QS by subject – cieszyć się, czy martwić?

Nowe wyniki zestawienia QS według dyscyplin w odniesieniu do polskich uczelni – wyniki zestawione przez Perspektywy – skłaniają do więcej niż jednej refleksji. Ale najpierw kilka słów wstępu. Choć jest to zestawienie 'by subjects’, czyli w dużym zaokrągleniu 'według kierunków’, to patrzy się na nie inaczej, niż w Polsce. Żadnego znaczenia nie mają procedury i obsada kadrowa uczelni. Liczy się prestiż kierunku na uczelni według innych naukowców, prestiż według pracodawców, cytowania według Scopus, H-index najwyżej cytowanych prac i zasięg sieci współpracy uczelni w danej dyscyplinie/kierunku. Zestawienie mierzy zatem wpływ kierunku/uczelni na otoczenie naukowe i na otoczenie biznesowe.

W tegorocznym zestawieniu ujęto 126 polskich dyscyplin/uczelni w stosunku do 117 w ubiegłym roku. Wzrost zanotowało 16 kierunków, ale spadek aż 30, czyli około 25%. Najwyraźniejsze spadki widać w naukach inżynieryjnych, biologicznych i informatyce. Trudno się z tego cieszyć, bo przecież to kluczowe kierunki dla rozwoju cywilizacyjnego kraju. Stabilniejsza jest pozycja polskich uczelni w medycynie, ale tu trudno o optymizm: większości polskich uczelni medycznych ranking nawet nie objął. Ich oddziaływanie w skali globalnej jest zbyt słabe? To pytanie warto też postawić w odniesieniu do szeregu dyscyplin, które w zestawieniu pojawiają się wyjątkowo w polskim przypadku – prawo, historia, psychologia, farmaceutyka. Rozpoznawalność polskich uczelni w tym zakresie jest minimalna.

Bardzo przyzwoite jak na warunki środkowoeuropejskie wyniki przyniósł ranking dla naszych największych i najważniejszych uczelni – UW i UJ. Potwierdza on ich bezwzględny prymat w naszym kraju właśnie pod względem rozpoznawalności. Jak duże znaczenie ma marka może przekonywać pozycja nowopowstałej medycyny na UW. Dużo by mówić o warunkach powstawania czarnkowych kierunków lekarskich i nie ma złudzeń, że na UW pod tym względem jest świetnie. Ale mimo to brand i osoby zatrudnione przez uczelnie pozwoliły uplasować się temu kierunkowi niewiele niżej, niż mającemu wieloletnią tradycję Warszawskiemu Uniwersytetowi Medycznemu, a wyżej niż Gdańskiemu Uniwersytetowi Medycznemu. Spektakularne spadki zaliczyły trzy uczelnie – Politechnika Łódzka (cztery kierunki oceniane, trzy spadki, jeden wzrost) i Uniwersytet Wrocławski (cztery kierunki oceniane, trzy spadki, jeden bez zmian). Małym i żyjącym na krajowej 'prowincji’ trudniej? Na pewno, ale to powinno być także sygnałem alarmowym dla włodarzy miast – ich rozpoznawalność wśród pracodawców jako miejsc o potencjale rozwoju kadry jest bardzo niska. Marka miasta ma zaś znaczenie dla uczelni, nawet w przypadku dominacji w mieście konkretnego ośrodka. Politechnika Warszawska radzi sobie bardzo dobrze, choć można by oczekiwać jej 'wchłonięcia’ w ramach lokalnego prestiżu przez UW.

Czy dla nas płyną z tego zestawienia szersze wnioski? Warto poczekać z ich formułowaniem do wyników pozostałych zestawień, zwłaszcza ogólnego QS oraz THE. Co widać już, to rozwój marki UW i UJ – szereg kierunków rośnie, pojawiają się nowe, mało jest spadków. Niepokoi ogólna liczba spadków i brak równoważenia ich przez wzrosty lub pojawienie się nowych kierunków. Czy oznacza to, że w oczach międzynarodowego, ale też lokalnego otoczenia nie nadążamy za rozwojem ośrodków naukowych i dydaktycznych poza naszymi granicami? Warto, by zaczęto o tym częściej rozmyślać w ministerialnych głowach. Bo w konkurencyjności naszego kształcenia i potencjału innowacyjności jest przyszłość ludzi żyjących między Odrą i Bugiem.

Ale nie warto też absolutyzować tego zestawienia. Zwłaszcza dla nauk humanistycznych metodologia jest mocno dyskusyjna. Na pewno jest nad czym pracować, jeśli chcemy, by Polacy mogli kształcić się w kraju z nadzieją na rozpoznawalny poza jego granicami dyplom, ale też by mieli pewność, że dostają wysokiej jakości wykształcenie. Nie mniej ważne, by polscy badacze włączając się w dyskurs międzynarodowy przenosili jego wyniki na dyskusje i wdrożenia w kraju. Wreszcie, by ich afiliacje mówiły cokolwiek odbiorcy. Na razie nie jest z tym dobrze. Większość z nas – niestety – pracuje wciąż w 'who-knows-university’.