Nauka jako autarkia?

Hiszpania wdraża w tym roku budżet, w którym wydatki na naukę wzrastają o 80%, a na uczelnie wyższe – o 70%. A to dopiero początek, bo nie ujęto w nim środków z europejskiego programu odbudowy. Budżet francuskiej Narodowej Agencji Badań (odpowiednik naszego NCN) wzrośnie do 2023… trzykrotnie. Holandia na dodatkowe – poza dotychczasowym – wsparcie szkolnictwa wyższego przeznacza 20 miliardów euro w ciągu pięciu lat. Czyli rocznie dodatkowo około 18-20 miliardów złotych na badania i szkolnictwo wyższe. Plus środki unijne. W planach większości krajów europejskich na zagospodarowanie środków z unijnego planu odbudowy nauka i szkolnictwo wyższe odgrywają bardzo ważną rolę i odpowiednie środki popłyną na ich dofinansowanie.

Jest coś głęboko przewrotnego w myśleniu o polskich uczelniach wyższych jako jednostkach autonomicznych w pełni i do końca, samowystarczalnych. Brzmi dobrze? No nie do końca. Zaryzykowałbym tezę, że takie myślenie jest wygodnym unikiem . Niekoniecznie świadomym, częściej wynikającym ze skupienia na swoim własnym, wąsko rozumianym otoczeniu. W tej postawie zawiera się rozumienie autonomii uczelni jako ich zdolności do poradzenia sobie z ich zadaniami w obrębie dotychczasowych środków i mechanizmów funkcjonowania. Rytualne już wezwania do współpracy z przemysłem, kształcenia specjalistów potrzebnych gospodarce niewiele oznaczają, bo nie idą za nimi żadne konkretne działania. Można wręcz odnieść wrażenie, że dla polityków polska nauka i edukacja nie mają znaczenia poza poziomem szkół średnich. Nie widzą korzyści w realnym inwestowaniu w kapitał wiedzy i w wysokokwalifikowanych pracowników. Rozwój postrzegają przez krótkookresowe korzyści gospodarcze. Do których pojawienia się – jak uważają – nauka w naszym kraju nie jest niezbędna. Pisałem już o tym w ubiegłym tygodniu. Wracam do tego, bo czytając o politykach względem nauki w krajach Unii nie mogę wyjść z zadziwienia – jaką Rzeczpospolita planują nam dziś nasi politycy? Czy naprawdę sądzą, że brak inwestowania w innowacje, wiedzę i edukację na poziomie uniwersyteckim w momencie, gdy zrobią to sąsiedzi, zapewni nam miejsce wśród czołowych gospodarek europejskich? Da nam i naszym potomkom szansę na zbudowanie nowoczesnego, w miarę zamożnego społeczeństwa?

Nauka to jest układ światowy – to relacje budujące bardzo konkurencyjny układ wzajemnej komunikacji, współzależności, prestiżu – i realnych osiągnięć. Francuzi narzekając na dewastowanie nauki narodowej jako potencjału kluczowego dla ich przyszłości zamierzają w nią inwestować. Holendrzy mówią o wiedzy jako jedynym narodowym zasobie naturalnym. Naszymi bezpośrednimi sąsiadami są Niemcy. Tylko w 2018 r., a więc przed dzisiejszymi zmianami faworyzującymi inwestycje w naukę, kraj wydawał na same badania (bez kosztów edukacji w szkolnictwie wyższym) 3,13 PKB, w sumie blisko 105 miliardów euro. Polska po zwiększeniu budżetu na naukę i szkolnictwo wyższe w 2020 r., łącznie z środkami z UE planowała wydać 31 mld zł (27 mld z środków krajowych). Patrząc na budżet naszego Uniwersytetu z tej kwoty na samą naukę mogło przypaść około 30-35%. Bądźmy optymistami – 50%, czyli 15,5 mld zł na badania w 2020 r. Pod względem liczby ludności Polska jest około 2,3 krotnie mniejszym krajem niż Niemcy. Żeby więc przestać tracić dystans, nie gonić przecież, do naszego sąsiada i jego potencjału naukowego powinniśmy wydawać przynajmniej proporcjonalnie zbliżoną kwotę. Aha, akurat na koszty badań niższego koszty utrzymania (realnie w dużych miastach niewiele niższe) mają wpływ marginalny. Zatem, wracając, w 2020 r. powinniśmy wydać na badania co najmniej… 45 miliardów – euro. Wydaliśmy – 4 miliardy euro. System, układ, sieć o charakterze światowym, jaką jest nauka powoduje, że nawet w takiej sytuacji finansowej nasza sytuacja była bliska beznadziei. Jaka będzie, gdy nasi partnerzy z UE mocno wesprą naukę, a my będziemy budować swój nowy ład bez nauki? O przepraszam – podobno mamy przeznaczyć 1-2 miliardy euro dla Sieci Łukasiewicz. Gratulacje.

Chciałbym być dobrze zrozumiany – pieniądze to nie wszystko. Ale jeśli ich nie mamy, to na co chcemy przeznaczyć te, które posiadamy? Naprawdę rozwój Akademii Praktycznych ma nam zapewnić stabilną pozycję wśród światowych gospodarek opartych na wiedzy? Kogo będziemy w nich kształcić – wykwalifikowanych robotników pracujących w fabrykach montujących technologie wyprodukowane i wdrożone poza Polską? Nauka ma – lub może mieć – swoje istotne miejsce w układzie, jakim jest gospodarka i życie społeczne. Przez dekady poza  licznymi słowami nie wyciągnięto z tego szerszych wniosków. Punktowe wsparcie z NCBiR służyło jakże często głównie biznesowi, który nijak jednak nie chciał się zmienić w innowacyjny i nowoczesny na skalę krajową. O relacjach nauki i życia społecznego mówiono raczej w kategoriach miłych dodatków z okazji rocznic i wizyt dostojników państwowych i samorządowych na uczelniach. Ale i nam nie udało się zinternalizować społecznej odpowiedzialności uczelni czy nauczania kompetencji społecznych. Nie jestem jednak malkontentem – wiele dobrego zostało zrobione w trakcie poprzednich kadencji ministerialnych w zakresie uświadamiania wybranych aspektów włączania uczelni w realia życia naszego kraju. Niestety, najczęściej niekonsekwentnie, chaotycznie i często hasłowo bardziej, niż systemowo. Tymczasem przed nami punkt zwrotny w funkcjonowaniu nauki i szkolnictwa wyższego w naszym kraju. Warto sięgać myślą dalej niż koniec tego roku i zastanowić się, skąd ma płynąć impuls do zmian po epidemii? Zmian, które mają uelastycznić gospodarkę, wprowadzić ją jako niezbędny składnik innowacyjnej i swoją wiedzą silnej i unikalnej gospodarki europejskiej. Jeśli tego myślenia zabraknie, oddali się perspektywa przekształcenia Polski w część Europy chronioną współpracą i współzależnościami z najważniejszymi centrami kontynentu. To także moment na zrozumienie wagi kształcenia w kulturze dla otwartości i elastyczności całego społeczeństwa. Bez tego utopimy się w sztucznie generowanych przez polityków i ideologów konfliktach nawet, jeżeli będziemy zamożniejsi niż dziś. Bez najwyższej jakości kształcenia humanistycznego jako składnika każdej ścieżki edukacyjnej nie doczekamy się społeczeństwa obywatelskiego.

I na koniec – także uniwersytet to system, układ i sieć. Jego siłą jest synergia płynąca ze współpracy i wzajemnego wsparcia dla osiągnięcia celów strategicznych. Tu, w mikroskali, widać wszystkie zasadnicze wady, a jednocześnie krótkookresowe korzyści z separowania się, tworzenia odrębnych mikroukładów zwalczających się dla własnej korzyści. Nie wierzę w takie społeczeństwo i w taką wspólnotę, której siły wyczerpują się w sporach i złych emocjach. STEM nie istnieje bez humanities, a nauki humanistyczne nie zapewnią same impulsu do rozwoju innowacyjnej gospodarki. Jeśli mamy być – jak bywało dawniej – wzorem, źródłem inspiracji dla naszego otoczenia, to warto spojrzeć na nas samych także z tej perspektywy.

Czas się obudzić. Bez inwestowania w naukę i edukację nasz kraj zacznie w najbliższych latach odpływać na dalekie peryferia europejskiej cywilizacji i kultury. Żadna ideologia nie może tego usprawiedliwić.

Wracajmy jednak do naszych realiów. Zatem – sprawozdanie:

  • w poniedziałek podpisaliśmy umowę o współpracy z prezesem wrocławskiego MPK, Krzysztofem Balawejderem. Nie jest to  – i mam nadzieję nie będzie – ogólnikowe porozumienie, ale zestaw konkretnych projektów, które wpłynęły od pracowników i studentów Uniwersytetu. Bo jesteśmy częścią naszej lokalnej, wrocławskiej wspólnoty i o nią chcemy dbać;
  • we wtorek ogłosiliśmy podpisanie umowy z Centrum Helmholtza w Dreźnie. To z jednej strony potwierdzenie naszego wkładu w Center for Advanced Systems Understanding w Goerlitz, ale też znaczące rozszerzenie zakresu współpracy naukowej. Bardzo się z tego cieszę i liczę na dalsze rozszerzanie naszej współpracy z Saksonią;
  • w środę posiedzenie Senatu Uniwersytetu Wrocławskiego. Między innymi uchwaliliśmy poprawki do regulaminu studiów, ale też wybraliśmy naszego przedstawiciela do Rady Kuratorów Zakładu Narodowego im. Ossolińskich – prof. Krzysztofa Ruchniewicza. Pierwsza z tych uchwał cieszy szczególnie, bo zapadła po długotrwałej, wytężonej współpracy Senackiej Komisji Nauczania i samorządu studenckiego, zgodnie pracujących dla usprawnienia warunków studiowania na uczelni;
  • w czwartek z władzami i pracownikami Wydziału Nauk o Ziemi i Ochronie Środowiska dyskutowaliśmy o formalizowaniu naszego zaangażowania w badania polarne. Mamy w tym zakresie w ostatnich latach duże osiągnięcia, a że obejmują one współpracę specjalistów z różnych dyscyplin, tym większa jest szansa, że przyniosą unikalne, rozpoznawalne w świecie rezultaty;
  • spotkanie z Radą Archiwalną, w trakcie którego dużo miejsca poświęciliśmy dyskusji nad perspektywami polepszenia infrastruktury naszego Archiwum Uniwersyteckiego. Najważniejszym wyzwaniem pozostaje jednak budowa systemu przechowywania dokumentacji cyfrowej i to ona musi być w centrum uwagi wszystkich zainteresowanych;
  • w piątek spotkanie z rektorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, prof. Mirosławem Kalinowskim. Bo trzeba rozmawiać, mimo świadomości głębokich różnic, a nawet – właśnie ze względu na nie. I nawet, jeśli one nie znikną.

Z natury jestem optymistą. Więc zakończę tak – nic nie zostało jeszcze tak zupełnie stracone. Wiele zależy od nas i jakości współpracy, na jaką się zdecydujemy w kraju, ale zwłaszcza z ośrodkami poza naszymi granicami. Nie mam wątpliwości, że dobre badania przetrwają i polscy naukowcy będą się nimi cieszyć. Ale chciałbym bardzo, by mogli to robić w Polsce i wspierać nimi swoje lokalne społeczności.