To był bardzo ciekawy tydzień. I piszę to bez ironii. Przede wszystkim dzięki drugiej konferencji sprawozdawczej programu IDUB. Z wyjątkiem Uniwersytetu Warszawskiego wzięli w nich udział rektorzy niemal wszystkich najważniejszych polskich uczelni wyższych, przewodniczący KRASP, prezes PAN, dyrektorzy NCN i NCBiR. Z naszego Ministerstwa obecny był kierownik jednej z komórek MEiN poniżej departamentu. Ponieważ zaś jest to wiodący program wspierania nauki w Polsce, połączył się z nami na początek i na zakończenie z Karpacza, gdzie trwało wielkie spotkanie polityków z politykami, wiceminister Murdzek. To dobrze, bo przynajmniej wśród członków międzynarodowego komitetu oceniającego postępy programu udało się zachować wrażenie wsparcia udzielanego uczelniom badawczym przez Ministerstwo. Ważniejsze od tych szczegółów przypadkowo określających miejsce nauki w naszym kraju, było przedstawienie efektów zmian i perspektyw rozwoju 20 uczelni. Pierwsze wrażenie bywa mylące – próżno było szukać entuzjazmu dla zmian, jaki widoczny był jeszcze w trakcie pierwszego spotkania w ubiegłym roku. Ale też dużo było spokojnej refleksji nad efektami i możliwościami. Wbrew warunkom stwarzanym przez niepokorną rzeczywistość, uderzyła mnie głębokość zmian i determinacja, by w bardzo zróżnicowany sposób, ale jednak dotykać w konkretnych sytuacjach każdej z uczelni najważniejszych słabości naszego systemu szkolnictwa wyższego.
Większość uczelni wdraża programy wspierające młodych badaczy. Ale co uderzające, w wielu pojawiły się programy wspierające udział kobiet w życiu naukowym, w mniejszej liczbie, ale wciąż nie są to zupełne wyjątki, uczelnie starają się wspierać pracowników naukowych – rodziców. Oba trendy są bardzo istotne, bo wskazują na świadome i kompleksowe podejście uczelni do problemów barier społecznych utrudniających pracownikom rozwijanie kreatywności niezbędnej dla prowadzenia badań na światowym poziomie. Wiele z tych barier jest głęboko zakorzenionych wewnątrz naszej kultury akademickiej i zapewne czeka nas wiele lat zmian, ale nie mamy wyjścia – jeśli nie uświadomimy sobie ich istnienia i tłamszącego efektu, młodzi przejmą zwyczaje starszych koleżanek i kolegów i wielka zima trwać będzie dalej. Tym bardziej budujące jest, że myśląc o badaniach tak wiele uczelni myśli o badacz(k)ach, a nie tylko o maksymalizacji efektów ich prac. Ale też prezentacje sytuacji poszczególnych uczelni pokazały, jak wiele jest wciąż do zrobienia. Cały panel poświęcony sposobom przyciągania do polskich uczelni najlepszych badaczy pokazał, że… w zasadzie nie mamy narzędzi, żeby ich przyciągnąć. Że nawet w obrębie naszego pięknego kraju rynek pracy dla badaczy nie funkcjonuje. Owszem, podejmowane są działania na rzecz tworzenia wewnętrznych struktur wspierających prowadzenie badań, różnicowania wynagrodzeń, ułatwiania tworzenia zespołów badawczych przez młodych… Ale to wszystko raczej działania na rzecz utrzymania potencjału własnej kadry, niż sięgania po najlepszych naukowców w kraju i poza nasze granice. I warto to uświadomić – większość z naszych uczelni nie będzie w stanie sama zapewnić odpowiednich warunków finansowych dla zatrudnienia większej liczby wybitnych w skali nauki światowej badaczy. Nie mamy środków, jesteśmy skrępowani wewnętrzną biurokracją. Jeśli możemy na coś liczyć, to na atrakcyjność i kontakty naszych zespołów badawczych oraz – wypadki losowe, jak transfer do danego miasta rodziny, w której jeden z małżonków jest naukowcem. Pomimo to – rośnie liczba badaczy zagranicznych zatrudnianych na naszych uczelniach. Co najmniej zwiększy to rozpoznawalność naszych uczelni w kręgu światowej akademii. To już coś. Czy uda się osiągnąć więcej – czas pokaże. I choć trudno jednocześnie reformować własne środowisko i przyciągać badaczy z zewnątrz – warto o to powalczyć. Bez impulsu z zewnątrz, bez otworzenia się na nową kulturę pracy i współpracy czeka nas tylko reprodukcja dotychczasowych rozwiązań. A w stale zmieniającym się świecie taka stagnacja – to śmierć.
Interesująco przedstawiają się strategie wzmacniania badań w obrębie priorytetów badawczych uczelni. Od razu należy zaznaczyć, że przytłaczająca większość uczelni określiła swoje priorytety bardzo podobnie. Zazwyczaj są to zagadnienia związane z badaniami nad sztuczną inteligencją, nowymi materiałami, zdrowiem i zagrożeniami środowiska naturalnego. Bardziej różnorodne jest podejście do rozwoju nauk humanistycznych i społecznych. W politykach uczelni widać dwie tendencje – jedną jest określanie tematów badań i kontrola ich efektów, drugą otwieranie możliwości swobodnego działania badaczom i trzymanie kciuki za efekty. Nowe struktury (laboratoria i centra doskonałości), wirtualne zespoły, konkursy wspierające badania z przestrzeni badawczych priorytetów… Choć w szczegółach rozwiązania się różnią, łączy je szerokie korzystanie z konkursów jako narzędzia wyłaniającego osoby i zespoły objęte wsparciem. Nie jestem zwolennikiem zawziętej konkurencji, bo to oznacza bardzo często przeznaczanie ogromu energii na drugorzędne działania przystosowawcze. Ale konkursy pozwalają nam zmobilizować się do precyzyjnego opisu naszych pomysłów badawczych oraz przejrzeć się w opiniach recenzentów. Oczywiście, żaden konkurs nie jest doskonały, zawsze trafiają się recenzenci mniej uważni i procedury nie dość obiektywne. Ale jak dotąd nic lepszego nie wymyślono. I szerokość stosowania procedur konkursowych przez 20 uczelni wskazuje, że na horyzoncie na razie nic takiego nie ma. Uderzające, że najsłabiej wypadł panel, w którym miano omawiać innowacyjne podejście do wyzwań epidemicznych w kontekście współpracy międzynarodowej. No tak, konferencje zdalne, zdalne konsultacje, wirtualne zespoły badawcze… W porządku, dzięki epidemii wiemy, jak wiele czasu możemy zaoszczędzić organizując zdalne spotkania. I one na pewno z nami pozostaną. Ale innowacyjność? Mam wrażenie, że dużo bardziej innowacyjne są techniki cyfrowe w dydaktyce, niż w badaniach. Ale kto wie, może się mylę.
Wreszcie zagadnienie niezmiernie ciekawe, wręcz kluczowe dla przyszłości polskiego sektora szkolnictwa wyższego i nauki – konsolidacja uczelni. I tu widać dwa podejścia – pierwszym i częstszym jest szczegółowe wyliczanie korzyści i kosztów każdej ze stron z podejmowanych działań integracyjnych, głównie poprzez rankingi i produktywność badawczą; drugim – rzadszym – jest wskazanie na zasadnicze cele i wartości, które chce się osiągnąć i wzmocnić przez połączenie lub ściślejszą współpracę uczelni. Pierwsze działanie jest oczywiście niezbędne dla uzasadnienia wysiłku, wynika też z praktyk due diligence realizowanych w sektorach produkcji i usług. Szkolnictwo wyższe jest jednak szczególnym organizmem, w którym efekty działalności trzeba określać w perspektywie dekad, nie zaś lat lub miesięcy. W dodatku zmienność fundamentalnych realiów, w których funkcjonujemy, powoduje, że biznesowe praktyki precyzyjnego określania skutków takich działań mogą mieć wyłącznie pomocnicze znaczenie. Gdybym jednak miał sam odpowiedzieć na pytanie, czy warto starać się o jednoczenie uczelni?, odpowiedziałbym – absolutnie tak, jeśli a) potrafimy w ten sposób osiągnąć wartość dodaną w rozwoju badań mierzonym ich międzynarodowym oddziaływaniem i transferze ich rezultatów do otoczenia i b) umożliwimy studentom lepsze warunki dla ich rozwoju. Bez wzięcia pod uwagę obu tych czynników – szkoda tracić energie i kreatywność dla oczek w rankingach.
Ale czego boleśnie zabrakło podczas tej konferencji, to refleksji nad dydaktyką i udziałem studentów w rozwijaniu badawczego charakteru uczelni. Paradygmat dominującego znaczenia kształcenia doktorantów jako roli uczelni badawczych uważam za chybiony w naszych realiach. Wyzwaniem przed całą 20-tką uczelni powinno być szerzenie racjonalnego oglądu świata w ścisłym powiązaniu z najnowszymi rezultatami badań rozwijanych w przestrzeni całego świata. 20 uczelni konsekwentnie promujących wśród młodych ludzi otwartość, internacjonalizm nauki, kulturę dyskusji i wypracowywania kompromisu, który nie oznacza zgody na półprawdy i pragmatyczne naginanie sumienia – to byłaby realna rewolucja w naszym kraju! Zwłaszcza, jeśli to one będą kształcić nauczycieli i wyznaczać fundamenty etosu wychowawcy młodych pokoleń. Jeśli zabraknie nam tej świadomości, to nawet najwyższe miejsce w rankingach nie zapewni trafnych decyzji podejmowanych przez otaczającą społeczność. Cambridge i Oxford z ich elitarnym kształceniem nie wystarczyły, by zatrzymać falę absurdalnego populizmu na Wyspach. Uczmy się z historii – nawet tej niedawnej!
I krótkie sprawozdanie cotygodniowe:
- w poniedziałek spotkanie zespołu rektorskiego z firmą realizującą projekt wartościowania stanowisk pracy. Pisałem o projekcie w poprzednim tygodniu, prace już się zaczęły, będziemy je pilnie obserwować;
- we wtorek, w związku z zakończeniem okresu zawieszenia funkcjonowania uczelni, przygotowania do przeprowadzenia obligatoryjnej oceny wykładowców. Staramy się wypracować zasady jak najmniej absorbujące społeczność, a jednocześnie dające jak najszerszą możliwość spokojnego i sprawiedliwego przeprowadzenia oceny;
- środa – czwartek w Krakowie, na opisanej wyżej konferencji sprawozdawczej IDUB;
- w piątek udział w uroczystym posiedzeniu Rady Wydziału Matematyki i Informatyki z okazji 25-lecia powstania wydziału. Wzruszająca, bardzo ciepła uroczystość, dużo wspomnień, świetne przedstawienie współczesnych osiągnięć wydziału;
- wieczorem, dość późnym, spotkanie z uczestnikami Campusu Akademickiego w Łazach nad naszym pięknym Morzem Bałtyckim. Tak jak spotkanie twarzą w twarz z pracownikami Wydziału Matematyki i Informatyki było budującym doświadczeniem, tak widok bawiących się razem, cieszących życiem studentów I roku na obozie zorganizowanym przez Samorząd Studencki Uniwersytetu Wrocławskiego, było doświadczeniem dającym nadzieję. Razem dajemy radę!
No właśnie – nie ma doskonałej nauki bez doskonałej dydaktyki. Wiele przed nami, ale Uniwersytet Wrocławski nie zostawi swojej misji ośrodka promującego łączność naszych studentów i badaczy, naszego społeczeństwa z racjonalną, świecką, otwartą i różnorodną kulturą całego świata. Zawsze do przodu!
Ale pamiętajcie – SZCZEPIMY SIĘ!!! Bo bez bezpiecznego bycia razem nie uda nam się być razem…