Dyskutujmy, szanujmy rozum

To będzie ciężka jesień. No dobrze, może lepiej napisać: wiele wskazuje, że to będzie trudna dla szkolnictwa wyższego jesień. Po pierwsze, ze względu na pandemię. Owszem, szczepienia przynoszą poprawę sytuacji – ale nie jest ona zasadnicza. Dokładnie rok temu średnia dzienna liczba zakażonych w ujęciu 7-dniowym wynosiła 669 osób, dziś to 564 osoby. Poprawa wynosi więc zaledwie nieco ponad 15% mniej przypadków. I to pomimo, że mamy dużą grupę osób, które już przechorowały co najmniej raz zakażenie wirusem, zaś w pełni wyszczepionych mamy ponad 50% mieszkańców kraju. Istotne jest, że zachorowania przebiegają spokojniej. Rok temu było średnio każdego dnia w ujęciu 7-dniowym 1960 hospitalizowanych, dziś 777, to samo porównanie w odniesieniu do zgonów to 14 przypadków w ubiegłym i 8 w tym roku (przy czym te liczby mało mnie przekonują biorąc pod uwagę niejasność kwalifikowania w statystykach zgonów z powodu zakażenia koronawirusem w ubiegłym roku). Obraz nie jest więc bardzo pocieszający – zakażeń jesienią będzie bardzo dużo. Obawiam się, że nawet jeśli przebieg choroby będzie spokojniejszy, to wprowadzenie kształcenia stacjonarnego spowoduje pojawienie się większej liczby ciężkich przypadków wśród pracowników i studentów niż w ubiegłym roku. Wzrastający poziom lęku wśród narażonych po raz pierwszy w tak dużym stopniu na ryzyko zakażenia i choroby, które wcześniej minimalizowało pozostawanie w domach w trakcie kolejnych fal epidemii, może łatwo spowodować wzrost napięć, niechęci i konfliktów. Zwłaszcza skierowanych przeciw zarządzającym uczelniami i ich jednostkami. Musimy być gotowi na daleko idące zmiany w modelu edukacyjnym – małe grupy, możliwa stabilizacja miejsca prowadzenia zajęć dla konkretnych grup w danym dniu, maseczki, dezynfekcja, wietrzenie – i szczepienia, szczepienia, szczepienia. To naprawdę ostatni dzwonek przed październikiem.

Jakby było nam mało pandemii, krytyczny charakter mogą mieć napięcia socjalne. Około 6-procentowa podwyżka uposażeń z roku ubiegłego została właśnie skonsumowana przez inflację. Nasze uposażenia zaczynają tracić wartość. Tymczasem wchodzimy w nowy etap czegoś, co nazywam cyklem oceny wartości zatrudnienia w szkolnictwie wyższym. Nasze wynagrodzenia co do reguły są niższe, niż dla osób o analogicznych kompetencjach i doświadczeniu w sektorze przedsiębiorstw, zwłaszcza prywatnych. Zazwyczaj dla wykładowców rekompensatą jest charakter pracy – kreatywność, rozwijanie pasji, możliwość uczestnictwa w dialogu z największymi centrami intelektualnymi w swojej dziedzinie. Inaczej jest w przypadku pracowników administracji, gdzie niematerialną zachętą może być prestiż i specyficzna kultura miejsca pracy, dodatkowe możliwości kształcenia się – ale przede wszystkim stabilność zatrudnienia. Ta ostatnia cecha ma decydujące znaczenie w chwili załamania lub wahnięć koniunktury gospodarczej – uczelnie rzadko zwalniają, troszczą się o swoich pracowników oferując niewygórowany, ale stały i pewny pakiet socjalny. Tyle, że taka zachęta traci na znaczeniu, gdy wartość wynagrodzenia – pamiętajmy, prawie zawsze niższego niż u sąsiada – relatywnie dalej spada, podczas gdy w przedsiębiorstwach szybko rośnie w związku z hossą. Logiczną konsekwencją jest nacisk na pracodawcę, spadek zaangażowania w wykonywane obowiązki, odpływ odważniejszych pracowników poza nasz sektor. A dalej – niepokoje socjalne, spadek wydajności pracy, wzrost konfliktów wynikający z walki o skąpe zasoby.

No właśnie – zasoby. Środki w ręku pracodawców – rektorów – nie rosną. Przeciwnie, wzrasta gwałtownie zapotrzebowanie na wydatki w związku z punktem pierwszym – walką z pandemią, a nie mamy żadnego systemowego rozwiązania gwarantującego rekompensaty z tego tytułu. Ba, podstawą naszego finansowania jest subwencja w wysokości tej z 2019 r. – jej wartość właśnie spadła o co najmniej 10% w związku z trzyletnią inflacją. Co najmniej, bo przecież finansujemy z niej te wydatki, których ceny będą rosły jeszcze szybciej, niż średnia inflacji – energia, usługi zewnętrzne, w tym budowlane… Dodajmy do tego, że szczególnie trudna jest sytuacja 10 uczelni IDUB, które nie dość, że dostają mniejsze wsparcie finansowego z MEiN niż inne uczelnie (warto ciągle powtarzać – z środków otrzymywanych w ramach konkursu IDUB finansujemy konkretne zadania ujęte w programie, rozwijamy badania, ale nie możemy płacić za wydatki podstawowe, związane z utrzymaniem uczelni), to jeszcze nie mogą rozwijać kształcenia komercyjnego, bo muszą dążyć do rygorystycznego wskaźnika studentów do pracowników na poziomie 10:1. A w tym samym czasie podnoszą jakość badań naukowych, ich międzynarodową widzialność, konkurencyjność w skali krajowej i międzynarodowej.

I ostatni element układanki – powrót do pracy i na studia osób, które od ponad roku funkcjonowały bardziej w obrębie świata cyfrowego, niż fizycznego. Które mają bardzo silnie wyrobione i jeszcze silniej wyrażane opinie. Którym Internet ułatwia nieskrępowaną ekspresję przekonań wzmacnianych emocjami. I które dodatkowo zostały sowicie obdarowane przez polityków i media przekonaniem, że warto być wyrazistym i należeć do jednego, konkretnego plemienia. Po to, by mieć rację, wsparcie i – zwalczać inne plemiona. Powtarzam to z uporem – w świecie rzeczywistym nie da się tak łatwo wykrzyczeć w twarz obelg, kłamstw i nienawiści. Trzeba się spotkać, poznać, podyskutować… wiele etapów, które osłabiają agresję. I dają szansę na refleksję.

Co z tego wynika? Przede wszystkim pewność, że musimy rozmawiać. W obliczu lęku, zagrożenia, nienawiści, poczucia niemocy i pokrzywdzenia przez świat i przez konkretne grupy i osoby – musimy nauczyć się rozmawiać. Nie krzyczeć, nie obrzucać się epitetami – ale szukać wspólnej platformy do dyskusji. Tą platformą jest w ogólności racjonalność oparta o obserwację naszego wspólnego świata, a w szczegółach – nauka. To nie przypadek, że właśnie racjonalność i nauka zostały tak spostponowane w czasie pandemii. To nie ironia. To efekt odcinania się od innych, sięgania po proste, emocjonalne rozwiązania w obliczu zagrożenia. W świetnym artykule 'Nieporozumienie z rozumem’ w bieżącym numerze 'Polityki’ Dariusz Aksamit wskazuje na pięć zasadniczych strategii dzisiejszej walki z nauką, a ja bym dodał – z racjonalnością w ogóle:

dyskredytowanie, przekręcanie wypowiedzi, rozsiewanie wątpliwości, złośliwe uwagi lub zastraszanie.

Brzmi znajomo? Dla mnie przerażająco tak, bo dotyczy nie tylko walk zaprzysięgłych anty-naukowców, ale też komunikacji w naszym własnym środowisku, zwłaszcza wówczas, gdy przedmiotem są wskazane wyżej zagrożenia i konflikty.

Takie działania nie prowadzą jednak do niczego konstruktywnego. Nie łagodzą emocji, przeciwnie, jedynie je wzmacniają. Nie przynoszą rozwiązań, bo dążą do zdominowania i zniszczenia, a nie do kompromisu i budowania. Jeśli komuś świadomie zależy na tak destrukcyjnych działaniach, to tylko dlatego, że jego cele są inne niż te, które przedstawia w trakcie sporu. Czy fabrykującym rzekome badania i podpierającym się fałszywymi autorytetami zależy na ustaleniu, gdzie leży prawda? Jakoś nie sądzę. Natomiast na popularności i związanych z tym zyskach (w tym niematerialnych) – jak najbardziej. Nie ma na to prostego remedium. Jedynym wyjściem jest perswazja, racjonalność, dyskusja. Jasne przedstawienie swoich celów to punkt wyjścia. Jeśli już od początku tej jasności nie ma, jeśli u fundamentów są kłamstwa – nie da się pójść dalej. Ale jeśli szczerze usłyszymy – chciałbym być bardziej dostrzegany i szanowany, zamiast – szczepionki zmieniają mózgi zaszczepionych, to może uda się znaleźć realne, długookresowe rozwiązanie problemu? Zamiast – jedyny sens w dobie pandemii ma kształcenie zdalne, powiemy – boję się zachorować, mam pod opieką starszych rodziców, dzieci z obniżoną odpornością; albo – mam drugi etat i szkoda mi czasu na nauczanie w uczelni, bo etat na uczelni nie pozwala mi się utrzymać na pożądanym poziomie; albo… motywacji może być tysiące, ale może uda się świadomie podjąć trafniejsze dla konkretnych osób rozwiązania? Bez szczerości w odniesieniu do własnych celów i motywacji nie da się dyskutować, bo całe działanie nie będzie zwrócone w kierunku rozwiązania oficjalnego problemu. Ten problem będzie tylko przykrywką dla naszych rzeczywistych dążeń. A to spowoduje tylko niezrozumienie nas samych, załamanie komunikacji – i wzrost napięcia, konfliktów i problemów.

Rozmawiamy i dyskutujmy, ale najpierw sami zastanówmy się, co jest naszym głównym problemem na potrzeby tej dyskusji? Dla mnie, w tym wpisie – mój lęk przed załamaniem się poczucia wspólnoty i wspólnego celu funkcjonowania uczelni: promowania racjonalnego poznania świata, wspierania siebie nawzajem i otoczenia w budowaniu kultury otwartości, prawdy, różnorodności. Czy uda się temu zapobiec – mocno w to wierzę. Ale nawet jeśli nie – to warto próbować. Za wszelką cenę. Bo alternatywą jest złamanie kręgosłupa szkolnictwa wyższego, akademii i rdzenia kultury europejskiej. A jak na razie – nie widzę dla nich alternatywy.

Dyskutujmy. Otwarcie i szczerze, bez ukrytych celów i agresji.

Krótkie sprawozdanie:

  • w poniedziałek nagrywaliśmy różne przesłania dla studentów przed zbliżającym się nowym rokiem. Kampus Grunwaldzki to zacne miejsce do takich działań 🙂
  • we wtorek otwarcie pierwszej ogólnopolskiej konferencji historyków starożytności, stacjonarnie, w Oratorium Marianum. Bardzo dziękuję organizatorom i uczestnikom za fenomenalne przygotowanie, dużo dobrych recenzji!
  • w środę wizyta ambasadora Niemiec, Arndta Freytaga von Loringhoven, na Uniwersytecie. Dobra, szczera rozmowa o naszej współpracy z partnerami niemieckimi;
  • w czwartek kolegium rektorsko-dziekańskie w naszym Arboretum w Wojsławicach. Mówiliśmy o tym, co udało się i nie udało w minionym roku, ale przede wszystkim, co planujemy na nowy rok. Oby udało się je zrealizować;
  • w piątek wyjazd do Gdańska i spotkanie z rektorami Uniwersytetu Gdańskiego (Piotr Stepnowski) i Politechniki Gdańskiej (Krzysztof Wilde). Bardzo dobre rozmowy o planach i przyszłości obu uczelni;
  • w drodze powrotnej udział w posiedzeniu naszej Rady Uczelni w kontekście interesujących radę elementów sytuacji Uniwersytetu. Dobra, godzinna rozmowa.

Podsumowując – szczepić się trzeba. Bezwzględnie. Ale trzeba też rozmawiać. Szczerze. Obie rzeczy dziś są równie ważne…