dopiero za dwa tygodnie. Co nie zmienia fakty, że namawiam jak co tydzień – szczepmy się. Nie dlatego, że 'dohtory skazaly’, ale dlatego, że to redukuje możliwość zakażenia, a niemal wyklucza ciężki przebieg w przypadku zakażenia. Szczepienia nie są eksperymentem, chronią i zaszczepionych i tych, którzy szczepienia nie mogą przyjąć. Szanujmy różnorodność – ale pamiętajmy, że możemy to robić tylko wtedy, gdy zachowamy nasze życie.

Miłych dwóch tygodni!