Czy warto planować naszą przyszłość? NCN and beyond

Jestem optymistą, który stara się realizować akademickie wartości. Stąd nastrój powszechnego zastygnięcia naszej akademii w swoistym stuporze, wstydliwe uciekanie od naszych wartości do źle, wulgarnie pojmowanego pragmatyzmu przyprawia mnie o dreszcz. Nie uważam, że należy cały czas krytykować Ministra i jego działania. Na dłuższą metę jego działania nie mają znaczenia, jeśli akademia pozostanie przy swoich wartościach. Gorzej, jeśli te działania, klimat stworzony przez Partię powodują, że refleksja nad naszą działalnością sprowadza się do bieżących kwestii finansowych i administracyjnych szczegółów naszej działalności. Te dziedziny zostały ściśle podporządkowane ludziom Partii i w nich akademickie wartości się nie mieszczą. Jeśli na nich się skoncentrujemy, pozostaniemy jedynie biernymi marionetkami w rękach systemu, dla którego nauka nie ma większego znaczenia.

Proponowałbym odwrócić kolejność – domagać się, żądać głośno i jednym głosem poszanowania dla wartości fundamentalnych, nie urządzać się tam, gdzie nawet myślą nie warto zaglądać. I nade wszystko stawiać uporczywie pytania: jeśli nie tak ma wyglądać nauka i wyższa edukacja, to jak dokładnie? Nikt tego za nas nie zrobi. W walce wyborczej to temat odległy, bo choć kluczowy dla przyszłości kraju, to przecież przyszłość ta jest bardzo przyszła i słabo przekłada się na głosy. Kolejny raz powtórzę – akademia musi mieć swoją politykę, musi wspólnie działać na rzecz przyszłości swoich wartości. To nie jest kwestia tej czy innej partii, lecz nasz własny obowiązek – i interes.

Z niepokojem przeczytałem ostatnie deklaracje dotyczące dalszych zmian w zakresie przyznawania grantów przez NCN. Być może jest to tylko kolejna próba wzmożenia lobbingu na rzecz przyznania większych środków agencji, ale sam tok myślenia jest dla mnie porażający:

Kolejnym rozwiązaniem, które być może wprowadzimy i być może stanie się to jeszcze w tym roku, będzie ograniczenie możliwości składania wniosku do jednego na rok, raz na cztery edycje. Z naszych symulacji wynika, że może nam to przynieść największy „zysk”, a więc spowodować najwyższy wzrost wskaźnika sukcesu – mówi w podcaście prof. Joanna Golińska-Pilarek.

Mam nadzieję, że jest to przejęzyczenie i chodzi o ograniczenia dotyczące zwycięskich wnioskodawców, a nie składania wniosków w ogóle. Bo to faktycznie oznaczałoby radykalne podniesienie współczynnika sukcesu zwłaszcza w trzecim i czwartym roku od wprowadzenia regulacji, gdy odpadną już wszyscy składający je wcześniej. Niezależnie od tego, czy dostali, czy też nie finansowanie. Ale sama logika tego zdania jest przerażająca – naprawdę najważniejszą kwestią jest zwiększenie współczynnika sukcesu? A może jednak finansowanie najlepszych propozycji badań? Może warto wprowadzić oszczędności w działaniu instytucji zamiast od razu grozić paraliżem aktywności badawczej w kraju? Zaskakująca jest też dalsza część wypowiedzi.

(…) rozważane są także inne zmiany. – Uważam je za bardzo daleko idące i nie chcielibyśmy być zmuszeni do ich wprowadzania. Mam tu na myśli m.in. zmniejszenie budżetu pojedynczego projektu, limitowanie środków na post-doków czy likwidację wynagrodzeń dodatkowych. Z doświadczeń innych agencji wynika również, że wdrożenie naboru ciągłego mogłoby poprawić sytuację, ale to wymagałoby już przeorganizowania całego procesu składania wniosków, jak i oceny.

Czyli – badania mają być prowadzona bez zwiększenia wynagrodzenia badaczy, choć już dziś limity nałożone na dodatkowe wynagrodzenia są kuriozalne przy wysokości wynagrodzeń zasadniczych, ze zmniejszonymi wynagrodzenia post-doców, co utrudni zwłaszcza prace zespołom z nauk o życiu i Ziemi. Ale jednocześnie NCN niechętnie myśli o wprowadzeniu regulacji zmieniających praktyki administracyjne, bo to wymagałoby przeorganizowania procesu aplikacyjnego. W hierarchii wartości instytucji zajmującej się wspieraniem badań proces administracyjny i stabilność pracy urzędniczej stoją wyżej niż wsparcie rozwoju, ba, dziś raczej przetrwania badań naukowych?

Nie zakładam złej woli kogokolwiek z członków Rady NCN i jej doradców. Uderza mnie natomiast zapomnienie o wartościach naczelnych, co powinno być w centrum, a co wspomagać aktywności wspierające badania. Może zamiast oszczędzać na badaniach warto postulować oszczędności poprzez redukcję liczby agencji grantowych? Zamiast trzech – jedna? Może większa automatyzacja procesów, mniejsze zatrudnienie? Jak pisałem w ubiegłym tygodniu – dotąd wskaźniki sukcesu nie były tragiczne, co oznacza – znając realia biurokracji – że wokół dużych pieniędzy wyrosło sporo procesów i aktywności wspomagających nie mających kluczowego znaczenia dla najważniejszego celu instytucji. Tak po prostu jest w życiu organizacji i w chwili kryzysu warto przeprowadzić reformy oczyszczające organizm.

Ale dla mnie to tylko przykład. Obiecuję w kolejnych postach być bardziej konstruktywny, mniej krytykancki. Choć przyznaję, że gdy widzę zapowiedź wielodniowych rozważań o wynikach ewaluacji, to ciśnie mi się na usta pytanie- naprawdę? Warto na to tracić tyle czasu? Na proces upolityczniony, zwichrowany ingerencjami Ministra i lobbingiem poszczególnych ośrodków i środowisk? Znów – co jest w centrum naszego życia? Badania, szukanie i nauczanie prawdy? Czy dzielenie administracyjnego włosa na czworo w momencie, gdy ograniczana jest jakość badań i swoboda ich realizacji prostymi narzędziami władzy: kijem finansów i marchewką pustych tytułów oraz tłustych stanowisk?

Warto planować naszą przyszłość – racjonalnie i wspólnie, nie ufając żadnej władzy. Ona sobie bez nas poradzi, my nie przetrwamy bez naszych wartości i jasnego przekazu dla otoczenia, kim jesteśmy.