Przede wszystkim przepraszam za opóźnienie w przygotowaniu wpisu – z powodu wyjazdu nie udało mi się go przygotować wczoraj. Dziś też krótko, bo niewiele mam powodów do optymizmu. Ale jeden powód do uśmiechu szerokiego jak dawna ojczyzna chłopów i robotników znalazłem. Otóż jest nią wypowiedź przewodniczącego ZNP, który po rozmowie z Ministrem Przemysławem Czarnkiem, podniesiony na duchu jego pełnym zrozumieniem dla spraw szkół, stwierdził:
Minister też nie jest zadowolony z poziomu finansowania oświaty?
– Trzeba przyznać, że nie jest zadowolony. Chodzi teraz o to, by na posiedzeniu Rady Ministrów był równie otwarty co z nami. By umiał uderzyć pięścią w stół. Pozycja ministra edukacji powinna być w rządzie silniejsza.
Trzeba też podkreślić, że celem państwa nie jest wywoływanie wojny ideologicznej. Tylko budowanie bezpłatnej edukacji na wysokim poziomie. Tego nie zrobi się siłą wolontariatu.
No więc widzę w tej wypowiedzi pewną sprzeczność. Jeśli oświata nie ma służyć wojnie ideologicznej, to akurat wzmocnienie Ministra nie jest nadmiernie logicznym postulatem. Rozumiem jednak, że pan Broniarz walczy w ten sposób o dodatkowe pieniądze dla szkół i podniesienie wynagrodzeń nauczycieli. W pełni rozumiem ten postulat, zupełnie nie rozumiem zaś drogi do jego realizacji. Ale o to mniejsza. Dla mnie ważniejsze są dwa pytania: 1) czym zajmuje się dziś minister edukacji?; 2) jak wysokie jest finansowanie edukacji w Polsce na tle innych krajów Unii Europejskiej?
Na pierwsze pytanie ciężko jest odpowiedzieć. Nie tylko ten minister, ale generalnie wszyscy członkowie rządu zajmują się kampanią przed przyszłorocznymi wyborami. Zarządzeniem państwem w głębokim kryzysie zajmuje się chyba tylko aparat biurokratyczny poniżej szczebla wiceministrów. Jeśli sięgnąć pamięcią wstecz, to większość ministrów szkolnictwa wyższego oraz edukacji narodowej reprezentowało określone opcje polityczne, dbało o dobro tej czy innej partii, Kościoła lub konkretnego segmentu wyborców. Czy pozycję szkolnictwa wyższego naprawdę podniosło sprawowanie funkcji ministra przez wicepremiera? Choć uważam, że minister Gowin miał wiele interesujących pomysłów i co szczególnie ważne miał odwagę kontynuować projakościową politykę poprzedniczek, to przecież ostatecznie przełomu nie zapewnił. I uważam, że to nie była jego wina. Przełomem w edukacji i nauce będzie tylko ponadpartyjne zrozumienie, że Polska powinna się rozwijać w kierunku nowoczesnego, kreatywnego, mobilnego społeczeństwa konkurującego w świecie swoimi pomysłami, a nie tanią siłą roboczą. Tego nie zapewni najsilniejsza pozycja ministra. Przyjdzie, odejdzie. Smutek zostanie.
Na drugie pytanie odpowiedzieć łatwiej. Tak wyglądało finansowanie edukacji w Unii Europejskiej w 2020 r. w przełożeniu na procenty PKB, żeby uniknąć kłopotliwych porównań wysokością bezwzględną w euro lub siłą nabywczą.
Wynika z niego, że Polska przeznacza na edukację relatywnie dużo. Tak – więcej, niż średnia w Unii. Wręcz bardzo dużo na szkolnictwo podstawowe i przedszkola, bardzo mało na szkolnictwo średnie i – uwaga – całkiem przyzwoicie na szkolnictwo wyższe.
Ale to magia. Nie startujemy bowiem z tego samego poziomu edukacji, którą posiadają kraje, do których aspirujemy. Można więc tylko wskazać, że Polska jest wciąż krajem o niewielkim PKB w przeliczeniu na mieszkańca i jeśli chce rozwijać edukację musi zwiększyć jeszcze mocniej nakłady na nią, bo w tym tempie inwestowania – a w zasadzie trwania – za wiele dekad może zbliżymy się do potencjału naszych zachodnich sąsiadów. W świetle militaryzacji naszego budżetu i transferów socjalnych małą mam wiarę, że to stanowisko znajdzie zrozumienie. Uderzająco niskie są nakłady na szkolnictwo średnie – czy nie zaprzepaszczamy w ten sposób potencjału wypracowanego na poziomie podstawowym? Zwłaszcza w zakresie szkolnictwa zawodowego i technicznego, bo przecież magia studiów dla wszystkich to znowu – tylko magia.
Patrząc jednak na ten wykres biję się też z myślami – czy do końca efektywnie wydawane są te środki, skoro tak znaczną pozycję w budżecie zajmują, a odczucia co do jakości finansowania edukacji są dość oczywiste? Może jednak prawie 90 mln przyznane przez Ministra dla szkolnictwa katolickiego ze 100 mln zł ogółem na rozwój szkół niepublicznych to nie jest do końca właściwa inwestycja?