NCN – love/hate relation, ale nie warto panikować

Nie mam powodów, by lubić NCN. Nadal dalekie od transparentności procedury, wsobność doboru grantobiorców i brak możliwości odwołania się przy jaskrawie nielogicznym, czasami aroganckim podejściu panelu bądź recenzentów – niewiele się zmieniło. Ale nie widzę lepszej możliwości rozdziału nikłych pieniędzy na badania podstawowe, jak tylko w drodze konkursów.

Przeniesienie szczebla decyzyjnego niżej niewiele zmieni, pogorszy jedynie sytuację tych, którzy nie mają wielu przyjaciół w swoich środowiskach lokalnych. Niestety, ci, którzy wyrastają ponad przeciętność rzadko są lubiani w chwili, gdy rozgrywa się walka o szczupłe zasoby. Są niepotrzebnym zagrożeniem. Przekazanie środków po równo wszystkim byłoby skrajnie niesprawiedliwe, premiując tych, którzy z umiarkowanym entuzjazmem podchodzą do prowadzenia badań. Połączenie obu metod – obfite nakłady na badania indywidualne dla każdego i uszczuplenie o tę kwotę środków na granty – oznaczałaby realne rozmontowanie systemu grantowego. Jedynym rozwiązaniem mogłoby być systematyczne i radykalne zwiększanie środków na badania w ogóle. I – niestety – wyraźne rozdzielenie w subwencji uczelnianej środków na badania i na pozostałe cele. Niestety, bo w chwili obecnej subwencje uczelniane choć w teorii mogą być wydawane elastycznie, w przytłaczającej większości są wydawane na proste utrzymanie istnienia uczelni, nie zaś na wspieranie badań. Niekoniecznie dlatego, że tych pieniędzy nie ma.

Jeśli spojrzymy na wskaźnik sukcesu w konkursach NCN, to nie jest to przygnębiający obraz. Corocznie składanych jest 10.000-11.000 aplikacji. Wskaźnik sukcesu wynosił w 2011 r. – 23,9%, 2012 – 20,6%, 2013 – 23%, w 2014 – 15,8%, 2015 – 18,6%, 2016 – 24%, 2017 – 28%, 2018 – 21%, 2019 – 22%, 2020 – 17%, 2021 – 22%. Ciekawie wygląda porównanie wzrostu nakładów na konkursy od 2012 (2011 r. był wyjątkowy). W 2012 r. – 1 mld, 26 mln zł, w 2021 – 1 mld. 677 mln zł. Wzrost w ciągu dekady wyniósł około 65%, przy stosunkowo niewielkiej skumulowanej inflacji. Problem zaczął się w 2022 r. i pogłębił w 2023 r., gdy inflacja rok do roku przekroczyła 10%, a finansowanie nie wzrosło proporcjonalnie do wskaźnika inflacji.

Wszystkich krytyków instytucji i systemu grantowego prosiłbym więc o cierpliwość. Owszem, NCN nie jest święty, panele nie są obsadzane przez aniołów, brak sprawczości w konfrontacji z bezduszną i arogancką miejscami maszyną jest przygnębiający. Ale dane wskazują, że w normalnych warunkach ta maszyna nie działa źle. W kryzysie powinno się ją poprawić, zwiększyć transparentność procedur i sprawczość aplikujących, wyprowadzić 'interdyscyplinarne’ granty z paneli dziedzinowych do osobnych paneli, zadbać o jakość uzasadnienia przyjęcia lub odrzucenia projektów itp. Ale nade wszystko powinno się proporcjonalnie do wskaźnika inflacji zwiększać dofinansowanie. Zwłaszcza teraz, gdy uczelnie praktycznie nie wydają własnych środków na badania, a rząd zamyka możliwość pozyskiwania środków na badania podstawowe.

Natomiast nie zgadzam się zupełnie z sugestią, że branie głodem badaczy w Polsce spowoduje, że pójdą gromadnie szukać pieniędzy zagranicą.

Nie pójdą, bo ich jednostki nie wiedzą, jak ich wesprzeć i obsłużyć.

Nie pójdą, bo tam także brakuje środków, zwłaszcza na badania podstawowe o charakterze istotnym dla lokalnych kultur.

A jeśli pójdą, to wielu z nich po prostu nie wróci – bo i do czego?