MNiSW ogłosiło 5 stycznia nową listę punktacji publikacji w czasopismach naukowych. O szczegółach za chwilę, ale od razu trzeba powiedzieć, że nie był to krok niespodziewany. Jest to realizacja drugiego postulatu obecnego w 100 konkretach… zwycięskiej koalicji. Punkt 97 brzmiał:
Uzdrowimy mechanizmy ewaluacji nauki. Zweryfikujemy wykaz czasopism punktowanych przy poszanowaniu ustawowej roli Komisji Ewaluacji Nauki.
Minister Wieczorek wskazał już w 2 połowie grudnia, że unieważni zmiany punktacji wprowadzone przez poprzednika po 29 czerwca 2023 r. Skąd więc wiele emocji związanych z posunięciem zapowiadanym i konsekwentnie realizowanym? Być może dlatego, że przyzwyczajeni do słów polityków, nie wierzyliśmy, że tak dosłownie się ucieleśnią? Komentując przed wyborami 100 konkretów… wskazywałem, że nauka zajmuje tam miejsce mizerne. A postulaty w nich przedstawione są dość dyskusyjne, raczej publicystyczno-wyborcze, niż wskazujące na znajomość problemów sektora. Trudno się dziwić Ministrowi, że zrobił, co koalicja ogłosiła wcześniej jako zasadnicze działania w ciągu stu dni. Pytanie raczej brzmi, czy musiał robić to tak szybko i… no cóż, w dyskusyjny sposób? Bo zaproponowane przez jego ekipę rozwiązania ciężko pogodzić z „uzdrowieniem mechanizmów ewaluacji nauki”.
Przywrócenie kształtu listy skażonego wcześniejszymi, ręcznymi interwencjami ministrów Gowina i Czarnka – to rzecz jedna. Utrwala ona mocno dyskusyjny, zdaniem części – krzywdzący kształt ewaluacyjnego wykazu czasopism. Przede wszystkim jednak ta forma listy była skompromitowana wcześniej, niż w 2 połowie 2023 r. I nie jest jasne, dlaczego ma dziś być wyznacznikiem poziomu jakości badań naukowych. Nie była i nie jest. Jednak w komunikacie MNiSW są rzeczy gorsze. Przede wszystkim zgodnie z wykładnią Ministerstwa, punkty za publikacje w danym roku będą liczone zgodnie z ostatnią ogłoszoną w danym roku listą czasopism. Minister Wieczorek nie unieważnił rozporządzeń poprzednika, tylko wprowadził nowe rozporządzenie. Tym samym publikacje z 2023 r. będą liczone zgodnie z ostatnimi wykazami P. Czarnka. Kto lobbował, ten swoje wylobbował. Rozumiem, że ostatnie numery za 2023 r. będą… pękate.
Jednocześnie Minister zapowiada
W celu ujęcia aktualnych wartości wskaźników bibliograficznych czasopism naukowych, które od 2019 r. uległy zmianie, Minister podjął decyzję o konieczności przygotowania w 2024 r. wykazu od podstaw przez zespół ekspertów pochodzących ze środowiska naukowego reprezentujących poszczególne dyscypliny naukowe. Powołane zespoły ekspertów dokonają oceny czasopism na podstawie wartości wybranych wskaźników wpływu.
Trzy rzeczy rzeczy w tym komunikacje są dla mnie niepokojące. Po pierwsze, jeśli ta komisja zadziała i ogłosi nowy wykaz w 2024 r., to obecny wykaz nie będzie miał żadnego znaczenia. Bo punkty – zgodnie z cytowaną wyżej interpretacją – będą liczone według danych z ostatniej listy. Po co więc ogłaszać listę bez znaczenia? Niepokojący jest też fakt, że autorzy tego komunikatu nie podali, według jakich wskaźników wpływu będą liczyć wartość publikacji czasopism humanistycznych? Nie tylko polskich, wiele czasopism zagranicznych z tej dziedziny nie przywiązuje zbyt wielkiej wagi do wskaźników ustalanych przez bazy danych koncentrujące się na STEM, ewentualnie Social Sciences. Ale dla polskich czasopism humanistycznych (monografii zresztą też) nie ma żadnego wiarygodnego wskaźnika jakości, odkąd pogrzebano prace nad polskim wskaźnikiem cytowań. Zatem co pozostaje? Znów Scopus? Mix różnych baz i ważenie wartości wskaźników wydobytych z nich? Jaki cel przyświecać ma temu działaniu?
Ostatnia rzecz martwi mnie najbardziej. Zapowiedź trwania punktów za pochodzenie artykułów w 2023 r. i budowania nowej listy w 2024 r. oznacza utrwalanie zasad ewaluacji wprowadzonych przez Ministra Gowina, po zmianach wprowadzonych przez Ministra Czarnka. Konia z rzędem temu, kto uzasadni, że uzyskane ostatecznie w minionym roku wyniki ewaluacji przyniosły nam wiedzę o jakości badań prowadzonych przez dyscypliny w poszczególnych ośrodkach. I rzecz nie w tym, żeby kolejny raz przeskalować narzędzie pomiarowe. Problemem jest samo założenie, że jedną miarą będziemy mierzyć instytucje skrajnie odmienne udając, że wszystkie są powołane do udziału w światowej jakości dyskursie naukowym. Kolejny raz powtórzę – to szkodliwa dla samej nauki w Polsce utopia, która pożera zasoby i uszczęśliwia jedynie urzędników w Ministerstwie wyręczając ich od wysiłku. Nie jest żadnym uzasadnieniem, że podobne – ale wcale nie identyczne – narzędzia stosuje się w innych krajach. Pomijając, że bardzo często stosuje się w nich uzupełniająco, lub głównie międzynarodową ocenę jakościową, trzeba wskazać, po co jest ta 'ewaluacja jakości badań’?
W obecnym systemie ewaluacja służy głównie podziałowi środków subwencyjnych. Wpływ na możliwość kształcenia doktorów i nadawania stopni doktora habilitowanego jest minimalny, bo z jednej strony lobbistyczne działania usunęły zagrożenie odebraniem tych praw (wystarczy spojrzeć na liczbę jednostek/dyscyplin z kategorią B i C w skali kraju). W rezultacie każda jednostka stara się udowodnić swoją naukową aktywność, by uzyskać dobry punkt wyjścia do walki o środki subwencyjne. Choć z góry wiadomo, że nakłady finansowe na badania i kultura pracy w akademii powodują, że aktywnych realnie w nauce jest ułamek pracowników sektora. Reszta jest / może być świetnymi popularyzatorami (wdrożeniowcami) i / lub dydaktykami. I w tym zakresie powinni się specjalizować zainteresowani, zabiegać o laury i być oceniani. Instytucje powinny się specjalizować w tym, do czego mają predyspozycje, pracownicy indywidualizować swoje kariery i wpływ na otoczenie dzięki szerszemu dostępowi do propozycji grantowych. Jeśli zaś mamy oceniać dyscypliny lub instytucje pod kątem naukowym – to tylko te, które zgłoszą do tego akces i zostaną odpowiednio ocenione przez międzynarodowe panele eksperckie. Takie podejście daje szansę na realne powiązanie życia sektora z potrzebami społeczeństwa, a jednocześnie zostawienie przestrzeni do uprawianie nauki w dyskursie międzynarodowym tym, którzy naprawdę ciężko nad tym pracują i zwyczajnie lubią to robić.
Przedłużanie ewaluacji Gowina/Czarnka przedłuży jedynie fikcję powszechnego unaukowienia sektora, równie szkodliwą jak wcześniejsza fikcja wysokiej jakości kształcenia masowego. Zadrukowywanie ton papieru nie przełoży się na postęp kulturowy, cywilizacyjny i jakikolwiek inny Polski. Może przesuniemy się o jedną-dwie pozycje w tym lub innym rankingu. Trzymam kciuki, żeby Minister Wieczorek poszukał doradców, którzy opracują inne podejście i nie będą się bali postawienia zasadniczych pytań: po co w Polsce jest sektor nauki i szkolnictwa wyższego? Czego poza spokojem i pochwałami oczekuje od niego elita polityczna? Jak chce swoje potrzeby sfinansować?
Skończmy pisać listy. Szkoda czasu.
Niestety wszystko to prawda. Kolejne „ulepszone” listy punktacji czasopism niczego nie rozwiązują, a tylko zwiększają chaos i utrwalają fatalne rozwiązania stworzone do ewaluacji pracy badacza. Ocenianie pracy naukowej np. historyka, filologa i innych przedstawicieli dyscyplin humanistyczno społecznych, przez pryzmat aktywności w czasopismach jest nieporozumieniem. Każdy kto ma pojęcie o badania w tych dyscyplinach wie, że osiągnięciem, które określa badacza jest monografia, artykuły są najczęściej tylko przyczynami do tejże. Paradoksalnie w tych dyscyplinach najwartościowsze są zazwyczaj artykuły w monografiach pokonferencyjnych, które zgodnie z zasadami ewakuacji są oceniane bardzo nisko. Zatem obecne, ujednolicone dla wszystkich dyscyplin, zasady ewaluacji stanowią schemat oceny, który w przypadku wielu dyscyplin po prostu się nie sprawdza, a rodzi patologie w postaci u wysypu ogromnej liczby artykułów, które niewiele wnoszą. Tu nie krytykuję osób, które tak postępują. System zmusza do produkcji artykułów, aby nabić określoną liczbę punktów i dopiero wtedy zająć się właściwą pracą badawczą.
Pan Minister Wieczorek ma wyjątkową szansę, aby skasować obecny system ewaluacji i powołać zespoły do opracowania nowych, adekwatnych dla poszczególnych dyscyplin, zasad oceny jakości dorobku naukowego. Przecież jeśli będziemy przez rok, czy nawet dłużej pracować bez straszaka w postaci zbliżającej się oceny ewaluacyjnej, nie oznacza to, że poziom badań drastycznie się spadnie. Są inne niż ewaluacja, motywatory do publikowania wartościowych tekstów.