Język i możliwości publikacyjne

Krasnal Profesorek przy Uniwersytecie Wrocławskim

Interesującą analizę zależności między ojczystym językiem uczelni a wydajnością publikacyjną zaprezentowali Yihui Cao z University of Westminster, Robin Sickles z Rice University, Texas, Thomas Triebs z Loughborough University oraz Justin Tumlinson from the University of Exeter. Według ich obliczeń istnieje bezpośrednia zależność między oddaleniem języka ojczystego uczelni od angielskiego a procentowym udziałem publikacji zatrudnionych badaczy w czasopismach o największym IF. Stąd uczelnie w Holandii, Niemczech i Szwecji mają mieć większy udział odpowiednich publikacji niż te funkcjonujące we Francji czy Japonii. Tę samą uwagę można przenieść oczywiście na sytuację w Polsce. Tę nierówność część rządów i uczelni stara się zmniejszyć poprzez zwiększenie nacisku na studia prowadzone w języku angielskim. Prowadzi to jednak do zmniejszenia zainteresowania studiami – i badaniami – w języku ojczystym, co negatywnie odbija się na możliwości zaspokojenia potrzeb miejscowych rynków pracy. W związku z tym w Chinach rozpoczęto ograniczanie naborów na studia anglojęzyczne ze względu na brak wyspecjalizowanych pracowników posługujących się miejscowa terminologią.

Czytaj dalejJęzyk i możliwości publikacyjne

QS by subject – cieszyć się, czy martwić?

Autor w biblioetce CUL, North Front, piętro 5

Nowe wyniki zestawienia QS według dyscyplin w odniesieniu do polskich uczelni – wyniki zestawione przez Perspektywy – skłaniają do więcej niż jednej refleksji. Ale najpierw kilka słów wstępu. Choć jest to zestawienie 'by subjects’, czyli w dużym zaokrągleniu 'według kierunków’, to patrzy się na nie inaczej, niż w Polsce. Żadnego znaczenia nie mają procedury i obsada kadrowa uczelni. Liczy się prestiż kierunku na uczelni według innych naukowców, prestiż według pracodawców, cytowania według Scopus, H-index najwyżej cytowanych prac i zasięg sieci współpracy uczelni w danej dyscyplinie/kierunku. Zestawienie mierzy zatem wpływ kierunku/uczelni na otoczenie naukowe i na otoczenie biznesowe.

W tegorocznym zestawieniu ujęto 126 polskich dyscyplin/uczelni w stosunku do 117 w ubiegłym roku. Wzrost zanotowało 16 kierunków, ale spadek aż 30, czyli około 25%. Najwyraźniejsze spadki widać w naukach inżynieryjnych, biologicznych i informatyce. Trudno się z tego cieszyć, bo przecież to kluczowe kierunki dla rozwoju cywilizacyjnego kraju. Stabilniejsza jest pozycja polskich uczelni w medycynie, ale tu trudno o optymizm: większości polskich uczelni medycznych ranking nawet nie objął. Ich oddziaływanie w skali globalnej jest zbyt słabe? To pytanie warto też postawić w odniesieniu do szeregu dyscyplin, które w zestawieniu pojawiają się wyjątkowo w polskim przypadku – prawo, historia, psychologia, farmaceutyka. Rozpoznawalność polskich uczelni w tym zakresie jest minimalna.

Czytaj dalejQS by subject – cieszyć się, czy martwić?

Habilitacja to szczegół. Akademia musi się otworzyć na kobiety

Interesujący element w dyskusji nad zmianami w systemie nauki i szkolnictwa pojawił się w związku z badaniem dotyczącym wpływu habilitacji na rozwój karier w nauce w zależności od płci. Według tez przedstawionych przez grupę badaczy (N. Letki, G. Biały, P. Sankowski, D. Walentek) w oparciu o badanie statystyczne ponad 2,7 mln karier badaczy z 45 krajów, funkcjonowanie w danym kraju habilitacji działa na wiele sposobów negatywnie na rozwój karier kobiet. Natomiast nie wpływa na rozwój naukowych karier mężczyzn. Skutkiem tych obserwacji był list otwarty wystosowany przez grupę badaczy – w tym autorów cytowanej pracy – skupionych wokół NCBR IDEAS do Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Postulują oni konieczność zniesienia habilitacji i zastąpienia jej wewnętrznymi standardami stanowionymi przez jednostki naukowe dla regulowania karier badaczy. W ten sposób – ich zdaniem –

takie rozwiązanie nie tylko zniesie formalne ograniczenia rozwoju naukowego, z jakimi muszą się w Polsce mierzyć młodzi badacze i badaczki oraz ułatwi awans w interdyscyplinarnych dziedzinach badań, ale też zwiększy autonomiczność uczelni i zniweluje barierę, jaką napotykają zagraniczni uczeni nie posiadający habilitacji aplikujący o pracę w Polsce.

Sceptycznie co do zniesienia habilitacji wypowiedział się wiceminister resortu, M. Gdula, zdaniem którego

habilitacja jest elementem budowania jakości i przedłużenia ścieżki kariery naukowej. Mobilizuje naukowców; sprawia, że chcą przekraczać kolejne granice i robić badania wyższej jakości. Opór może częściowo wynikać z przekonania, że habilitacja będzie oceniana jeszcze ostrzej niż doktorat. Trzeba powiedzieć, że mamy problem z jakością pracy naukowej i ręczne sterowanie kategoriami naukowymi, stosowane przez poprzednie władze resortu, tylko go pogłębiło. W tej sytuacji nie rezygnowałbym z habilitacji jako dodatkowego progu w karierze naukowej

Takie podejście jest zgodne z generalną linią bieżących władz Ministerstwa, według którego nie należy podejmować kroków zbyt radyklanych i raczej wspierać konsensus środowiska.

Czytaj dalejHabilitacja to szczegół. Akademia musi się otworzyć na kobiety

Wiosenne wzmożenie ministerialne

Wydanie przedświąteczne i świąteczne prasy przynoszą szereg ciekawych artykułów. Wśród nich wywiad w Wyborczej z wiceministrem nauki i szkolnictwa wyższego, Maciejem Gdulą. Szczerze zachęcam do lektury, bo to kolejny i pouczający wgląd za tajemne mury Ministerstwa. Niepokoić może tytuł, cytat z wypowiedzi Ministra – 'Dane są bezlitosne. Polska nauka się zwija’. Ale spokojnie – chodzi Mu tylko o to, że zmniejsza się liczba zatrudnionych wykładowców akademickich. Dane Eurostatu zaś wskazują, że akurat w sektorze Science/Technology zatrudnienie w Polsce się zwiększa w kategorii osób z wyższym wykształceniem. Jeśli więc pan Minister ma rację – bo danych nie podano poza ogólnikami sugerującymi wahania o 1-2%  w skali całego zatrudnienia – to przepraszam bardzo, ale i tak między wnioskiem a przesłanką jest przepaść. Jeśli 'zwija się’ 'polska nauka’ to chyba nie najgorzej, bo to znaczy, że w Polsce rozwija się po prostu nauka, a niknie lokalna subodmiana pseudonauki nosząca przymiotnik odpaństwowy. Ale żarty na bok – Minister zdaje się naprawdę uważać, że ilość przechodzi w jakość i że malenie liczby wykładowców jest problemem. Tymczasem problemem może być zmniejszanie się liczby wykładowców w konkretnych dyscyplinach, ważnych dla rozwoju kraju (np informatyce), względnie w uczelniach oddziaływujących na jakąś przestrzeń lub segment społeczeństwa (np na Podlasiu czy w szkołach wojskowych). Ale w nauce nie ma żadnej zależności między liczbą zatrudnionych i rezultatem ich działań. Inaczej bylibyśmy od lat naukową potęgą równą Włochom, Hiszpanii czy Holandii. Tak jednak nie jest.

Czytaj dalejWiosenne wzmożenie ministerialne

#uniwroc wybrał zło. I co z tego?

Czytając o wyborach na Uniwersytecie Wrocławskim i słuchając reakcji koleżanek i kolegów nie mogę odpędzić myśli, że są one motywowane triumfem lub rozczarowaniem. To też wiele o nas mówi. Ale dla mnie właściwsze jest spojrzenie etyczne. Nie miałem w tych wyborach swojego kandydata, bo żaden z nich nie był szczery z wyborcami według moich standardów. Oczywiście, bliższy był mi program prof. Marcina Wodzińskiego, by był niemal w pełni zgodny z tym, który sam dwukrotnie proponowałem w wyborach. Ale przecież nie były to wybory programów, ale postaw wobec rzeczywistości.

Czytaj dalej#uniwroc wybrał zło. I co z tego?

Podsumowanie – szarzejąca akademia Wrocławia?

We Wrocławiu, wraz z reelekcją obecnego rektora UWr, właściwie dobiegł dziś końca festiwal wyborczy w uczelniach wyższych. Pozostały jeszcze wybory na Politechnice Wrocławskiej, ale – umówmy się – to będzie formalność. Bardzo rzadko piszę tu o swoim mieście, bo to zawsze drażliwy temat, ale pozwolę sobie na chwilę refleksji nad minionymi czterema latami i porównaniem sytuacji z 2020 r. i dziś. Bo zmiany są uderzające i skłaniają do głębszej refleksji, wykraczającej poza środowisko akademickie.

Wybory w 2020 r. wyłoniły wyjątkowy skład wśród rektorów wrocławskich uczelni wyższych. Czwórką największych, Uniwersytetem Wrocławskim, Politechniką Wrocławską, Uniwersytetem Medycznym i Uniwersytetem Przyrodniczym mieli zarządzać rektorzy deklarujący gotowość wprowadzania większych lub mniejszych zmian, które miały wzmacniać naukowy, ale też wdrożeniowy charakter uczelni. Wszyscy podkreślali konieczność usprawnienia administracji z jednej strony, ale też silniejszego wkroczenia do światowej akademii. Co więcej, już przed wyborami rektorzy poprzednich kadencji trzech uczelni – z wyłączeniem zmarginalizowanego UWr – rozmawiali o zacieśnianiu współpracy i dążeniu do stworzenia związku wdrożeniowych uczelni wrocławskich. Wszystko to działo się jeszcze w emocjach wyboru uczelni badawczych w ramach programu IDUB. Ministerstwo zdawało się sprzyjać ambicjom środowiska wrocławskiego, rektorzy mieli nadzieję na mniej/bardziej zgodną współpracę. Przydała się ona zwłaszcza w związku z panującą wówczas pandemią (ktoś ją dziś pamięta?).

Czytaj dalejPodsumowanie – szarzejąca akademia Wrocławia?

Radomsko-krakowski casus. Akademicki charakter demokracji na uczelniach

Ciekawą jest wiosna tego roku. Biorąc pod uwagę wypadki radomsko-krakowskie, może okazać się, że rektorzy dużych polskich uczelni nie powinni sprawować swoich urzędów. Ale może też się okazać, że wybory rektorów Uniwersytetu Radomskiego i Uniwersytetu KEN w Krakowie zostały przeprowadzone z istotną wadą prawną i powinny zostać powtórzone. W zasadzie jest to sytuacja albo-albo i ciekaw jestem niezmiernie, jaką decyzję podejmie Ministerstwo? Niezależnie zaś od tego rozstrzygnięcia wypadnie ze smutkiem skonstatować, że jakość obsługi prawnej na uczelniach wyższych jest skandaliczna.

Czytaj dalejRadomsko-krakowski casus. Akademicki charakter demokracji na uczelniach

Wybory, rektorzy i polscy naukowcy w świecie

W klimacie wyborczej gorączki, jaka od minionego roku ogarnęła polskie media, ulokowały się – niespodziewanie – wybory rektorów. Nie przypominam sobie, żeby wcześniej zakrzątały one uwagę ogólnopolskich mediów. Katarzyna Kaczorowska poświęciła temu tematowi obszerny artykuł w ostatnim numerze 'Polityki’. Znaczący jest sam tytuł: Ruszyły wybory rektorów. Donosy, plotki, brudne gry: źle to wygląda. Oto Polska w pigułce?. Autorka przeprowadziła kilka wywiadów, które w zasadzie przynoszą dobrze nam znany obraz, choć przesadą byłoby przenosić go na każdą uczelnię: 1) rektorzy sprawujący urząd mają silniejszą pozycję w wyborach, niż kontrkandydaci; 2) programy wyborcze mają minimalne lub wręcz żadne znaczenie; 3) liczą się lokalne grupy wpływów, kupowanie poparcia za obietnice i stanowiska, wsparcie osób kierujących grupami elektorskimi; 4) dyskusyjna jest reprezentatywność i rola elektorów studenckich, których wybory nie odzwierciedlały na niektórych uczelniach (tu wskazanie na UW i UWr) woli studentów; 5) do ogólnych podziałów wewnątrzuczelnianych, znanych od lat (chociażby science – humanities), dokładają się napięcia polityczne i ideowe dzielące całą Polskę.

Czytaj dalejWybory, rektorzy i polscy naukowcy w świecie

Uczelnie i przyszłość młodych. O pewnej bezradności

Wrocławska 'Gazeta Wyborcza’ zorganizowała ciekawą debatę poświęconą oczekiwaniom tegorocznych maturzystów wobec przyszłości swojego kształcenia. W 'Debacie o młodym Wrocławiu’ udział wzięli przede wszystkim licealiści – tegoroczni maturzyści – trójka z V i jedna z VIII LO we Wrocławiu, przedstawiciele władz Politechniki Wrocławskiej (prorektor ds kształcenia, prof. Kamil Staniec) i Uniwersytetu Wrocławskiego (prorektorka ds kontaktów z zagranicą, dr hab Patrycja Matusz, prof. UWr), a także jako przedstawiciel agend miasta Tomasz Janoś, dyrektor Wrocławskiego Centrum Akademickiego.

Czy studia są młodym ludziom potrzebne? Czego oczekują od uczelni? Nie zaskakuje, że – jak na to wskazuje wiele badań – głównym celem podjęcia studiów jest przygotowanie do życia zawodowego. Nie musi to oznaczać jakiegoś dylematu między mieć a być, bowiem zawód – jak podkreślała jednak z maturzystek – może być powiązany z bieżącymi zainteresowaniami. Przy czym – co istotne – podkreślała ona, że swoje wybory edukacyjne opierała nie na dążeniu do jednego celu, ale do zdobywania wiedzy zgodnie z bieżącymi zainteresowaniami. I wreszcie, że od studiów oczekuje nie tylko wprowadzenia jej w pogłębione umiejętności przydatne w zawodzie, ale szerszej wiedzy przygotowującej ją do życia w świecie, gdy ten kierunkowy zawód porzuci i wybierze inny. Ta świadomość płynności wyborów współczesnego życia przebijała także z wypowiedzi pozostałych młodych uczestników. Jednocześnie jak diagnoza polskiego systemu edukacji brzmi pytanie postawione przez pierwszą z wypowiadających się maturzystek – 'Skąd mamy wiedzieć, co chcemy robić mając 18 lat?’ To bolesna diagnoza nieprzystosowania naszego systemu edukacyjnego wszystkich szczebli nie dlatego, że młodzi czegoś nie wiedzą. Dlatego, że powinni wiedzieć, że ich wybory niczego nie przesądzą ostatecznie. Bo świat jest w ciągłym ruchu i zmianie. Jak wskazała ta sama wypowiadająca się – zmiana kierunku w trakcie studiów stygmatyzuje, bo wskazuje, że młody człowiek 'nie wiedział, czego chciał’. To przekonanie oznacza, że system sformatował umysły według norm XIX-XX w. Tempo przemian technologicznych i zawodowych XXI w. powinno raczej wskazywać, że zawód rzadko bywa czymś stałym, zwłaszcza na początku drogi człowieka w społeczeństwie. Stąd cieszy, że inny wypowiadający się szczerze powiedział, że nie warto oczekiwać od młodych, że będą wiedzieć, kim zostaną za kilka lat. I że zmiana kierunku jest rzeczą dobrą, a studia są po to, by mogli odkryć, kim chcą zostać. W tym też jednak przegląda się nasza, dorosłych, bezradność – dostrzegane przez młodych skostnienie systemów kształcenia, które wymuszają decyzje trudne (zmiana kierunku kształcenia) zamiast gwarantować elastyczność kształcenia dostosowanego do studenta. Równie optymistycznym jest, że ta sama maturzystka, która podkreślała stygmatyzujący charakter zmiany kierunku studiów, dodała, że błędem jest sugerowanie uczniom, że studia określą ich całe życie, ich horyzonty zawodowe. Bo te będą podlegać zmianie i do tego studia powinny ich przygotować.

Czytaj dalejUczelnie i przyszłość młodych. O pewnej bezradności

Rządowe reformy – wizje w Australii, ingerencje w Polsce.

Jak i po co reformować? Jakiś czas temu pisałem o zmianach, jakie proponują autorzy raportu poświęconego wyzwaniom, przed jakimi stanie społeczeństwo Australii. Zwracając uwagę na przełom technologiczny podkreślali związaną z tym konieczność intensyfikacji kształcenia obywateli. Opublikowane zalecenia dla rządu Australii postulują podniesienie poziomu kształcenia absolwentów szkół średnich do 55% ogółu. Powiązane są z tym inne zalecenia – zwiększenia nakładów na infrastrukturę przyjazną studentom, ułatwień dla studentów z rodzin mających problemy ekonomiczne, zwłaszcza w zakresie spłat kredytów studenckich przeznaczanych na obowiązkowe czesne, wreszcie dynamicznego wzrostu nakładów na badania rozdzielane w systemie konkursowym oraz na badania mające bezpośrednie przełożenie na gospodarkę kraju. Zaleceń jest wiele, odzew rządu wydaje się znajomy. Wskazuje się na ich kosztowność, podkreśla perspektywę co najmniej 20 lat ich wdrażania, wreszcie obiecuje rozpatrzeć zalecenia najmniej kosztochłonne. Czyli – nihil novi.

Uderzające jest przekonanie, że należy wzmacniać stopień skolaryzacji społeczeństwa poprzez zwiększanie liczby studiujących. Mamy za sobą to doświadczenie, które spowodowało od lat 90. XX w. rewolucyjny wzrost liczby studiujących. Tuż po upadku PRLu mieliśmy w Polsce około 400.000 studiujących rocznie. W rekordowym roku 2005/2006 było ich blisko 2 mlny (1 956 800)! Nawet dziś, gdy system mierzy się z kryzysem demograficznym wynikającym z niemal stale spadającej liczby urodzeń w toku XXI w., studentów jest 1,2 mlna. W ogóle populacji Polaków odsetek osób z wyższym wykształceniem wzrósł z około 7% w czasach PRL do ponad 20% w chwili obecnej. Standardowo wiąże się z tym krytyczne uwagi o poziomie studiujących, dużo niższym niż w czasach przed umasowieniem studiów. Podkreśla się również obniżenie samego poziomu nauczania. Co zakrawa na ironię w czasach, gdy dostęp do informacji naukowej jest łatwy jak nigdy dotąd. Mniej jeszcze uwagi poświęca się jakości kadry akademickiej – siłą rzeczy dużo liczniejszej niż w czasach II RP czy PRLu. Jej aktywność naukowa wygląda imponująco według wskaźników ministerialnych punktów. Ale słabo przekłada się na innowacyjność gospodarki, otwartość i racjonalizm społeczeństwa, czy wreszcie udział w międzynarodowym dyskursie naukowym inny niż finansowanie wydawnictw.

Czytaj dalejRządowe reformy – wizje w Australii, ingerencje w Polsce.