Habilitacja to szczegół. Akademia musi się otworzyć na kobiety

Interesujący element w dyskusji nad zmianami w systemie nauki i szkolnictwa pojawił się w związku z badaniem dotyczącym wpływu habilitacji na rozwój karier w nauce w zależności od płci. Według tez przedstawionych przez grupę badaczy (N. Letki, G. Biały, P. Sankowski, D. Walentek) w oparciu o badanie statystyczne ponad 2,7 mln karier badaczy z 45 krajów, funkcjonowanie w danym kraju habilitacji działa na wiele sposobów negatywnie na rozwój karier kobiet. Natomiast nie wpływa na rozwój naukowych karier mężczyzn. Skutkiem tych obserwacji był list otwarty wystosowany przez grupę badaczy – w tym autorów cytowanej pracy – skupionych wokół NCBR IDEAS do Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Postulują oni konieczność zniesienia habilitacji i zastąpienia jej wewnętrznymi standardami stanowionymi przez jednostki naukowe dla regulowania karier badaczy. W ten sposób – ich zdaniem –

takie rozwiązanie nie tylko zniesie formalne ograniczenia rozwoju naukowego, z jakimi muszą się w Polsce mierzyć młodzi badacze i badaczki oraz ułatwi awans w interdyscyplinarnych dziedzinach badań, ale też zwiększy autonomiczność uczelni i zniweluje barierę, jaką napotykają zagraniczni uczeni nie posiadający habilitacji aplikujący o pracę w Polsce.

Sceptycznie co do zniesienia habilitacji wypowiedział się wiceminister resortu, M. Gdula, zdaniem którego

habilitacja jest elementem budowania jakości i przedłużenia ścieżki kariery naukowej. Mobilizuje naukowców; sprawia, że chcą przekraczać kolejne granice i robić badania wyższej jakości. Opór może częściowo wynikać z przekonania, że habilitacja będzie oceniana jeszcze ostrzej niż doktorat. Trzeba powiedzieć, że mamy problem z jakością pracy naukowej i ręczne sterowanie kategoriami naukowymi, stosowane przez poprzednie władze resortu, tylko go pogłębiło. W tej sytuacji nie rezygnowałbym z habilitacji jako dodatkowego progu w karierze naukowej

Takie podejście jest zgodne z generalną linią bieżących władz Ministerstwa, według którego nie należy podejmować kroków zbyt radyklanych i raczej wspierać konsensus środowiska.

Dwa, bardzo istotne wątki w tej dyskusji są niepotrzebnie wymieszane – niedostateczne wsparcie kobiet w polskiej kulturze świata akademickiego i formalne procedowanie kariery naukowej. Prostszym jest druga kwestia. Ponieważ istnieje możliwość zatrudniania na stanowisku profesora uczelni osoby ze stopniem doktora, wystarczyłaby zmiana art. 190, ust. 4 ustawy PoSzWiN i dopuszczenie do promotorstwa doktorantów także osób ze stopniem doktora zatrudnionych na stanowisku profesora uczelni. Cała reszta kwestii związanych ze stopniem doktora habilitowanego ma charakter obciążeniowo-honorowy i nie widzę w niej czegoś, co przeszkadzałoby w prowadzeniu badań. Pisanie recenzji? Zasiadanie w komitetach i zespołach? W większości stopień i tytuł nie ma znaczenia, jeśli mają charakter merytoryczny. Jeśli mają charakter pompatyczno-ozdobny – to kto prowadzący badania chce na nie tracić czas? Epitet 'samodzielnego pracownika” – to jakiś żart. Jeśli gdzieś podchodzi się do tego poważniej, niż do osiągnięć badawczych – to mamy inny problem, poważniejszy. Kulturowy.

Wnioski przedstawione przez autorów artykułu o tyle budzą moje zastrzeżenia, że pomijają różnicę korelacji i przyczynowości milczeniem zbywając uwarunkowania kulturowe (np. trwanie stopnia dr hab. w kulturach konserwatywnych, w dużej mierze wywodzących się z tradycji  niemieckiej i radzieckiej nauki). Problem jednak bez wątpienia jest: w konserwatywnych kulturach badań skupienie na formalnych wyznacznikach prestiżu opóźnia ich pozyskiwanie przez kobiety. Z wielu powodów – kulturowych i ekonomicznych (wypieranie kobiet z prestiżowych i lepiej płatnych stanowisk) i socjologicznych (przekazywanie kobietom wychowywania dzieci odsuwających je na lata od formalizowania prowadzonych przez nie badań). Uważam, że zniesienie habilitacji w Polsce nie poprawi sytuacji kobiet. Nie zmieni bowiem zasadniczo kultury pracy, którą wciąż sterują zwolennicy status quo – i to niezależnie od ich wieku i płci. Zniesienie habilitacji i prezydenckich profesur, a także dożywotniego członkostwa w korporacji PAN będzie możliwe, gdy polski świat naukowy zwróci się ku merytorycznym wynikom swoich badań i aktywności dydaktycznych i wdrożeniach. I wtedy, gry to od efektów w tym zakresie będzie zależeć jego przyszłość.

Uważam, że polskiej akademii nie trzeba rewolucyjnych zmian prawnych, bo nasze środowisko do wszystkiego i tak świetnie się dostosuje zamykając jak każde bagno z cichym pluskiem lustro brudnej wody nad reformatorami. Potrzeba nam konsekwentnego, wieloletniego zrozumienia władz rządowych, że ten sektor decyduje o przyszłości kraju między Odrą i Bugiem. Nie dlatego, że jest dziś wybitną społecznością. Ale dlatego, że może wyznaczać łącznie standardy otwartości, dyskursywności, innowacyjności – bo po to jest i innego środowiska do tego powołanego nie ma. A to są fundamenty nowoczesnego społeczeństwa demokratycznego i nowoczesnej gospodarki opartej o wiedzę, a nie o tanią siłę roboczą. I w ramach tych standardów musi znaleźć się wsparcie dla kobiet prowadzących badania.

Tu nie ma nawet mowy o równym wsparciu kobiet i mężczyzn – różne wsparcia wynikają z różnych funkcji społecznych obu płci. Bez wykorzystania potencjału kobiet – naukowego i społecznego – nasza akademia będzie więdnąć.

Zniesienie habilitacji nie zniesie barier kulturowych. Kariery pojedynczych kobiet przystosowanych do świata męskiego, czasami wręcz doskonale posługujących się najgorszymi cechami męskimi, nie zmieni kultury akademickiej. Zmianę może przynieść tylko zaufanie do wartości merytoryki i otwartość na potrzeby kobiet jako w każdym zakresie równoprawnych członkiń akademii.

Bo liczy się drive ku prawdzie i radość z nauki. A to gasimy skostniałym, bezwładnym i bezcelowym systemem. Habilitacja to tylko szczegół.