Zaufanie, bez lęku

W swoim weekendowym wydaniu 'Rzeczpospolita’ poświęciła 'Plus/Minus’ kwestii autorytetów społecznych, a w zasadzie ich braku, zaś DGP opublikowała jako pierwszy esej dekonstruktywistyczny Jakuba Dymka o zjawisku postprawdy. Oba te tematy w odniesieniu do świata nauki mocno zbiegają się ze sobą. Jak słusznie zauważył wspomniany autor, przez dekady demokracja opierała się na trzech powiązanych sferach: nauce, mediach i władzy. W idealnym układzie nauka proponuje prawdziwy opis świata, media go popularyzują, a władze zarządzają zgodnie z danymi naukowymi dostarczonymi społeczeństwu przez media. Względna harmonia tego modelu opiera się jednak o zaufanie społeczne do każdej z tych sfer. Ja bym dodał – o zaufanie wzajemne, to znaczy każdy z tych trzech elementów trzyma się swojego etosu i celu. Dla nauki jest to racjonalne poznawanie świata, dla mediów – rzetelne i bezstronne informowanie o świecie, dla władzy – zarządzanie w celu zapewnienia dobrostanu zarządzanych w harmonii krótkiej i długiej perspektywy. Można kontestować lokalne realizacje tych celów, to służy jedynie udoskonaleniu każdej ze sfer. Ale jeśli nauka nie służy poznaniu, a przedstawia się ją jedynie jako uzasadnienie pozycji dominującego patriarchatu/matriarchatu/lewarchatu/prawarchatu i czego tam jeszcze – to jak można potem wymagać, żeby ktoś miał do niej zaufanie? Jeśli media są jedynie wzmacniaczami nastrojów i poglądów, zaś fakty to tylko narzędzia odpowiednio podlewane sosem emocjonalnym – to jakie może być do nich zaufanie? No i jeśli w tym wszystkim władza otwarcie mówi i czyni, że najważniejsze są interesy jej wyborców, bo one gwarantują przyszłość wąskiej elity chwilowej władzy – i że tak już jest, nie można się oszukiwać, nie wolno być naiwnym ble ble ble… to jak można ufać przedstawicielom świata władzy?

Czytaj dalejZaufanie, bez lęku

Przyszłość tylko wspólna i racjonalna. Porównanie

Ze smutkiem patrzyłem na dzisiejsze demonstracje. Macie uczucie, że uderzacie o ścianę? Dzień za dniem, dzień za dniem. Ja mam coraz częściej – i wcale nie jestem z tego dumny. Życie jest bardzo krótkie, to mgnienie między było i będzie. Ale wiecie co? Albo- albo. Wybór wartości jest aktem wiary, wszystko, co później, jest już tego logiczną konsekwencją. Otwartość, racjonalność, wspólnotowość są splecione ze sobą i dla naszego akademickiego świata powinny być oczywistością wynikając z naszego powołania. I tu nie powinno być ani momentu zawahania – nauka zamknięta w granicach politycznych, ekonomicznych czy społecznych, umiera. Interesująco było więc posłuchać, jak rolę nauki postrzegają politycy. Nie, nie polscy, a przynajmniej nie tylko polscy. I nie w czasie demonstracji. Zestawienie poglądów może być… intrygujące?

W miniony piątek i sobotę uczestniczyłem w ramach niemiecko-czesko-polskiej platformy naukowej w konferencji zorganizowanej w Dreźnie przez federalne Ministerstwo Edukacji i Badań we współpracy z władzami Wolnego Państwa Saksonii pt. „Cross-border innovation for the Central European region(s)”. Wśród przemówień polityków wyróżniały się zwłaszcza te federalnej minister nauki, Anji Karliczek, premiera Saksonii, Michaela Kretschmera, przewodniczącego Bundestagu, Wolfganga Schaeublego, a dla nas ważne było oczywiście wystąpienie premiera, Mateusza Morawieckiego.

Pani Minister podkreślała, że dla Europy kluczowe znaczenie ma współpraca międzyludzka, w tym transgraniczna. Akcentowała, że Europa będzie tylko wtedy silna, jeśli zewrze szeregi razem i wspierać będzie innowacje, a jednocześnie uczestniczyć we wspólnocie wartości. Jednoznacznie wskazała, że Europa może utrzymać swoją pozycję w świecie tylko dzięki rozwojowi nauki – i współpracy w tym zakresie. Jako przykłady tej współpracy wskazywała centra Dioscouri i CASUS w Goerlitz. Premier Kretschmer podkreślał, że Saksonia mocno współpracuje z Polską. Wskazywał, że obecność i silna pozycja Polski w Europie jest w interesie Saksonii i ma nadzieję, że premier Morawiecki będzie dbał o miejsce Polski w Europie wbrew naciskom w Warszawie. Jednoznacznie akcentował, że we współczesnych Niemczech był i nadal jest odczuwalny szklany sufit oddzielający wschód i zachód. Tym silniejszy dla krajów Europy Środkowej. Ale przebić ten sufit można – wspierając naukę, inwestując w innowacje. Że taka współpraca ma sens, że jest możliwa między ośrodkami naukowymi Niemiec i Polski wskazuje unikalny w Niemczech przykład instytutu CASUS w Goerlitz. Z kolei Wolfgang Schaeuble mówił, że dla Europy kluczowe znaczenie ma transfer wiedzy, a regiony przygraniczne są szczególnie predestynowane do pośredniczenia w nim. Związane z pandemią zamknięcie granic państw uznał za katastrofalne doświadczenie, które unaoczniło korzyści płynące z ich braku dla członków Unii. Jednocześnie wspominając o odżywających narodowych resentymentach podkreślał, że dla budowy wspólnoty niezbędna jest długa perspektywa czasowa. Akcentował, że czas pandemii pokazał, jak ważna jest decentralizacja i współpraca między regionami pogranicznymi. Bardzo mocno wybrzmiały jego słowa, że w relacjach Niemiec z Europą Środkową nie mogą się powtórzyć błędy z czasów zjednoczenia Niemiec. Błędy polegające na niedocenieniu potencjału mieszkańców ziem na wschód od Łaby. Współpraca to nie transfery finansowe, lecz wzajemne zrozumienie swoich perspektyw. Nie oznacza to przyjmowania poglądów drugiej strony – lecz ich zrozumienie. Przyszłość Europy to współpraca, to wspólnota – i jeśli te cechy rozwijają się powoli, to trzeba cierpliwości.

Premier Morawiecki rozpoczął od podkreślenia, że Polska po 25 latach imitowania Zachodu znalazła się w stagnacji w zakresie innowacji. Polska zakleszczyła się w pułapce średniego rozwoju i słabych instytucji. Była pozbawiona woli wspierania innowacji. Dopiero 5-letni plan zrównoważonego rozwoju skierował niewidziane wcześniej środki na naukę i innowacje. Od 2015 r. miał miejsce bezprecedensowy wzrost nakładów na naukę w Polsce. Obecnie w tzw Nowym Ładzie centralna rola przypada nauce i innowacjom. Świadectwem tego mają być inwestycje w Akademię Kopernikańską obejmującą nauki ścisłe, ale też małe centra naukowe zapewniające demokratyzację dostępu do nauki. Nowy Ład oznacza nakłady na cyfryzację i znaczne nakłady na infrastrukturę badawczą oraz transfer wiedzy z uczelni do biznesu. Tę ostatnią misję zwłaszcza ma w sposób wybitny pełnić Sieć Łukasiewicz. Konieczne są jednak zmiany instytucjonalne w nauce. Konieczne jest pozbycie się postkomunistycznych złogów w instytucjach. Nowy Ład jest kluczem do rozwoju, a dla niego kluczowe są endogenne struktury wzrostu. W Nowym Ładzie specjalny rozdział poświęcony jest współpracy  nauki z biznesem, w nim też trójstronna – polsko-czesko-niemiecka współpraca z elementami inwestycji.

W zasadzie trudno komentować te wizje, niech Czytelnik każdy sam zrobi to na własną rękę. Ja mogę powiedzieć, że w znanych mi planach obecnych władz Polski nie dostrzegłem ani grama zainteresowania nauką w Krajowym Planie Odbudowy, prezentacja i dyskusje wokół tzw Nowego Ładu nawet w najmniejszym fragmencie nie dotykały kwestii nauki czy innowacyjności. Z radością mogę więc przyjąć słowa Premiera i chętnie będę do nich wracał. Ale jednocześnie protestuję przeciwko stawianiu znaku równości między wspieraniem nauki i Akademii Kopernikańskiej – o której to, co wiemy, sugeruje, że może to być bardziej niż cokolwiek tylko przybudówką ideologiczną dla bieżących potrzeb władz, jak bez skrępowania mówi się o tym w przypadku tzw Collegium Intermarium czy tzw Akademii Zamojskiej. Nie zgadzam się też na kolejne – nie pierwsze i nie tylko za tych rządów – oczernianie naszej akademii przez pryzmat rzekomych wpływów 'komunistycznych’. Mój Boże, żeby to było dziś naszym problemem! Niedofinansowanie, dyletantyzm, brak pomysłu na wykorzystanie potencjału, marnotrawienie pieniędzy publicznych na pozbawione długofalowych korzyści pseudoinwestycje, wspieranie politycznych działań w świecie nauki… Tak, to są problemy. I nie najmniejszym z nich jest presja na wytworzenie naukowego nacjonalizmu, przekonania, że nauka może i powinna być 'polska’. Nie zgadzam się z tym. Nauka powinna być nauką, mieć światowe horyzonty i co najmniej europejską sieć współpracy za sobą. Bo tylko wtedy będzie mogła służyć rozwojowi naszej społeczności, pomoże przenieść je z XX wieku, w którym tkwimy jak w przekleństwie – w przyszłość. Która już zaczyna nam uciekać.

Póki jeszcze możemy, warto porównywać te perspektywy i głośno mówić, za którą się opowiadamy – dla nas i dla naszych dzieci. Nie chcę już chodzić na demonstracje, bo moje życie jest krótsze, niż było, a z każdym dniem skraca się coraz bardziej. Chcę przyszłości dla moich dzieci, dla moich studentów, koleżanek i kolegów, dla wszystkich, którzy żyją w tym ciężko doświadczanym przez mgłę kraju między Odrą i Bugiem. Nie widzę dziś innej drogi dla tego celu, jak głośno mówić, że bez rozwijania racjonalnej edukacji i nauki, bez ścisłej współpracy z wciąż dla nas otwartą wspólnotą europejską, Polska nie rozwinie się, a wątpliwe – czy przetrwa. Żaden Nowy Ład nam tego nie zapewni. I naszym, akademików zadaniem jest walić w ten mur, bo nawet jeśli nie dziś, to jutro i pojutrze ten dźwięk ktoś usłyszy. I poda dalej.

Krótkie sprawozdanie:

  • w poniedziałek udział w dwóch inauguracjach akademickiego roku – w Uniwersytecie Przyrodniczym i w Uniwersytecie Medycznym. Godne uroczystości, zaćmione nieobecnością rektora Piotra Ponikowskiego – ślę życzenia szybkiego powrotu do zdrowia!
  • tego samego dnia otwarcie ciekawej wystawy poświęconej Casprowi Neumanowi, wrocławskiemu pastorowi, prekursorowi demografii historycznej, kompozytorowi i pisarzowi. 'Dusze i fundusze’ – cóż za adekwatny tytuł! Gratulacje dla organizatorów z Instytutu Muzykologii UWr;
  • we wtorek wizyta na Uniwersytecie w Ostrawie i podpisanie umowy o zacieśnieniu współpracy. Szczególnie zainteresowany nią jest Fakultet Filozoficzny i mam nadzieję, że wkrótce będziemy gościć we Wrocławiu jego dziekana, profesora Roberta Antonina wraz ze współpracownikami w celu wypracowania konkretnych form współpracy z naszymi dyscyplinami humanistycznymi i społecznymi;
  • w środę wywiad z dziennikarzem TVP3 w sprawie wydarzeń z 30.09. na Uniwersytecie, ale też miejsca uczelni w rankingach i tego, czym są zmiany wprowadzane na niej. Dużo radości, naprawdę;
  • tego samego dnia spotkanie w ramach zorganizowane przez samorządowe władze województwa grupy eksperckiej ds Dolnośląskiej Strategii Innowacji do 2030 r. Także dużo radości, tradycyjne wytykanie braku współpracy uczelni z biznesem, trafne wskazanie, że mówiono o tym już 15 i 10 lat temu, ale też wartościowa konkluzja – albo będziemy realnie sieciować, albo będziemy do siebie przemawiać. Trzymam kciuki za moje województwo;
  • wieczorem w Karpaczy spotkanie z wiceministrem Murdzkiem w ramach Konwentu Rektorów. Pouczające;
  • w czwartek spotkania z pracownikami, różne sprawy mniejszej i większej wagi, w tym – mam nadzieję – finalne przekazanie do opracowania po ostatniej dyskusji regulaminu Zamówień Publicznych. Zanim go ogłosimy trzeba dobrze przygotować jego wdrożenie, zaznajomić z jego założeniami i mechanizmami. Nie przestaje mnie zadziwiać, po co nasz Ustawodawca stworzył Ustawę Prawo o Zamówieniach Publicznych, która nic nam nie ułatwia, wprowadza iluzoryczna otwartość rynkową, a pożera niewyobrażalną masę energii i środków na obsługę. Gdybym był podejrzliwy, wyczuwałbym za tym jakiś lobbing a przynajmniej brak kompetencji. Ale co ja tam wiem…
  • piątek i sobota to spotkania w Dreźnie, podpisanie umów o współpracy między Uniwersytetem Wrocławskim z Technische Universitaet Dresden, Helmholtz Zentrum Dresden Rossendorf oraz FAIR – Facility for Antiproton and Ion Research in Europe GmbH w Darmstadt. Każde z nich cenne, każde może pomóc naszym naukowcom i studentom sięgnąć dalej, wyżej i mocniej. Szczerze w to wierzę i mocno będę wspierał.

 

Jak zawsze – zachęcam do szczepień. Autobus ze szczepieniami krążył po kampusie, niedługo uruchomimy zapisy na szczepienia w Bibliotece Uniwersyteckiej. Szykujemy także zapisy na refundowane szczepienia dla pracowników przeciw grypie, ale chcemy mieć pewność, że będziemy mieli odpowiednią liczbę szczepionek. I – jak w ubiegłym roku – różnie z tym może być. Niezależnie od wszystkie – idziemy do przodu. A jak będzie przepaść? No to albo przeskoczymy, albo mostek sklecimy, a w najgorszym wypadku – zejdziemy w dół i pójdziemy znów w górę. Nie ma innej drogi.

 

1 października – papierek lakmusowy?

Mam problem z odczytaniem sensu, z jakim uczelnie wyższe zostały wprowadzone do dyskursu publicznego 30 września/1 października. Pierwsza, banalna konstatacja – w ogóle nie zostały wprowadzone do dyskursu bieżącego. Owszem, kilka artykułów w tygodnikach lub dodatków weekendowych wspominało szkolnictwo wyższe. Ale w jakże charakterystyczny sposób – w odniesieniu do polityczno-ideologicznych deklaracji Ministra EiN. Faktycznego spojrzenia na sektor i jego miejsce w naszym społeczeństwie zabrakło. Druga, mnie mocno niepokojąca konstatacja – liturgiczne relacje o początkach roku akademickiego w zasadzie nie przebiły się w dyskursie codziennym, większość mediów jedynie marginalnie,  o ile w ogóle odnotowywała ten fakt. Owszem, emocje dziennikarzy wzbudzały konteksty polityczne inauguracji, jednak i tu głównie te, w których można było podkreślać emocje bardzo luźno związane z nauką i edukacją w szkołach wyższych. Uderzające jest, że tego dnia władze ministerstwa pojawiały się i działały w szczególny sposób. To, że Minister Przemysław Czarnek otwiera rok akademicki w Lublinie, w tamtejszym Uniwersytecie Medycznym, nie budzi mojego zdumienia. Jest to jego miasto i to normalne, że chce być w kręgu swoich przyjaciół. Ale już fakt, że przekazuje ministerialne wsparcie dla tej uczelni – drobne 1,4 mln zł – i niejako w zamian dostaje od niej order zasłużonego dla tej uczelni, wprawia mnie w pewne zdumienie w zakresie formy. Można oczekiwać, że jego zastępcy pojawią się w tym czasie na wiodących uczelniach krajowych. Minister Bernacki pojawia się w Krakowie, w katolickiej Akademii Ignatianum, gdzie przekazuje 5 mln zł na bliżej nieokreślony, zamawiany przez MEiN projekt wydania 20 tomów słowników (sic!) w serii Słowników Społecznych. Jednocześnie minister Murdzek otwiera rok w Collegium Intermarium – uczelni powstałej obok ustawy PoSzWiN, o mocno wątpliwych podstawach akademickich, za to z wielkim poparciem elity władzy. I mówi ’Collegium Intermarium jest niezwykle cennym punktem w krajobrazie polskich uczelni. To odpowiedź na oczekiwania Polski, przyjaznych nam państw i na trudne wyzwania, z jakimi musimy się dziś mierzyć’. I ja wiem, że pan minister Wojciech Murdzek był również na otwarciu roku w Uniwersytecie Warszawskim. Ale z serwisu MEiN nikt się o tym nie dowie

Czytaj dalej1 października – papierek lakmusowy?

Rzeszów, wytyczne MEiN przed pandemią, zmiany w ustawie – IDUB

Schyłek tygodnia wypełniło spotkanie – pierwsze w tej kadencji stacjonarne! – Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich. Mieliśmy okazję wziąć udział w uroczystościach jubileuszowych 20-lecia Uniwersytetu Rzeszowskiego, któremu szczerze gratuluję dynamiki rozwoju w trakcie ostatnich dwóch dekad. Wspaniały, nowy kampus (zazdrość!), szybko rozwijający się wydział medyczny i stałe, ponadpartyjne wsparcie lokalnych polityków, współpraca kolejnych rektorów. Czapki z głów! W czasie uroczystości między innymi wysłuchaliśmy okolicznościowego przemówienia Ministra Edukacji i Nauki. Zapowiedział w nim dodatkowe środki na inwestycje w sektorze szkolnictwa wyższego – ogółem 900 mln złotych, które mają być rozdzielone między wszystkie jednostki na lata 2021-2022. Ponieważ Pan Minister nie sprecyzował, w jaki sposób i czy tylko między uczelnie publiczne, czy też niepubliczne i wyznaniowe będą te środki dzielone, podajmy jedynie, że ogółem w Polsce działa ponad 300 uczelni wyższych, z czego 92 to uczelnie publiczne pod nadzorem MEiN. Trudno więc mówić o znaczącym impulsie inwestycyjnym, ale – każdy grosz się liczy. W trakcie spotkania roboczego w gronie rektorów omawialiśmy dwie, kluczowe kwestie – zapowiadane wytyczne MEiN dla uczelni wyższych na nowy rok akademicki w kwestii kształcenia w pandemii, a także opinię KRUP w sprawie propozycji KRASP dotyczących zmian w ustawie o nauce i szkolnictwie wyższym. I tym dwóm dokumentom chciałbym poświęcić kilka uwag.

Czytaj dalejRzeszów, wytyczne MEiN przed pandemią, zmiany w ustawie – IDUB

Dyskutujmy, szanujmy rozum

To będzie ciężka jesień. No dobrze, może lepiej napisać: wiele wskazuje, że to będzie trudna dla szkolnictwa wyższego jesień. Po pierwsze, ze względu na pandemię. Owszem, szczepienia przynoszą poprawę sytuacji – ale nie jest ona zasadnicza. Dokładnie rok temu średnia dzienna liczba zakażonych w ujęciu 7-dniowym wynosiła 669 osób, dziś to 564 osoby. Poprawa wynosi więc zaledwie nieco ponad 15% mniej przypadków. I to pomimo, że mamy dużą grupę osób, które już przechorowały co najmniej raz zakażenie wirusem, zaś w pełni wyszczepionych mamy ponad 50% mieszkańców kraju. Istotne jest, że zachorowania przebiegają spokojniej. Rok temu było średnio każdego dnia w ujęciu 7-dniowym 1960 hospitalizowanych, dziś 777, to samo porównanie w odniesieniu do zgonów to 14 przypadków w ubiegłym i 8 w tym roku (przy czym te liczby mało mnie przekonują biorąc pod uwagę niejasność kwalifikowania w statystykach zgonów z powodu zakażenia koronawirusem w ubiegłym roku). Obraz nie jest więc bardzo pocieszający – zakażeń jesienią będzie bardzo dużo. Obawiam się, że nawet jeśli przebieg choroby będzie spokojniejszy, to wprowadzenie kształcenia stacjonarnego spowoduje pojawienie się większej liczby ciężkich przypadków wśród pracowników i studentów niż w ubiegłym roku. Wzrastający poziom lęku wśród narażonych po raz pierwszy w tak dużym stopniu na ryzyko zakażenia i choroby, które wcześniej minimalizowało pozostawanie w domach w trakcie kolejnych fal epidemii, może łatwo spowodować wzrost napięć, niechęci i konfliktów. Zwłaszcza skierowanych przeciw zarządzającym uczelniami i ich jednostkami. Musimy być gotowi na daleko idące zmiany w modelu edukacyjnym – małe grupy, możliwa stabilizacja miejsca prowadzenia zajęć dla konkretnych grup w danym dniu, maseczki, dezynfekcja, wietrzenie – i szczepienia, szczepienia, szczepienia. To naprawdę ostatni dzwonek przed październikiem.

Czytaj dalejDyskutujmy, szanujmy rozum

Doskonałość nauki i dydaktyki jest jedną wartością

To był bardzo ciekawy tydzień. I piszę to bez ironii. Przede wszystkim dzięki drugiej konferencji sprawozdawczej programu IDUB. Z wyjątkiem Uniwersytetu Warszawskiego wzięli w nich udział rektorzy niemal wszystkich najważniejszych polskich uczelni wyższych, przewodniczący KRASP, prezes PAN, dyrektorzy NCN i NCBiR. Z naszego Ministerstwa obecny był kierownik jednej z komórek MEiN poniżej departamentu. Ponieważ zaś jest to wiodący program wspierania nauki w Polsce, połączył się z nami na początek i na zakończenie z Karpacza, gdzie trwało wielkie spotkanie polityków z politykami, wiceminister Murdzek. To dobrze, bo przynajmniej wśród członków międzynarodowego komitetu oceniającego postępy programu udało się zachować wrażenie wsparcia udzielanego uczelniom badawczym przez Ministerstwo. Ważniejsze od tych szczegółów przypadkowo określających miejsce nauki w naszym kraju, było przedstawienie efektów zmian i perspektyw rozwoju 20 uczelni. Pierwsze wrażenie bywa mylące – próżno było szukać entuzjazmu dla zmian, jaki widoczny był jeszcze w trakcie pierwszego spotkania w ubiegłym roku. Ale też dużo było spokojnej refleksji nad efektami i możliwościami. Wbrew warunkom stwarzanym przez niepokorną rzeczywistość, uderzyła mnie głębokość zmian i determinacja, by w bardzo zróżnicowany sposób, ale jednak dotykać w konkretnych sytuacjach każdej z uczelni najważniejszych słabości naszego systemu szkolnictwa wyższego.

Większość uczelni wdraża programy wspierające młodych badaczy. Ale co uderzające, w wielu pojawiły się programy wspierające udział kobiet w życiu naukowym, w mniejszej liczbie, ale wciąż nie są to zupełne wyjątki, uczelnie starają się wspierać pracowników naukowych – rodziców. Oba trendy są bardzo istotne, bo wskazują na świadome i kompleksowe podejście uczelni do problemów barier społecznych utrudniających pracownikom rozwijanie kreatywności niezbędnej dla prowadzenia badań na światowym poziomie. Wiele z tych barier jest głęboko zakorzenionych wewnątrz naszej kultury akademickiej i zapewne czeka nas wiele lat zmian, ale nie mamy wyjścia – jeśli nie uświadomimy sobie ich istnienia i tłamszącego efektu, młodzi przejmą zwyczaje starszych koleżanek i kolegów i wielka zima trwać będzie dalej. Tym bardziej budujące jest, że myśląc o badaniach tak wiele uczelni myśli o badacz(k)ach, a nie tylko o maksymalizacji efektów ich prac. Ale też prezentacje sytuacji poszczególnych uczelni pokazały, jak wiele jest wciąż do zrobienia. Cały panel poświęcony sposobom przyciągania do polskich uczelni najlepszych badaczy pokazał, że… w zasadzie nie mamy narzędzi, żeby ich przyciągnąć. Że nawet w obrębie naszego pięknego kraju rynek pracy dla badaczy nie funkcjonuje. Owszem, podejmowane są działania na rzecz tworzenia wewnętrznych struktur wspierających prowadzenie badań, różnicowania wynagrodzeń, ułatwiania tworzenia zespołów badawczych przez młodych… Ale to wszystko raczej działania na rzecz utrzymania potencjału własnej kadry, niż sięgania po najlepszych naukowców w kraju i poza nasze granice. I warto to uświadomić – większość z naszych uczelni nie będzie w stanie sama zapewnić odpowiednich warunków finansowych dla zatrudnienia większej liczby wybitnych w skali nauki światowej badaczy. Nie mamy środków, jesteśmy skrępowani wewnętrzną biurokracją. Jeśli możemy na coś liczyć, to na atrakcyjność i kontakty naszych zespołów badawczych oraz – wypadki losowe, jak transfer do danego miasta rodziny, w której jeden z małżonków jest naukowcem. Pomimo to – rośnie liczba badaczy zagranicznych zatrudnianych na naszych uczelniach. Co najmniej zwiększy to rozpoznawalność naszych uczelni w kręgu światowej akademii. To już coś. Czy uda się osiągnąć więcej – czas pokaże. I choć trudno jednocześnie reformować własne środowisko i przyciągać badaczy z zewnątrz – warto o to powalczyć. Bez impulsu z zewnątrz, bez otworzenia się na nową kulturę pracy i współpracy czeka nas tylko reprodukcja dotychczasowych rozwiązań. A w stale zmieniającym się świecie taka stagnacja – to śmierć.

Czytaj dalejDoskonałość nauki i dydaktyki jest jedną wartością

Kreacja czy konsumpcja? Casus CASUSa – przyszłość współpracy?

Weekend zapowiadał się ciepły i słoneczny, w związku z czym w sobotę udałem się do pracy autostradą A4 do Goerlitz. Wraz z prof. Eugeniuszem Zychem, prorektorem ds badań naukowych, wzięliśmy udział w uroczystym podpisaniu umowy z Helmholz Zentrum Dresden Rossendorf  o rozszerzeniu współpracy w ramach Center for Advanced Systems Understanding – w skrócie: CASUS. Uniwersytet Wrocławski dzięki zaangażowaniu prof. Leszka Pacholskiego jest współzałożycielem tego ośrodka. Powstały w 2019 r. po długich rozmowach i negocjacjach ma za zadanie zgromadzić grono wybitnych uczonych, którzy będą zajmować się tytułowymi studiami. Ale jednocześnie, wyniki ich prac mają służyć rozwojowi lokalnej gospodarki. W trakcie pikniku naukowego w sobotę premier kraju Saksonia, Michael Kretschmer oraz federalny wiceminister nauki Wolf-Dieter Lukas podpisali porozumienie gwarantujące finansowanie ośrodka do 2038 r. kwotą co najmniej 15 milionów euro rocznie. Dodatkowo zagwarantowano środki na remont dawnej fabryki kondensatorów, która od 2026 r. stanie się nową siedzibą centrum i jednocześnie umożliwi rozszerzenie i intensyfikację jego działalności. Nie są to pieniądze kolosalne, ale pamiętajmy, że są przeznaczone przede wszystkim na zatrudnienie pracowników, zakup podstawowej aparatury, reszta – powinna być finansowana z środków grantowych. W rezultacie jest szansa, że tuż za naszą granicą dynamicznie rozwinie się innowacyjny ośrodek badawczy, przede wszystkim związany z naukami ścisłymi i bio-medycznymi, ukierunkowany na transfer technologii. Dobrze, że – dzięki inicjatywie prof. Pacholskiego – w nim się znaleźliśmy jako współzałożyciele.

Skąd zatem towarzyszące mi w trakcie tego spotkania i powrotu do Wrocławia poczucie smutku?

Chyba przede wszystkim z dwóch, odmiennych ale powiązanych ze sobą powodów. Centrum w zamierzeniu mające bardzo ambitne cele – i mocno za nie trzymam kciuki! – w świetle przemówień obu niemieckich polityków ma stać się jednym z kół zamachowych zmiany gospodarczej w Saksonii. Pomijając bieżące, polityczne potrzeby niemieckiego świata politycznego, ta narracja budzi moją zazdrość, odpowiada moim przewidywaniom, ale jednocześnie spycha międzynarodowy charakter badań na boczny tor. Premier Saksonii w swoim przemówieniu bardzo mocno podkreślał, że celem tak jego dotychczasowej, jak i przyszłej polityki jest wspieranie przemiany gospodarczej regionu, intensyfikacja realizowanych tu badań naukowych, które mogą przełożyć się na nowe miejsca pracy. Wskazywał, że przy całej dumie z dotychczasowych osiągnięć gospodarczych, przyszłość należy do gałęzi związanych z dynamicznym rozwojem nauki. I, że choć inwestycja w naukę jest ryzykowna i przynosi skutki w długim horyzoncie, to dla regionu właśnie ona może zagwarantować pomyślną przyszłość. Rozwój nowych gałęzi gospodarki to także wsparcie dla klasycznych usług, całego, szerokiego sektora wspierającego pracowników i ich rodziny. W podobnym duchu wypowiadał się minister Lukas, wskazujący jednocześnie ogólnokrajowy wymiar takiej polityki – i lokalizacji CASUS w Goerlitz. Międzynarodowy charakter centrum był mocno podkreślany przez ministra jako przykład nie tylko budowania, ale i pragmatycznego wykorzystywania 'mostów między narodami’. Fraza ta ma charakter liturgiczny i odpowiada tej osi niemieckiej polityki zagranicznej, która właśnie naukę traktuje jako jeden z filarów współpracy międzynarodowej. Piszę to absolutnie bez żalu, mocno chcę to podkreślić – mój szczery podziw budzi tak ukształtowana narracja polityczna zwrócona nie tylko do naukowców, ale głównie do obecnych na pikniku samorządowców i mieszkańców Goerlitz. Dużo monet bym dał, żeby taki spójny przekaz pochodził od któregokolwiek polskiego obozu politycznego. No i właśnie – w tym też mój smutek. W moim odczuciu strona polska w tym przedsięwzięciu mocno straciła na znaczeniu. Nadal #uniwroc jest szanowanym partnerem naukowym dla sieci Helmholza, ale brak politycznego i finansowego zaangażowania polskich polityków w funkcjonowanie CASUSa (mimo składanych deklaracji) przesądza, że w przyszłości będziemy konsumentami, ale nie kreatorami wizji dla rozwijającego się centrum. Uniwersytet będzie się starał, będzie pracował i działał – ale nie można się oszukiwać, o przyszłości będzie decydował inwestor.

Drugi powód smutku – to poczucie osamotnienia. Na spotkaniu potwierdzającym i rozszerzającym rozwój jednego z niewielu niemiecko-polskich ośrodków badawczych funkcjonujących w Niemczech (swoją drogą – czy w RFN są jeszcze jakieś inne mające taki charakter?) nie pojawił się żaden polski polityk. Żaden. Nie było przedstawicieli MEiN, nie było władz regionalnych. Można powiedzieć, że po prostu impreza w niewielkim miasteczku nad Nysą nie przyciągnęła uwagi naszych decydentów. Pewnie tak jest, ale czy to właśnie nie jest nasza kluczowa słabość? Kolejny raz – że nie widzimy, jak świat naszych sąsiadów ucieka nam coraz szybciej, a my w najlepszym przypadku asystujemy i próbujemy wskakiwać do coraz szybciej jadącego pociągu. Jak na tacy mamy podaną możliwość współtworzenia przyszłości, także w wymiarze gospodarczym, budowania fundamentów konkurencyjności gospodarki opartej na wiedzy. I nie chcemy z tego skorzystać? Ile razy można prosić o refleksję nad przyszłością naszego kraju w kontekście europejskim, zmian, które są nieuchronne, a których  my nie chcemy zobaczyć? Wizja rozwoju z końca XX w., z centralną rolą tradycyjnych sieci komunikacyjnych powiązanych ze zwolnieniami podatkowymi motywującymi do budowy fabryk-montowni, nie zabezpieczy naszej przyszłości w 2050 r. Przeciwnie, gwarantuje nam narastanie długu cywilizacyjnego, kulturowego i technologicznego.

Nauka nie może funkcjonować nastawiona na model konsumpcyjny – korzystania z okazji stwarzanych przez innych. Musi być kreatywna, musi sama stwarzać przestrzeń do kreowania nowych trendów w życiu swojego otoczenia. Jeśli będziemy skazani na czekanie i oferty z zewnątrz, sami nie mając poparcia w priorytetach decydentów, to nasi partnerzy będą nas traktować jako konsumentów środków i źródło zaopatrzenia w nowe pomysły i siły poprzez drenaż naszych zasobów ludzkich. I na to pole przesuwamy się dziś nieuchronnie. Mam jeden powód do optymizmu. Jako uczelnia wciąż cieszymy się uznaniem naszych zagranicznych, instytucjonalnych partnerów. Tak, to nie znaczy wiele w porównaniu z milionami euro, których… nie mamy. Ale tak długo, jak się tylko da, będziemy podtrzymywać dialog naukowy, włączać naszych studentów i doktorantów w proces poznawania najnowszych osiągnięć nauki i ich transferu do życia gospodarczego, ale na równi z nim – także społecznego i kulturalnego. Wielkim pytaniem jest – czy potem zostaną z nami? Czy wyjadą do Goerlitz, Drezna, Berlina, Bonn, Londynu… bo zabraknie dla nich miejsca nad Odrą i Wisłą? My zrobimy wszystko, by tak się nie stało. Ale sami – nie damy rady.

I krótkie sprawozdanie z mijającego tygodnia:

  • w poniedziałek spotkanie z prezesem Wydawnictwa Uniwersyteckiego i rozmowy o dalszym krokach zwiększających jakość prac i dostępność produktów Wydawnictwa;
  • we wtorek powołanie Uniwersyteckiej Fundacji im. Clary Immerwahr. Pomimo swojej nazwy, jej fundatorami są osoby prywatne, związane z Uniwersytetem Wrocławskim – poza mną dr Łukasz Prus i Tomasz Sikora. Celem fundacji jest wspieranie ambicji edukacyjnych i naukowych kobiet, nie tylko na Uniwersytecie Wrocławskim, choć tu fundacja powstała i w sposób naturalny tu będzie działać najintensywniej. Prezes fundacji, p. prof. Patrycja Matusz oraz Kamila Kamińska-Sztark (członek zarządu), inicjatorki powołania tej fundacji, zapowiadają intensywne działania… 
  • w środę spotkanie z pp. Wiktorią Morawską i Aleksandrem Musiałem z Collegium Invisibile, organizacji promującej współpracę ośrodków akademickich w celu wsparcia naukowych ambicji najzdolniejszych licealistów i studentów. Uzgodniliśmy konkretne działania we Wrocławiu i mocno liczę na ich realizację – uczelnia badawcza musi być otwarta dla młodych ludzi, jeszcze zanim przestąpią nasze progi powinni otrzymywać klarowny sygnał – racjonalność i nauka to podstawa dla przyszłości całej Europy, w tym Polski;
  • w czwartek posiedzenie KRUWiO, nowym przewodniczącym tej organizacji rektorów szkół wyższych Wrocławia i Opola został prof. Krystian Kiełb, rektor Akademii Muzycznej. Rozmawialiśmy także o organizacji rozpoczęcia roku akademickiego i dydaktyki w jego trakcie;
  • w piątek miała miejsce pogrzeb p. prof. Doroty Wolskiej, wybitnej, przedwcześnie zmarłej kulturoznawczyni, inspirującej pokolenia studentów i badaczy. Wielki smutek i pustka;
  • w sobotę podpisanie porozumienia, o którym pisałem wyżej.

Działamy dalej, trzymamy się naszych wartości. A ponieważ październik za progiem, a pełna odporność poszczepienna pojawia się po dwóch tygodniach od drugiej dawki – ceterum censeo: szczepmy się!!!!!

 

Nauczanie – pod egidą Ateny

Słońce coraz szybciej ucieka za horyzont, co jest niechybnym znakiem końca lata i początku przygotowań wykładowców do nowego roku akademickiego. Rozpoczynamy kolejny, trzeci już rok akademicki w sytuacji zagrożenia wirusem. Jednocześnie mamy wątpliwą przyjemność obserwowania przyspieszonego przez epidemię rozpadu spójności dotychczasowych struktur społecznych i politycznych. I choć uważam, że czas na to za krótki, by być pewnym stałości procesów kulturotwórczych, to nasilenie politycznych tendencji do apoteozy 'wsobności’, 'swojskości’, 'naszości’ jako mechanizmów obronnych w obliczu zagrożenia życia, politycznych wpływów w grupach, a także poziomu dobrobytu, doprowadzą do wzmocnienia separowania się kultur nie tylko w przestrzeni międzynarodowej, ale także w obrębie wspólnot jednego języka i tożsamości państwowej. Z mojej perspektywy wszystkie te zjawiska popychają ludzkość do samobójczego ograniczania horyzontu empatii, skracania perspektywy czasowej i osłabiania wspólnoty ogólnoludzkiej, którą powinno się wzmacniać w obliczu klarownego zagrożenia podstaw egzystencji człowieka na Ziemi.

Czytaj dalejNauczanie – pod egidą Ateny

Nie wierzę politykom, nie!

Powrót do Polski, gdy zerwie się wcześniej na krótki nawet czas nić informacyjną, może skutkować obrażeniami. Ale też wracając po tygodniu nieobecności i wręcz klaustrofobicznego zanurzenia w obserwacji badań polarnych, nie przewidziałem tej skali wzmożenia w odrywaniu się od realiów życia tu i teraz naszych elit i ciągnięciu przez nie za sobą naszego społeczeństwa. Mam ten  przywilej, że po powrocie czekał na mnie stos dzienników i tygodników. Więc wcześniejsza konfrontacja ze światem Internetu została uzupełniona o słowo drukowane. Nie poszło dobrze. Z jednej strony uporczywa wiara w kontrolę społeczeństwa i w zbawczość najwłaśniejszej racji jako racji najmojszej. Z drugiej strony zalew negatywnych emocji, które w emocjach się wyczerpują. Z trzeciej – wytnijmy sobie kawał lasu, żeby zbudować fabrykę ekologicznych (sic!) elektrycznych aut (których nie ma, ale do których prąd chcemy wytwarzać z węgla, bo OZE są lewackie, a atomu się boimy). I na koniec – pan minister zwalnia w telewizji pracownika pewnej uczelni w pewnym dużym mieście.

Z uporem będę powtarzał – Polska jest małym kamykiem w ogromnej mozaice Ziemi. Wszystko, co jest wokół nas, oddziałuje i zmienia nas bezpowrotnie. Bez rozpoznania sieci relacji, która nas otacza, sieci obejmującej przeszłość i przyszłość, miotamy się, krzyczymy i w tym chaosie stajemy się zagrożeniem już nie tylko dla siebie, ale też dla całego świata. Bo ten mały kamyk miotający się bez sensu i celu w mozaice może ją tylko zniszczyć. Na pewno nie nada jej żadnego konstruktywnego kształtu.

Nie chciałem i nie chcę komentować zachowania polityków. One same ukazują swoją wartość i cel. Ale boli mnie, że dzieje się to w chwili, gdy nasz wpływ na Ziemię nieodwracalnie i niekorzystnie zmienia warunki życia dla miliardów ludzi, gdy bezmyślnie niszczymy całe biotopy i zubażamy bezpowrotnie te, które łaskawie pozostawiono przy życiu, gdy bez cienia refleksji obracamy w proch cały, wspaniały świat. Boli mnie, że Polska, mając możliwość włączenia się aktywnie w poszukiwanie racjonalnych dróg wyjścia z tej tragicznej sytuacji – nie przywiązuje do tego żadnej wagi. ŻADNEJ! Boli, gdy rozgrzane do czerwoności emocje zalewają wszystko, każdy, nawet najdrobniejszy przejaw racjonalności – kompletnie bez związku z sytuacją naszą, a bardziej jeszcze – naszych dzieci.

Nie ma innej drogi niż nauka, jeśli chcemy odnaleźć nową równowagę między dobrostanem ludzkości a przynajmniej ocaleniem tego, co jeszcze do ocalenia zostało. Oszczędzanie, redukcje negatywnego wpływu Europy na klimat, akcje ekologów i nasze zaangażowanie codzienne mogą pomóc – ale nie przywrócą już nam świata, który pamiętamy. To naprawdę ostatni dzwonek, bo powiązane ze sobą zmiany klimatyczne, migracyjne, religijne, gospodarcze i polityczne za chwilę odbiorą nam resztki zdrowego rozsądku i zamiast myśleć o wspólnocie, poświęcimy się kultywowaniu naszych partykularyzmów, naszych małych ogródków przed domkami na wyspie zalewanej tsunami.

A my tu o muzyku, o starszych panach w piaskownicy, o wyżelowanych celebrytach nienawiści. Może czas ich zostawić i pamiętając o swoich obowiązkach obywatelskich – jednak jeszcze mocniej zaangażować się w światowy obieg naukowy i umiędzynarodowienie dydaktyki? Bo skoro nasz kraj nas dziś nie potrzebuje, bo nasi politycy nas nie chcą nie rozumiejąc otaczającego świata, troszczmy się o Polskę tam, gdzie nas potrzebują i chcą. Budujmy nowy, racjonalny świat u podstaw, w relacjach ze studentami, ale pokazując im właśnie świat, cały, bez klapek, które konia prowadzą wąską dróżką nie dając mu oglądu piękna i grozy, która go otacza.

Polskę lepiej smakować powoli. I szukać siły w ludziach otwartych i gotowych do racjonalnego spojrzenia na świat. Oni są wokół nas, nawet jeśli cała infosfera, która nas przytłacza, mówi co innego.

Bo przecież 'nie wierzę politykom, nie! Nie wierzę politykom!’. Aha, to nie był ten muzyk. O nie.

Różnorodność

Simon Baker w ostatnim numerze THE (s. 22-23) analizuje tendencję do zachowania różnorodności w uprawianych i doskonalonych dyscyplinach naukowych. Z kolei Leszek Pacholski w DGP (nr 146/2021, ostatni weekend) zadaje dramatyczne pytanie: 'Dostojeństwo czy użyteczność[?]’ powracając do koncepcji pragmatyzmu amerykańskiego jako jednej z dróg, na które powinno wkroczyć polskie szkolnictwo wyższe. Oba te artykuły łączy przekonanie, że jak 'ecclesia semper reformanda’, tak i uniwersytety stale powinny podlegać zmianie. Różnią się receptami, choć w przypadku Bakera to raczej relacja ze zmian zachodzących w dość elitarnym klubie niż klarowna wizja przyszłości.

Wśród największych graczy na rynku naukowym widoczne jest z jednej strony zróżnicowanie dyscyplin, które osiągają najwyższe wyniki w ramach ujęcia 'narodowego’. Z drugiej strony badacze uczestniczący w ich rozwoju w znacznej mierze uzyskują i utrzymują swoją pozycję poprzez współpracę ze środowiskami rozwijającymi badania w ich dyscyplinach, ale w innych krajach. Innymi słowy nakłady na poszczególne dyscypliny nie są koncentrowane w danym kraju, bowiem odpowiednia suma krytyczna dla rozwoju zbiera się w wyniku sumowania nakładów wspierających badania wszystkich uczestników. Nie jest to jednak strategia wyłączna i gwarantująca sukces mierzony liczbą cytowań, wskaźnikiem wpływu czy publikacji w najlepiej rankingowanych czasopismach. W niektórych przypadkach zróżnicowanie rozwoju dyscyplin powoduje po prostu uśrednienie ich poziomu w skali kraju i utrzymywanie przez wszystkie tego samego, przeciętnego lub niskiego miejsca w świecie. Dlatego USA i Wielka Brytania konsekwentnie dążą do specjalizacji i zamierzają koncentrować nakłady w ściśle określonych zakresach dziedzinowych (co zresztą już się dzieje, ale może jeszcze przyśpieszyć, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii przygotowującej się do wdrożenia ścisłego rachunku ekonomicznego w odniesieniu tak do badań, jak i dydaktyki). Baker zwraca uwagę na niebezpieczeństwo rozproszenia środków w przypadku środowisk narodowych o niskim wpływie na naukę światową, ale z drugiej strony podkreśla, że właśnie zróżnicowany rozwój dyscyplin daje nadzieję na adekwatną odpowiedź na zagrożenia, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Zdywersyfikowane środowisko naukowe jest w stanie 'zwinnie’ odpowiadać na każde zagrożenie. Zmonopolizowane przez wybrane dziedziny – może tylko czekać na pomoc, jeśli kryzys zajdzie poza zakresem wypracowywanej doskonałości.

Z kolei Leszek Pacholski przytaczając historię Harvardu i przykład MIT apeluje po raz kolejny o zmianę paradygmatu rozwoju polskiego szkolnictwa wyższego. W największym skrócie – zamiast finansowania ośrodków rozwijających naukowe pasje badaczy, należy stworzyć przynajmniej jeden taki ośrodek, który będzie pracował ściśle na potrzeby gospodarki, rozwijający badania tylko w tym zakresie, w jakim znajdą one swoje zastosowanie w gospodarce. Cytując zakończenie 'Proponuję więc, zostawmy uczonym przywiązanym do tradycji ich wspólnoty, ale zbudujmy obok, może w ramach Polskiego Ładu, choć jeden uniwersytet skażony 'rynkowymi wyznacznikami’. Ktoś nas w końcu musi nakarmić’.

Nie ulega wątpliwości, że dziś Polska nie jest potęgą naukową w skali światowej. Czy powinna zatem inwestować długofalowo w rozwój zdywersyfikowanego zestawu dyscyplin, unikając koncentracji i wiodącej roli państwa? Czy może wybrać specjalności, zwłaszcza związane z przewidywanymi potrzebami rynku i tylko/głównie w nie inwestować w ścisłym związku z potrzebami biznesu oraz strategicznymi inwestycjami państwa? Wreszcie, czy uzupełnieniem dzisiejszego systemu nie powinny być jednostki biznesowe, pragmatycznie realizujące transfer badań do świata biznesu? Najłatwiejsza jest chyba odpowiedź na to ostatnie pytanie – w zasadzie taką funkcję ma pełnić sieć Łukasiewicz. Jednocześnie chyba wszystkie uczelnie starają się nawiązać jak najlepsze relacje z podmiotami gospodarki i prowadzić możliwie najżywsze działania wspomagające ich funkcjonowanie. Problemem jest efektywność tej współpracy. A ta nie jest wielka, bo 1) nasza gospodarka nie jest nastawiona na innowacje rozwijane w przyszłości w nowe technologie, a raczej na rozwiązywanie bieżących problemów, z czym świetnie radzą sobie politechniki; 2) a w rezultacie tak, jak uniwersytety muszą wychodzić do biznesu, tak i odwrotnie – biznes musi chcieć korzystać z wiedzy uczelni. Ta sytuacja z kolei rzutuje na postawione na wstępie pytania – zakleszczenie się nauki polskiej na średnim poziomie w skali świata wynika z braku wiary państwa, sektora biznesowego – ale i społeczeństwa w korzyści płynące z wspierania nauk i szkolnictwa wyższego. W Polsce powstało klasyczne błędne koło: brak spektakularnych, światowych sukcesów nauki – brak wiary w zwrot nakładów ze strony potencjalnych benefaktorów – niskie nakłady na naukę nie dające szansy na przełomowe badania – brak spektakularnych sukcesów nauki.

W tej sytuacji koncentracja wydaje się naturalną ścieżką – wesprzeć rozwój tam, gdzie są szanse na największy zwrot w związku bądź z potrzebami państwa (Polska Polityka Naukowa), bądź miejsce w światowej nauce. Taka rada wygląda jednak obiecująco tylko w modelu oderwania nauki w Polsce od jej światowego i społecznego kontekstu. Brak zróżnicowania oznacza uzależnienie w ogromnej przestrzeni technologii i kultury od produkcji zewnętrznej. A to uważam za groźne nie tylko ze względu na likwidację własnych ośrodków, które mogłyby tworzyć naukę na światowym poziomie. Przede wszystkim ze względu na pozbawienie społeczeństwa pośredników, którzy mogliby uczyć zwłaszcza młodych o tym, co się nowego dzieje w świecie i jak można to wykorzystać tu i teraz. Bez tego szczebla – nowoczesnej dydaktyki prowadzonej przez osoby nadążające za światową nauką – skazujemy nasze społeczeństwo na bezwład intelektualny, kulturalny – i technologiczny. Popchnięte – będzie się toczyć tam, gdzie będą je popychać wiedzący lepiej. Ponadto – nauka nie jest zamknięta w narodowych silosach. Wkład w rozwój nauki zależy od infrastruktury i kultury pracy badaczy z krajów najzamożniejszych, ale 1) to migracje badaczy tworzą w centrach nauki przełomowe idee i technologie; 2) pozostając w naszym pięknym, ale nie ceniącym inteligencji zanadto kraju nadal możemy poprzez współpracę inicjować kierunki nieoczywiste badań, wynikające z peryferyjności wymuszającej inne niż mainstreamowe podejście do problemów. Wreszcie, w przypadku kryzysów katastrofalne skutki ma brak zdywersyfikowanej edukacji, brak elit myślących szeroko, mających szacunek dla wartości humanistycznych, a jednocześnie racjonalnie oceniających procesy zachodzące wokół nas.

Brak wiary naszych elit władzy, że nauka może rozwijać nasze społeczeństwo, w tym gospodarkę, jest przygnębiający. Ale naszym zadaniem powinno być działanie poza tą krótką perspektywą. Zdywersyfikowana, międzynarodowa, otwarta na społeczeństwo – w tym biznes – nauka powinna być oczywistością. W naszym pięknym kraju płaczących wierzb pewnie nie stanie się to dziś. Ale wszystko wskazuje na to, że zarówno centralistyczne działania rządów, jak i niewidzialna ręka rynku nie pomogą nam wiele, jeśli nie przekonamy społeczeństwa do myślenia racjonalnie i szeroko. Kolejne kryzysy przed nami, w tym największe przewidywalne – klimatyczny i idący za nim ekologiczny. Bez nauki – także humanistyki i nauk społecznych kształtujących wartości i postawy – obudzimy się zdziwieni jako biorcy pomocy humanitarnej. Bo na kosztowną pracę fizyczną zapotrzebowania już wkrótce nie będzie.

A w związku z różnorodnością garść różnorodnych aktywności:

  • od poniedziałku długie rozmowy w sprawie przebiegu i ogłoszenia wyników konkursu IDUB na dodatki miesięczne dla 150 osób mających znaczące osiągnięcia w publikowaniu w przestrzeni międzynarodowej. Wyniki Komitet Sterujący IDUB ogłosił w piątek;
  • we wtorek spotkanie z Dyrektor Finansową i Główną Księgową w odniesieniu do przygotowywania modelu finansowania prac Uniwersytetu w bieżącej sytuacji. Tegoroczny budżet udało nam się zrównoważyć, to dobry punkt wyjścia do działań na rzecz jego polepszenia i bardziej projakościowego kształtu, który premiowałby troskę o cały Uniwersytet i innowacyjność kadry zarządzającej;
  • w czwartek spotkanie z Biurem Zamówień Publicznych – never ending story, ważne jednak, byśmy krok za krokiem szukali uproszczeń możliwych w bieżącej sytuacji, a jednocześnie tworzyli system współpracy na każdym szczeblu zarządzania, bez przerzucania się odpowiedzialnością. Uniwersytet ma jedną, wspólną administrację, która musi działać i troszczyć się o całą wspólnotę;
  • nigdy nie są miłe – sprawy dyscyplinarne. Nie jesteśmy aniołami, każdemu mogą zdarzyć się błędy. Cieszy szczególnie, gdy ich rozpoznanie jest akceptowane przez zaangażowane strony i kończy się znalezieniem działań w duch u sprawiedliwości naprawczej;
  • piątek – pracujemy nad prezentacją badań uniwersytetu w formie syntetycznej, akcentującej to, co najważniejsze w życiu całego uniwersytetu, ale istotne również dla poszczególnych wydziałów. Dobre spotkanie z Działem Komunikacji, może już niedługo zobaczymy efekty.

Za tydzień będę służbowo poza strefą Internetu (tak, są jeszcze na świecie takie miejsca), więc pewnie odezwę się dopiero za dwa tygodnie. Co nie zmienia fakty, że namawiam jak co tydzień – szczepmy się. Nie dlatego, że 'dohtory skazaly’, ale dlatego, że to redukuje możliwość zakażenia, a niemal wyklucza ciężki przebieg w przypadku zakażenia. Szczepienia nie są eksperymentem, chronią i zaszczepionych i tych, którzy szczepienia nie mogą przyjąć. Szanujmy różnorodność – ale pamiętajmy, że możemy to robić tylko wtedy, gdy zachowamy nasze życie.

Miłych dwóch tygodni!