Dwa krótkie, kompletnie nie polityczne!, tematy, ściśle jednak ze sobą związane. Otóż pracując w jednej z największych bibliotek naukowych w Anglii dręczy mnie pytanie: dlaczego po ponad 30 latach od wielkiego przełomu politycznego nie byliśmy w stanie zorganizować w Polsce jednej biblioteki naukowej o zasobach chociażby porównywalnych z tymi, które widzę tutaj? Jednocześnie dzięki pośrednictwu Veroniki Capskiej miałem okazję przeczytać interesujący wpis amerykańskiej historyczki pracującej w Czechach – i zmagającej się z warunkami materialnymi. Co łączy te problemy?
Narzekanie na zasoby naszych bibliotek trwa odkąd sięgam pamięcią. W różnych instytucjach bywa lepiej lub gorzej, część ma bardziej wyspecjalizowane zbiory, część mniej. Jednak jeśli ktoś chce się zajmować nieco szerszym spektrum wiedzy, niż ta wytwarzana w Polsce, w pewnym momencie zderza się z prostą konkluzją – realnego dyskursu naukowego nie da się prowadzić w oparciu o nasze biblioteki. Siłą rzeczy sięga się wówczas po serwisy, z których korzystanie przypomina mi wczesne lata 90. XX w. i zakupy kaset magnetofonowych firmy 'Takt’ wprost ze „szczęk” pana Władzia rozłożonych na pobliskim placu targowym. Z jednej strony uczucie sentymentalne, z drugiej niepokojące – nic się nie zmieniło?
Nie do końca, cyfryzacja przekazu pomogła nam nie tylko w dostępie do treści naukowych z przepaską pirata na oku, ale też umożliwiła instytucjom zakup legalnych baz danych. Jednak ceny tych ostatnich są tak wysokie, że wykupienie dostępu do wszystkich najważniejszych nawet dla najbogatszych uczelni na świecie staje się problemem. Od razu warto sprostować – te, które oficjalnie zaprotestowały i nie wykupują dostępu do baz koncernu Elsevier, nadal prenumerują czasopisma w formie papierowej. Finanse finansami, a o poziom nauki trzeba dbać. Bo inaczej ryzykuje się ubóstwem intelektualnym pracowników. Czego w Polsce już nawet nie zauważamy.
Czy zatem sednem są pieniądze? Na pewno tak, ale czy nie dlatego, że są najzwyczajniej w świecie rozpraszane? Ba, zamiast zwiększać pulę czasopism kupowanych z środków centralnie dla całego sektora, co pozwala uzyskać lepszą cenę, liczba czasopism udostępnianych w ten sposób stale się zmniejsza. Nie przypominam sobie, by ktoś podjął się zadania oceny realnych potrzeb polskiej nauki na dostęp do treści cyfrowych i poszukał sposobu ich – przynajmniej podstawowego – zabezpieczenia. Tak jak laboratoria dla nauk ścisłych, tak biblioteki są miejscem budowania metod badawczych i testowania hipotez dla humanistów i sporej części nauki społecznych. Per saldo wydatki na delegacje i wyjazdy związane z pobytem w bibliotekach w mojej ocenie pokryłyby znaczną część zakupu dostępów do baz cyfrowych.
Nie rozwiąże to problemu do końca. Nie wszystkie treści, zwłaszcza starsze, są dostępne w formie cyfrowej. Ale to jest tylko niewielki procent zapotrzebowania na informację naukową. Czy problem ulegnie zmianie w najbliższym czasie? Obawiam się, że bez radykalnej zmiany myślenia urzędników średniego szczebla w Ministerstwie – nie.
Jestem pesymistą, bo poza brakiem kreatywności naszych biurokratycznych kolegów na przeszkodzie stoi proza życia – płace w naszym sektorze. To nie jest tylko nasz problem. Elisabeth Wook, obywatelka USA pracująca na Uniwersytecie Palackiego w Ołomuńcu opisała swoje problemy ze związaniem końca z końcem. To prawda, że jej czescy koleżanki i koledzy mogą liczyć na 'niewidzialną sieć’ pomocy, na którą ona liczyć nie może. Ale także rozmowy z nimi nie pozostawiają złudzeń – pensje akademików, zwłaszcza humanistów, są równie niskie, jak w Polsce. Czasy, kiedy z zazdrością patrzyliśmy na wynagrodzenia południowych sąsiadów, minęły. Tyle, że ich równanie poszło w dół. Minimalna pensja profesora w Polsce – którą otrzymuje większość profesorów uniwersytetów – wynosi brutto 7210 zł. Średnia płaca w Polsce w czerwcu 2023 r. wynosi brutto 7335 zł. Odpowiednio minimalna pensja asystenta to 3605 zł, a minimalna płaca w Polsce to… 3600 zł. Większość pracowników uczelni tworzą adiunkci z pensją minimalną 5263 zł. Pani Wook stwierdza na końcu swojego eseju:
The education in Czech Republic is excellent, but it’s not worth living in poverty for.
Nie jestem przekonany, czy edukacja w Polsce we wszystkich uczelniach i dyscyplinach jest 'excellent’, ale nie ulega wątpliwości, że zwłaszcza dla młodszych pracowników, nie daj Boże mających rodziny, oznacza życie na granicy ubóstwa.
Warto obie kwestie połączyć ze sobą, a koleżanki i koledzy z science dorzuciliby z pewnością kwestie laboratoriów i dostępu do nich. Bez radykalnych zmian w organizacji naszego sektora i wydzielenia środków na zwiększenie dostępu do nowoczesnej infrastruktury wiedzy nie można liczyć na rozwój nowoczesnej nauki. Podobnie z wynagrodzeniami – jesteśmy daleko poza granicą zapaści. Nie oznacza to, że radykalnie zmniejszy się liczba pracowników w naszym sektorze. Nie, spadnie ich produktywność i kreatywność, bo podstawowym zajęciem będzie szukanie środków na przeżycie siebie i swojej rodziny.
Nie upominam się o radykalne zwiększenie środków w ramach sektora. Upominam się o prostą refleksję, jak zawsze – czego chcemy od nauki w Polsce? Upominam się o racjonalną ocenę – za jakie środki chcemy uzyskać efekt? Jaka jego wartość nas satysfakcjonuje? Czy nauka w Polsce ma być równoważna z ubóstwem fizycznym i intelektualnym? Jak na razie nie widzę ani grama refleksji ze strony polityków nad tymi prostymi pytaniami.
Wracam to pracy w bibliotece, bo czas szybko tu upływa.