Radomsko-krakowski casus. Akademicki charakter demokracji na uczelniach

Ciekawą jest wiosna tego roku. Biorąc pod uwagę wypadki radomsko-krakowskie, może okazać się, że rektorzy dużych polskich uczelni nie powinni sprawować swoich urzędów. Ale może też się okazać, że wybory rektorów Uniwersytetu Radomskiego i Uniwersytetu KEN w Krakowie zostały przeprowadzone z istotną wadą prawną i powinny zostać powtórzone. W zasadzie jest to sytuacja albo-albo i ciekaw jestem niezmiernie, jaką decyzję podejmie Ministerstwo? Niezależnie zaś od tego rozstrzygnięcia wypadnie ze smutkiem skonstatować, że jakość obsługi prawnej na uczelniach wyższych jest skandaliczna.

Przypomnieć trzeba, że zgodnie z ustawą PoSzWiN rektora wybiera Kolegium Elektorów. Kandydaci mogą być zgłaszani w różny sposób, przy czym podlegają zaopiniowaniu przez Senat, zaś do uprawnień Rady Uczelni należy (art. 18, ust. pkt 5)

wskazywanie kandydatów na rektora, po zaopiniowaniu przez senat

W wyborach przeprowadzanych w celu wyłonieniu rektorów obecnej kadencji rozumiano ten zapis dość zgodnie jako wskazanie kandydata mającego aprobatę Rady Uczelni. I tylko tyle. Takie też było wskazanie ze strony ówczesnych władz Ministerstwa

Kandydatów na rektora uczelni publicznej wskazuje rada uczelni, po zaopiniowaniu przez senat (art. 18 ust. 1 pkt 5 ustawy), a także (o ile statut tak przewiduje) inne uprawnione do tego podmioty określone w statucie (art. 34 ust. 1 pkt 1 ustawy). Przepisy ustawy nie zawierają ograniczeń co do liczby kandydatów, których mogą wskazać rada uczelni i uprawnione do tego podmioty.

Ministerialna interpretacja jednoznacznie określała, że wynikiem aktywności Rady Uczelni – lub innych podmiotów – jest wskazanie kandydatów pozytywnie zaopiniowanych przez te konkretne podmioty. Nie ma w tej procedurze miejsca na aktywność negatywną, to jest wykluczanie kandydatów z procesu wyborczego. Nawet, jeśli Rada uchwali – jak miało to miejsce w UKEN – że nie wskazuje kogoś jako kandydata, to nie ma to najmniejszego znaczenia. Po prostu Rada uważa, że nie jest to jej zdaniem kandydat właściwy. I tylko tyle. W przeciwnym wypadku, gdyby Rada miała moc eliminowania kandydatów wyłonionych w trybie określonym w statucie, wkraczałaby w kompetencje Kolegium Elektorów dokonując – w formie negatywnej – prawyboru rektora. Akceptacja takiej zasady dała władzę rektorowi Alojzemu Nowakowi na Uniwersytecie Warszawskim i Robertowi Olkiewiczowi w trakcie przedterminowych wyborów na Uniwersytecie Wrocławskim. Obaj nie uzyskali wskazania ze strony rad uczelni, obaj zostali przez kolegia elektorów wybrani rektorami.

Czy jednak działo się to zgodnie z prawem? Bo oto na Uniwersytecie Radomskim rada uczelni uchwałą nr I/04/03/2024 z dnia 4 marca 2024 r. wskazała kandydata na rektora. Rzecz jest absolutnie zgodna z Ustawą. Problem zaczyna się później – oto Uczelniana Komisja Wyborcza przyjęła, że drugi kandydat nie może brać udziału w dalszym postępowaniu wyborczym. Próżno szukać uzasadnienia tego faktu w dokumentach na stronie UKW, ale można się domyślać, że wynikała ona z przyjętego przez UKW Regulaminu Wyborczego 2024-2028, w którym par. 6, pkt 1 mówi,

Kandydatów na Rektora wskazuje Rada Uczelni, po uzyskaniu opinii Senatu

Według Regulaminu zgłoszenia kandydata na rektora może dokonać każdy członek wspólnoty akademickiej oraz członek Rady Uczelni. Wraz ze zgłoszeniem składa się w UKW także zgodę kandydata na kandydowanie. Jak rozumiem, UKW w świetle Regulaminu nie uznaje tak zgłoszonych – moim zdaniem poprawnie – kandydatów za kandydatów na rektora? Dopiero decyzja Rady Uczelni ma uczynić z kandydatów… kandydatów?

Tyle, że oni już są kandydatami. Świadczy o tym fakt, że według tego samego Regulaminu Senat opiniuje kandydatów – przed wskazaniem przez Radę. Znów – zgodnie z Ustawą. Zatem zapis Regulaminu należy rozumieć zgodnie z treścią Ustawy, to jest Rada Uczelni wskazuje swojego kandydata spośród kandydatów zgłoszonych w trybie wyborczym. Kandydat niezgłoszony przez Radę Uczelni nadal jest kandydatem i powinien brać udział w dalszym postępowaniu wyborczym.

Tak się jednak nie stało. UKW uznała, że tylko kandydat wskazany przez Radę Uczelni może brać udział w dalszych etapach postępowania. Identycznie niemal przebiegła sytuacja w UKEN w Krakowie z tą różnicą, że tu Rada Uczelni uchwaliła także, kogo nie wskazuje na kandydata – co moim zdaniem niczego nie zmienia w samej istocie postępowania. Obaj kandydaci nadal powinni brać udział w postępowaniu wyborczym. Sprawę krakowską kompetentnie opisał prof. Ludwik Turko, pozwolę więc opuścić jej referowanie.

Jakie stąd wnioski? Statut uczelni radomskiej przygotowany został poprawnie. Także Regulamin wyborczy nie zawiera rażących błędów, choć może być mało szczegółowy. Problemem jest aktywność UKW w Radomiu i w Krakowie. Nie jest to pierwszy budzący wątpliwość przykład wspierania przez UKW w różnych uczelniach wykładni wygodnych dla akurat funkcjonującego rektora. Tym wyraźniej widać, że „demokracja” w naszym wydaniu jest „akademicka” w potocznym rozumieniu słowa – pusta, deklaratywna, nie ma wiele wspólnego z postępowaniem szanującym w równym stopniu prawa wszystkich uczestników życia publicznego na uczelni. Fakt, że w tej sytuacji wybrany w taki sposób rektor odbiera gratulacje od najwyższych organów reprezentujących nasze środowisko jedynie potwierdza, że z rozumieniem demokracji i praw jej uczestników mamy problem powszechny w świecie akademickim.

No chyba, że jednak nie, że rację mają UKW w Radomiu i Krakowie i rektorami bezprawnie są obecni rektorzy UW i UWr?