Koniec i początek – nie bójmy się przyszłości

Rok szkolny skończony, powoli na uczelniach kończymy sesję egzaminacyjną i obrony prac dyplomowych. A ja nie mogę przestać myśleć: dla kogo jest edukacja? I ta podstawowa i średnia, i ta wyższa. Z jednej strony chciałoby się powiedzieć – kontrkulturowo – dla dzieci i młodzieży, dla kształcących się, nie dla rodziców, mniej jeszcze dla polityków. I kiedyś podpisałbym się obiema rękami pod tym spojrzeniem. Ale dziś musiałbym dodać 'dla dzieci, dla kształcących się i dla otaczającego ich społeczeństwa’. I tylko dlatego także dla polityków i także dla rodziców. Mój, rodzica, lęk powoduje, że kształcenie chciałbym zamienić w przygotowanie moich dzieci do bezpiecznego życia w świecie, który dziś budzi nie raz moje przerażenie. Ale to złudzenie, które tylko je skrzywdzi. Bo one, tak jak ja, będą musiały ukształtować siebie przez swoje wybory i swoje doświadczenia. Skaleczą się i upadną, ale moim i edukacji zadaniem powinno być danie im siły, by mogły wstać, otrzepać się, rany zaleczyć i iść dalej – tam, gdzie ulokują cel swojego życia. Prawdziwym sukcesem byłoby, gdyby ten cel był zgodny z nadrzędnymi, złotymi wartościami humanistycznymi – troską o innych, otwartością, dążeniem do prawdy.

Czytaj dalejKoniec i początek – nie bójmy się przyszłości

We don’t need no education?

Ufffff gorąco. Wiele rzeczy mniej lub bardziej dziwnych dzieje się wokół nas. Ale dzisiaj chciałbym kilka słów skreślić o… ekosystemie. W zasadzie – o myśleniu rozszerzającym, sieciującym różne elementy tego, co staramy się analitycznie szatkować i traktować odrębnie. Obie aktywności – analiza i synteza – są ważne, ale mam wrażenie, że w sferze publicznej i niestety w edukacji zaczyna bezwzględnie dominować spojrzenie krótkookresowe, wysoko wartościujące wydzielanie sektorów i podsektorów i skupianie na nich działań bez refleksji nad całością. Toczy się właśnie rekrutacja na studia, a mnie gniecie refleksja i troska o to, jak wprowadzić nowych studentów w nowy sposób uczenia się. I jak przekonać całą naszą wspólnotę uniwersytecką, by zaczęła jeszcze aktywniej angażować się w kreatywny sposób myślenia o edukacji. Infosfera w której żyjemy, to morze informacji otaczające nas każdego dnia, przeszła radykalną przemianę w ciągu ostatnich dwóch dekad. Globalna sieć dała nam dostęp do informacji z całego świata na wyciągnięcie ręki, poprzez 'jeden klik’. Można poznawać najnowsze osiągnięcia ludzkości bez pośrednictwa kogokolwiek – jeśli jest się odpowiednio przygotowanym. Można poznawać świat, zjawiska społeczne i polityczne, bez pośrednictwa komentatorów. Jeśli zna się zasady krytyki komunikatów, umie się odsiewać ziarna od plew. Wreszcie, można kreować, tworzyć. Inwestując niewielkie środki można pokazywać całemu światu owoce swojego zaangażowania w pracę nad konkretnymi projektami. Rozwijać, popularyzować działania i myśli, które są dla nas ważne i którymi chcemy 'zarazić’ innych. Rewolucja cyfrowa nie jest modnym pojęciem, lecz realnym zjawiskiem pobudzającym kreatywne, twórcze – ale czasami też destrukcyjne umiejętności człowieka. Epidemia w sposób nieprzewidywalny wzmocniła oddziaływanie wolnego dostępu do informacji na realne życie członków społeczności politycznych tu i teraz. Nie byliśmy na to przygotowani jako społeczeństwo, ale także jako akademia. Uczyliśmy się w biegu – ale czy rzeczy najważniejszych?

Czytaj dalejWe don’t need no education?

Szacunek dla nauki?

Paradoksy. Zjawiska na pierwszy rzut oka sprzeczne z logiką próbującą wywieść ich istnienie z otoczenia, z poprzedzającego je stanu. Niezrozumiałe, ale istniejące na przekór naszej wiedzy i oczekiwaniom. W weekendowym wydaniu względnie poczytnego, papierowego wydania jednego z ogólnopolskich dzienników pada pytanie: dlaczego ludzie deklarują zaufanie do naukowców i nauki, ale pomimo apeli badaczy nie ufają procesowi szczepień? Pomijając niewielką grupę tych, którzy negowali wartość szczepień przed epidemią, autor zwraca uwagę, że szczepień nie kojarzy się w pełni z nauką, ale coraz częściej przede wszystkim z wielkimi koncernami farmaceutycznymi czy z propagandą państwa, które – rzekomo – poprzez szczepienia chce także ograniczać naszą wolność. Od siebie dodałbym, że ogromnie szkodliwe są wypowiedzi osób, które teoretycznie mają wiedzę i stanowisko równe ekspertom – naukowcom i opierając się na dość ogólnych przesłankach, a czasami, niestety, braku wiedzy głoszą sądy sprzeczne z wynikami badań, czasami po prostu niczym niepotwierdzone. W rezultacie u odbiorcy nieprzygotowanego do krytycznej analizy komunikatów tworzy się wizja dwóch równych sobie, sprzecznych ze sobą narracji. A gdy dodatkowo spojrzymy na niski wskaźnik zakażeń, bezpieczniejsze wydaje się niepodjęcie akcji, niż narażanie się na szczepienia. Zwłaszcza, że te jednak wiążą się w większości przypadków z dyskomfortem, czasami dość znacznym (dzień – dwa podwyższona temperatura, w niektórych przypadkach wysoko, czasami mdłości i słabość). Teoretyczne i pryncypialne zaufanie do nauki nagle ustępuje przed zamętem informacyjnym, brakiem wiarygodności komunikacji publicznej, naturalnym odruchem szukania krótkookresowego zysku i niechęcią do odraczania nagrody. Czemu o tym piszę? Bo, po pierwsze, ten stan jest świetną diagnozą naszego, ludzi akademii, wpływu na społeczeństwo. Po drugie, z tej diagnozy powinny wypływać wnioski dotyczące naszych działań w tymże społeczeństwie. Po trzecie, te działania dotyczą także nas samych i nie mogą się ograniczać do kwestii pandemii.

Czytaj dalejSzacunek dla nauki?

Obywatelskość jako wartość i szansa dla uniwersytetu

Co roku 4 czerwca w Zakładzie Narodowym im Ossolińskich we Wrocławiu wręczana jest Nagroda Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Ustanowiona w 2004 r. przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego oraz Kolegium Europy Wschodniej, miasto Wrocław, Uniwersytet Wrocławski i Zakład Narodowy im. Ossolińskich jest przyznawana tym, których działania promują i wspierają ideę państwa jako dobra wspólnego. Warto to mocno podkreślić –  nie jest to nagroda ukierunkowana politycznie w kontekście naszych, polskich sporów. Z założenia miała skupiać się na wartości, jaką jest obywatelskość, jej wspieraniu i szerzeniu w zróżnicowanych środowiskach. Nie przypadkiem w kuratorium nie ma czynnych polityków, są osoby wybrane przez Fundatora, a także reprezentujące podmioty samorządowy (miasto Wrocław), kulturalny (Ossolineum), naukowy (Uniwersytet Wrocławski) i prowadzący szeroko rozumianą działalność społeczno-edukacyjną (Instytut Europy Wschodniej). Tegoroczny wybór jako laureatek trzech działaczek o demokratyzację życia politycznego i społecznego Białorusi, Swiatłany Cichanouskiej, Maryji Kalesnikawej i Wołhy Kawalkowej dokonał się na długo przed ostatnimi działaniami prezydenta Białorusi. Nie był podyktowany bieżącymi interesami, lecz przekonaniem o wadze wartości, dla których laureatki poświęcają swoje życie. W swoich przemówieniach obecne we Wrocławiu – poza Maryją Kalesnikawą, która przebywa w więzieniu w Mińsku i była reprezentowana przez siostrę, Tatsianę Khomich – laureatki pokazały głęboko indywidualne podejście do swojej działalności. Swiatłana Cichanouska, przez wielu Białorusinów uważana za zwyciężczynię wyborów prezydenckich, podkreślała znaczenie działań międzynarodowych, w tym sankcji skierowanych przeciw rządowi Łukaszenki, dla wolności Białorusi. Tatsiana Khomich mówiła o wadze świadectw poszczególnych uwięzionych i znaczeniu, jakie dla nich  ma wsparcie otrzymywane od swoich rodaków, ale też całego świata. Wreszcie Wołha Kawalkowa zwracała uwagę, że dążenie do przywrócenia demokracji na Białorusi powinno być widziane w kontekście szerszym, zagrożenia dla wolności obywatelskich na całym świecie, także w Stanach Zjednoczonych i Europie.

Czytaj dalejObywatelskość jako wartość i szansa dla uniwersytetu

Nauka i szkolnictwo wyższe w Polsce – stan zadziwienia

W ubiegłą sobotę, 29 maja, miało miejsce pierwsze w tym roku posiedzenie plenarne Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP). To największa organizacja reprezentująca uczelnie wyższe w Polsce. Ze względu na liczbę członków zgromadzenie plenarne zbiera się rzadko, większość kwestii bieżących jest dyskutowana przez prezydium, które w imieniu KRASP wydaje odpowiednie stanowiska. Tym większe znaczenie symboliczne spotkania ogólnego, w trakcie którego mogą zostać uchwalone różnego rodzaju stanowiska, apele, uchwały. To głos już nie wąskiego grona reprezentantów, ale szerokiego środowiska całego sektora nauki w Polsce. A że czasy niespokojne dla nauki, z tym większą uwagą obserwowałem obrady. Znamienne, że nie pojawił się na nich minister edukacji i nauki. Pomimo, że w programie znalazł się punkt dotyczący proponowanych zmian w ustawie PoSzWiN, żaden reprezentant ministerstwa nie odniósł się do proponowanych i opiniowanych przez KRASP zmian. Ministerstwo reprezentował wiceminister – przed połączeniem ministerstw MNiSW oraz MEN minister nauki – Wojciech Murdzek, odpowiadający między innymi za inicjatywę IDUB. W krótkim wystąpieniu zapewnił o dobrej woli ministerstwa i możliwościach, jakie otworzą przed nami nowe środki w ramach Krajowego Programu Odbudowy i Nowego / Polskiego Ładu, zwłaszcza dla szkół medycznych i powiązanych z medycyną badań. Niestety, nie mógł nam powiedzieć, jak będzie wyglądało finansowanie nauki w bieżącym i kolejnym roku. Nie wspomniał o inicjatywie IDUB i nierównoprawnym potraktowaniu uczelni badawczych przy przyznawaniu subwencji. O perspektywach i możliwościach współpracy nauki z biznesem mówił też dr hab. Robert Tomanek, wiceminister w Ministerstwie Rozwoju, Pracy i Technologii. Wskazywał na konieczność tworzenia ciał zapośredniczających taką współpracę, dostosowanie kształcenia do potrzeb gospodarki, rozwijania kształcenia zdalnego jako dającego możliwość kształcenia większej liczby studentów, w tym spoza Polski. W tych głosach – generalnie słusznych, ale przypominających wiele innych wystąpień z ubiegłych lat – boleśnie brakowało zapowiedzi konkretnych działań umiejscawiających naukę w wizji rozwoju Polski. Odpowiedź ogólna jest dobrze znana – nauka powinna brać udział w każdym z działań obecnych w zapowiedziach rządowych dotyczących naszej przyszłości. W praktyce jednak oznacza to, że udział nauki w życiu kraju w zasadzie zależy od przypadku, lobbingu, dobrego/złego humoru decydentów. Pisałem już o tym wcześniej i, niestety, te wypowiedzi tylko potwierdziły moje obawy: nauka nie jest postrzegana jako źródło zmian, koło napędowe modernizacji Polski, ale nawet nie jako istotny element wsparcia naszych modernizacyjnych ambicji. Nie chodzi nawet o to, że jest niechętnie postrzegana przez rząd. Jej po prostu nie ma w horyzoncie osób mających kształtować naszą przyszłość. W tej wizji nauka jest potrzebna do łatania potrzeb dziś (medycyna, nieokreślone innowacje, na które zapotrzebowanie zgłosi biznes), ale poza tym, co na chwilę bieżącą, w skrajnie pragmatycznym wydaniu – nie jest ani potrzebna, ani dostrzegana.

Czytaj dalejNauka i szkolnictwo wyższe w Polsce – stan zadziwienia

Musimy wracać – dla siebie teraz i społeczeństwa w przyszłości

Dlaczego jest tak ważne, żebyśmy wracali krok za krokiem do normalnego trybu pracy, w tym do normalnego trybu prowadzenia zajęć dydaktycznych? Banalne pytanie? Nie do końca. Im bliżej powrotu, tym więcej odzywa się głosów, że może jednak nie trzeba? Że przecież sporo się w trakcie pandemii nauczyliśmy i nie można tego zmarnować. Wreszcie, że praca zdalna pozwala pracownikom przebywać z rodzinami, a jednocześnie produktywnie wypełniać swoje obowiązki. W zasadzie zgadzam się z tym, że okres pandemii pomógł nam zdobyć wiele nowych umiejętności. Z pewnością warto z nich skorzystać w pracy administracyjnej, naukowej i dydaktycznej. Umiejętność organizowania zdalnych spotkań z pewnością pomoże nam utrzymywać mniejszym kosztem niż przed epidemią częstsze kontakty z naszymi partnerami naukowymi, ale też współpracownikami w innych zakresach naszej działalności. Czy jednak chcemy poprzestać na takich kontaktach? Idźmy dalej – czy uważamy, że zawiązując i podtrzymując relacje z pomocą środków komunikacji zdalnej jesteśmy w stanie wykreować silne i głębokie nowe więzi z partnerami naszych działań? Mam spore wątpliwości. Pisałem już o tym wcześniej – nie potrafię 'czytać’ człowieka widząc go na ekranie i słysząc jego głos w ramach wąsko określonego celem spotkania. Żeby komuś zaufać potrzebuję z nim porozmawiać w różnych sytuacjach, odczytując większą gamę jego zachowań niż oferują nam spotkania zdalne. Wreszcie, nie do przecenienia dla mnie jest możliwość uczenia się poprzez przebywanie z kimś, błyskawiczny kontakt wynikający z towarzyszenia w świecie rzeczywistym. Relacja tu i teraz z różnorodną grupą daje mi wreszcie szansę odczytania siebie i kształtowania moich umiejętności interpersonalnych. Jeśli sądzimy, że to wszystko da się zrealizować z pomocą zdalnych kontaktów, to czy jesteśmy skłonni ograniczyć nasze kontakty z rodziną i przyjaciółmi do pogawędek z pomocą kamery komputera?

Te same argumenty można odnieść do dydaktyki. Nie chciałbym przywoływać przykładu studiów z dyscyplin eksperymentalnych, bo jest on oczywisty. Najczęściej natomiast pojawia się zapytanie o możliwość zdalnego kształcenia w przypadku studiów humanistycznych i społecznych. Warto zadać sobie pytanie, co jest celem takich studiów? Jeśli przekazanie słowem skończonego kwantum treści, nie podlegających dyskusji, a wymagających zapamiętania i odtworzenia w wymaganym porządku – to pewnie możliwe jest przeprowadzenie takich studiów w formie zdalnej. Pytanie tylko, czy będą to studia? Czy są to raczej kursy zawodowe? Różnica jest zasadnicza. Studia mają poszerzać horyzonty i rozwijać studentów poprzez wykształcenie w nich ciekawości i kreatywności w obrębie wybranych dyscyplin, krytycyzmu i umiejętności poznawania z wykorzystaniem metody naukowej. Tu nie ma miejsce na prezentowanie uporządkowanych zestawów wiedzy bez możliwości zadawania pytań, pobudzania dyskusji, wymieniania się opiniami i prezentowania ich publicznie tak, by przekonać zgromadzonych. Studia humanistyczne i społeczne są ukierunkowane na kształtowanie umiejętności społecznych, na budowanie człowieka gotowego do rozwijania społeczności, współpracowania z nią, budowania jej w oparciu o racjonalne podejście do świata. Jeżeli tego wszystkiego chcemy nauczyć zdalnie, to rezultatem takiej aktywności będzie wykształcenie osób o sporych zasobach wiedzy, ale w większości przypadków pozbawionych umiejętności jej elastycznego zastosowania w zmieniających się kontekstach społecznych.

Wreszcie, studia to dla studentów okres budowania siebie i swoich sieci społecznych poza salami uczelni. To jeden z rytuałów przejścia, który pozwala wykształcić nie tylko samodzielność, ale też otwartość na zmiany, gotowość do poznawania świata, wreszcie – last but not least – odnoszenia sukcesów i ponoszenia porażek w świecie relacji ludzkich. Tak, to może mieć miejsce także przy kształceniu zdalnym, ale różnica jest zasadnicza – dojrzewanie społeczne studentów będzie oddzielone wyraźnie od dojrzewania intelektualnego. Ta druga sfera zostanie zawężona do czysto narzędziowego, utylitarnego charakteru. Obecność studentów w uczelniach, budowanie ich relacji w kontekście uczelni daje szansę na wykształcenie wśród nich odruchu prowadzenia racjonalnego dyskursu, dzielenia się wiedzą, budowania wspólnoty celu poznawczego. Bez spotkań po zajęciach w grupie studenckiej, ale też bez spotykania się ze studentami innych kierunków i uczelni ta część formowania się nawyków – i więzi pokoleniowych! – zostanie utracona.

Nie jestem zgryźliwym tetrykiem i doceniam możliwości, jakie daje komunikacja zdalna. Wiele ciekawych projektów studenckich będzie można prowadzić z wykorzystaniem narzędzi zdalnego komunikowania się. Ale jeśli myślimy o wysokiej jakości, wieloaspektowym kształceniu współobywateli, to edukacja zdalna nie zastąpi w żadnym wypadku kontakty bezpośredniego. I wygoda zarówno części studentów, jak wykładowców, nie może tego przesłonić.

I sprawozdanie:

  • wtorek, ostatnia runda rozmów z dziekanami o bilansach wydziałów. Wskazujemy na znaczenie studiów podyplomowych i kursów jako praktycznych alternatyw dla studiów wieloletnich, podkreślamy konieczność poszukiwania źródeł finansowania w ramach grantów nie tylko krajowych, ale też zagranicznych agencji. Akcentujemy stale i przy każdej okazji – studia zaoczne są ciekawą formą uzupełniania oferty dydaktycznej, ale muszą być zbilansowane finansowo;
  • spotkanie Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich, w zasadzie bez większych kontrowersji przyjęliśmy stanowisko w sprawie poprawek do ustawy Prawo o Szkolnictwie Wyższym i Nauce, rekomendując odrzucenie w całości tzw. pakietu wolnościowego i wskazując konieczność wprowadzenia daleko idących poprawek do zapisów o tzw akademiach praktycznych. Czy to coś da? Trudno powiedzieć, ale, co zawsze powtarzam, jeśli boimy się zabrać głos, na pewno zadecydują za nas inni;
  • spotkanie z nowym prezesem Wydawnictwa Uniwersyteckiego, p. Marcinem Hamkało, omówienie sytuacji spółki i działań z tym związanych. Wspólnie uważamy, że marka Wydawnictwa musi zostać wzmocniona, rozszerzony dostęp do publikacji, a jednocześnie że muszą zostać wypracowane lepsze sposoby komunikowania oferty Wydawnictwa dla naszych pracowników. Działamy!;
  • w środę posiedzenie kolegium dziekańsko-rektorskiego, omówienie pierwszych obserwacji po spotkaniach w sprawie bilansu wydziałów, uzgodnienia dotyczące konieczności redukcji naboru do Szkoły Doktorskiej wobec braku zwiększenia dofinansowania Uniwersytetu przez MEiN, relacja dotycząca prac Komitetu Sterującego IDUB i zapowiedź kolejnych konkursów;
  • czwartek, spotkanie z kierownictwem Biura Zamówień Publicznych, kolejna wersja instrukcji postępowań zakupowych i regulaminu, upraszczamy zapisy tak, by krok po krok można było realizować procedury bez szczegółowej wiedzy prawniczej;
  • spotkanie z autorami ekspertyz architektonicznych i specjalistycznych badań dotyczących zabytkowych elementów budynku przy Szewskiej 49 odsłoniętych w trakcie prac przygotowawczych do remontu. Pomijając rewelacje, które muszą czekać na swoje opublikowanie przez badaczy, odnotujmy, że między innymi zachowały się na wysokości 2 piętra niemal w nienaruszonym stanie późnogotyckie mury budynku. Piękne, XV-wieczne ściany będą ozdobą przyszłego budynku Instytutu Historycznego;
  • w piątek spotkanie KRUWiO, omawialiśmy kwestię szczepień studentów, przygotowań do powrotu do kształcenia stacjonarnego, ale też perspektywy współpracy uczelni Wrocławia i Opola w nadchodzącym roku akademickim. I kolejne spotkanie ogłoszono już w trybie stacjonarnym!

Mam nadzieję, że już od października będziemy widzieć się w murach naszego Uniwersytetu. Nic nie zastąpi współpracy i spotkań w świecie realnym.

Ceterum censeo – szczepić się trzeba!

Szczepimy, myślimy i patrzymy w przyszłość

Od czego zacząć? Uzgodnijmy to – najważniejsze, że przyszła wiosna i wbrew prognozom zamiast deszczu dziś pięknie świeciło słońce. Metaforycznie – budujące, bo mimo przewidywań człowieka wciąż możliwe są dobre chwile mimo najczarniejszych prognoz. Zacznijmy od pisma jednego ze związków zawodowych na naszym Uniwersytecie i reakcji dziennikarzy jednej z gazet. Pismo sygnowane przez przewodniczącego informuje mnie, jako rektora, że bliżej nieokreśleni zwierzchnicy bliżej nieokreślonych osób mieli naciskać, by wszyscy poddali się szczepieniom przeciwko wirusowi SARS-Cov_2, co jest niedopuszczalne, podobnie jak dyskryminacja poprzez pozyskiwanie wiedzy o szczepieniu lub jego braku u pracowników lub kandydatów na pracowników. Pan przewodniczący wyraża także nadzieję, że prawa pracowników nieszczepiących się nie będą naruszane. Pismo zasmuciło mnie o tyle, że oparte było nie o fakty, tylko bliżej nieokreślone pomówienia. Gorzej jednak, że pismo zostało upublicznione budząc emocje wśród odbiorców – a przecież u jego podstaw nie ma żadnego faktu. Nikt nikogo do niczego nie zmusza, nic mi nie wiadomo o niewłaściwym przetwarzaniu danych. Poinformowałem o tym oficjalnym pismem rzeczony związek. Po czym całą sprawę relacjonuje gazeta pod tytułem '”Solidarność” na Uniwersytecie Wrocławskim alarmuje o „naciskach przełożonych” ws. szczepień przeciw covid-19′. Tyle, że o naciskach nikt nie jest w stanie nic powiedzieć. Ale kilk jest? Jest. A to, że ktoś pod wpływem takiego tekstu może powiedzieć – nie, nie szczepię się, bo nikt mi nie będzie mówił, co trzeba, a czego nie, nikt mnie nie zmusi? Kto weźmie za to odpowiedzialność? Redaktor? Autorzy tekstu? Ilu z czytelników tego listu i artykułu będzie dziś pamiętać, ile pracy włożyliśmy na Uniwersytecie w zabezpieczenie pracowników i studentów przed zakażeniami? I pomimo to, ilu z naszych koleżanek i kolegów ucierpiało w wyniku zakażeń zewnętrznych? Ci, którzy jak ja, przechorowali, pamiętają uczucie odchodzenia, bezgraniczną słabość i chodzenie na czworakach do łazienki, kaszel i duszność przez tygodnie nie pozwalającą szybciej chodzić, stałe chodzenie z inhalatorem w kieszeni i lękiem w sercu po wielu tygodniach od ozdrowienia. A ci, którzy byli w szpitalu mogą opowiadać, czym jest lęk przed trafieniem pod respirator. Czy mam ciągnąć dalej, w stronę, która do dziś budzi smutek? Wymieniać nazwiska tych, których już nie spotkamy? Tak, nikogo nie zmuszamy do szczepień i wszelka dyskryminacja z tytułu szczepień jest niedopuszczalna. Tak, jestem zdania, że szczepienia przeciw wirusowi powinny być obowiązkowe. Ale, z żalem stwierdzam, nie są. Więc pozostaje mi tylko zachęcać, wspierać i robić wszystko, by moi koleżanki i koledzy, moi doktoranci i studenci byli bezpieczni w swoich domach, na wakacjach – i w murach Uniwersytetu – przyjąwszy szczepienie. Dlatego w Bibliotece Uniwersyteckiej szczepimy dzięki współpracy z Uniwersytetem Medycznym naszych wykładowców i pracowników administracji, ich rodziny, a od poniedziałku – naszych studentów. Jestem dumny z tych wszystkich, którym zawdzięczamy sprawność tej operacji i tych, którzy nie dają się zmanipulować i szczepiąc się troszczą się o zdrowie nie tylko swoich rodzin, ale też wszystkich wokół siebie. Dziękuję Wam. I powtórzę raz jeszcze – nikt nie jest przymuszany, ale każdy powinien myśleć o dobrze wspólnym.

Czytaj dalejSzczepimy, myślimy i patrzymy w przyszłość

Wartość nauki? Dziś to tylko nasz wybór

Człowiek jako jednostka i jako grupa żyje według wartości. Nie tych, które znajdziemy w wykazach filozofów i nauczycieli religii. Tych, które w danym momencie życia i historii są dla człowieka najważniejszymi celami, których osiągnięcia nie musi uzasadniać, bo są wartością same przez się. W danym momencie. Dla ludzi akademii wydawać by się mogło sprawa jest prosta – racjonalne poszukiwanie prawdy i propagowanie wyników tych działań to serce przysięgi doktorskiej. To jedyne uzasadnienie naszego funkcjonowania. Bo jeśli nie to, to nie ma sensu mówić o wolności akademickiej jako konstytuującej nas wartości. Bliżej prawdy jest mówić o użyteczności gospodarczo-politycznej, odrzucając ideę uniwersytetu na rzecz wizji szkół zawodowych, religijnych, ideologicznych. Dziś coraz wyraźniej wolność akademicka stała się terminem z nowomowy, a wspólnota akademicka oddaje pole wspólnocie utylitarnej, będącej prostym przedłużeniem zmieniających się idei krótkotrwałej władzy. A co najsmutniejsze – ilu osobom to przeszkadza?

Takie refleksje naszły mnie po przestudiowaniu komunikatu z dnia 28 kwietnia określającego wymiar subwencji dla podmiotów szkolnictwa wyższego w 2021 r. Dla osób nie znających systemu – tak, w maju dostajemy od Ministerstwa informację o naszym rocznym budżecie (subwencja). W teorii ta wartość powinna się zmieniać dostosowując do szeregu wskaźników określonych w dość skomplikowanym, ale czytelnie akcentującym znaczenie wartości badań i umiędzynarodowienia algorytmie. W praktyce od 2019 r. uczelnie dostają tę samą wysokość środków na swoją działalność, zmieniającą się jedynie o kwotę podwyżek wynagrodzenia. Tak jest też w tym roku. Wbrew temu, co napisano w oficjalnym uzasadnieniu do rozporządzenia, subwencja nie została podzielona według algorytmu, choć o tym mówi ustawa Prawo o Szkolnictwie Wyższym i Nauce. Metodą kopiuj – wklej przeniesiono wartości ustalone w 2020 r. (subwencja z 2019 r. powiększona o podwyżki). No i dobrze, może zabrakło pomysłu? Może osób, które umiałyby obsłużyć algorytm? W zamian, pomijając wszelkie skomplikowane działania, dodano środki mające pokryć koszty wypłat w ramach Pracowniczych Programów Kapitałowych oraz straty wynikające z trwania pandemii. Ich wielkość ustalono jako procentową wartość subwencji podstawowej. W tym przypadku autor komentarza do komunikatu zastosował się do starożytnej maksymy pszczół – jak mówić, żeby nie skłamać, a całej prawdy nie powiedzieć. Wskazał bowiem, że komunikat

gwarantuje podmiotom objętym podziałem algorytmicznym wzrost wysokości subwencji o 1,5% w porównaniu z rokiem ubiegłym, w warunkach porównywalnych

Czytając te słowa ktoś o skłonności do ufania organom państwa mógłby pomyśleć, że po prostu wszystkim uczelniom, instytutom PAN i PAU podniesiono subwencje o 1,5%. Otóż nie. Zagwarantowano im 1,5%, ale na tym folwarku są równi – i są równiejsi. Uczelnie, które w zamierzchłych czasach minionych koncepcji rozwoju nauki w Polsce zostały uznane za dające nadzieję na najszybszy rozwój najwyższej jakości badań naukowych i związanej z nią dydaktyki, laureaci konkursu Inicjatywa Doskonałości Uczelnia Badawcza, faktycznie, dostały zwiększenie w wysokości 1,49%. Ale już pozostałe świeckie, państwowe uczelnie akademickie dostały to zwiększenie w wysokości 3,5%. Pięć uczelni wyznaniowych otrzymało wspomniane zwiększenie w wysokości 3,6%. W takiej samej wysokości zwiększenie otrzymały wszystkie uczelnie zawodowe. Aż o 6,8% zwiększono dofinansowanie… prywatnych szkół wyższych. Tak, tych samych, które spokojnie zatrudniały naszych pracowników na drugich, trzecich i czwartych etatach nie płacąc ZUS, który my opłacaliśmy z naszych budżetów, za to za dużo wyższe wynagrodzenia z czesnego płaconego przez studiujących prywatnie studentów. Te same, które korzystają ze wszystkich przywilejów przedsiębiorstw prywatnych i braku jakichkolwiek ograniczeń dotykających sektor finansów publicznych. Taki sam procent zwiększenia otrzymały instytuty badawcze PAN. Pomimo, że nie prowadzą one akademików i nie posiadają rozbudowanej bazy dydaktycznej, na której utrzymanie nawet przed pandemią subwencja nie dostarczała wystarczających środków uniwersytetom.

Wartości bada się szukając celów, jakie przyświecają wyborom dokonywanym w kluczowych momentach, zwłaszcza w chwili podziału zasobów krytycznych dla istnienia danej grupy. Czytając pod tym kątem powyższy komunikat uważam, że przedstawiciele naszego Ministerstwa Nauki i Edukacji 1) nie cenią szkół wyższych jako ośrodków rozwijania nauki o międzynarodowym znaczeniu; 2) potrzebują możliwie szerokiego wsparcia ośrodków o regionalnym i lokalnym znaczeniu; 3) nad wyraz doceniają ośrodki wyznaniowe i szkoły prywatne. Dzieje się więc dokładnie to, czego obawialiśmy się obserwując zmianę punktacji czasopism, aktywność propagandową Ministra i wiceministrów, wreszcie konstruowanie KPO. Nauka staje się jeszcze jednym zakładnikiem wąsko rozumianej i krótkowzrocznej polityki, która skazuje Polskę na status peryferyjnego kraju na obrzeżach cywilizacji zachodnioeuropejskiej.

Nie chcę się z tym pogodzić. Uważam, że każdy, dla którego ważna jest przyszłość Polski i kultury polskiej, powinien walczyć o rozwijanie nauki w naszym nie do końca ceniącym racjonalność i prawdę kraju. Niezależnie od priorytetów ministerialnych musimy walczyć o zwiększenie naszych własnych przychodów z badań i dydaktyki. Optymalizować koszty chroniąc podstawowe procesy – rozwijania badań i nowoczesnej dydaktyki. Zacieśniać współpracę międzynarodową, jeśli nasz własny rząd nie chce wspierać polskiej nauki. Wierzę w potęgę ludzkiego rozumu, a przyszłość naszych studentów, naszych dzieci jest dla mnie dużo ważniejsza niż grymasy władzy.

No i rzecz jasna – sprawozdanie:

  •  wtorek i środa upłynął pod znakiem spotkań służących ocenie naszej sytuacji finansowej w kontekście mechanizmu przyznania subwencji i gwałtownie rosnących kosztów prowadzenia podstawowych operacji. Ścigają nas dramatyczne błędy popełnione w poprzednich latach, ale krok za krokiem stabilizujemy mechanizmy budżetowe. Na pewno będziemy dążyć do utrzymania należytego poziomu badań i dydaktyki, nie przewidujemy żadnych cięć po stronie zatrudnienia. Przeciwnie, szukamy talentów, które będą nas wspierać. Natomiast tak, będziemy optymalizować sposób zarządzania budżetem i funkcjonowania administracji Uniwersytetu. Krok za krokiem, bo wiosna musi przyjść 🙂
  • w środę kolejne spotkanie w ramach rozwijania naszych relacji z otoczeniem społecznym. Będziemy starali się rozwijać kształcenie naszych studentów z przedsiębiorczości, zarówno w oparciu o nasze własne pomysły (tu szczególnie ciekawe inicjatywy rektora Dariusza Adamskiego), jak i propozycje płynące od przedsiębiorców. W międzyczasie kolejne pomysły na współpracę z ZOO Wrocław już wkrótce zaowocują wspólnymi działaniami;
  • tego samego dnia spotkanie z pełnomocnikami ds równości (dr Łukasz Prus) i bezpieczeństwa (dr Karolina Kremens) w sprawie działań edukacyjnych na rzecz promowania kultury równości i uwrażliwiania tak pracowników, jak i studentów na podstawowe dla nas kwestie wzajemnego szacunku i tworzenia kultury włączającej na Uniwersytecie. To niełatwe zadanie, bo wiele zachowań i słów, które części z nas wydają się niewinne, może być odbierane jako krzywdzące i raniące. Warto sobie zdawać z tego sprawę i szanować siebie nawzajem, jako równo ważnych członków społeczeństwa zarówno w murach uczelni, jak i w każdym fragmencie przestrzeni publicznej. Wszędzie tam bowiem pracownicy i studenci Uniwersytetu Wrocławskiego zobowiązali się dbać o jego dobre imię – i tego będziemy zawsze wymagać;
  • czwartek to tradycyjne spotkanie z kierownictwem Biura Zamówień Publicznych – kolejny krok do przodu, jesteśmy blisko ostatecznego uzgodnienia jak zachować zgodność z ustawą PzP i nie zabić badań na Uniwersytecie;
  • w piątek z dr hab. Dorotą Nowak, prof. UWr, pełnomocnikiem ds realizacji projektu IDUB rozmawialiśmy o bieżących i przyszłych konkursach w ramach realizowania projektu uczelni badawczej. Otwarty został konkurs na dodatki dla pracowników prowadzących najwyższej jakości badania naukowe, za chwilę ruszą konkursy na wyjazdy do wiodących ośrodków naukowych i zapraszanie do nas najwybitniejszych badaczy zagranicznych. Stay tuned!

Idzie wiosna. Powtarzam to sobie uparcie. Kiedyś przyjdzie. Musi.

Majówka – Uniwersytet to współpraca, komunikacja i równość

Majowe triduum, tak ważne dla mnie jako obywatela, ale też członka uniwersyteckiej wspólnoty, bywa trudne. Scala święta, które dla młodszych są niezrozumiałe, dla starszych zideologizowane (1 maja), dla wszystkich niejasne i cokolwiek dziwne (2 maja), wreszcie ważne, ale kłopotliwe dla rządzących i rządzonych, bo ideologizowane dla chwilowych potrzeb (3 maja). W rezultacie bardzo często odczuwamy je tylko jako dodatkowe trzy dni wolne – i co najwyżej złości nas zła pogoda. A przecież 1 maja to dzień walki o prawa pracownicze, to święto pracy, która jak niewiele innych naszych aktywności jest wspólnotowa, jest naszym darem i wkładem w życie społeczności. Dlatego jeśli praca ma budować, musi być realizowana w sprawiedliwych warunkach – dla pracowników i pracodawców, przy czym ci pierwsi są objęci szczególną ochroną jako strona słabsza w relacjach. To nie jest marksizm, to zwykły zdrowy rozsądek chroniący przed gwałtownymi ruchami rozrywającymi struktury społeczne. Nowowprowadzony Dzień Flagi – choć to święto trochę 'z konieczności’, by wypełnić lukę między 1 a 3 maja – dla mnie jest symbolem wspólnotowej komunikacji. Symboli, które łączą i pozwalają wzmacniać wspólnotę obywatelską w jej autoidentyfikacji. Wreszcie 3 maja to dzień wspólnych i równych praw, ale jednocześnie tęsknoty za budowaniem społeczeństwa nowoczesnego, rozwijającego się w zgodzie z wartościami racjonalistycznej, a przecież szanującej tradycję lokalną kultury Europy. W tych trzech odsłonach pojawia się kwintesencja bycia razem w Europie – współpracy dla siebie nawzajem, komunikacji klarownej i wszystkich wzmacniającej, wreszcie zgody na równość szans dla wszystkich, którzy pragną tworzyć wspólnotę z poszanowaniem jej kultury, ale w ścisłej łączności z europejskimi wartościami.

Mutatis mutandis ten sam zestaw znaczeń i wartości mógłbym odnieść do funkcjonowania wspólnoty akademickiej. To nie są łatwe dla niej czasy. Pandemia bardzo mocno nadwyrężyła więzi nie tylko studentów z Uniwersytetem. Także dla wielu pracowników, z których część od marca 2020 r. albo w ogóle, albo zupełnie sporadycznie była w budynkach uczelni, ich miejsce pracy jawi się niejasno. Relacje nawiązywane niegdyś naturalnie, teraz nierzadko wydają się zbędne. Tragicznym dla mnie sygnałem były pytania ze strony władz jednego z wydziałów, czy po powrocie do trybu stacjonarnego będzie można nadal w całości prowadzić dydaktykę zdalnie. Chciałbym powiedzieć to głośno – nie ma Uniwersytetu bez bycia razem w świecie rzeczywistym. Bez dyskusji ze studentami w salach wykładowych i laboratoriach. Bez spotkań pobudzających do wymiany poglądów na forum i po zamknięciu oficjalnych wykładów. Uniwersytet jako wspólnota żyje dzięki relacjom ludzkim, których żadne narzędzie do komunikacji zdalnej nie jest w stanie zapewnić. Cyfrowe pakiety informacji mogą nas wspierać, ale nie zastąpią życia razem. Paradoksalnie, nie zapewnią też dobrej wymiany informacji. Wiele nieporozumień, niejasności, podejrzeń, plotek i przeinaczeń rodzi się z prostego faktu – braku 'czytania’ człowieka w jego pełnym wymiarze. Żaden obraz i przekaz dźwięku tego nie zastąpi. Zaufanie, ten żelazny fundament współpracy zespołowej, nie powstanie na gruncie spotkań on-line. Nie dziś i zapewne nie jutro.

Naszym zadaniem jest dawać świadectwo, że wspólnotowość – universitas – jest wartością dla nas centralną. Że umiemy razem, zgodnie i dla przyjętych celów nadrzędnych pracować, jasno komunikując się ze sobą i traktując siebie nawzajem bez elementów wykluczania. To są centralne wartości wspólnoty uniwersyteckiej, których użyteczność możemy pokazać otaczającemu nas społeczeństwu. Bo choć nauka jest działalnością niesłychanie konkurencyjną i bezlitosną dla nas wszystkich – bo tu szybko odnajdujemy swoje niedoskonałości, z którymi musimy stale walczyć dla realizacji siebie – to jednocześnie wymusza akceptację wspólnotowości. Nikt z nas, jeśli uczciwie działa dla prawdy, nie prowadzi badań dla siebie lub wąskiej grupy, nawet nie dla swoich współobywateli. Badamy i publikujemy z nadzieją na wniesienie czegoś do sumy wiedzy całej ludzkości. I doskonale wiemy, jaką wartością jest równe traktowanie wszystkich biorących udział w tej aktywności. Jak wiele zależy od komunikowania się na skalę światową. I jak trudno nam przebić barierę obojętności wobec nauki, jeśli nie stoi za nami autorytet światowej akademii wyrastający z rzetelnej pracy dla ogółu. Uniwersytet to współpraca, komunikacja i równość tworzące jednocześnie wspólnotę w skali mikro – każdej uczelni i makro: światowej akademii.

A ponieważ nie przepadam za hucznymi i dostojnymi fetami – choć rozumiem ich sens, gdy są wyjątkowe – tę majówkę spędziłem z rodziną. I bardzo to sobie cenię. Bo to wspólnota najbliższa memu sercu. W przenikaniu się tych wspólnot i mojego w nich uczestnictwa widzę sens mojego miejsca w świecie. Razem jesteśmy silni, razem przekazujemy wagę naszych wartości. Tego życzę u schyłku tegorocznej majówki mojemu Uniwersytetowi.

No i oczywiście krótkie sprawozdanie

  • w poniedziałek udział w panelu konferencji organizowanej przez Fundację Perspektywy i Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu a poświęconej nauczaniu on-line i jego perspektywom. Bez wątpienia formy zdalne nauczania pozostaną z nami wspomagając nasze zasadnicze, realizowane w budynkach uczelni operacje. Pandemia wymusiła podniesienie przez wykładowców ich kompetencji cyfrowych, ale pokazała też zarówno wspaniałe możliwości, jak i ograniczenia współczesnych technologii. Z obu musimy zdawać sobie sprawę, by zadbać o przyszłość naszych studentów;
  • we wtorek rozmowa z dyrektorem jednego z instytutów w sprawie absurdalnej i potwierdzającej kłopoty z kulturą czasów zdalnej komunikacji. Uniwersytet nie planuje likwidować studiów zaocznych. Powtórzę to jeszcze raz – nie, nie zamierzamy zamykać studiów zaocznych. Uniwersytet musi uporządkować ich finansowanie, bo w poprzedniej kadencji doszło do wykorzystywania znacznych kwot środków subwencyjnych do ich finansowania. Tymczasem studia zaoczne muszą być finansowane wyłącznie i w całości z środków pochodzących z wpłat studentów. Po spełnieniu tych warunków i wprowadzeniu odpowiednich zapisów do planu finansowego wydziałów na bieżący rok – ale tylko wówczas – wydziały otrzymują 69% wpływów z czesnego na pokrycie kosztów prowadzenia studiów i celów specyficznych dla wspólnot wydziałowych realizujących te studia. Tu nie ma nic ukrytego. Natomiast skutkiem opóźnień w pracach nad planami i prostowaniem błędów opóźnia się zgoda na wydatkowanie tych środków. Bo nie sposób zgodzić się na wypłaty milionów złotych, które mogą po prostu nie mieć pokrycia w przychodach. Skutkiem takiej decyzji mogłoby być przenoszenie środków całego Uniwersytetu na pokrycie partykularnych płatności za niewłaściwie skalkulowane usługi. To naprawdę proste. Dlatego lepiej pytać niż opierać się na dalekich cytatach z 'głuchego telefonu’;
  • spotkanie z panem Przewodniczącym Samorządu Studenckiego, Patrykiem Korolko. Rozmawialiśmy o perspektywach dalszej współpracy po zakończeniu ograniczeń pandemicznych. Zgadzamy się, że kluczowe jest zapewnienie możliwości wzmocnienia relacji studenckich oraz studentów z Uniwersytetem po ich powrocie w październiku. Dotyczy to szczególnie, ale nie tylko pierwszego i drugiego roku studiów licencjackich i pięcioletnich. Ważnym punktem naszych rozmów było Centrum Aktywności Studentów i Doktorantów (CAS). Z rezerwy rektora sfinansowano prace nad projektem adaptacji 'stołówki’ za akademikiem Dwudziestolatka na siedzibę Centrum, ale jeśli nie uda się tych prac zakończyć na czas, mamy też pewne alternatywne lokalizacje tymczasowe. Ważne są pomysły, które pozwolą optymalnie CAS wykorzystać dla studentów;
  • spotkanie z dyrekcją Instytutu Historycznego w sprawie remontu budynku przy Szewskiej 49. W najstarszej jego części odkryto szereg cennych elementów architektonicznych, w tym więźbę dachową z belek datowanych nawet na XIV w. Wszystko to sprawia, że dotychczasowe plany remontu musza ulec zmianie. Niestety, znacznie wydłuży to prace przy tym zabytkowym budynku;
  • czwartek, kolejne spotkanie z kierownictwem Biura Zamówień Publicznych. Jesteśmy blisko przyjęcia Regulaminu Zamówień Publicznych, a przede wszystkim przewodnika po regulacjach wynikających z nowej ustawy. Wprowadzamy zmiany w wyniku dostosowywania zapisów ustawy do potrzeb prowadzenia badań. To trudny temat, ale widzę dobrą wolę i zaangażowanie wielu osób także poza Biurem i nie ustaję w swoim optymizmie (choć tak, sam też jako badacz jestem ofiarą nowej ustawy) – znajdziemy sposób, żeby racjonalnie funkcjonować w ramach nieracjonalnego prawa;
  • w piątek spotkanie w sprawie podsumowania wyników finansowych Uniwersytetu za ubiegły rok. Jeszcze chwila, zanim będziemy mogli pokazać pełny wynik (od razu dodam – jesteśmy na malutkim, ale jednak plusie) i jego uwarunkowania, w tym konsekwencje dla nas. Niestety, wciąż nie wiemy, jaka będzie wysokość subwencji dla Uniwersytetu w roku bieżącym. Obyśmy jak najszybciej mogli ją poznać i dostosować do niej nasze działania…

Majówka zaraz się skończy. Mam nadzieję, że wszyscy Państwo choć chwilę odpoczęli. Idziemy dalej, my – otwarty, wspólnotowy, racjonalny Uniwersytet.

 

 

Nauka jako autarkia?

Hiszpania wdraża w tym roku budżet, w którym wydatki na naukę wzrastają o 80%, a na uczelnie wyższe – o 70%. A to dopiero początek, bo nie ujęto w nim środków z europejskiego programu odbudowy. Budżet francuskiej Narodowej Agencji Badań (odpowiednik naszego NCN) wzrośnie do 2023… trzykrotnie. Holandia na dodatkowe – poza dotychczasowym – wsparcie szkolnictwa wyższego przeznacza 20 miliardów euro w ciągu pięciu lat. Czyli rocznie dodatkowo około 18-20 miliardów złotych na badania i szkolnictwo wyższe. Plus środki unijne. W planach większości krajów europejskich na zagospodarowanie środków z unijnego planu odbudowy nauka i szkolnictwo wyższe odgrywają bardzo ważną rolę i odpowiednie środki popłyną na ich dofinansowanie.

Jest coś głęboko przewrotnego w myśleniu o polskich uczelniach wyższych jako jednostkach autonomicznych w pełni i do końca, samowystarczalnych. Brzmi dobrze? No nie do końca. Zaryzykowałbym tezę, że takie myślenie jest wygodnym unikiem . Niekoniecznie świadomym, częściej wynikającym ze skupienia na swoim własnym, wąsko rozumianym otoczeniu. W tej postawie zawiera się rozumienie autonomii uczelni jako ich zdolności do poradzenia sobie z ich zadaniami w obrębie dotychczasowych środków i mechanizmów funkcjonowania. Rytualne już wezwania do współpracy z przemysłem, kształcenia specjalistów potrzebnych gospodarce niewiele oznaczają, bo nie idą za nimi żadne konkretne działania. Można wręcz odnieść wrażenie, że dla polityków polska nauka i edukacja nie mają znaczenia poza poziomem szkół średnich. Nie widzą korzyści w realnym inwestowaniu w kapitał wiedzy i w wysokokwalifikowanych pracowników. Rozwój postrzegają przez krótkookresowe korzyści gospodarcze. Do których pojawienia się – jak uważają – nauka w naszym kraju nie jest niezbędna. Pisałem już o tym w ubiegłym tygodniu. Wracam do tego, bo czytając o politykach względem nauki w krajach Unii nie mogę wyjść z zadziwienia – jaką Rzeczpospolita planują nam dziś nasi politycy? Czy naprawdę sądzą, że brak inwestowania w innowacje, wiedzę i edukację na poziomie uniwersyteckim w momencie, gdy zrobią to sąsiedzi, zapewni nam miejsce wśród czołowych gospodarek europejskich? Da nam i naszym potomkom szansę na zbudowanie nowoczesnego, w miarę zamożnego społeczeństwa?

Nauka to jest układ światowy – to relacje budujące bardzo konkurencyjny układ wzajemnej komunikacji, współzależności, prestiżu – i realnych osiągnięć. Francuzi narzekając na dewastowanie nauki narodowej jako potencjału kluczowego dla ich przyszłości zamierzają w nią inwestować. Holendrzy mówią o wiedzy jako jedynym narodowym zasobie naturalnym. Naszymi bezpośrednimi sąsiadami są Niemcy. Tylko w 2018 r., a więc przed dzisiejszymi zmianami faworyzującymi inwestycje w naukę, kraj wydawał na same badania (bez kosztów edukacji w szkolnictwie wyższym) 3,13 PKB, w sumie blisko 105 miliardów euro. Polska po zwiększeniu budżetu na naukę i szkolnictwo wyższe w 2020 r., łącznie z środkami z UE planowała wydać 31 mld zł (27 mld z środków krajowych). Patrząc na budżet naszego Uniwersytetu z tej kwoty na samą naukę mogło przypaść około 30-35%. Bądźmy optymistami – 50%, czyli 15,5 mld zł na badania w 2020 r. Pod względem liczby ludności Polska jest około 2,3 krotnie mniejszym krajem niż Niemcy. Żeby więc przestać tracić dystans, nie gonić przecież, do naszego sąsiada i jego potencjału naukowego powinniśmy wydawać przynajmniej proporcjonalnie zbliżoną kwotę. Aha, akurat na koszty badań niższego koszty utrzymania (realnie w dużych miastach niewiele niższe) mają wpływ marginalny. Zatem, wracając, w 2020 r. powinniśmy wydać na badania co najmniej… 45 miliardów – euro. Wydaliśmy – 4 miliardy euro. System, układ, sieć o charakterze światowym, jaką jest nauka powoduje, że nawet w takiej sytuacji finansowej nasza sytuacja była bliska beznadziei. Jaka będzie, gdy nasi partnerzy z UE mocno wesprą naukę, a my będziemy budować swój nowy ład bez nauki? O przepraszam – podobno mamy przeznaczyć 1-2 miliardy euro dla Sieci Łukasiewicz. Gratulacje.

Chciałbym być dobrze zrozumiany – pieniądze to nie wszystko. Ale jeśli ich nie mamy, to na co chcemy przeznaczyć te, które posiadamy? Naprawdę rozwój Akademii Praktycznych ma nam zapewnić stabilną pozycję wśród światowych gospodarek opartych na wiedzy? Kogo będziemy w nich kształcić – wykwalifikowanych robotników pracujących w fabrykach montujących technologie wyprodukowane i wdrożone poza Polską? Nauka ma – lub może mieć – swoje istotne miejsce w układzie, jakim jest gospodarka i życie społeczne. Przez dekady poza  licznymi słowami nie wyciągnięto z tego szerszych wniosków. Punktowe wsparcie z NCBiR służyło jakże często głównie biznesowi, który nijak jednak nie chciał się zmienić w innowacyjny i nowoczesny na skalę krajową. O relacjach nauki i życia społecznego mówiono raczej w kategoriach miłych dodatków z okazji rocznic i wizyt dostojników państwowych i samorządowych na uczelniach. Ale i nam nie udało się zinternalizować społecznej odpowiedzialności uczelni czy nauczania kompetencji społecznych. Nie jestem jednak malkontentem – wiele dobrego zostało zrobione w trakcie poprzednich kadencji ministerialnych w zakresie uświadamiania wybranych aspektów włączania uczelni w realia życia naszego kraju. Niestety, najczęściej niekonsekwentnie, chaotycznie i często hasłowo bardziej, niż systemowo. Tymczasem przed nami punkt zwrotny w funkcjonowaniu nauki i szkolnictwa wyższego w naszym kraju. Warto sięgać myślą dalej niż koniec tego roku i zastanowić się, skąd ma płynąć impuls do zmian po epidemii? Zmian, które mają uelastycznić gospodarkę, wprowadzić ją jako niezbędny składnik innowacyjnej i swoją wiedzą silnej i unikalnej gospodarki europejskiej. Jeśli tego myślenia zabraknie, oddali się perspektywa przekształcenia Polski w część Europy chronioną współpracą i współzależnościami z najważniejszymi centrami kontynentu. To także moment na zrozumienie wagi kształcenia w kulturze dla otwartości i elastyczności całego społeczeństwa. Bez tego utopimy się w sztucznie generowanych przez polityków i ideologów konfliktach nawet, jeżeli będziemy zamożniejsi niż dziś. Bez najwyższej jakości kształcenia humanistycznego jako składnika każdej ścieżki edukacyjnej nie doczekamy się społeczeństwa obywatelskiego.

I na koniec – także uniwersytet to system, układ i sieć. Jego siłą jest synergia płynąca ze współpracy i wzajemnego wsparcia dla osiągnięcia celów strategicznych. Tu, w mikroskali, widać wszystkie zasadnicze wady, a jednocześnie krótkookresowe korzyści z separowania się, tworzenia odrębnych mikroukładów zwalczających się dla własnej korzyści. Nie wierzę w takie społeczeństwo i w taką wspólnotę, której siły wyczerpują się w sporach i złych emocjach. STEM nie istnieje bez humanities, a nauki humanistyczne nie zapewnią same impulsu do rozwoju innowacyjnej gospodarki. Jeśli mamy być – jak bywało dawniej – wzorem, źródłem inspiracji dla naszego otoczenia, to warto spojrzeć na nas samych także z tej perspektywy.

Czas się obudzić. Bez inwestowania w naukę i edukację nasz kraj zacznie w najbliższych latach odpływać na dalekie peryferia europejskiej cywilizacji i kultury. Żadna ideologia nie może tego usprawiedliwić.

Wracajmy jednak do naszych realiów. Zatem – sprawozdanie:

  • w poniedziałek podpisaliśmy umowę o współpracy z prezesem wrocławskiego MPK, Krzysztofem Balawejderem. Nie jest to  – i mam nadzieję nie będzie – ogólnikowe porozumienie, ale zestaw konkretnych projektów, które wpłynęły od pracowników i studentów Uniwersytetu. Bo jesteśmy częścią naszej lokalnej, wrocławskiej wspólnoty i o nią chcemy dbać;
  • we wtorek ogłosiliśmy podpisanie umowy z Centrum Helmholtza w Dreźnie. To z jednej strony potwierdzenie naszego wkładu w Center for Advanced Systems Understanding w Goerlitz, ale też znaczące rozszerzenie zakresu współpracy naukowej. Bardzo się z tego cieszę i liczę na dalsze rozszerzanie naszej współpracy z Saksonią;
  • w środę posiedzenie Senatu Uniwersytetu Wrocławskiego. Między innymi uchwaliliśmy poprawki do regulaminu studiów, ale też wybraliśmy naszego przedstawiciela do Rady Kuratorów Zakładu Narodowego im. Ossolińskich – prof. Krzysztofa Ruchniewicza. Pierwsza z tych uchwał cieszy szczególnie, bo zapadła po długotrwałej, wytężonej współpracy Senackiej Komisji Nauczania i samorządu studenckiego, zgodnie pracujących dla usprawnienia warunków studiowania na uczelni;
  • w czwartek z władzami i pracownikami Wydziału Nauk o Ziemi i Ochronie Środowiska dyskutowaliśmy o formalizowaniu naszego zaangażowania w badania polarne. Mamy w tym zakresie w ostatnich latach duże osiągnięcia, a że obejmują one współpracę specjalistów z różnych dyscyplin, tym większa jest szansa, że przyniosą unikalne, rozpoznawalne w świecie rezultaty;
  • spotkanie z Radą Archiwalną, w trakcie którego dużo miejsca poświęciliśmy dyskusji nad perspektywami polepszenia infrastruktury naszego Archiwum Uniwersyteckiego. Najważniejszym wyzwaniem pozostaje jednak budowa systemu przechowywania dokumentacji cyfrowej i to ona musi być w centrum uwagi wszystkich zainteresowanych;
  • w piątek spotkanie z rektorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, prof. Mirosławem Kalinowskim. Bo trzeba rozmawiać, mimo świadomości głębokich różnic, a nawet – właśnie ze względu na nie. I nawet, jeśli one nie znikną.

Z natury jestem optymistą. Więc zakończę tak – nic nie zostało jeszcze tak zupełnie stracone. Wiele zależy od nas i jakości współpracy, na jaką się zdecydujemy w kraju, ale zwłaszcza z ośrodkami poza naszymi granicami. Nie mam wątpliwości, że dobre badania przetrwają i polscy naukowcy będą się nimi cieszyć. Ale chciałbym bardzo, by mogli to robić w Polsce i wspierać nimi swoje lokalne społeczności.