Divide et impera czyli ewaluacyjne przedpole bitwy o szkolnictwo wyższe

Zastanawiałem się, czy powinienem komentować ostatnie wypowiedzi pana Ministra o obecnej i przyszłej ewaluacji. Chyba jednak trzeba, bo akademicka tradycja chowania głowy w książkę pozwala utrwalać się złym wzorom myślenia. Otóż pan Minister odwiedził niedawno nową politechnikę – do niedawna uniwersytet – w Bydgoszczy. Elementem gospodarskiej wizyty – poza wręczeniem czeku, na który uczelnia zasłużyła zdaniem Ministra – było przedstawienie refleksji dotyczących ewaluacji jakości badań naukowych. Tok rozumowania przedstawiony w sprawozdaniu z wizyty na stronach rządowych i za nimi w czasopismach:

  1. zasady oceny są zbyt skomplikowane, bardziej niż w konkursie drużynowym skoków narciarskich;
  2. uczelnie są od poszukiwania prawdy i dydaktyki, nie powinny manipulować wskaźnikami, by poprawić swój wynik w ocenie;
  3. dlatego należy uprościć zasady oceny. Temu służyły działania w ciągu półtora roku, w tym mocno krytykowane zmiany punktacji czasopism;
  4. ewaluacja wychodzi nieźle. Po decyzjach minister czeka na dobrze uzasadnione odwołania, bo jest od tego, by nie dopuścić do krzywdy uczelni w miastach takich 'jak Bydgoszcz, jak Toruń, jak Lublin, jak Szczecin, jak Rzeszów’. Z czego można wnioskować, że uczelniom w takich miastach jakaś „krzywda” się przydarzy w wyniku zastosowania ministerialnego rozporządzenia dotyczącego zasad ewaluacji jakości badań naukowych. Ale minister na prośby rektorów tych uczelni odpowie życzliwie i kategorie zmieni decyzją osobistą.

Odnośnie punktu 1 – nie znam się na ocenie skoków narciarskich. Jestem tylko historykiem, ale moje doświadczenie podpowiada mi, że ocena jakości badań to nie jest prosta działalność. Badania mają bardzo indywidualny charakter, specjalistyczny i trudno znaleźć taką przestrzeń wspólną, w której porównania nawet w danej dyscyplinie byłyby uznawane przez wszystkich za sprawiedliwe. Dlatego zazwyczaj wybiera się wskaźniki, które mają jakoś ukierunkować działalność instytucji. Otwarte jest pytanie, czy wszystkie instytucje należy ukierunkowywać na ten sam tor rozwoju? Moim zdaniem – absolutnie nie. Nie ma sensu sugerować, że małe uczelnie, bez tradycji naukowych, zaplecza, kontaktów i doświadczenia badawczego muszą stawać w szranki z uczelniami, które od dekad, a czasami stuleci rozwijają kulturę pracy naukowej. Takie myślenie rzeczywiście rodzi poczucie poniżenia i chęć udowodnienia, że jest się równie dobrym, jak ci, którzy są lepsi. A to da się osiągnąć manipulując wskaźnikami lub korzystając z pomocy czynników. Dlatego nie zgadzam się, że ewaluacja jest zbyt skomplikowana. Jest nieprzemyślana, bez potrzeby sugerująca jakąś jednolitość sektora – której nigdy nie było i nie będzie. Tyle, że tego doradcy pana Ministra nie widzą. A może zobaczyć nie mogą, odtwarzając schemat z dawna powtarzany: wszyscy są równi, a jeśli ocena wskazuje, że nie są, to zbijemy termometr i będą. Bo wszyscy jesteśmy równi Cambridge i Oxfordowi.

Punkt 3 – upraszczanie zasad oceny niesie w swej treści tylko jeden przekaz: będzie łatwiej administracji. Taka idea kryła się już za zmniejszeniem liczby dyscyplin za czasów ministra Gowina – i nie widzę w niej żadnej wartości dodanej. Jeśli przykładem obecnych uproszczeń mają być manipulacje przy listach czasopism, to oznacza, że nowa ocena będzie jeszcze mocniej promować 'naukę polską’ w konkretnych ośrodkach, zwłaszcza bliskich bieżącemu rządowi ideologicznie i geograficznie. Jeśli jednak taka ma być korzyść z tej dobrej orwellowsko zmiany, to może od razu zadekretować, że minister nadaje sam kategorie jakości badań i dydaktyki, w drodze decyzji poprzedzonej wszechstronnym wywiadem z aktywem pracowniczym i studenckim. Szybciej, taniej, prościej i bez złudzeń. Wiem, nie powinienem podpowiadać, ale jestem już zmęczony tym udawaniem, że działania mają merytoryczny sens. I pocieszaniem się – tak, co prawda humanistyka zostanie unarodowiona, ale science będzie wciąż związane z nauką. Tak nie będzie, to tylko mądrość etapu.

Punkt 4 – kluczowy moim zdaniem. Pomijam już to, że minister wprost zachęca, by podważać decyzje wynikające z powszechnie stosowanych reguł i odwołać się do Ministra jako stwórcy równości geograficznej. Pomijam, że autorzy wystąpienia Ministra mylą ocenę dyscyplin z oceną pracowniczą (ewaluacja nie dotyczy osiągnięć i ocen osób, ale dyscyplin, czyli osiągnięć całej grupy pracowników tworzących dyscyplinę w danej instytucji. Z ewaluacji nie wynika, czy uczony z Bydgoszczy lub Krakowa jest dobry czy zły. To ustala w ramach kryteriów danej uczelni ocena pracownicza. To tak dla przypomnienia). Ale uderzył mnie wywód, który przedstawia prostą, już zresztą realizowaną, strategię zmiany sektora nauki i szkolnictwa wyższego z przestrzeni wiedzy, kultury i gospodarki w przestrzeń brutalnej, wulgarnie pojmowanej polityki:

Mówił pan Minister

Jestem od tego, by nie dopuścić do zrealizowania planu, zgodnie z którym miało być tylko 10 uczelni w Polsce, które nadawałyby doktoraty, habilitacje, a cała reszta byłaby jakimiś tylko regionalnymi uczelniami. Wszystkie uczelnie w kraju są tak samo ważne. Na wszystkich tych uczelniach pracują znakomici naukowcy i nie ma znaczenia czy naukowiec jest z Warszawy, Szczecina czy Bydgoszczy. Każdy musi być oceniany według swojej pracy, a nie według tego, skąd pochodzi i w jakim mieście jest jego uczelnia

Spójrzmy na przekaz: 1) jest jeden, wspólny wróg – 10 uczelni, które na mocy tajemnego planu miały zawładnąć nadawaniem stopni naukowych; 2) reszta stałaby się tworem niższego rzędu, jakimiś pogardzanymi przez autora przemówienia 'tylko regionalnymi uczelniami’. Jako regionalistę, wielkiego miłośnika mojego regionu, Ślązaka z urodzenia i miłości do kultury regionu – takie podejście boli. Ale cóż; 3) tu zaczyna się zamieszanie i zacieranie sensu oraz logiki. Bo co to znaczy, że wszystkie uczelnie w kraju są tak samo ważne? Czyli, że pan Minister będzie stosował do wszystkich jednakowe kryteria? I nie będzie zmieniał min. wyników ewaluacji? Ale wcześniej powiedział, że będzie. Wszędzie pracują znakomici naukowcy – no, to jest mocne stwierdzenie. Jako praktyk wiem, że nie jest prawdziwe. Mogłoby być, ale nie jest. Ale zdanie brzmi dobrze, każdy słuchacz czuje, że to on jest znakomitym naukowcem. No i nagle cios – każdy musi być oceniany według swojej pracy, a nie tego, skąd pochodzi, z jakiego miasta jest uczelnia. Czyli już nie będzie miało znaczenie pochodzenie z KUL? Czekają nas konkursy merytoryczne i zmiany składów procentowych ciał kolegialnych obsadzanych przez MEiN? Ale – bez sarkazmu. Ten passus nie ma merytorycznego sensu w kontekście ewaluacji, bo znów – przynależność do danej instytucji konkretnej grupy tworzącej dyscyplinę nie odgrywa w ewaluacji żadnego znaczenia. Zero. Null. Po co więc ta rozbudowana fraza?

Otóż koresponduje ona z passusem o 10 uczelniach, dla których powstał tajny plan. Oczywiście, te 10 uczelni do laureaci konkursu IDUB. Oligarchowie rabujący wszystkie pozostałe uczelnie swoimi dodatkami 10% swojej subwencji z 2019 r. Autorzy ministerialnego przemówienia określili kozła ofiarnego, przeciwko któremu ma się zwrócić zdrowy aktyw nauki i szkolnictwa wyższego. Ten podział krok za krokiem jest anonsowany i wybrzmiewał nie raz w głosach ministerstwa i wspierających je wybranych rektorów uczelni spoza tej 10. Tak zrealizowano podział, którym bez zbędnej zwłoki, jak cepem zaczyna się rwać i tak wątłą nić wspólnoty naszego sektora. Warto pamiętać, że milcząca zgoda na analizowane wyżej treści to zgoda na wewnętrzne podziały naszej słabej akademii, a przede wszystkim zgoda na życie w kłamstwie. Nigdy nie było żadnego planu monopolizacji nadawania stopni. Wyniki oceny przekazane przez KEJN w żadnym wypadku na to nie wskazują. Ba! Sam pan Minister wskazywał, że właśnie w tych 10 uczelniach są słabe dyscypliny, które on będzie wspierał. W ewaluacji jakości położenie geograficzne i afiliacja instytucjonalna nie odgrywała żadnej roli. Żadna dyscyplina nie dostawała punktów za pochodzenie.

Nie można na kłamstwie budować systemu, który ma służyć prawdzie. I nie warto milczeć. Bo może to dziś przynieść te kilka-kilkanaście milionów. Jakieś stanowisko. Trochę pieniędzy w domu. Ale kłamstwo niszczy. I systemy i ludzi. Żadna ideologia i religia tego nie naprawi.