Aplikować, czy nie?

Ogłoszone dwa dni temu rozstrzygnięcia konkursów Opus i Sonata przez NCN wzbudziły w moim, historycznym światku wiele emocji. Faktycznie, próg sukcesu równy 3% (2 projekty z 60 aplikacji w HS3) odbiera dech. To jednak w części zafałszowany wynik, bo siedem kolejnych projektów jest na liście rezerwowej i jest duża szansa, że w ramach 200 mln przekazanych przez Ministra przynajmniej część z nich, a może wszystkie, zostanie dofinansowana. Wówczas poziom współczynnika daleki będzie od optymalnego, ale 15% nie brzmi już tak źle jak 3%.

Część zmęczonych, czasami rozgoryczonych aplikujących pyta, czy warto przygotowywać aplikacje w ogóle, przy takich progach sukcesu? Pytanie nie jest proste, a ja bym zaproponował jego przeformułowanie: dlaczego składamy wnioski o dofinansowanie badań? I jak sprawić, żeby środki na badania wspierały rozwój nauki?

Czytaj dalejAplikować, czy nie?

Fuzje uczelni – czy muszą być tylko 'skokiem na kasę’?

Kontynuacja działań minionych przedstawicieli władzy przez następców nie jest złem samym w sobie. Przecież nawet najgorszym rządzącym zdarzają się dobre działania. Nawet, jeśli realizowane pod wpływem lobbystów. Nie cieszy mnie dziś powstawanie kolejnych 'akademii nauk stosowanych’, ale rozumiem, że za tym stoją czyjeś ambicje i władze nie traktują poważnie tradycyjnej nomenklatury uczelni – podobnie, jak czyniły to poprzednie. Zdarza się. Gorzej jednak, gdy kontynuowane są prace głęboko ingerujące w funkcjonowanie całego systemu, ale nie towarzyszy im refleksja nad celem i skutkami. A może inaczej – w tych pracach dominuje bezwład właściwy dla braku nadzoru nad mrowiem urzędników i lobbystów. Wtedy nawet dobre i ciekawe pomysły zamieniają się w naszym sektorze w kolejną ścieżkę 'ewaluacyjną’. Czyli w działania kosztowne, wspierające konkretne środowiska lobbujące za pewnymi działaniami, a nie przynoszące żadnych korzyści ani naszemu sektorowi, ani naszemu społeczeństwu. I tak niestety jest – sądząc ze słów Ministra Wieczorka – z nowymi pomysłami na łączenie uczelni.

Prace nad nowymi przepisami dotyczącymi łączenia szkół wyższych rozpoczęły się za czasów ministra Czarnka. Wtedy rektorzy uświadomili się byłego ministra, że bez dodatkowego wsparcia finansowego, ponad 103% przewidywanego ówcześnie i obecnie za fuzję uczelni, nie dojdzie do łączenia szkół wyższych. Którym to działaniem chciał również pochwalić się poprzedni zarządca MEiN. Minister Czarnek obiecał im wyjść naprzeciw i zwiększyć premię za połączenie do 110%. Sądząc ze słów Ministra Wieczorka w Polskim Radiu i przytaczanych w ’Gazecie Wyborczej’ dokładnie w tym kierunku zmierza legislacja ministerialna obecnie. Dobrze to, czy źle?

Jak zawsze – diabeł tkwi w szczegółach.

Czytaj dalejFuzje uczelni – czy muszą być tylko 'skokiem na kasę’?

Ewaluacja – wczoraj narzędzie władzy i korupcji, a dziś?

Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł Macieja Górnego i Antoniego Grabowskiego, dwóch historyków związanych z Polską Akademią Nauk, poświęcony dyskusji nad ministerialną oceną jakości badań naukowych. Szczególnie doceniam próbę przybliżenia czytelnikom spoza środowiska akademickiego zawikłanego mechanizmu, którego część – listy czasopism punktowanych – przejściowo wykorzystano w okołowyborczych rozgrywkach politycznych. I choć zgadzam się z niektórymi tezami – o głębszych niż tylko ostatnie 3 lata korzeniach systemu oceny czy o współodpowiedzialności środowiska akademickiego za dewaluację tego systemu – to trudno mi się pogodzić z tytułem artykułu. Wreszcie, uważam, że Autorzy dostrzegając zasadniczy problem – cel całej procedury – unikają narzucających się wniosków.

Czy zatem „uczciwe jest obarczanie winą ministra Czarnka za chory system oceny naukowców”? Absolutnie tak, choć to prawda, że nie jest on jego twórcą. Jednak to on doprowadził do dramatycznych zmian w ramach tego systemu. Autorzy skoncentrowali się na zmianach w punktacji czasopism. Słusznie wskazali, że punktacja wartości publikacji ustalona za czasów ministra Gowina była daleka od doskonałości. Ale przeszli do porządku dziennego nad faktem, że zmiany wprowadzane przez ministra Czarnka pogrzebały zaufanie do sensu funkcjonowania systemu. I nie chodzi tu o wielokrotne zmiany punktacji konkretnych czasopism, monografii i rozdziałów. Problematyczna stała się przede wszystkim celowość systemu punktacji.

Czytaj dalejEwaluacja – wczoraj narzędzie władzy i korupcji, a dziś?

Burza w szklance wody w proszku, czyli umiędzynarodowienie

Podobnie, jak w poprzednim roku, tak i obecnie pewne wzmożenie wywołało opublikowanie wskaźników bibliometrycznych dla członków Rady Doskonałości Naukowej w dziedzinie nauk społecznych. Opublikowany przez Jana Hauke artykuł w Forum Akademickim zawiera tabelę z liczba cytowań i wskaźnikiem H poszczególnych członków RDN na podstawie bazy Scopus oraz kończy się konkluzją:

Poniższe zestawienie pokazuje duże zróżnicowanie w międzynarodowej działalności publikacyjnej członków Rady, reprezentujących odmienne dyscypliny w dziedzinie nauk społecznych. Zastanawiające jest to, że w tak ważnej dla rozwoju nauki dyscyplinie jak pedagogika wybrano dwóch członków, którzy nie istnieją dla międzynarodowej nauki. Obserwacja ta nie odnosi się w żadnym stopniu do działalności naukowej i organizacyjnej tych profesorów i nie podważa ich uznania w lokalnym – polskim środowisku naukowym.

Swój krytyczny pogląd na temat sposobu i sensu wyborów do RDN przedstawiłem na tym blogu w czasie ich trwania. Jednak Autor cytowanej frazy postawił tezę, której waga przekracza w gruncie rzeczy ograniczonej wagi problem skutków wyborów członków RDN. Postawiona przez niego teza, iż na podstawie bazy Scopus można wyciągać szersze wnioski wartościujące aktywność naukową badaczy z zakresu konkretnej dziedziny jest przecież wspólny w wielu dyskusjach dotyczących kondycji nauki, w tym w Polsce. A do takiej praktyki mam zasadnicze zastrzeżenie. Bo wyniki przedstawione na podstawie danych zaczerpniętych z tej bazy pokazują, w jakim zakresie publikacje badacza X zawarte w czasopismach z bazy Scopus wywarły wpływ na publikacje innych autorów ujęte w bazie Scopus. Zatem wszelkie analizy mają sens tylko wówczas, jeśli dana społeczność najważniejsze – pod jakimś względem, który warto także przybliżyć – publikacje umieszcza wyłącznie lub co najmniej przede wszystkim w czasopismach indeksowanych w bazie Scopus.

A jeśli tak nie jest? Wówczas wszystkie wyliczenia obrazują tylko tyle – jaki jest wpływ publikacji badacza X ujętych w bazie Scopus na publikacje w bazie Scopus. Dalsze wnioskowanie na tej podstawie nie wydaje się zasadne.

Czytaj dalejBurza w szklance wody w proszku, czyli umiędzynarodowienie

Kogo to obchodzi?

Autor w biblioetce CUL, North Front, piętro 5

W ostatnich dniach ukazały się dwie wypowiedzi dotyczące stanu i przyszłości polskiego środowiska naukowego. Jedna autorstwa prof. Łukasza Komsty (dziedzina nauk farmaceutycznych) z Lubelskiego Uniwersytetu Medycznego, druga prof. Jana Woleńskiego (filozofia, logika) z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autorów dzieli wiek, specjalizacja naukowa, do pewnego stopnia miejsce pracy, ale łączy ogólny wydźwięk diagnozy: jest źle. To zrozumiałe, bo gdyby było dobrze, to i po co się wypowiadać? Ważniejsze są przecież szczegóły tych diagnoz i pytanie, czy przypadkiem sami nie jesteśmy ich problemem?

Czytaj dalejKogo to obchodzi?

Język i możliwości publikacyjne

Krasnal Profesorek przy Uniwersytecie Wrocławskim

Interesującą analizę zależności między ojczystym językiem uczelni a wydajnością publikacyjną zaprezentowali Yihui Cao z University of Westminster, Robin Sickles z Rice University, Texas, Thomas Triebs z Loughborough University oraz Justin Tumlinson from the University of Exeter. Według ich obliczeń istnieje bezpośrednia zależność między oddaleniem języka ojczystego uczelni od angielskiego a procentowym udziałem publikacji zatrudnionych badaczy w czasopismach o największym IF. Stąd uczelnie w Holandii, Niemczech i Szwecji mają mieć większy udział odpowiednich publikacji niż te funkcjonujące we Francji czy Japonii. Tę samą uwagę można przenieść oczywiście na sytuację w Polsce. Tę nierówność część rządów i uczelni stara się zmniejszyć poprzez zwiększenie nacisku na studia prowadzone w języku angielskim. Prowadzi to jednak do zmniejszenia zainteresowania studiami – i badaniami – w języku ojczystym, co negatywnie odbija się na możliwości zaspokojenia potrzeb miejscowych rynków pracy. W związku z tym w Chinach rozpoczęto ograniczanie naborów na studia anglojęzyczne ze względu na brak wyspecjalizowanych pracowników posługujących się miejscowa terminologią.

Czytaj dalejJęzyk i możliwości publikacyjne

QS by subject – cieszyć się, czy martwić?

Autor w biblioetce CUL, North Front, piętro 5

Nowe wyniki zestawienia QS według dyscyplin w odniesieniu do polskich uczelni – wyniki zestawione przez Perspektywy – skłaniają do więcej niż jednej refleksji. Ale najpierw kilka słów wstępu. Choć jest to zestawienie 'by subjects’, czyli w dużym zaokrągleniu 'według kierunków’, to patrzy się na nie inaczej, niż w Polsce. Żadnego znaczenia nie mają procedury i obsada kadrowa uczelni. Liczy się prestiż kierunku na uczelni według innych naukowców, prestiż według pracodawców, cytowania według Scopus, H-index najwyżej cytowanych prac i zasięg sieci współpracy uczelni w danej dyscyplinie/kierunku. Zestawienie mierzy zatem wpływ kierunku/uczelni na otoczenie naukowe i na otoczenie biznesowe.

W tegorocznym zestawieniu ujęto 126 polskich dyscyplin/uczelni w stosunku do 117 w ubiegłym roku. Wzrost zanotowało 16 kierunków, ale spadek aż 30, czyli około 25%. Najwyraźniejsze spadki widać w naukach inżynieryjnych, biologicznych i informatyce. Trudno się z tego cieszyć, bo przecież to kluczowe kierunki dla rozwoju cywilizacyjnego kraju. Stabilniejsza jest pozycja polskich uczelni w medycynie, ale tu trudno o optymizm: większości polskich uczelni medycznych ranking nawet nie objął. Ich oddziaływanie w skali globalnej jest zbyt słabe? To pytanie warto też postawić w odniesieniu do szeregu dyscyplin, które w zestawieniu pojawiają się wyjątkowo w polskim przypadku – prawo, historia, psychologia, farmaceutyka. Rozpoznawalność polskich uczelni w tym zakresie jest minimalna.

Czytaj dalejQS by subject – cieszyć się, czy martwić?

Habilitacja to szczegół. Akademia musi się otworzyć na kobiety

Interesujący element w dyskusji nad zmianami w systemie nauki i szkolnictwa pojawił się w związku z badaniem dotyczącym wpływu habilitacji na rozwój karier w nauce w zależności od płci. Według tez przedstawionych przez grupę badaczy (N. Letki, G. Biały, P. Sankowski, D. Walentek) w oparciu o badanie statystyczne ponad 2,7 mln karier badaczy z 45 krajów, funkcjonowanie w danym kraju habilitacji działa na wiele sposobów negatywnie na rozwój karier kobiet. Natomiast nie wpływa na rozwój naukowych karier mężczyzn. Skutkiem tych obserwacji był list otwarty wystosowany przez grupę badaczy – w tym autorów cytowanej pracy – skupionych wokół NCBR IDEAS do Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Postulują oni konieczność zniesienia habilitacji i zastąpienia jej wewnętrznymi standardami stanowionymi przez jednostki naukowe dla regulowania karier badaczy. W ten sposób – ich zdaniem –

takie rozwiązanie nie tylko zniesie formalne ograniczenia rozwoju naukowego, z jakimi muszą się w Polsce mierzyć młodzi badacze i badaczki oraz ułatwi awans w interdyscyplinarnych dziedzinach badań, ale też zwiększy autonomiczność uczelni i zniweluje barierę, jaką napotykają zagraniczni uczeni nie posiadający habilitacji aplikujący o pracę w Polsce.

Sceptycznie co do zniesienia habilitacji wypowiedział się wiceminister resortu, M. Gdula, zdaniem którego

habilitacja jest elementem budowania jakości i przedłużenia ścieżki kariery naukowej. Mobilizuje naukowców; sprawia, że chcą przekraczać kolejne granice i robić badania wyższej jakości. Opór może częściowo wynikać z przekonania, że habilitacja będzie oceniana jeszcze ostrzej niż doktorat. Trzeba powiedzieć, że mamy problem z jakością pracy naukowej i ręczne sterowanie kategoriami naukowymi, stosowane przez poprzednie władze resortu, tylko go pogłębiło. W tej sytuacji nie rezygnowałbym z habilitacji jako dodatkowego progu w karierze naukowej

Takie podejście jest zgodne z generalną linią bieżących władz Ministerstwa, według którego nie należy podejmować kroków zbyt radyklanych i raczej wspierać konsensus środowiska.

Czytaj dalejHabilitacja to szczegół. Akademia musi się otworzyć na kobiety

Wiosenne wzmożenie ministerialne

Wydanie przedświąteczne i świąteczne prasy przynoszą szereg ciekawych artykułów. Wśród nich wywiad w Wyborczej z wiceministrem nauki i szkolnictwa wyższego, Maciejem Gdulą. Szczerze zachęcam do lektury, bo to kolejny i pouczający wgląd za tajemne mury Ministerstwa. Niepokoić może tytuł, cytat z wypowiedzi Ministra – 'Dane są bezlitosne. Polska nauka się zwija’. Ale spokojnie – chodzi Mu tylko o to, że zmniejsza się liczba zatrudnionych wykładowców akademickich. Dane Eurostatu zaś wskazują, że akurat w sektorze Science/Technology zatrudnienie w Polsce się zwiększa w kategorii osób z wyższym wykształceniem. Jeśli więc pan Minister ma rację – bo danych nie podano poza ogólnikami sugerującymi wahania o 1-2%  w skali całego zatrudnienia – to przepraszam bardzo, ale i tak między wnioskiem a przesłanką jest przepaść. Jeśli 'zwija się’ 'polska nauka’ to chyba nie najgorzej, bo to znaczy, że w Polsce rozwija się po prostu nauka, a niknie lokalna subodmiana pseudonauki nosząca przymiotnik odpaństwowy. Ale żarty na bok – Minister zdaje się naprawdę uważać, że ilość przechodzi w jakość i że malenie liczby wykładowców jest problemem. Tymczasem problemem może być zmniejszanie się liczby wykładowców w konkretnych dyscyplinach, ważnych dla rozwoju kraju (np informatyce), względnie w uczelniach oddziaływujących na jakąś przestrzeń lub segment społeczeństwa (np na Podlasiu czy w szkołach wojskowych). Ale w nauce nie ma żadnej zależności między liczbą zatrudnionych i rezultatem ich działań. Inaczej bylibyśmy od lat naukową potęgą równą Włochom, Hiszpanii czy Holandii. Tak jednak nie jest.

Czytaj dalejWiosenne wzmożenie ministerialne

#uniwroc wybrał zło. I co z tego?

Czytając o wyborach na Uniwersytecie Wrocławskim i słuchając reakcji koleżanek i kolegów nie mogę odpędzić myśli, że są one motywowane triumfem lub rozczarowaniem. To też wiele o nas mówi. Ale dla mnie właściwsze jest spojrzenie etyczne. Nie miałem w tych wyborach swojego kandydata, bo żaden z nich nie był szczery z wyborcami według moich standardów. Oczywiście, bliższy był mi program prof. Marcina Wodzińskiego, by był niemal w pełni zgodny z tym, który sam dwukrotnie proponowałem w wyborach. Ale przecież nie były to wybory programów, ale postaw wobec rzeczywistości.

Czytaj dalej#uniwroc wybrał zło. I co z tego?