Świecki uniwersytet – wolna szkoła. Nie ma innej drogi

Przez polskie uczelnie wyższe przeszła fala inauguracji, wraz z nią wybrzmiały lęki o finansową stabilność jednostek. Większość, być może wszystkie uczelnie przyjęły regulacje dotyczące tzw. podwyżek wynagrodzeń. Wiemy, że nasze wynagrodzenia, których wartość w 2021 r. spadła o 5%, w roku 2022 zmniejszą swoją wartość o około 10%, w kolejnym roku o kolejne 5-7%, o ile zostaną zrealizowane obietnice dalszych „podwyżek”. W szkolnictwie średnim i podstawowym planowane są kolejne zmiany centralizujące proces kształcenia i funkcjonowania jednostek, w tym utrudniające, a być może uniemożliwiające kształcenie dzieci w ramach edukacji domowej. Dzieci, dla których często to jedyna szansa na dostosowaną dla ich potrzeb edukację. To prawda – wolną od ideologicznego nacisku Partii. Minister uzasadnia istnieniem jakiejś mitycznej – kolejnej – mafii edukacyjnej, która rzekomo wysysa pieniądze z budżetu na… edukację domową. W zamian MEiN ochoczo pragnie rozwoju „nauk teologicznych”, w skład których niepostrzeżenie zaczyna wchodzić „nauka o rodzinie”, w zamierzchłych czasach część socjologii. Dodatkowe dziesiątki milionów złotych wspierają katolickie uniwersytety, kolejne – również dodatkowe – dziesiątki milionów płyną do katolickich szkół średnich, podstawowych i przedszkoli. A pan Prezes mówi, że jedynym zespołem wartości, jaki może połączyć Polaków, są wartości chrześcijańskie.

Czytaj dalejŚwiecki uniwersytet – wolna szkoła. Nie ma innej drogi

THE 2023 – czy ranking czegoś nas uczy?

Ranking uniwersytetów światowych publikowany dorocznie przez Times Higher Education dość zgodnie w świecie akademickim uważany jest za najważniejsze obok tzw. rankingu szanghajskiego porównawcze zdjęcie kondycji instytucji szkolnictwa wyższego na świecie. Co nie oznacza, że jest to jakaś uniwersalna miara wartości każdej z tego typu instytucji. Każdy, kto chce zacytować dane z rankingu, powinien najpierw zapoznać się z jego metodologią. Podział na 5 głównych 'filarów’ oceny nie budzi wątpliwości, ale to wagi im przypisane określają informację zawartą w rankingu: edukacja (30%), badania (30%), cytowania (30%), wymiar międzynarodowy (7,5%), przychód z przemysłu (transfer wiedzy) (2,5%). W polskich warunkach opory budzi wysoka ranga cytowań w rankingu. Niesłusznie co do zasady, natomiast uważam że słusznie co do metody ich zbierania. Zespół ewaluacyjny pobiera bowiem cytowania poprzez dane agregowane z baz danych Elsevier. Z definicji usuwa to z pola widzenia większość humanistyki, znaczną część nauk z pogranicza humanistyki i nauk społecznych, które tradycyjnie publikują badania w formie monografii. Ten trend ulega zmianie, ale jak na razie nie wychodzi to na dobre naukom humanistycznym (rosnąca dominacja badań o krótkiej perspektywie, przyczynkarskich, opartych na szerokiej bazie literatury, ale wąskiej źródeł, czyli wnoszących niewiele nowego materiału podstawowego, analitycznego). Cytowania powinny mierzyć wpływ danego środowiska na naukę światową, co wydaje się dość dobrze sprawdzać w naukach ścisłych i o życiu, dla innych taka miara w THE ma spore luki. Trzeba też odnotować, że w dwóch pierwszych filarach dominującą rolę odgrywają opinie peer reviewers (odpowiednio 15% i 18%, czyli 50% i 60% całego wyniku w danej kategorii). Patrząc na to i na wagę cytowań (30%) dla ostatecznego wyniku, można dojść do wniosku, że ten ranking oddaje przede wszystkim wpływ danego ośrodka na naukę światową (w sumie 63% wartości wyniku ogólnego po dodaniu do cytowań wagi wskazanych wyżej dwóch subkategorii związanych z opiniami recenzentów). Tylko tyle i aż tyle.

Czytaj dalejTHE 2023 – czy ranking czegoś nas uczy?

Stan mizerii

Krasnal Profesorek przy Uniwersytecie Wrocławskim

W minionym tygodniu medialną refleksję na temat szkolnictwa wyższego w Polsce zdominowały kwestie cen energii i wynagrodzeń pracowników naszego sektora. I słusznie, bo przewidywany przez państwowe – sic! – firmy skokowe podwyżki cen energii są nie do zapłacenia przez uczelnie bez wsparcia właściciela tych firm i jednocześnie jednostki założycielskiej państwowych uczelni wyższych, czyli naszego rządu. Jest jakaś swoista poezja w żonglowaniu przez naszych rządzących kosztami energii tak, by zysk zapewnić sobie i swoim spółkom, a jednocześnie wyjść na dobrego wujka tam, gdzie to dla niego korzystne, a skutkami obciążyć tych, którzy są za słabi, by głośno protestować. Z wypowiedzi rektorów i pracowników uczelni wyłania się jednak coś dużo gorszego niż zagrożenie stabilności finansowej instytucji – stan bezradności, skłonność do rozwiązań pozornych, a co najgorsze, wzrost nastrojów populistycznych zwróconych przeciwko własnym koleżankom i kolegom. Wszystko to tylko pogłębi marne o nas mniemanie u obserwatorów zewnętrznych, oderwie nas od realnych działań na rzecz poprawy naszego funkcjonowania, ale naszej sytuacji w żadnej mierze nie poprawi.

Czytaj dalejStan mizerii

Gaudeamus – na przekór!

Odkąd rozpocząłem pracę na mojej Alma Mater, każdy 1 października był dla mnie dniem radosnym. Niósł nadzieję na spotkanie ze studentami, na dyskusję z koleżankami i kolegami, na nowe badania i nowe, intelektualne wyzwania stawiane przez badaczy z całego świata. Bardziej niż przełom grudnia i stycznia, początek października był otwarciem, nowym początkiem. Nie ośmielę się wypowiadać w imieniu innych – czy tak czuli? Mam nadzieję. Dziś cieszy mnie przede wszystkim radość studentów, zwłaszcza pierwszych lat, którzy wciąż wierzą w nas, w nasze środowisko i swoją przyszłość, którą chcą budować z naszą pomocą. Tego im zazdroszczę i to jest dla mnie bardzo istotne. Dlatego dziś nic o nie powiem o działaniach naszego ministerstwa i Ministra, bo w tych dniach budzą one tylko mój smutek i autentyczną złość. Chciałbym więc oddać głos rektorom. To ich święto i ich wyzwanie.

Czytaj dalejGaudeamus – na przekór!

Brak zaufania, poziom krytyczny?

Taka dziś po rozmowie z koleżanką naszła refleksja – jak głęboki mamy problem z kapitałem społecznym? Jak uchwycić to, że towarzyszy mi dojmujące uczucie braku zaufania wszystkich do wszystkich? To pewnie przesada. Przecież niedawno komentując badania dotyczące zaufania do badaczy prowadzone przez firmę 3M wskazywałem, że naukowcy w Polsce cieszą się największym zaufaniem spośród wszystkich zawodów. Więc chyba nie jest tak źle. Z pomocą przychodzi Global Trustworthiness Index Ipsos. Mierzy on poziom zaufania do różnych profesji w 28 krajach całego świata, starając się wszędzie o reprezentatywną próbę. Ponieważ dostępne są wyniki trzech edycji badań (2019, 2021, 2022) można uchwycić punkt wyjścia przed epidemią i stan bieżący. Ostatnie badanie ankietowe przeprowadzono między 27 maja a 10 czerwca 2022 r. No więc – jak to jest z tym zaufaniem Polaków do profesji najróżniejszych?

Czytaj dalejBrak zaufania, poziom krytyczny?

Kryzys, ale niekoniecznie katastrofa

Kryzys energetyczny dotknął całą Europę, a nadchodząca zima nasili jego skutki. Polska nie jest więc wyjątkiem, choć mam wrażenie, że jest jednym z nielicznych krajów Unii Europejskiej, w którym długo podchodziło się do tego problemu ze spokojem wynikającym z zamknięcia oczu. Cóż, jesień już przybyła, za chwilę zima, ceny węgla dziś i ceny energii na jutro wyraźnie pokazały, że nie jest to problem wydumany, ale kluczowy dla nas wszystkich. Także dla uczelni. Pierwszym odruchem wielu osób w Polsce było wezwanie do zamykania uczelni i przejście na działalność on-line. Nie byłem i nie jestem tego zwolennikiem – dlaczego, o tym niżej. Ale ponieważ kryzys rozlał się szeroko i niektóre kraje podeszły do niego z pewnym wyprzedzeniem, mamy to szczęście, że możemy spojrzeć na środki podjęte przez uczelnie zagraniczne. Z jednej strony, nie musimy wymyślać wszystkiego sami. Z drugiej, różnorodność położenia każdej uczelni sprawia, że warto myśleć elastycznie, a nie warto wierzyć w uniwersalne dla wszystkich rozwiązania.

Czytaj dalejKryzys, ale niekoniecznie katastrofa

Horyzonty i współpraca

Warto, inaczej niż robią to nasi rządzący, przyglądać się światu z ciekawością. Nie, żeby zaraz wszystko kopiować, ale żeby się zastanowić. No więc my zmagamy się z myślą, że zabraknie pieniędzy na ogrzewanie i oświetlenie budynków uczelnianych. Tymczasem MEiN już ogłosiło całą listę sposobów, w jaki w zakresie kosztów użytkowania energii wspierane są lub będą szkoły. Szkoły podstawowe i średnie, nie wyższe. Wracam do mojej tezy podstawowej – jest tak dlatego, że nauki i szkolnictwa wyższego nie traktuje poważnie ani ten rząd, ani Partia, ani – jak na razie – żadne liczące się prodemokratyczne ugrupowanie polityczne w naszym kraju. To nie jest zarzut czy stwierdzenie faktu, to raczej stałe pytanie – co w zamian? Kupowanie technologii i innowacyjnych pomysłów? Montownie? Przekop w każdym powiecie? Można i tak. Ale – to raczej nie zapewni nam przyszłości. I żeby było jasne – nie obwiniam o to tylko rządzących. To także my, akademicy, nie potrafimy do nich dotrzeć z klarownym, silnym przekazem innym niż partykularny. Można inaczej.

Czytaj dalejHoryzonty i współpraca

Polityka, patriotyzm i przegłosowana nauka

Muszę przyznać, że mocno mną, jako historykiem i naukowcem wstrząsnęło wczorajsze głosowanie na posiedzeniu Sejmu nad Uchwałą w sprawie dochodzenia przez Polskę zadośćuczynienia za szkody spowodowane przez Niemcy w czasie II wojny światowej. Przypomnę główne, historyczne tezy tego dokumentu. Emocjonalne, demagogiczne i wewnątrzpolskie polityczne wypowiedzi pomijam, bo nie one mną poruszyły. Ale odwołania do historii – jak najbardziej.

Nie ulega wątpliwości, że 'Agresja niemiecka, okupacja Polski przez Niemcy oraz systemowe ludobójstwo spowodowały ogrom krzywd, cierpień, a także strat materialnych i niematerialnych. Okrucieństwa okupacji niemieckiej w stosunku do ludzi przybierały najróżniejsze formy: zniewalania, pracy przymusowej, rabunku dzieci, okaleczania, gwałcenia i mordowania dzieci, kobiet i mężczyzn – obywateli Rzeczypospolitej Polskiej. Zacierano także ślady ludobójstwa i zbrodni wojennych’. Szczerze mówiąc – czy ktoś temu przeczy? Czy ktoś w Polsce tego nie wie? Czy może politycy niemieccy tego nie wiedzą? Według moich doświadczeń i wiedzy – jest to powszechnie akceptowane i nikt nie kwestionuje tych stwierdzeń. A jeśli nie dość wyraźnie o tym uczy się w Niemczech, zbyt rzadko o tym mówi i przypomina – trzeba wypracować odpowiednie standardy, przeznaczyć na to trwonione na różne instytuty środki, zamiast uchwalać pompatyczne dokumenty. Ba! Prosta kwestia – 4 tom podręcznika niemiecko-polskiego dotyczący II wojny światowej i jej skutków, opracowany wspólnie przez historyków niemieckich i polskich, jest już użytkowany w szkołach niemieckich. Ale nie w Polsce, gdzie ministerialni recenzencie przyznali mu negatywne opinie. A szkoda, bo dzieci z obu krajów mogłyby poznać wspólną wersję narracji o II wojnie światowej.

Dalej jest jednak dużo gorzej.

Rzeczpospolita Polska nigdy nie otrzymała rekompensaty za straty osobowe oraz materialne spowodowane przez państwo niemieckie. Nigdy nie otrzymała też zadośćuczynienia za ogrom krzywd wyrządzonych polskim obywatelom.

To jest po prostu nieprawda. Jako rekompensatę w ramach porozumień zawartych w Poczdamie wskazano część reparacji przyznanych ZSRR. Które Polska otrzymywała. Że nie w pełnej wartości świadczeń ustalonych w porozumieniach, że ta wartość nie gwarantowała pokrycia strat i krzywd – to już zupełnie inna kwestia. Dla jasności – żaden kraj, któremu w Poczdamie przyznano prawo do reparacji nie pobrał ich od Niemiec w pełnej wartości. Po prostu gospodarka RFN i NRD tego nie wytrzymały i wszystkie mocarstwa zaprzestały ich pobierania, by nie doprowadzić do destabilizacji Niemiec tak, jak stało się to w wyniku reparacji pobieranych po I wojnie światowej. Czy dostaliśmy więc tyle, ile powinniśmy? Absolutne nie. Bo za ten ogrom cierpienia zgotowanego obywatelkom i obywatelom Polski przez hitlerowskie Niemcy nie można się wypłacić. Wszystkich, którzy chcą bliżej zapoznać się z problematyką dochodzenia i wypłaty odszkodowań dla polskich obywateli poszkodowanych przez III Rzeszę zachęcam do lektury stosownej, klasycznej publikacji.

Idźmy dalej:

Sejm Rzeczypospolitej Polskiej oświadcza, że należycie reprezentowane państwo polskie nigdy nie zrzekło się roszczeń wobec państwa niemieckiego. Twierdzenie, że roszczenia te zostały prawomocnie wycofane lub przedawnione, nie ma żadnych podstaw – ani moralnych, ani prawnych.

Takie stwierdzenie oznacza, że podpisane w 1953 r. przez rząd PRL zrzeczenie się reparacji nie jest obowiązujące zdaniem obecnych polityków demokratycznej Polski. Ergo – wszystkie akty dyplomatyczne z okresu 1944-1989 nie są obowiązujące? Czy też wszystkie akty prawne władz, które nie były należytą reprezentacją Polski? Co z reformą rolną? Dekretem nacjonalizacyjnym? Porozumieniami dotyczącymi granic (nie tylko z Niemcami wszak graniczy nasz kraj)? Stwierdzenie, że zobowiązania z 1953 r. nie mają żadnych podstaw prawnych jest bardzo odważne. Także dlatego, że Biuro Analiz Sejmowych dysponowało zamówioną przez siebie analizą prof. Cezarego Miki, która wprost wskazywała, że wręcz przeciwnie, Polska w sposób wiążący prawnie zrzekła się prawa do dalszej wypłaty reparacji. Opinii nie załączono do dokumentów przedłożonych posłom w trakcie procesu legislacyjnego. Ale o tym, że tak jest, mówiono także w prasie wielokrotnie.

Zupełnym humbugiem jest stwierdzenie

Wysiłkiem wielu uznanych ekspertów oszacowano straty poniesione wskutek agresji niemieckiej na Polskę w latach 1939–1945.

Rozumiem, że chodzi o tzw. raport posła Mularczyka. Sugestia, że ma on stanowić

’punkt wyjścia do prowadzenia stosownych rozmów bilateralnych, które winny zostać uwieńczone właściwą reakcją Rządu Republiki Federalnej Niemiec, czyniącą zadość wymogom sprawiedliwości i prawdy’

powoduje, że cierpnie mi skóra. To nie jest opracowanie naukowe, co przyznaje sam poseł Mularczyk w tymże opracowaniu i co każdy, znający zasady warsztatu naukowego, powinien stwierdzić nawet po przekartkowaniu jednego tomu. Ta publikacja jest ciekawym materiałem źródłowym dla przyszłych historyków dziejów nam współczesnych. Być może jego fragmenty mogłyby być interesującym materiałem popularnonaukowym. Ale pod żadnym względem nie jest to materiał naukowy, który może stanowić punkt wyjścia do poważnych rozmów o II wojnie światowej i zbrodniach popełnionych w jej trakcie. Po prostu dlatego, że zostanie odrzucony ze względów metodycznych, jeśli takie rozmowy będą traktowane poważnie, lub przyjęty z założeniem, że te rozmowy wcale nie dotyczą meritum, a są jedynie kolejnym fragmentem niekończącego się theatrum na potrzeby czyichś wyborców. Nie wiem, która wersja jest dla mnie, jako Polaka, bardziej zawstydzająca.

Niemal wszyscy posłowie poparli tę uchwałę. Chwała posłankom Zielonych, które zagłosowały przeciw. Ze smutkiem stwierdzam, że gra polityczna – Partii, by szantażować patriotyzmem opozycję, opozycji, by wytrącić tę broń z ręki Partii – przeważyła nad przywiązaniem do podstawowej wartości każdego obywatela państwa demokratycznego – przywiązaniu do dochodzenia prawdy. Bez tego nie da się podejmować racjonalnych decyzji i zapewnić powagi i bezpieczeństwa naszego kraju.

Ta uchwała jest zła z wielu powodów, ale dla mnie jako historyka jest przerażającym przykładem rażącej i w pełni świadomej pogardy dla nauki, dla standardów dochodzenia do prawdy, jaką zaprezentowali ci wszyscy, którzy ją przygotowali i polecili głosować za jej przyjęciem. Wbrew prawdzie zrelatywizowano powojenny porządek międzynarodowy. I jeśli jutro lub pojutrze jakaś nacjonalistyczna partia w Niemczech powie, że zgadza się, że należycie reprezentowane państwa nie brały udziału w podpisywaniu porozumień w Poczdamie, w związku z czym są one nieważne – to będzie to wina polskiego Sejmu. Otworzono furtkę do relatywizowania prostych faktów, bez oglądania się na wielokrotnie powtarzane twierdzenia ludzi, którzy całe życie poświęcili na badanie tego zagadnienia. Zrobili to zgodnie posłowie Partii i opozycji, przy aktywnym współudziale BAS.

Spodziewam się, że za tydzień przegłosowane zostanie unieważnienie praw fizyki powodujących wypadki lotnicze, a za dwa – kto wie? – praw ekonomii, co będzie przecież już tylko formalnością.

Bo kampania się rozkręca i trzeba ją wygrać za każdą cenę. Naprawdę?

Na froncie kontrrewolucji

Chciałem się dowiedzieć, jaka jest – zdaniem Ministerstwa i Ministrów – przyszłość nauk humanistycznych i społecznych. Bo 'debata’ pod takim tytułem z udziałem ministra Bernackiego miała miejsce w trakcie 'polskiego Davos’. No niestety, zawiodłem się, bo poza skąpymi cytatami nie udostępniono zapisu tej 'debaty’. Szkoda. Zaglądając jednak na kanał Ytb naszego Ministerstwa natknąłem się na krótką, a już słynną wypowiedź Ministra  Przemysława Czarnka na konferencji „Ograniczenia i naruszenia wolności religijnej. Perspektywa krajowa i międzynarodowa” odbywającej się w Szkole Wyższej Wymiaru Sprawiedliwości. Miejsce tego spotkania ma tu szczególny wymiar. Pominę te fragmenty, która już pojawiały się w przestrzeni publicznej – o wojnie kulturowej, o dzieciach, które chcąc uczęszczać do szkół katolickich są wyszydzane (2:11, swoją drogą, idąc do pracy mijam liceum sióstr Urszulanek we Wrocławiu, całkiem sporo w niej uczennic i garść uczniów. No, ale to wiemy, że kobiety są odporniejsze psychicznie). Skupiłbym się za to na innej, zdaniem Ministra nawiązującej do kwestii naukowych, wypowiedzi. Jest to ministerialny komentarz do art. 25, ust. 2. Według Ministra brzmi on: „Władze Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność światopoglądową, religijną i filozoficzną – ok – ale zapewniając każdemu głoszenie swoich poglądów światopoglądowych, religijnych i filozoficznych również w życiu publicznym’ (2:48-3:08), w konstytucji brzmi on nieco inaczej: 'Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym.’ I choć sens jest zbliżony, to wnioski, jakie z tego wysnuwa pan Minister, są bardzo ważne poznawczo. I zastanawiające, zważając na miejsce, w którym zostały wygłoszone. Aha, przypomnijmy, że SWWS to wyższa szkoła publiczna.

Czytaj dalejNa froncie kontrrewolucji

Akademia Kopernikańska – debata u cukiernika

Forum w Karpaczu. Impreza cykliczna, mocno ideologiczna i prorządowa. No i dobrze, niech tak będzie. Przy okazji – tzw. debata o Akademii Kopernikańskiej. Na szczęście jej zapis jest dostępny w sieci. Czy warto jej słuchać? Absolutnie nie. Nie polecam, sam odsłuchałem ku zdumieniu rodziny z poczucia obowiązku. Bo skoro uważam, że Akademia jest absolutnie zbędna, jest tragicznym marnotrawstwem pieniędzy podatników, to powinienem poznać argumenty jej zwolenników. Poniżej starałem się je zebrać, ale nie było to łatwe. Wstępna jedynie uwaga. Prowadzący dziennikarz używał słowa 'debata’, spotkanie zorganizowane zostało przez dziennik 'Wprost’. Ale to nie była debata, choć pewnie dzięki temu słowu wyglądało to poważniej. Bo trudno nazwać debatą spotkanie zgadzających się ze sobą we wszystkim osób, trudno o debatę, skoro o Akademii Kopernikańskiej rozmawiają Minister, doradcy Prezydenta pilotujący podpisanie ustawy przez Prezydenta, Pełnomocnik Ministra ds strategii edukacyjnej, przewodniczący Rady Doktorantów i członkini Rady Młodych Naukowców. W tym gronie nie było ani jednego samodzielnego, niezależnego od Ministra dyskutanta. To nie była debata, tylko próba zrobienia laurki dla zbędnego merytorycznie, ale zapewne użytecznego politycznie pomysłu. Ale o tym już pisałem, szkoda się powtarzać.

Czytaj dalejAkademia Kopernikańska – debata u cukiernika