Czy tylko oportuniści? Polemika z artykułem prof. J.A. Majcherka

W weekendowym wydaniu Gazety Wyborczej ukazał się obszerny artykuł – esej prof. Janusza A. Majcherka opisujący relacje między uczelniami wyższymi oraz ich kadrą a Ministrem P. Czarnkiem i Partią, którą on reprezentuje. Marginalnie dotyka on mnie – do czego odniosę się jednak w zakończeniu wpisu – jednak przede wszystkim przedstawia smutny obraz środowiska akademickiego o przetrąconym kręgosłupie, uległego władzy państwowej i życzeniom Partii, kunktatorskiego i wpisującego się w życzenie Partii – proces wymiany elit społecznych. W niejednym miejscu mogę się zgodzić z Autorem, pisałem na tym blogu nie raz, że fałszywie rozumiany pragmatyzm i apolityczność prowadzą do utraty związku z wartościami akademickimi, że Ministerstwo promując finanse jako podstawową wartość w życiu akademickim mija się z naszymi wartościami o lata świetlne, wreszcie, że w wyniku manipulacji zastosowanych przez Ministra ewaluacja jakości badań naukowych niczego nie mówi o jakości badań. W szczególności o jakości badań nie mówią nic kategorie przyznawane przez Ministra 'ze szczególnych względów społecznych’, jak działo się to na mojej rodzimej uczelni. Zgadzam się też z uwagą, że często niechętnie widziane są w środowisku jakiekolwiek krytyczne uwagi pod adresem władzy – wtedy uważa się je za 'polityczne’ i szkodliwe dla środowiska naukowego. Czy jednak jest to obraz całego środowiska? Czy taka diagnoza pomaga w utrzymaniu związku z naszymi wartościami?

Oczywiście, publikacja pana Profesora ma charakter opinii, opiera się na przykładach szczególnie wymownych. Takie są reguły dzisiejszej komunikacji publicznej. Ale warto się zatrzymać nad tym, co te przykłady przedstawiają? Owszem, niektóre działania rektorów mogą kompromitować ich i taki sposób zarządzania uczelniami, by były jak najbliżej tronu. Nie mam na to uzasadnienia i nie będę się silił, by je wymyślać. Nauka swą siłę i autorytet czerpie ze związku z rzeczywistością, nie z władzą. Tam, gdzie pokornie, a nawet z wyprzedzeniem odpowiadała na potrzeby władzy, tam powstawały pseudonaukowe teorie deprawujące umysły ludzkie. To zachowania w dłuższej perspektywie groźne dla całych społeczeństw, ale w krótkiej – dla tych konkretnych uczelni. Czy jednak setki milionów złotych inwestowanych w katolickie uczelnie zmienią jakość nauczania i badań? Owszem, wzbogacą ich członków, wzmogą poczucie wyjątkowości, pozostawią sporo pięknych budynków, nowych dyrektorów, nieco lśniących nowością aparatów. Ale to zameczki zbudowane na lotnych piaskach, nie stoi za nimi nic, poza chwilowym kaprysem władzy. Collegium Intermarium? Sieć uczelni ministerialnych (bo chyba co drugie ministerstwo powołało swoją uczelnię wyższą)? Akademia Kopernikańska? To nawet nie są wydmuszki. Zwiędną, jeśli tylko nowa władza nie zechce ich wykorzystywać do swoich celów. No i dodajmy, że nie zawsze klucz geograficzny jest słuszny. Nie wszystkie uczelnie Lublina i Wrocławia działają tak samo.

Nie będę bronił in gremio moich koleżanek i kolegów, rektorek i rektorów, i sugerował, że heroicznie walczą o wartości uniwersyteckie. Ale nie uważam, by należało ich in gremio potępiać. Lawirują między potrzebami swoich środowisk i naciskami władzy, część stara się utrzymać margines wolności, część zrezygnowała już z tych marzeń i skupia się na przyszłych wyborach. Nie jest to niczym nowym. Ani w 1968 r., ani w 1970 r., ani w 1981 r. rektorzy polskich uczelni nie stworzyli wspólnoty przeciwstawiającej się zgodnie żądaniom władz. Ci, którzy okazali odwagę i byli wierni wartościom akademickim – stracili stanowiska, część mimo jasnej woli wspólnoty nie zdołała ich nawet objąć. Nasze środowisko nie składało się z aniołów przed 2015 r. i nie składa się z nich teraz. Ale jest w nim wielu ludzi wartościowych, wielu uparcie trzymających się akademickiej tradycji.

Jakie są jednak proporcje między osobami otwarcie i z radością wspierającymi Partie i resztą środowiska? Zacznijmy od Akademickich Klubów Obywatelskich im. Lecha Kaczyńskiego działających w dziewięciu ośrodkach – w Poznaniu, Krakowie, Warszawie, Łodzi, Katowicach, Lublinie, Gdańsku, Olsztynie i Toruniu. Przeglądając ich strony i profile Fb można odnieść wrażenie, że ich aktywność jest, oględnie mówiąc, niewielka. Kilka-kilkanaście postów na stronach Fb, niedziałające strony www. Jedynym wykazującym prężną działalność i publikującym listę członków jest klub poznański. Liczba członków klubu nie poraża – z całej Polski, choć głównie z Poznania – jest ich 276. Ogółem w naszym sektorze zatrudnionych jest 100.000 nauczycieli akademickich. Nawet, gdyby każdy z AKO zrzeszał po 200 członków, a wyraźnie tak nie jest, nie byłoby to więcej niż 1,8% całego środowiska. Trochę mało. Podpisanie przez 58 profesorów medycyny ’deklaracji Półtawskiej’, określającej katolickie podstawy działania lekarzy jako deklaracja wiary sygnatariuszy nie budzi mojego niepokoju. Po pierwsze dlatego, że każdy wykładowca ma prawo do swoich poglądów religijnych i politycznych – byle nie mieszał ich z nauką. Po drugie dlatego, że zgodnie z bazą Ludzie Nauki w Polsce mamy 3454 profesorów deklarujących związek z naukami medycznymi. Zatem wszyscy profesorowie, którzy tę deklaracje podpisali, to niespełna 1,7% ogółu profesorów medycyny. Znów – to niezbyt wiele. I wreszcie wszystkie środki, które rozdaje MEiN, owe słynne czeki. Część z nich to smutna, bo znajdująca wiernych, aktywność propagandowa, kiedy Minister przekazuje miliony na podwyżki jako specjalny bonus, choć tak naprawdę są to pieniądze, które otrzymują wszystkie uczelnie w tej samej skali (7,8% wyjściowej subwencji w tym roku). Część może mieć charakter dodatkowy – ale jaka jest tego skala? Wyłączmy z tego KUL, którego stopnia uprzywilejowania przez Ministra – jego absolwenta – w czasach powszechnej biedy uczelni publicznych po prostu wstyd komentować. Problem w tym, że MEiN nie ujawnia tych danych. Trzymając się jednak słów wiceministra Murdzka, w 2022 r. budżet na szkolnictwo wyższe i naukę wynosił 28 miliardów złotych, z tego ponad 15 miliardów na utrzymanie uczelni. Ogółem na inwestycje wszystkich jednostek – zarówno nauki, jak i szkolnictwa wyższego – niespełna miliard. Jeśli połowę z tego Minister rozdysponowuje kluczem swych uczuć do poszczególnych uczelni, to jest to 3,3% budżetu zasadniczego uczelni. Dużo?

Wracając więc do zasadniczej tezy artykułu prof. Majcherka – tak, zwolennicy Partii i Ministra, ludzie ideowi lub bez kręgosłupa, a z pewnością odlegli od wartości akademickich, są bardzo widoczni w mediach, są też agresywni i nie wahają się przed atakowaniem inaczej myślących. Ale to garstka, niewielka cząstka całego środowiska. Nie oni są problemem, lecz brak odwagi tych, którzy są pośrodku i chcą po prostu spokojnie jako pracownicy nauki realizować swoje zawodowe wybory. Ten brak odwagi ma swoje korzenie – w nieobecności lub słabym głosie w przestrzeni publicznej tych, którym wartości akademickie są bliskie. Uważam, że esej pana Profesora to ważny sygnał, że ci troszczący się o przyszłość nauki, dydaktyki i racjonalnej przyszłości Polski są gotowi bronić swoich wartości. Warto dać im szansę, warto ich wspierać i wzywać do wytrwałości w odwadze.

Nie warto – ale to mój sąd – zrównywać garstki uległych z całym środowiskiem. To za duży zaszczyt dla nich, zbyt surowa kara dla nas.

PS. I już tylko krótko o sobie – Minister odwołał mnie, bo zdaniem jego i przewodniczących niektórych związków zawodowych na uczelni realizowanie projektów badawczych podpisanych przed objęciem urzędu i pobieranie za to wynagrodzenia przewidzianego w tych projektach jest dodatkowym zajęciem zarobkowym rektora, na które nie miałem zgody rady uczelni. Co prawda zgodę miałem na okres całej kadencji rektorskiej przyznaną przez radę, ale w interpretacji prawników MEiN powinienem ją mieć uprzednio (de facto – przed objęciem urzędu?), a nie post factum, czylo po objęciu urzędu – choć tego ustawa nie określa. Nikt nie zarzucił mi nielegalnego zarobkowania w moich własnych projektach – były to przewidziane harmonogramem wynagrodzenia wypłacane zgodnie z prawem i zrealizowanymi umowami. Moja rodzima Konferencja Rektorów Uczelni Wrocławia i Opola nie sprzeciwiła się tej decyzji, zabrakło jedności. Sprzeciw wyraziła Konferencja Rektorów Uniwersytetów Polskich, przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich oraz Rada Główna Szkolnictwa Wyższego. I tyle pro domo sua.