NPRH czyli jak (nie) dba się o humanistykę

Świat pełen jest zadziwienia. Otóż pan Minister obwieścił sukces kolejnej edycji Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki – 90 mln złotych, obdarowano 44 podmioty. Dużo to, czy mało? Krótki test – w 2012 r. było to 89 mln, przyznano dofinansowanie 209 projektom, wskaźnik sukcesu około 40% (naprawdę!), ale już w 2014 rozstrzygnięto konkurs III (z 2013 r.) przyznając blisko 80 mln 152 projektów spośród 945 zgłoszonych (wskaźnik sukcesu 16%, zdecydowaną większość stanowiły projekty badawcze), w 2015 r. budżet NPRH wynosił 80 mln zł i w zasadzie tak już zostało. Kolejne edycje nie zmieniły ustabilizowanego poziomu dofinansowania. Skumulowana inflacja między 2011, kiedy ogłoszono pierwszą edycję NPRH, a 2022 r. wyniosła według Ministerstwa Finansów 41,96%, a według tego samego źródła 90.000.000 zł w 2022 r. miało wartość 63,5 mln (w zaokrągleniu) z 2011 r. Biorąc pod uwagę skalę inflacji w tym roku, zachowanie budżetu NPRH na tym samym poziomie będzie oznaczać, że od momentu rozpoczęcia działania programu jego realna wartość spadła o 50%. Tak w praktyce wygląda troska o humanistykę.

Dodajmy jeszcze do tego kolejne zmiany programu. Początkowo najważniejszym elementem programu było dofinansowanie długoletnich projektów edycyjnych, ale także projektów badawczych, mających jednak komponentę współpracy z otoczeniem społecznym. Później dołączono do tego wsparcie zespołów międzynarodowych kierowanych przez polskich badaczy, realizujących projekty interdyscyplinarne. Dodano także specjalne moduły wspierające młodych badaczy – zarówno granty badawcze, jak i stypendialne (stypendia doktoranckie i post-doc na pobyt w zagranicznym ośrodku badawczym). Od 2015 r. w ramach modułów 'Tradycja’, 'Rozwój’ i 'Umiędzynarodowienie’ miano wspierać głównie działalność zespołów edycyjnych i słownikowych, dodatkowo innowacyjne badania interdyscyplinarne, wreszcie tłumaczenie na języki kongresowe najważniejszych dzieł polskiej humanistyki. Obecnie aktywność NPRH została drastycznie zredukowana do wspierania zespołów edycyjnych i słownikowych oraz tłumaczeń na języki kongresowe dzieł polskich lub na polski dzieł zagranicznych autorów uznawanych za humanistów.

Ewolucja NPRH była motywowana podkreśleniem specyfiki programu, który nie powinien dublować działań NCN, później także NAWA. To spowodowało, że projekt przestał wspierać innowacyjne badania naukowe, ograniczył swą aktywność do prac dokumentacyjnych i edycyjnych, ewentualnie takich, na których ministrowi w ramach modułu 'Fundamenty’ bardzo – z różnych względów – zależało (świetnym przykładem była edycja z 2016 r., gdzie moduł Fundamenty zyskał temat wiodący 'Epoka jagiellońska i jej dziedzictwo w I Rzeczypospolitej do 1795 roku’, na 11 projektów przyjętych do dofinansowania 6 otrzymała jedna instytucja, przejmując też ponad 50% dofinansowania całego modułu).

Ostatecznie, patrząc dziś na założenie programu i pierwsze edycje – których wyniki były głośno oprotestowywane – i porównując z bieżącym kształtem programu, można powiedzieć, że coś złego wydarzyło się z podejściem do humanistyki. Nie dość, że systematycznie spada wartość nakładów na tego typu badania, to humanistyce przyprawiono w programie 'gębę’ nauki antykwarycznej, podatnej na lobbing i zależnej od widzimisię władzy. Zgodnie z tym schematem jest też coraz częściej postrzegana nasza działalność – humanistyka mająca zabezpieczać tożsamość, dokumentować kulturę, wzmacniać tradycję przestaje być postrzegana jako nauka kreatywna, otwarta i ściśle włączona w krwioobieg światowego dyskursu. Zabezpieczenie finansowania inicjatyw słownikowych miało sens, choć też wynikało przecież z lobbingu. Ale był czas, kiedy otwierano też szansę na badania szersze, na zespołową współpracę międzynarodową (nie, NAWA tego nie gwarantuje, NCN też nie).

NPRH jest papierkiem lakmusowym podejścia decydentów do humanistyki w Polsce. Ile razy słyszałem, że przecież nie potrzeba już kształcić więcej nauczycieli i bezrobotnych filozofów, badania są wtórne, książki można pisać w ramach prac własnych uczelni, poza tym wystarczy odpowiednio udokumentować i udostępnić to, co już osiągnięto w kulturze zbierając i katalogując dane. I są to też słowa szacownych ekspertów i panelistów, naszych koleżanek i kolegów, nie zaś filistynów z kręgu władzy. Można i tak, ale postępującej zaściankowości naszego oglądu świata i człowieka, nieumiejętności prowadzenia kulturalnego i racjonalnego dyskursu to nie zatrzyma.