Rok 2023 i poza – czy Polska potrzebuje nauki?

Patrzenie wstecz ma sens, ale dla mnie głównie po to, żeby zrozumieć otaczający mnie świat i jakość przygotować się na przyszłość. Więc zamiast podsumowywać miniony rok, rzuciłbym okiem w niedaleką przyszłość korzystając z wiedzy o przeszłości. W jednym konkretnym celu, żeby zapytać się o dwie główne osie funkcjonowania systemu szkolnictwa wyższego i nauki, to jest prowadzenie badań naukowych i edukację. Budowę ośrodków, w których rozwijałaby się kultura badań naukowych na światowym poziomie, miał zapewnić program IDUB.

Od początku urzędowania bieżącego Ministra był on zaniedbywany, deprecjonowany, a czasami wręcz w sposób nieprawdziwy charakteryzowany (np. rzekome dążenie uczelni IDUB do przejęcia monopolu na habilitacje i doktoraty). Z wielkiej reformy, jaką projekt miał przynieść, pozostało nieco pieniędzy (po 10% podstawowego budżetu subwencji z 2019 r. dla 10 uczelni i po 2% dla kolejnych 10) i niewiele więcej. W tym roku będzie miało miejsce podsumowanie formalne pierwszej połowy programu, ale już dziś widać wyraźnie, że ten program nie doprowadził do przełomu w rozwoju badań naukowych. Szansa, jaką dawał, została zmarnowana nie tyle przez uczestników, którzy w znaczącej liczbie starali i starają się o projakościowe jego wykorzystanie, ile przez odcięcie jego funkcjonowania od przemyślanego, długofalowego wykorzystywania jego efektów. Najlepiej wykształceni doktoranci nie będą pracować na uczelniach za spłaszczone, minimalne stawki przy 10%, a być może niedługo niższym wskaźniku sukcesu. Wyjazdy zagranicę, zapraszanie najlepszych badaczy zagranicznych, udział w projektach badawczych, publikacje – wszystko to ma głęboki, długofalowy sens. Ale Polska nie skorzysta na tym opierając się na zasadach obecnej, lobbystyczno-transakcyjnej ewaluacji 'jakości badań’, wypłaszczaniu pensji badaczy, braku wysiłków na rzecz budowy wydajnego i szybkiego systemu transferu wiedzy do gospodarki i społeczeństwa, dewaluacji pozycji nauczyciela akademickiego. Te czynniki spowodują raczej nastawienie młodych badaczy na ucieczkę wobec braku perspektyw materialnych i prestiżowych (te zasoby kurczą się tragicznie) oraz na budowanie enklaw doskonałości tam, gdzie badacze z różnych powodów jednak nie będą chcieli poddać się klimatowi przeciętności. Nie jestem czarnowidzem. Uważam, że minione trzy lata pokazały znaczący potencjał rozwoju polskiej nauki, ale też jego strukturalne przeciwności, kulturowe (nie jesteśmy gotowi na akceptację specjalizacji i rozwarstwienia pod kątem doskonałości badań, wdrożeń, dydaktyki) i polityczne (zarówno Partia, jak i partie nie rozumieją i nie są zainteresowane tworzeniem nowoczesnego społeczeństwa i kraju).

Trudno wskazać na jednoznaczne mierniki zmian jakości aktywności naukowej poprzez analizy bibliometryczne, bo te opierają się na trudnych do zaakceptowania założeniach gromadzenia danych w oparciu o bazy med-scinece, pomijają kwestie regionalnego oddziaływania nauki i wdrożeń gospodarczych i społecznych. Dla mnie lepszym miernikiem jest statystyka otrzymywania grantów ERC, przy całej ich specyfice kierowanych do wybitnych badaczy z ciekawymi, nawet jeśli ryzykownymi pomysłami, dobrze osadzonymi w głównych, światowych nurtach badań. I naprawdę widać tu pozytywne zmiany. W latach 2020-2022 badaczy pracujący w polskich jednostkach otrzymali jako kierownicy projektów finansowanie 16 z nich na kwotę 36 milionów euro. W latach 2017-2019 – 9 projektów na kwotę12 milionów euro, zaś dla 2014-2016 było to 10 projektów z 14 milionami euro budżetu. Ten postęp widać też w zmniejszaniu się tragicznej wręcz dysproporcji w stosunku do naszego południowego sąsiada – Czech. Oba kraje startowały z tego samego poziomu naukowego w 1989 r. (może nawet Polska z nieco wyższego wobec mniejszej presji politycznej), ale w Czechach w latach 2014-2016 było lokowanych 14 projektów ERC z 25 milionami budżetu, w latach 2017-2019 – 17 projektów i 22 miliony budżetu, w latach 2020-2022 – 13 projektów i 19 milionów budżetu. To nadal dane zawstydzające nas, bo Polska liczy sobie 38 milionów obywateli, a Czechy – około 10,6 milionów…  ale pokazujące wzrost naszego kapitału naukowego w skali kontynentu. Szału nie ma, ale jest potencjał. Tylko trzeba to powiedzieć szczerze – ten potencjał jest w dwóch ośrodkach – w Warszawie i Krakowie. Spośród 55 projektów ogółem pozyskanych przez Polskę 42 lokowane są w Warszawie (zasługa min. lokalizacji centrali PAN), 7 w Krakowie (UJ), 3 w Poznaniu, 2 w Gdańsku. To nie jest polska specyfika. W Czechach 36 projekty przypadają na Pragę, 12 na Brno, po 3 na Czeskie Budziejowice i Ołomuniec. To lepszy niż u nas wynik, ale centralizacja nadal jest widoczna. Podobnie na Węgrzech, gdzie spośród 75 projektów ERC (na 9,7 mln mieszkańców…) aż 61 przypada na Budapeszt, 12 na Szeged i 2 na Sopron. W tym kontekście próba wykreowania w Polsce 10 lub 20 uczelni badawczych jest nieporozumieniem za środki, jakie na ten cel przeznaczono. Pytanie należałoby zadać inne – skoro widać, że jest spora grupa badaczy chcących niezależnie od otoczenia i presji środowiskowej i politycznej rozwijać badania naukowe, to czy Polska nie powinna ich wspierać w imię pozyskania korzyści dla podatnika łożącego te środki? Na przykład radykalnie zwiększając środki na granty badawcze, których założeniem byłoby tworzenie zespołów angażujących osoby z różnym doświadczniem badawczym, z różnych ośrodków, w tym międzynarodowych o odpowiednim poziomie badań. Tak, lepsi dostaną więcej i będą jeszcze lepsi kształcąc młodszych i wspierając badaczy z mniejszych ośrodków, ale może jest to lepsze rozwiązanie niż rozrzucanie czeków z kartonu i ręczne podwyższanie kategorii i prestiżu w skali całych uczelni? Zwłaszcza, że jak na razie nie widać żadnego ruchu po stronie politycznej, który wskazywałby na posiadanie cienia koncepcji jak wykorzystać efekty projektu IDUB czy osiągnięcia zespołów pracujących w jednostkach PAN, a raczej widać chęć ośmieszenia osób i instytucji, które uwierzyły w sens pracy na rzecz nauki.

Dydaktyka szkół wyższych, a zwłaszcza jej poziom i cel. to zagadnienie warte głębszej refleksji, której boleśnie nam brakuje. Sama liczba wykształconych po 1989 r., odsetek osób z wyższym wykształceniem – to słaby miernik jakości edukacji. Z pewnością jest to miernik ambicji edukacyjnych społeczeństwa, nacisków politycznych najpierw na 'przechowanie’ potencjalnych bezrobotnych, a później na pokazanie wysokiego poziomu cywilizacyjnego aspirującego społeczeństwa. Tyle, że znów zabrakło koncepcji, co dalej? Jak zagospodarować tych wykształconych? I jakie jest to wykształcenie? Interesujące dane dla 2018 r. podał NBP. Otóż wśród migrantów było 25% osób z wyższym wykształceniem, 52% średnie, 22% zasadnicze zawodowe. W tym samym czasie w Polsce pracowało 36% osób z wykształceniem wyższy, 36% – średnim, 29% – zasadniczym zawodowym. Trzeba jednak zastrzec, że są to dane oparte na próbie 4700 migrantów wywiadowanych w 2018 r. Jednak wynika z nich, że studia sprzyjają pozostaniu w Polsce. Najwyraźniej z upływem lat maleje chęć do opuszczenia kraju w związku z nabytym kapitałem i kłopotem z jego równoważną wymianą zagranicą. Skoro tak, skoro uczelnie od lat gwarantują, że większość z ich absolwentów pozostaje w kraju, to czy staliśmy się krajem wysokich technologii, przemysłu kreatywnego, świadomego wspierania przez rządu nowoczesnych branż wytwórczych i rozkwitu start-upów? Polski samochód elektryczny? Polska fabryka szczepionek przeciw COVID? Polskie drony? Ba, może rozwijamy w szczególnej chwili polski przemysł zbrojeniowy, zamiast kupować licencje? Najszybciej bodaj rozwijają się aktywności związane z informatyką i przemysłem kosmicznym, ale to nie one przesądzają o charakterze społeczeństwa i gospodarki, a i w tym przypadku rząd inwestuje w rozwiązania zagraniczne.

Dobitnym uwypukleniem relacji między wykształceniem a potrzebami społeczeństwa mierzonymi poziomem wynagrodzenia (bo jak inaczej zmierzyć bez wnikania w szczegóły zapotrzebowanie społeczne w warunkach wolnego rynku? nawet, jeśli coraz bardziej znacjonalizowanego i upartyjnionego) są średnie wynagrodzenia absolwentów. W 2020 r. jeszcze 6 lat po uzyskaniu dyplomu nie osiągali oni wynagrodzenia równego średnim zarobkom w kraju. Najlepiej pod tym względem wyglądali absolwenci kierunków medycznych (1,5 średniej) i inżynieryjnych (1,3 średniej), bardzo słabo kierunków humanistycznych (0,87). Rozwiewając mit – absolwentów kierunków inżynieryjnych było blisko 28.000, a humanistycznych 18.000 w 2014 r. Z tych ułamkowych danych można co najwyżej wywieść, że choć Polska nie stwarza warunków do rozwoju nowoczesnych technologii, to rozwija średnią kadrę techniczną na potrzeby istniejących i wdrażanych w kraju technologii. Pułapka średniego rozwoju? Tak czy siak – wyższe wykształcenie nie zapewnia w Polsce przyszłości, nie jest gwarantem szybkiego awansu materialnego lub prestiżowego.

Patrząc dziś na dane z najbliższej przeszłości ciężko byłoby odpowiedzieć, czy Polacy uważają, że potrzebują badań naukowych prowadzonych przez Polaków? Jakiejś formy wykształcenia zawodowego na poziomie wyższym – na pewno, choć malejąca liczba studentów, a zwłaszcza odsetek rezygnujących z kształcenia po I stopniu studiów wskazuje, że i tu następuje głęboka zmiana. Stałe dokształcanie się, zdobywanie wiedzy specjalistycznej, potrzebnej do wykonywania bieżących zadań – zapotrzebowanie na to wciąż jest duże. Ale dłuższe formy kształcenia, bardziej teoretycznego nie przynoszą wielu korzyści. Zupełnie zaś nie opłaca się skupiać wyłącznie na nauce. Studenci pracujący w czasie studiów zarabiają lepiej zarówno bezpośrednio po skończeniu studiów, jak i po 6 latach od ich ukończenia. Uważam, że o ile kolejne rządy nie zmienią swojej polityki, to skutkiem ostatnich lat, demagogicznych przemian i deprecjacji etosu naukowca, będzie odejście polskiego ekosystemu szkolnictwa wyższego od ambicji naukowych i skierowanie go niemal wyłącznie w kierunku zawodowo-dydaktycznym. Z mojej perspektywy to błąd, bo oznacza to istotne osłabienie potencjału cywilizacyjnego i kulturowego społeczeństwa w obliczu dynamicznego rozwoju sąsiadów. Na chwilę wracając do wątku grantów ERC – poza przykładem czeskim spójrzmy kraj związkowy Saksonia, dawniej część NRD, który startując z podobnego poziomu co Polska, pozyskał ogółem 76 grantów ERC (63 Drezno i okolice, Lipsk 13), na kwotę 114 milionów euro. I tak, stało się to dzięki inwestycjom rządowym i znacznej wymianie badaczy.

Wciąż uważam, że naukowcy i absolwenci szkół wyższych pracujący w Polsce mogą zmienić ten kraj. Wierzę, że będą chcieli, gdy nadarzy się okazja. Trzymam za nas kciuki.